Niczego nie można spodziewać się po „zadowolonych”.
André Gide, Dziennik
Im więcej ktoś ma w sobie i im bardziej jest świadom, tym mniej potrzebuje od innych. Tej zasadzie przychyla się też – że zacznę od niego – Henryk Elzenberg: „Im pełniej żywa, im bardziej skoncentrowana świadomość, tym mniej potrzebuje tej całej zabawy w świat, i tym bardziej ogranicza się do życia własną swą treścią”1.
Podobnie jest u Konińskiego. Co nie znaczy, że „zabawa w świat” jest mu całkiem zbyteczna. Jego egzystencja stanowi sama w sobie historię, której odczytanie przynosi wiedzę o piszącym, a równocześnie jest przypowieścią o losie człowieka minionego wieku. Kultura i cywilizacja jego czasu oraz sam proces pisania były dla Konińskiego nie tylko sferą skupień i zainteresowań, lecz pracą budowania ducha człowieka. Los natomiast był dlań – szczególnie po roku 1939 – feralną opresją. Jednak pomimo to uczył, jak przejść przez ową opresję z honorem. Wiedział, że ludzkie smutki biorą się często ze świadomości braku, umiał przez to swe myśli nakierować na to, co miał w danej chwili, i koncentrować je na tym. Był pełen apetytu na życie, który – nie aż tak paradoksalnie – wzmógł się wraz z wojną. „Apetyt” i ochota lub lepiej: poryw i zapał same w sobie są już odmianą nieśmiertelności. Choroba (poprzez którą budował swoją egzystencję, ba, która stała się jego życiem) i wojna nie pozbawiły myśliciela dociekliwości – przeciwnie zaostrzyły jego wnikliwość. Zgodnie z tytułem rozdziału, rzecz nie dotyczy stricte biografii pisarza, lecz raczej faktów z życia korespondujących z tekstem Uwag. Część ta traktuje o przeżyciach i zdarzeniach, które określają myśl przewodnią diariusza, doświadczeniach mających wpływ na treść tego dziennika wojennego (owa aporia zła), będących też inspiracją w nieznacznych, acz obecnych, fragmentach retrospekcyjnych Uwag.Natura choroby sprawia, że ci, których dotknęła, odnoszą wrażenie niepotrzebności swego bycia. Mają przekonanie swojego ciężaru dla innych i marginalizacji. U Konińskiego, mimo że i on jest nękany podobnymi stanami, rzecz ma się jeszcze inaczej. Doświadczany przez niego ból ma wartość poniekąd konstruktywną. Dźwiga on bowiem własne istnienie ku pewnym wyżynom. O tego typu cierpieniu w roku 1933 pisał Pierre Teilhard de Chardin:
Z natury, z usposobienia ci, co cierpią, są niejako wypędzeni z siebie samych, zmuszeni do opuszczenia obszaru zwykłych aktualnych form życia. Czyż nie są tym samym wybrańcami predestynowanymi do pracy polegającej na tym, by dźwigać świat ponad doraźne używanie, coraz wyżej ku światłu? To oni powinni bardziej zdecydowanie i bezkompromisowo niż inni dążyć ku rzeczywistości Bożej2.
Karol Ludwik Koniński całą swoją spuścizną literacką, eseistyczną czy wreszcie publicystyczną mówił w znacznym stopniu o swojej biografii. Nieprzypadkowo dziennik intelektualny (intymny), jakim są Uwagi, to zapis życia, w którym – za sugestią Hansa-Georga Gadamera – „rozpoznawanie czegoś jest poznawaniem siebie”3. Powiedzieć można: jak i każdy inny tekst Konińskiego – niemniej należy dodać: nie aż z taką dosłownością i konsekwencją. Zaznaczmy, że tworzy on rodzaj raczej niezamierzonej autobiografii (gdzie myśl jest ponad faktem) niż, w sensie dosłownym, biografii:
Pisanie autobiografii – wyjaśnia John Sturrock – stanowi zaledwie margines działalności jej autora (…) Biografia to rzemiosło, autobiografia to działalność uboczna i niepowtarzalna. (…) Spodziewamy się, że autobiografia będzie mniej naszpikowana danymi, bardziej intymna, bardziej refleksyjna, być może nie tak jednostronnie retrospektywna jak „ta sama” opowieść o życiu (to znaczy opowieść o życiu tej samej osoby) relacjonowana „z zewnątrz”4.
Każdy indywidualny temat wyznacza indywidualną, sobie przynależną, formę. By pokonać absurd, konieczna jest wiara oparta na zawierzeniu – wie to Koniński i zauważa to u niego Bronisław Mamoń. Stąd i powinowactwo Karola Ludwika chociażby z Albertem Camusem. Potraktujmy go jako reprezentanta pewnej emocjonalności, w obręb której wchodzi i Koniński. We wstępie do Uwag jego nieutrudzony propagator pisze:
Fakt cierpienia i śmierci – podobnie jak dla Camusa – jest ciągłym wyzwaniem dla teologicznej myśli Konińskiego. „Ludzie umierają i nie są szczęśliwi”. A „ten świat, jaki istnieje, jest nie do zniesienia. Potrzebuję więc księżyca, szczęścia, nieśmiertelności, jakiejś rzeczy, która może byłaby szalona, ale która nie byłaby z tego świata” (A. Camus, Caligula, tłum. W. Natanson, „Dialog” 1956, nr 7, s. 41–42). Potrzeba pokonania absurdu wskazuje kierunek na religię5.
A teraz wyimek z Uwag z datą 30 października roku 1941, pisany w przeddzień urodzin. Jakże w swej treści zbieżny jest z powyższymi odczuciami Camusa:
Wiosny wiekuistej pragnę w tę jesień zimną i smutną, czystości wiekuistej w słońcu miłowania pragnę, ja, zatruty doszczętnie toksynami życia, wolności należnej pragnę, ja, nędzny niewolnik, wiosny świętej pragnę, ja, robakami pokryty. To jest mój point of depart. To jest mój pierwszy i ostatni dogmat (Uwagi, s. 143).
Koniński ma silne poczucie rzeczywistości i konkretu. Jego istnienie, jak każdego, to istnienie w granicach widzialności – w obrębie wzroku. Ale w tej widzialności pisarz wykracza poza nią. To ciągła praca, by przekroczyć to, co widoczne i dotykalne, a przez to odkryte. Odkryte i nietrwałe, bo nic nie jest tak niestałe jak materia. Zapisuje biografię swą empirią (osadzoną w wierze, co widać w Uwagach), ale i fikcją. Tu konieczna dygresja. Fabulacja jego obecna w prozie jest jednak pozornym, bo w części opartym na faktach, wymysłem. Przykład tego stanowi – by dla porządku podać – nowela Straszny czwartek w domu pastora6. Wszystkie te odpryski, te przyswojenia budują jego życiorys. Tak to komentuje Justyna Rybka:
Sam pisarz przywiązywał dużą wagę do swojej biografii. Świadczą o tym kilkakrotnie podejmowane próby spisania życiorysu. Żadna z nich nie przyniosła tekstu kompletnego. Za każdym razem urywał się on niespodziewanie. Jedną z przyczyn musiała być nadmierna szczegółowość, przeładowanie danymi, często już niezwiązanymi z życiem samego pisarza, ale jego daleką rodziną i przodkami. Znamienne, że Koniński nie podejmował prób dokończenia raz rozpoczętych szkiców, ale za każdym razem rozpoczynał pisanie autobiografii od nowa, od początku. Jakby szukał wciąż tej jedynej właściwej historii, tego właściwego początku, który udźwignąłby zasadność wszystkiego, co działo się potem; który zawarłby w sobie odpowiedzi na wszystkie pytania wywołane dalszymi losami pisarza7.
Każdy człowiek ma skłonność do uważania swojej osoby za centrum pewnej przestrzeni życiowej. Każdy też – co osób piszących dotyczy szczególnie – ma świadomość8, że zrobił w życiu twórczym zbyt mało. Autobiografia staje się dziełem, które ma być w zamierzeniu (bodaj każdego) autora opus magnum. Pisarz po cichu liczy, że poprzez pisany tekst odzyska to, co utracił. Myśli tak nawet wówczas, gdy napisał treści znaczące, lecz – jak w przypadku Konińskiego – co do odbioru niszowe. Teksty diarysty mało obecne są w świadomości czytelników, zarówno dziś, jak i przed rokiem 1943. O czymś podobnym mówi Georges Gusdorf:
Autobiografia jest odpowiedzią na niepokój i lęk starzejącego się człowieka, który zadaje sobie pytanie czy jego życie nie zostało przeżyte na próżno, zdane na traf i przypadek, i czy nie kończy się porażką. Aby się uspokoić, podejmuje swą własną apologię (…). Każde życie, mimo najbardziej olśniewających sukcesów, może gdzieś w głębi uważać się za zmarnowane. Autobiografia jest wówczas ostatnią szansą odzyskania tego, co stracone9.
Sam Koniński w Zakopanym w roku 1933 tak argumentuje pisanie pierwszej wersji Pamiętnika:
Zaczynam pisać pamiętnik. Dlaczego? Dlatego, że już od dawna mnie pragnienie „wypisania się” gnębi. Czy gra tu rolę przykład pamiętników, które dziś piszą wszyscy? Czy biorę udział w jakimś szerszym procesie psychosocjologicznym, który pcha do zwierzeń, względnie rachunku do zwierzeń tylu ludzi? Czy kończy się świat jeden, czuje się jego koniec i chce się utrwalić pamiątkę jego? Co do mnie, to w każdym razie czuję potrzebę utrwalenia tego, co wartościowe było w przeszłości, ocalenia przed zgubą. Ale zarazem chcę popatrzeć w nagą prawdę mego życia i mej rodziny10.
W Moim pamiętniku natomiast rok przed śmiercią w Rudawie w roku 1942, w miesiącach ponurych i głodnych, odnotowuje:
Bardzo lubię czytać pamiętniki; sam już konkret prawdziwy, przejmujący, chociażby to było życie bardzo nieurozmaicone (…). Nie bardzo miałem na to czas, zawsze byłem zajęty czymś ważniejszym (…) gdy wielkim pragnieniem moim jest śmierć rychła i kiedy mam p.[oczucie? pewność?], że takie wielkie pragnienie musi się jakoś spełnić, chcę zostawić ten pamiętnik życia bez żadnych ciekawych przygód, ale życia, którego się nie przeszło bez pewnych spostrzeżeń; znałem trochę ludzi wybitnych, epoka nasza jest bardzo ciekawa; warto więc parę rysów utrwalić11.
Skupmy się jednak na osobie i faktach z życia pisarza. On sam tak zaczyna swój Pamiętnik:
Urodziłem się 1. XI. 1891 we Lwowie, jako syn Karola, asystenta Akademii Weterynarii i Michaliny ze Skrzeszewskich. Przede mną był starszy chłopiec, też Karol, który umarł jako niemowlę, nakarmiony przez niańkę surowymi jagodami12.
Data pierwszego listopada może symbolicznie określać, być zapowiedzią, niejako prorokować defetyzm w życiu myśliciela. Być może minorowe koleje losu podżega sam Koniński, który odnotowuje: „nieraz myślę o tym, że dzień umarłych, w którym przyszedłem na świat, położył się cieniem swoim na całym moim życiu”13. Uściślając: w Kościele katolickim dzień ten obchodzony jest jako uroczystość Wszystkich Świętych. Bliżej więc Konińskiemu do nieba aniżeli ziemi. Wszystkich Świętych to – wbrew stereotypom – radosna uroczystość z mnogością patronów. David Watson – współczesny angielski kaznodzieja i pisarz – słusznie zauważa: „Otóż kiedy umrę, to jestem przekonany, że będę bardziej «żywy» niż kiedykolwiek obecnie, doświadczając w całej pełni smaku wszystkiego, co Bóg przygotował nam w Chrystusie”14.
Wrogiem akceptacji siebie (a u Karola Ludwika Konińskiego da się zauważyć dezaprobatę swojej osoby i rozgoryczenie15), może największym, jest poczucie winy i wyrzuty z powodu tego, że jest się takim, jakim się jest. Albo inaczej: Koniński nie tyle nawet ma awersję do siebie, bo takąż szybko uniewinnia (poprzez zdanie sobie sprawy, że normy społeczne stają się względne, bądź nawet w okresie wojny błędne), ile, co widać w odniesieniu do daty urodzin, sam niejako prowokuje los. „Prowokacja” Konińskiego jest specyficzna. Pisarz naturalnie nie jest intrygantem i nie podżega złych kolei życia w sensie dosłownym. To raczej coś na kształt utrapienia „ja”, od którego nikt nie może się uwolnić. Owo „ja” jest najbliższe i najtrudniejsze do pochwycenia. Bo przecież zawsze jesteśmy dla siebie samych kimś znacznie więcej, niż wiemy o sobie i wiedzieć możemy. Poważna choroba kości oraz niemożność pozbycia się i ucieczki od siebie (z tej choroby) jest bólem pisarza. W bólu zaś jest przymus16. My – czytelnicy – stajemy, mówiąc kolokwialnie, po stronie pacjenta; nie lekarza. Widzimy chorobę podobnie, jak widzi ją chorujący. Dostrzegamy ją tak jak on, ale nie jesteśmy nim. Nasze widzenie pozwala jedynie wzmóc naszą empatię. Poważna choroba staje się powolnym umieraniem17. Człowiek – co oczywiste – realizuje się w czasie, w latach i dniach, rozpiętych między przeszłością a przyszłością, ze szczególnym nachyleniem ku temu, co będzie. Jednak nawet zbliżając się do kresu egzystencji – a z tej perspektywy pisane są Uwagi – nadal silnie łaknie życia. Umieramy wcześniej niż nasze pragnienia. Na podobny temat przejmująco pisał w dyskursie O starzeniu się Jean Améry. Jest w jego wrażliwości – akurat w tej kwestii – wiele wspólnych z Konińskim sposobów myślenia. Również Améry, austriacki Żyd, więzień Oświęcimia i Buchenwaldu, w swych przenikliwych rozważaniach wciąż powraca do pytania „czy życie warte jest życia?”. Wydawać by się mogło, że dochodzi do puenty negatywnej, gdyż w roku 1978 popełnia samobójstwo w salzburskim hotelu. Zabójstwo siebie jest dla niego ostatnią drogą ucieczki od życia. Poniższy wyimek wydaje się zbieżny z sytuacją Karola Ludwika Konińskiego18. Pisze on: Cierpiącego można zawsze uwolnić od jego cierpienia w wolne od niego życie, w ukojenie uwolnionego od udręki ja, ale nie uwolnić od tego ja. Dopiero wtedy, gdy, jak na przykład w przypadku raka z metastazą kostną, człowiek nie czuje już bólu, lecz jako fizyczna i psychiczna całość jest bólem, może pojawić się absurdalne pragnienie negacji, anty-ja nicości. Jednak nawet w tej skrajnej, przez własne ciało zadawanej choremu torturze cierpiący, choćby namówił lekarza, by zakończył strzykawką cały ten zgiełk, będzie w końcowej chwili pragnął oddechu19.Tyle Améry. Jednak Konińskiego – nazwijmy to – „przyciąganie fatum”, jego ciążenie ku złemu losowi, ów dosięgający go kryzys wynika nadto chociażby z wielu namiętności i pasji, które posiada; z nadpobudliwości i jakiegoś rozedrgania emocjonalnego.
1 H. Elzenberg, Kłopot z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu, Kraków 1963, s. 355. Myślenie Elzenberga wydaje się niejednokrotnie współbrzmieć ze sposobem myśleniem Karola Ludwika Konińskiego.
2 P. Teilhard de Chardin, Znaczenie i konstruktywna wartość cierpienia, przeł. M. Tazbir, w: P. Teilhard de Chardin, Zarys wszechświata personalistycznego i inne pisma, wybór M. Tazbir, przeł. M. Tazbir, K. Waloszczyk, Warszawa 1985, s. 11.
3 H.-G. Gadamer, Rozum, słowo, dzieje. Szkice wybrane, wybór, oprac. i wstęp K. Michalski, przeł. M. Łukasiewicz, K. Michalski, Warszawa 2000, s. 151.
4 J. Sturrock, Nowy wzorzec autobiografii, przeł. G. Cendrowska, w: M. Czermińska (red.), Autobiografia, Gdańsk 2009, s. 126 i 127.
5 B. Mamoń, Pomiędzy rozpaczą a nadzieją, w: K.L. Koniński, Uwagi 1940–1942, wybór, wstęp i przypisy B. Mamoń, Poznań 1987, s. 9. Dopowiedzmy za Bronisławem Mamoniem ciąg dalszy: „Z egzystencjalizmem Camusa łączy Konińskiego jeden ważny wątek: heroizm humanistyczny, postawa ciągłego buntu przeciwko temu, co niesprawiedliwe, niezrozumiałe i nieludzkie w historii i strukturze świata. Ten heroizm to nakaz życia moralnego, ciągłego wysiłku etycznego. Dzięki niemu człowiek wrasta w to, co ogólne, powszechne, a dla autora Uwag każda wartość zaczyna się od uspołecznienia”. Tamże.
6 Nie chcę zbyt odchodzić od Uwag, które stanowią meritum mojej pracy, jednak dla rzetelności dyscypliny odnotować wypada, że i proza pisarza była silnie związana z jego życiem. Na ten temat obszerniej (przywołując m.in. Kazimierza Wykę) pisze Justyna Rybka: „Twórczość prozatorska Karola Ludwika Konińskiego była mocno związana z osobą samego piszącego, jego życiem oraz osobistymi doświadczeniami i obserwacjami. Wydaje się to stwierdzenie zrozumiałe samo przez się i niepotrzebne, jednak dość przypomnieć słowa Kazimierza Wyki, by biografię Konińskiego uznać za nieodzowny składnik do pełnej interpretacji jego twórczości prozatorskiej: «(…) Straszny czwartek w domu pastora (1939), to nowelistyczny i fabularny wstęp do Ex labyrintho i Nox atra. (…) Dalsze losy pastora Hubiny (1943) – to już jego [Konińskiego – przyp. J.R.] własne losy (…)» (K. Wyka, «Kamienna ironia Absolutu» (O Karolu Ludwiku Konińskim), w: K. Wyka, Odeszli, Warszawa 1983, s. 48)”. J. Rybka, Życie Karola Ludwika Konińskiego, w: K.L. Koniński, Straszny czwartek w domu pastora, wstęp i oprac. J. Rybka, Kraków 2015, s. XII.
7 Tamże, s. XII–XIII.
8 Świadomość (pewien jej rodzaj) nie musi być nam dana, możemy do niej długo dochodzić – jest ona jednym z wymiarów człowieczeństwa. Termin „świadomość” pojawiać się będzie w mym tekście nierzadko. Ten podstawowy stan psychiczny, w którym człowiek pojmuje (uświadamia sobie) wewnętrzne zjawiska i własne procesy intelektualne, można nieco w jego znaczeniu rozszerzyć. Ciekawie pisze na podobny temat Magdalena Czubak. Interpretując Aelreda z Rievaulx, stwierdza: „(…) każdy człowiek posiada świadomość tego, że żyje, myśli i odbiera bodźce zewnętrzne. (…) ta świadomość świadczy o istnieniu w ciele ludzkim substancji duchowej. Toteż jeśli nawet człowiek nie posiada w swym umyśle obrazu duszy, nie powinien na tej podstawie wyciągać pochopnych wniosków i twierdzić, iż ona nie istnieje. Tym bardziej, że znakomitsze są te rzeczy, które nie mają swych obrazów w umysłach ludzkich. Aelred podaje tu przykłady cnót: mądrości oraz sprawiedliwości”. M. Czubak, Wstęp, w: Aelred z Rievaulx, O duszy, przeł., wstęp i przypisy M. Czubak, Kęty 2009, s. 8. Podobnie pojmuję „świadomość”, stosując ten termin w swoim tekście. William James, którego czytał Koniński, postawił pytanie: „Czy świadomość istnieje?” (1905). Zagadnienie to nurtowało też autora Uwag.
9 G. Gusdorf, Warunki i ograniczenia autobiografii, przeł. J. Barczyński, w: M. Czermińska (red.), Autobiografia, dz. cyt., s. 33.
10 K.L. Koniński, Pamiętnik, w: K.L. Koniński, Kartki z brulionów, z rękopisów spisał, oprac. i wstęp B. Mamoń, [przejrzał i przypisy M. Urbanowski], Kraków 2007, s. 17.
11 K.L. Koniński, Mój pamiętnik, w: K.L. Koniński, Kartki z brulionów, dz. cyt., s. 27. I dalej: „Pisząc zdaję sobie sprawę, że będzie wiele pamiętników, które będą miały niezmiernie więcej do powiedzenia; ale nawet pamiętniki szarych ludzi nie są bez pożytku. Ponadto (…) ważniejsze, chciałbym dla syna mego zostawić kilka wspomnień rodzinnych. I wreszcie czuję potrzebę zrobienia bilansu mego życia oraz dania swojego portretu psychologicznego, sądzę bowiem, że autoobserwacja daje najlepsze dokumenty psychologiczne. Te cele zamierzonego pamiętnika nie są zgodne, bo jeśli autoportret ma mieć wartość dokumentu, to musi być robiony z szczerością bezwzględną, musi być spowiedzią generalną; a trudno taką spowiedź dawać, mając na myśli czytelnika – syna i innych”. Tamże, s. 27. Koniński ujawnia nam ogólnie znaną prawdę. Widzimy bowiem, że całkowita szczerość mimo chęci jest niewykonalna. Por. rozdział VI („Księga niepokoju” i jej przynależność gatunkowa) mojej książki Pisanie jako egzystencja(lizm). Refleksja autotematyczna na marginesie „Księgi niepokoju” Fernanda Pessoi. Wyimki z literatury europejskiej wieku dwudziestego (Warszawa 2011). Zajmuję się w nim analogicznymi kwestiami.
12 K.L. Koniński, Pamiętnik, dz. cyt., s. 17.
13 K.L. Koniński, Mój pamiętnik, dz. cyt., s. 28. „(…) matka Michalina Skrzeszewska [była – K.L.] – czytamy dalej – nauczycielką muzyki. Od razu muszę tu odsłonić wstydliwą pewną sprawę. Nie byłem drugim dzieckiem mej matki, ale trzecim; miałem siostrę przyrodnią, starszą ode mnie o 9 lat, Jadwigę, o której będę wspominał jako o Wińci. Była moją piastunką za mego dzieciństwa i aż do śmierci w marcu 1940 czułą jak matka”. Tamże, s. 28. Koniński jest postacią raczej tragiczną, ale nie pesymistyczną. Jego tragizm stanowi próbę pokonania pesymizmu. „Tragizm jako etyka – że wesprę się Elzenbergiem – treść życia, przezwyciężenie pesymizmu. Wyłania się z pesymizmu a jednocześnie go usuwa”. H. Elzenberg, Kłopot z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu, Toruń 2002, s. 40.
14 D. Watson, Co jest poza śmiercią, w: H. Ward, J. Wild (wybór i oprac.), O szukaniu Boga i o niebie, przeł. R. Acher, Warszawa–Katowice 2003, s. 103.
15 Dwa lata przed śmiercią stwierdza: „wiecznie powrotna choroba – i już tak mało czasu, żeby jeszcze coś zrobić, choćby tylko przepisać, to co się napisało – i nadmiar myśli, które nie umieją się wyrazić porządnie, i to uczucie, że inni się zasługują i walczą – i przynajmniej cierpią za sprawę, gdy ja wieczny zdechlak, wieczny «obiecujący chłopak» – już podstarzały, już minę!” (Uwagi, s. 160). Tego typu fragmentów można przywołać więcej.
16 Człowiek jest uzależniony od swojego ciała. Słabe zdrowie skłania, o ile mamy na tyle sił fizycznych, do koncentracji na duchowym aspekcie życia. Pisarz, w swym wewnętrznym rozłamie, do prawdy istnienia (której ostatecznym celem w jego mniemaniu jest śmierć i zbawienie) dochodzi niejako w sobie. W duchowości monastycznej, a przecież jest ona do pewnego stopnia bliska Konińskiemu, cierpienie i choroba towarzyszą ludzkiemu życiu, nie będąc wyłącznie udręką. Oczywiście nie chce on choroby i cierpienia. W wieku dwudziestym – by dla dyscypliny przytoczyć – wśród duchowości karmelitańskiej w Polsce chciała go natomiast św. Faustyna. Pisze o tym w wielu miejscach swojego Dzienniczka. W roku 1938 notuje: „Noc całą spędziłam z Jezusem z Getsemanii. Jeden jęk bolesny wychodził z mej piersi. Lżejszym będzie naturalne konanie, bo tam człowiek kona i skona, a tu kona i skonać nie może. O Jezu, nie myślałam, aby tego rodzaju cierpienie istnieć mogło. Nicość – to rzeczywistość. (…) Naszą rzeczą jest poddawać się zawsze Jego świętej woli. Są tajemnice, których rozum ludzki nigdy tu na ziemi nie zgłębi, odsłoni nam to wieczność”. F. Kowalska (św.), Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 2000, s. 417 i 444. Na temat duchowości karmelitańskiej w Polsce pisze m.in. Marian Zawada OCD. W antologii swej autor odwołuje się przede wszystkim do mistycznych pisarzy. Do ich dzieł i ich życia. Do dwóch kategorii: eklezjalnej i literackiej. Por. M. Zawada (red.), Antologia mistyki polskiej, t. 1–2, Kraków 2008. Ciekawą pozycją jest też książka Jana Andrzeja Kłoczowskiego Drogi człowieka mistycznego (Kraków 2001). To esej filozoficzny, w którym autor – dominikanin i filozof – wyjaśnia pojęcia mistyki i doświadczenia mistycznego. Jest w niej jednocześnie zawarty pewien obraz religijności świata wieku dwudziestego (Henryk Elzenberg) w konfrontacji z mistyką czasów dawnych (np. Mistrz Eckhart czy Angelus Silesius). Nie można też nie przypomnieć Drogi na Górę Karmel św. Jana od Krzyża – głównego, bodaj, wykładu teologii mistycznej. Por. św. Jan od Krzyża, Dzieła, [red. O. Filek], przeł. B. Smyrak, Kraków 1998.
17 Jest wielu ludzi pióra zakutych niemal w dyby przez chorobę, leżących i przez to skazanych na tworzenie. Cierpienie zwiększa skalę przeżywania. Jednak myśl o śmierci również pobudza do życia. W wieku dwudziestym przychodzi na myśl Marcel Proust, który w sterylnym pokoju wyłożonym korkiem pisze swoje dzieło. W Polsce jest Leo Lipski (ur. 1917), pod koniec życia sparaliżowany i opuszczony. Wszyscy piszą i z tego powodu, przez treść tekstu i proces tworzenia, postanawiają dużo o sobie wiedzieć. Chcą dotrzeć do siebie. Jest coś jeszcze: dla wszystkich trzech autorów erotyzm (i to, co wokół niego, jak np. zdrada i zazdrość) to doświadczenie graniczne. „Albowiem – jak czytamy u Marty Cuber – tylko erotyczna «perfidia» (Janion) stwarza warunki konieczne do przejścia «na drugą stronę» (…) Lipskiego [Prousta i Konińskiego również – K.L.] interesował tylko taki erotyzm, który zrozumieć można, jako elipsę pytania o sens człowieka”. M. Cuber, Trofea wyobraźni. O prozie Leo Lipskiego, Katowice 2011, s. 85 i 86. Nadto – nazwijmy to – teologia ciała u Konińskiego wpisuje się w kontekst walki duchowej. Sprawa miłości, sensu małżeństwa czy seksu to pola bitewne tych zmagań. Intelekt wiąże się z erotyzmem. Spostrzegł to Fryderyk Nietzsche: „Stopień i rodzaj płciowości człowieka sięga aż w najostateczniejsze szczyty jego ducha”. F. Nietzsche, Poza dobrem i złem, przeł. S. Wyrzykowski, Kraków 2011, s. 70.
18 Koniński w Uwagach bodaj tylko dwa razy pisze o kwestii samobójstwa. Można przypuszczać (o ile dobrze zrozumiałem jego myśl), że opowiadał się za rodzajem eutanazji podczas ciężkiej choroby, za możliwością wyboru. Stwierdza: „Samobójstwo: nikt, kto jest przekonany, że żywot jego dalszy może być tylko szkodliwy dla otoczenia, a beznadziejny dla niego, nie może być legalnie powstrzymywany od samobójstwa. Samobójstwo nie jako akt rozpaczy i obłędu – rozpacz jest grzechem, ale jako akt rozumnej decyzji” (Uwagi, s. 84). Pisarz doznaje niejako „podwójnej śmierci”: choroby będącej umieraniem i potencjalnej możliwości egzekucji nazistowskiej. Por. też przypis 53 z rozdziału III.
19 J. Améry, O starzeniu się. Bunt i rezygnacja; Podnieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej śmierci, przeł. B. Baran, Warszawa 2007, s. 126.
BÓG-ZŁO-MODLITWA...
Konrad Ludwicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.