Wypisy z Pokusy Istnienia Ciorana
„Odtąd czasu już nie będzie” - ów zaimprowizowany metafizyk, jakim jest Anioł z Apokalipsy, obwieszcza w tych słowach koniec diabła, koniec historii. Mistycy mają zatem rację, poszukując Boga w sobie lub gdzie indziej, z wyjątkiem tego świata, który zrównują z ziemią, nie zniżając się jednocześnie do buntu.
Uwodzą nas jedynie umysły, które unicestwiły się, pragnąć nadać sens swemu życiu.
Anglicy dziś są tak samo dalecy Szekspirowi, jak późni Grecy musieli być dalecy dramatom Ajschylosa.
„Gdyby słońce i księżyc zaczęły wątpić, natychmiast by zgasły” (Blake). Europa wątpi od dawna ...
Od wieku Oświecenia Europa nie przestała w imię idei tolerancji podkopywać swych bożyszcz.
Filip II leżąc na łożu śmierci, wezwał swego syna i oświadczył mu: „Oto gdzie kończy się wszystko, również monarchia”. Przy łożu tej Europy, nie wiedzieć jaki głos ostrzega mnie: „Oto gdzie kończy się wszystko, również cywilizacja”.
Doświadczenie pustki to mistyczna pokusa niewierzącego, to dana mu możliwość modlitwy, to chwila jego pełni.
Jeśli brak Ci siły, aby zdemoralizować się wraz z tą epoką, upaść równie nisko i zajść równie daleko jak ona, nie uskarżaj się, że Cię nie rozumieją. Przede wszystkim wszakże nie uważaj się za prekursora: w tym wieku nie będzie światła.
Język Tacyta, zniekształcony, strywializowany, zmuszony do znoszenia bredni o Trójcy Świętej! Słowa spotyka ten sam los co imperia.
Nie sposób wyobrazić sobie Dantego czy Szekspira zapisujących najdrobniejsze zdarzenia ze swej egzystencji, aby ujawnić je innym.
To nie Eliot, lecz Proust jest prorokiem „hollow men”, wydrążonych ludzi. Odejmijcie funkcję pamięci, za pomocą której próbuje się nam dać władzę nad stawaniem się, a nie pozostanie w nas nic, jak tylko rytm odmierzający fazy naszego rozkładu.
Jakub Boehme słusznie nazwał diabła „kucharzem natury”, mistrzem, którego sztuka sprawia, że mamy ochotę na wszystko.
Jak uwierzyć choćby w cień postępu, uświadamiając sobie, że chrześcijańskim bajeczkom udało się zdusić stoicyzm! Gdyby to on rozprzestrzenił się, zapanował nad światem, człowiek zrealizowałby się całkowicie albo prawie całkowicie. Rezygnacja, gdyby stała się obligatoryjna, nauczyłaby nas znosić nasze nieszczęścia z godnością, sprawiłaby, że zamilkłyby nasze głosy, umielibyśmy chłodno spoglądać w naszą nicość.
Religia sadowi się na ruinach mądrości: zabiegi, jakie stosuje ta pierwsza, nie odpowiadają tej drugiej. Ludzie zawsze będą woleli trwać w rozpaczy raczej klęcząc niż stojąc.
Nie prawi się kazań według Marka Aureliusza: ponieważ zwracał się on tylko do samego siebie, nie miał ani uczniów, ani stronników; nie przestaje się natomiast wznosić świątyń w których do znudzenia cytuje się niektóre listy.
Toteż gdy, zachwyceni, myślimy o jakimś hinduskim mnichu, który na dziesięć lat pogrążył się w medytacji z twarzą tuż przy ścianie, rychło odzywa się ironia, oznajmiając, że po tak wielkim wysiłku odkrył on nicość, czyli to, co stanowiło punkt wyjścia jego poszukiwań!*
Czy można sobie wyobrazić szczura impotenta? Gryzonie wspaniale spełniają wiadomą czynność. Nie można tego powiedzieć o istotach ludzkich: im bardziej są wyjątkowe tym bardziej uwidacznia się w nich ów fundamentalny niedostatek odrywający je od łańcucha bytów. Dobrowolna czy przymusowa abstynencja, stawiając jednostkę zarazem powyżej i poniżej Gatunku, czyni z niej mieszaninę świętego i imbecyla, która nas intryguje i przygnębia. Stąd owa dwuznaczna nienawiść, jaką odczuwamy wobec mnicha, podobnie zresztą jak w odniesieniu do każdego mężczyzny, który wyrzekł się kobiet, który wyrzekł się bycia takim jak my. Nigdy nie wybaczymy mu jego samotności, upokarza nas ona w tej samej mierze, w jakiej się jej brzydzimy. Gogol wyznał kiedyś, że miłość, gdyby jej uległ „natychmiast starłaby go w proch”.
Nikt tak bardzo jak Gogol nie wgłębił się w obserwacje codzienności. Jego realizm jest wielki, że kreowane przezeń postaci stają się nieistniejące i przekształcają się w symbole, w których całkowicie się odnajdujemy. Nie upadają; są upadłe od zawsze.
Ten kto u progu kariery dostrzegł śmiertelne prawdy, dochodzi do punktu, w którym nie może już z nimi żyć. Jeśli pozostanie im wierny, jest zgubiony. Zapomnieć o nich, wyrzec się ich, to dla niego jedyny sposób, by przystosować się do życia, by zejść z drogi Wiedzy, Nieznośnego.
Według Kasjodora, Ewgriusza i św Nila nie ma demona straszniejszego niż demon acedii. Mnich, który ulegnie jego pokusom, pozostanie jego ofiarą aż do końca swych dni. Wystając w oknie, będzie wyglądał na zewnątrz, oczekiwał czyichś odwiedzin, by oddać się gadulstwu, by się zapomnieć.
Wyrzec się wszystkiego, by następnie odkryć, że wybrało się niewłaściwą drogę, dręczyć się w osamotnieniu i nie móc go opuścić! Na jednego eremitę, któremu się powiodło, przypada tysiąc, którym się nie udało. Tych przegranych, upadłych, przenikniętych poczuciem nieskuteczności swych modlitw miano nadzieję wytresować śpiewem, narzucano im uniesienie, dyscyplinę radości. Będąc ofiarami demona, jak mogli wznosić swe głosy i do kogo? Oddzieleni od łaski i od świata, godzinami porównywali swą bezpłodność z bezpłodnością pustyni, materialnego wizerunku własnej pustki.
A ja, z nosem przy szybie, do czego porównałbym mą bezpłodność, jeżeli nie do bezpłodności Miasta? A jednak prześladuje mnie myśl o tamtej, prawdziwej pustyni. Czemu nie mogę się tam udać i zapomnieć o woni człowieka! Jako sąsiad Boga, wdychałbym jego rozpacz i jego wieczność, o której marzę w chwilach, gdy budzi się we mnie wspomnienie odległej celi. Jaki klasztor opuściłem, zdradziłem w poprzednim życiu? Moje niedokończone modlitwy, porzucone wówczas, teraz podążają za mną, podczas gdy w moim mózgu tworzy się i rozpada nie wiedzieć jakie niebo.
*Punkt wyjścia jego poszukiwań stanowiło „ja”.
tłumaczenie: Krzysztof Jarosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.