Powiedziałeś, że według ciebie incydent spalenia listów był aktem niestabilnego umysłu. Odpowiem na to, że nic na świecie, ani dobrego, ani złego, nie dzieje się bez pasji; i tak zwana „stabilność umysłowa” zbyt często jest po prostu brakiem pasji. Tak się składa, że wczoraj czytałem jedną z wcześniejszych książek Huxleya (Proper Studies, 1927) i natrafiłem na fragment, który omawia właśnie ten punkt. Być może uczyni to moją wypowiedź jaśniejszą. Oto ten fragment:
Człowiek, który z łatwością poświęciłby dawno uformowany nawyk umysłowy, jest wyjątkowy. Zdecydowana większość ludzi nie lubi, a nawet boi się wszelkich pojęć, z którymi nie jest zaznajomiona. Trotter w swoim godnym podziwu dziele Instincts of the Herd in Peace and War nazwał tą większość „stabilnymi umysłowo” i przeciwstawił im mniejszość „ludzi niestabilnych umysłowo”, lubiących innowacje dla nich samych…. Tendencją człowieka stabilnego umysłowo… będzie zawsze znajdowanie, że „cokolwiek jest, jest słuszne”. Mniej podatni na nawyki myślowe ukształtowane w młodości, niestabilni umysłowo naturalnie czerpią przyjemność ze wszystkiego, co nowe i rewolucyjne. To niestabilnym umysłowo zawdzięczamy postęp we wszystkich jego formach, a także wszelkie formy destrukcyjnej rewolucji. Stabilni umysłowo, poprzez niechęć do akceptowania zmian, nadają strukturze społecznej trwałą solidność. Na świecie jest o wiele więcej ludzi o stabilnym niż niestabilnym umyśle (gdyby proporcje się zmieniły, żylibyśmy w chaosie); i przeważnie, poza bardzo wyjątkowymi momentami, posiadają władzę i bogactwo większą niż proporcjonalną do ich liczby. Stąd też, że przy pierwszym pojawieniu się innowatorzy byli zazwyczaj prześladowani i zawsze wyśmiewani jako głupcy i szaleńcy. Heretyk, według godnej podziwu definicji Bossueta, to ktoś, kto „wyraża osobliwą opinię” — to znaczy, swoją własną opinię, w przeciwieństwie do opinii uświęconej przez powszechną akceptację. To, że jest on łajdakiem, jest oczywiste. Jest także imbecylem — „psem” i „diabłem”, według słów św. Pawła, który wypowiada „bezbożny i próżny bełkot". Żaden heretyk (a ortodoksja, od której odchodzi, niekoniecznie musi być ortodoksją religijną; może być filozoficzna, etyczna, artystyczna, ekonomiczna), żaden emitent osobliwych opinii, nie jest nigdy rozsądny w oczach większości o stabilnym umyśle. Bo rozsądne jest to, co znane, to to, jak osoby o stabilnym umyśle mają zwyczaj myśleć w chwili, gdy heretyk wypowiada swoją osobliwą opinię. Używanie inteligencji w sposób inny niż zwyczajowy nie jest używaniem inteligencji; jest to bycie irracjonalnym, to bredzić jak szaleniec. (str. 71-2)
Myślę, że wśród ludzi z krajów buddyjskich nie jest właściwie rozumiane (całkiem naturalnie), że ogólnie rzecz biorąc Europejczycy, którzy stają się buddystami, należą koniecznie do „niestabilnych umysłowo”, a nie do „stabilnych umysłowo”. Nauki Buddy są zupełnie obce europejskiej tradycji, a Europejczyk, który je przyjmuje, jest buntownikiem. „Stabilny umysłowo” Europejczyk jest chrześcijaninem (lub przynajmniej akceptuje chrześcijańską tradycję: religia dla niego — czy ją akceptuje, czy nie — oznacza chrześcijaństwo; a buddyjski Europejczyk nie jest nawet „religijny” — jest po prostu szaleńcem).
Ale w kraju buddyjskim, naturalnie, bycie buddystą oznacza bycie „stabilnym umysłowo”, ponieważ jest się, jak to się mówi, „urodzonym buddystą”. A „urodzonym buddystom” trudno jest zrozumieć niestabilnego umysłowo europejskiego buddystę, który traktuje Naukę Buddy jako cudowne nowe odkrycie, a następnie poważnie proponuje jej praktykowanie.* Stabilny umysłowo tradycyjny buddysta nie może zrozumieć, o co niestabilny umysłowo europejski buddysta robi tyle szumu. Naturalnie, nie pochwalam dziwnego zachowania dla niego samego (Budda zawsze brał pod uwagę uprzedzenia i przesądy masy świeckich i uchwalał prawa, o ile to możliwe, aby uniknąć skandalu), ale mówię, że niesłuszne jest uważanie dziwnego zachowania za złe tylko dlatego, że jest dziwne. Ja sam jestem w bardzo dwuznacznej sytuacji: tutaj, na buddyjskim Cejlonie, odkrywam, że jestem uważany za osobę wielce szanowaną — zupełnie obcy okazują mi szacunek i zdejmują okrycia głowy, gdy przechodzą obok —; ale moi krewni w Anglii, a bez wątpienia większość moich byłych przyjaciół również, uważają mnie za dziwoląga i przypadek dla psychiatry, a gdyby mieli zdjąć kapelusz, zobaczywszy mnie, to tylko po to, by wykpić moje szaleństwo. Właściwie, jakkolwiek szanowany i stabilny psychicznie mogę się wydawać (jeśli zignorujemy żałosną skłonność do samobójstwa), nie czuję się wcale szanowany (nie obchodzi mnie ani trochę trwała solidność struktury społecznej) i z pewnością zaliczam się do „niestabilnych umysłowo” (co oczywiście nie oznacza, że jestem mentalnie niezrównoważony w potocznym zrozumieniu). Ale chociaż fragment Huxleya jest całkiem dobry, tak naprawdę mam na myśli coś bardziej subtelnego niż tylko wyrażanie nieortodoksyjnych opinii.
* Oczywiście, często zdarza się, że europejski buddysta ma poważne zniekształcone idee o Dhammie, ale przynajmniej ma w początkowym stadium entuzjazm (przynajmniej na początek).
Nanavira Thera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.