czwartek, 23 lutego 2017

Niemożność opisania nieuniknioności bezśmierci ...

Święci i łzy Ciorana
wypisy

Czy ktoś nieprzywiązany do miejsca i do wspomnień będzie odczuwał żal za ostatnimi chwilami? Możliwe, że żebracy wybierają sobie swój los, aby nie odczuwać żalu i zaznawać związanych z nim mąk agonii! 

„Poczucie, że jest się wszystkim i pewność, że jest się niczym” (Paul Valery). Oto konkluzja poety, obowiązkowa dla każdego, kto obcował ze świętymi. 

Na próżno usiłowalibyśmy uczynić Dostojewskiego świętym. Daremne wysiłki. Ale nie widzę świętego, który by był godny rozwiązać mu sznurowadła u butów. 

Uświadomiwszy sobie, że absolut istnieje tylko w wyrzeczeniu, przylgnąłem do pozorów. 

Wszystkie wielkie konwersje rodzą się z nagłego objawienia czczości życia. Nie ma nic bardziej poruszającego i fascynującego, niż ten raptowny wstrząs i jasność, w której widać pustkę egzystencji. 

Jedyną zasługą filozofów jest to, że niekiedy wstydzili się swego człowieczeństwa. Wyjątkami są Platon i Nietzsche: oni wstydzili się zawsze. Pierwszy chciał nas wyrwać ze świata, drugi z nas samych. Od nich nawet święci mogliby się czegoś nauczyć. W ten sposób uratowany został honor filozofii. 

Stworzenie świata nie ma innego wytłumaczenia oprócz lęku Boga przed samotnością. Mówiąc inaczej, rolą nas stworzeń, jest nie co innego tylko rozerwanie Stwórcy. Biedni błazenkowie Absolutu, zapominamy, że nasze dramaty mają rozbawić znudzonego widza, którego oklaski nie dotarły jeszcze do uszu śmiertelników. 

Kto ciągle wierzy, że jeszcze można umrzeć, ten nie zaznał pewnego rodzaju bólu i samotności. Niemożność opisania nieuniknioności bezśmierci ... 

Żaden święty nie wyczytał wieczności z przestrzeni. Czego miałby szukać w rozległościach zewnętrznych? Czy to nie wewnętrzna pustynia jest pierwszym krokiem ku świętości? 

„Wyjałowienie świadomości”, na jakie narzekają święci, jest psychicznym odpowiednikiem pustyni zewnętrznej. Pierwotne objawienie każdego klasztoru: wszystko jest niczym. 

„Samotność zawsze czyniła mnie współczesnym umarłych” (Barres). A więc jak: nie ma życia w samotności? Tylko wieczność ... 

„Cierpienie? Ależ to jedyna przyczyna świadomości” (Dostojewski). Ludzi należałoby podzielić na dwie kategorie: rozumiejących i nierozumiejących tą sprawę. 

Wielki matematyk – będący tylko matematykiem – stoi o wiele niżej od wieśniaka, prymitywnie dręczącego się problemami ostatecznymi. Ogólnie biorąc, nauka zbydlęca ludzi, redukując ich świadomość metafizyczną. 

Nadejdzie czas, gdy robaki będą oddawać się marzeniom na mych kościach. 

Schopenhauer twierdzi, że gdyby zastukać w grobowe płyty, i zaoferować umarłym życie, odmówiliby co do jednego. Ja natomiast twierdzę, że z radością umarliby raz jeszcze. 

Dlaczego na pustyni nie pada deszcz? A jaki miałby sens po łzach pustelników? 

Mnóstwo pustelników lamentowało, że Bóg nie zranił ich serc do płaczu (Pateryk). Nigdy bym nie uwierzył, że tak łatwo współzawodniczyć z pustelnictwem. Nuże, niech pustelnicy przychodzą do nas, będziemy ich ciągać po kawiarniach, przy których milkną pustynie Arabii. 

Lubię tylko melancholijnych erudytów, uczonych w swoim smutku i umiejących ze swymi depresjami wędrować poprzez wszystkich poetów. Jaka to przyjemność, mieć pod ręką cytaty na każde rozgoryczenia, móc w każdej chwili codziennego ziemskiego wygnania przywołać niemieckiego mistyka, hinduskiego poetę czy francuskiego humorystę ... Jeśli natura powołała cię do zasmuceń, to nie lekceważ okazji do rozprzęgania rzeczy i jestestw.

Czytaj dniem i nocą, błądząc po wszystkich trwogach stuleci i nie zapominaj, że lektura zastępuje niekiedy opium. Książki trzeba łykać jak tabletki nasenne. 

Naśladowanie Chrystusa, ów elementarz odpadnięcia ze świata, zaleca „łamanie serca” jako lek na pychę. Ta zaś jest opętańczą manią wielkości „ja”, przerostem indywiduacji; z punktu widzenia „łamania serc” każda nieobecność jest jeszcze zbyt dumna, gdyż naczelnym ideałem jest tu całkowite samowymazanie się ze świata, tak, by silniej mógł rozbłysnąć Bóg. 

Zdaniem Eckharta, nic nie jest Bogu tak niemiłe jak czas. I nie tylko czas, lecz również przylgnięcie do niego lub tylko „dotykanie” go. 

Z czego zrezygnowaliśmy? Z pozorów. Ta rezygnacja jest bardzo trudna, bo one są przecież samą „substancją” życia. 

Niewytłumaczalna nuda, wyglądająca z oczu dzieci w puste popołudnia, jest przeczuciem czekającego je w życiu znoju, zgiełku i męki. Każdy z nas wzdragał się w dzieciństwie co najmniej kilkakroć w takim przeczuciu brzemienia, jakie chowa dla nas czas, i z pewnością także smakowaliśmy już wtedy trochę z jadu „owocu zakazanego”. 

Całe życie ludzi jest stanem upojenia, przerywanym od czasu do czasu rozbłyskami zwątpień. Czy gdyby jasno rozeznawali się w rzeczywistości, mogliby żyć bodaj sekundę dłużej? Najbardziej „normalni” z nich są pijani w sztok, bo na „trzeźwo” nie sposób nawet oddychać. 

Jest we mnie całkiem niemało z chrześcijanina, pokusa żebractwa, pustyni, a także obłędne napady litości. A więc różnorakie ekspresje ducha wyrzeczenia. Trucizny chrześcijańskie pozostawiły nam we krwi osad absolutu, który odejmuje nam dech, ale bez którego nie potrafimy żyć.

tłumaczenie: Ireneusz Kania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.