Verlorenes Ich, zersprengt von Stratosphären
Ja zatracone w pustce stratosfery
ofiara jonu -: i baranek gamm -,
cząsteczka, pole -: bezkres chimery
na twoim szarym głazie z Notre-Dame.
Dni płyną ci bez nocy i bez świtów,
lata nie dają owoców ni śniegu,
i nieskończoności grożą skrytej -,
świat to ucieczka.
Gdzie kres twój, dom, gdzie twoje sfery
się rozciągają -, zyski i straty -:
wieczności gra: zabawa bestii,
uciekasz -; piętrzą się ich kraty.
Wzrok bestii: rozpłatane gwiazdy,
śmierć w dżungli prawem wszechstworzenia,
człowiek i bitwy ludów, Katalauny,
rozwiera paszczę bestia.
Świat przemądrzały. Czas i przestrzeń,
co tylko człowiek snuł i ważył,
nieskończoności funkcją wszędzie -,
mity kłamały.
Skąd, dokąd -, ani noc to, ni świtanie,
nie brzmi evoe ani requiem,
chcesz się posłużyć jakimś mądrym zdaniem -,
lecz czyim? nie wiesz.
Ach, kiedy zborem gromada się stała
i także mędrcy tylko o Bogu myśleli,
na pasterzy dzielili się i na baranka,
gdy się już krwią z kielicha oczyścili,
i wszyscy sączyli z jednej rany,
łamali chleb i każdy jadł go chętnie -,
o, daleka godzino spełnionej powagi,
która Ja zatracone objęła nareszcie.
Gottfried Benn
przełożył Andrzej Lam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.