Bagdad pozostał tedy dla mnie barwną legendą, niewiele bogatszą od konwencjonalnych wyobrażeń w stylu kalifa Haruna ar-Raszida, opowieści z tysiąca i jednej nocy, złodzieja z Bagdadu. Dopiero niedawno zetknąłem się z Mesjaszem z Bagdadu. Ta niezwykła historia rozegrała się w XII stuleciu, na fali ruchów mesjanicznych po wyprawach krzyżowych. Młody bagdadzki Żyd, o dużej urodzie i jeszcze większej imaginacji, nazwiskiem Menahem ben Solomon, ogłosił się Mesjaszem, przybrał imię David i nazwisko Al-Ruhi albo Alroy oraz rozesłał listy do gmin żydowskich na Bliskim Wschodzie, obiecując, że chętnych przeniesie „w locie na anielskich skrzydłach" z bagdadz- kich dachów wprost do Jerozolimy. Chętnych było wielu, głównie z dzielnicy żydowskiej w Bagdadzie i z zamieszkanej przez ludność żydowską Amadii pod Mosulem. W oznaczonym przez Mesjasza dniu, zwanym później „dniem odlotu", tłumy wyległy na dachy Bagdadu, w tym dużo kobiet z dziećmi i z całą posiadaną biżuterią. Biżuterią zajęli się zaufani Mesjasza, zapowiadając jej zwrot w Jerozolimie natychmiast po „przylocie". Przez całą noc oczekujący poruszali się miarowo i modlitewnie do przodu i do tyłu, ten bowiem ruch wahadłowy miał być umówionym znakiem dla aniołów. Wiele osób spadło z dachów bądź z winy ciemności, bądź wierząc, że na widok ich skoku przyfruną szybciej aniołowie, aby otulić skrzydłami gorliwych. Trupy roztrzaskane o ziemię nie zniechęciły czekających, lecz — o dziwo! — wznieciły w nich jeszcze większą nadzieję mesja- niczną. Dopiero świt odsłonił prawdę, świt spełnia zawsze taką rolę.
Podniosły się krzyki i lamenty, szczególnie gdy zobaczono, że pod osłoną nocy ulotnili się (bez pomocy aniołów) wysłannicy Mesjasza z biżuterią. Długo przeklinano Mesjasza z Bagdadu, który znikł bez śladu.
Asocjacje? Nazbyt okropne, aby je palcem wskazywać.
Herling-Grudziński
Dziennik pisany nocą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.