czwartek, 9 lutego 2017

Nieśmiertelni

Bez końca z ziemskich padołów
Odorem nędzy życie na nas bucha.
Upojnym czadem dymi ludzka jucha
Z tysiąca czasz wylana u katowskich stołów.
Spazmem rozkoszy, febrą dzikiej chuci
Szarpany, motłoch w słodkiej ginie męce.
Dziady, mordercy, lichwiarze, bankruci
Wszędzie tak samo załamują ręce.
Biczem obłędu trzoda ludzka szczuta,
Śmierdzi zgnilizną jak studnia zatruta,
Dusi się, poci, zachłystuje, dławi,
Pożera siebie samą i nie trawi.

Wojny wciąż nosi w swym skalanym łonie,
Wzniosłymi sztuki otumania Muzy
I przyozdabia płonące zamtuzy,
Gdzie własnym ciałem kupcząc - sama spłonie.
Na pstrych jarmarkach dziecinnej uciechy
Pęta się, szwenda i zawsze z ochotą
Każdego, kto jej powolny, pcha w błoto
I razem gniją: dwa cuchnące grzechy.

Lecz myśmy siebie odnaleźli w sferze
Gwiazd, co się blaskiem lodowatym palą:
Żyjemy jak bogowie w śródgwiezdnym eterze,
Nie znamy dni ni godzin, radości ni żalu.
Tu - płci nie mamy i nie mamy wieku,
Wszystko tu jedno: daleko czy blisko,
Na twoje grzechy i bóle, człowieku,
Patrzymy stąd z uśmiechem jak na widowisko.
Każdy nasz dzień tu - ma długość wieczności,
Nie odróżniamy już grzechu od cnoty.
W odwieczną gwiazd gonitwę zapatrzeni,
Na żywot wasz łaskawym spoglądamy okiem,
Płucami chłonąc mróz bezkresnych tych przestrzeni,
Jesteśmy za pan brat z wielkim, niebieskim smokiem.
Chłodna jest nasza wieczność i nic już nas nie czeka,
Chłodny jest nasz śmiech nad dolą człowieka.

Tlumaczenie: Józef Wittlin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.