wtorek, 24 września 2024

Tadeusz Bułharyn – biografia niezwykła

 Zamiast wstępu.

W 1830 r. do Petersburga przybył polski oficer Józef Załuski. Petersburg należał wtedy do z najprężniej rozwijających się miast w Europie, a Rosja od przeszło 15 lat była powszechnie uważana za jedno z dwóch największych imperiów. Mimo znaczenia Cesarstwa Rosyjskiego Europa miała o nim mgliste wyobrażenie. Nawet Polacy mieszkający w imperium niewiele mogli powiedzieć o Rosji: jej kulturze, zwyczajach czy choćby o życiu codziennym. Nic więc dziwnego, że polski oficer starał się wykorzystać swą wizytę w Petersburgu i pytał o wszystko, co tylko mogło mu pozwolić lepiej poznać Rosję. 

W czasie wizyty w bibliotece Załuskich, wywiezionej jeszcze w czasach Katarzyny II do Petersburga, zaczął dopytywać o współczesną literaturę rosyjską. 

Gdy się kolegów moich fligeladiutantów i oficerów sztabu imperatorskiego pytałem o literatów mieszkających w Petersburgu − relacjonował Załuski − odpowiedzieli mi, hurmem tocząc się do mnie, że jest ich nieprzeliczona ilość, ale że teraz nad wszystkimi góruje Bułharyn, i że żadne pióro nie może się z jego piórem mierzyć. 


Załuski zapragnął poznać owego Bułharyna. 


Stało się. Wieczorem udaję się do Bułharyna, przedstawiam się i przemawiam do niego po francusku. On zaś widząc po moim mundurze, kto jestem, odpowiada:


− Po co się mamy rozmawiać cudzą mową, kiedy jesteśmy oba Polacy? – Gdy ja maluję mu moje zdziwienie i opowiadam poranną rozprawę z oficerami rosyjskimi, Bułharyn rzekł do mnie:

− Wszak pan byłeś na przeprawie przez Berezynę?

− Byłem.

− Więc może pan pamiętasz, jak oficer z 8. Pułku ułanów polsko-francuskich pułkownika Tomasza Łubieńskiego próbował brodu przez Berezynę z kilkoma ułanami?

− Pamiętam – odpowiedziałem – patrzałem na to.

− Otóż – ciągnie dalej Bułharyn – tym oficerem byłem ja1. 


Byłem niegdyś wychowany w Instytucie Kadetów w Petersburgu, potem służyłem w wojsku rosyjskim. Gdy księstwo Warszawskie powstało, kwitowałem i wszedłem w służbę Księstwa i francuską i służyłem na koniec w pułku Łubieńskiego, jak to Panu powiedziałem. Po ustąpieniu Francuzów z Polski, nie posiadałem majątku, wziąłem się do literatury, pisałem to po polsku, to przypomniałem sobie nauki kadeckie i rzuciłem się do literatury rosyjskiej, i dobrze mi z tym, bo com napisał po polsku, było mierne. Gdybym dalej po polsku pisał, wyśmielibyście mnie w Warszawie, a co gorsza, szeląga nie dali, tu zaś co dla brodaczów napiszę, to im wszystko dobre, ozłocić mnie usiłują2.


Rozmowa ta odbyła się w 1830 r., kiedy Tadeusz Bułharyn rzeczywiście był najbardziej znanym i popularnym pisarzem w Rosji. I bynajmniej nie jest to określenie na wyrost. Choć w tym czasie Aleksander Puszkin miał już wiele utworów na swoim koncie, a Nikołaj Gogol stawiał pierwsze kroki w literaturze, choć żył jeszcze poeta Wasyl Żukowski i rosyjski Jean de La Fontaine, czyli Iwan Kryłow, choć działali od wielu lat Piotr Wiaziemski i Aleksaner Wojejkow, to jednak Rosjanie wskazywali na Bułharyna, jako na guru rosyjskiej literatury. Bułharyn nie tylko pisał popularne powieści, ale również był wydawcą i współredaktorem największej rosyjskiej gazety. Jego felietony były rozchwytywane. Czytano je zarówno na dworze carskim, jak i na rosyjskiej prowincji. Oprócz tego Bułharyn był głównym redaktorem jednego z najpopularniejszych rosyjskich dwutygodników zatytułowanego „Siewiernyj Archiw”. Z pewnością był pierwszym rosyjskim pisarzem, który na taką skalę potrafił zainteresować Rosjan literaturą. 

Przez przeszło 40 lat Bułharyna znał każdy czytający Rosjanin. Oczywiście nie wszyscy uważali go za geniusza i klasyka, ba, od lat 30. XIX w. większość rosyjskich pisarzy starała się unikać z nim kontaktów i traktowała go jak niebezpiecznego populistę i donosiciela. Próbowano go zepchnąć na margines życia literackiego, jednak gazeta Bułharyna przez ponad ćwierć wieku nie traciła na popularności. Rosyjscy pisarze i publicyści, chcąc nie chcąc, musieli czytać jego utwory, aby móc go krytykować lub przynajmniej z nim polemizować. 

Żaden inny Polak piszący po rosyjsku nie osiągnął tyle w rosyjskiej literaturze co Bułharyn. Mimo wybuchowego charakteru przyjaźniło się z nim wielu wybitnych pisarzy: Konrad Rylejew pozostawił mu nawet swoje archiwum, a Aleksander Gribojedow mieszkał u niego i traktował jak jedną z najbliższych osób, której można zaufać w każdej sytuacji. Puszkin chętnie publikował w czasopismach Bułharyna, liczył się z jego zdaniem, cieszył się z jego pochwał, a nawet stołował się u niego w domu. Mickiewicz nie tylko związał się z nim literacko i korzystał ze znajomości i doświadczenia Bułharyna, ale, w znacznej mierze, zawdzięczał mu wolność! 

Bułharyn to bardzo „niewygodna” postać i dlatego w Polsce mało kto o niej pamięta. Większość polskich historyków XIX w. nie wspomina o nim w ogóle lub tylko w kilku zdaniach, z których możemy się dowiedzieć, że był rosyjskim pisarzem polskiego pochodzenia, polskim renegatem, wydawcą „Siewiernej Pczeły” i agentem tajnej policji. Na tę krzywdzącą i jednostronną opinię złożyło się wiele faktów. Dokumenty przedstawiające Bułharyna w innym świetle są całkowicie pomijane i wypierane z pamięci. Wielu ludzi miało mu za złe, iż po klęsce Napoleona osiadł w Petersburgu, poparł politykę Mikołaja I, skrytykował powstanie listopadowe, a nawet współuczestniczył w tworzeniu systemu kontroli (tajnej policji). Wszystko to sprawiło, że o Bułharynie się nie pamięta, a jeśli się go wspomina, to tylko w kategoriach zdrady narodowej. Już w 1861 r. w „Dzienniku Literackim” można było przeczytać w komentarzu do fragmentów jego wspomnień zatytułowanych przez redakcję Z pamiętnika zaprzańca: „Trudno, aby obcy pisarz tyle oszczerstw rzucił kiedy na nasz naród, co ten zaprzaniec3”.

Analiza dokumentów w rosyjskich archiwach (m.in. GARF, RGALI), korespondencji i prasy pokazuje, że, czy tego chcemy, czy nie, Bułharyn był jednym z najbardziej znanych Polaków w Rosji w I połowie XIX w. Jednocześnie należał do najbardziej wpływowych Polaków w Petersburgu, którego znajomości i kontaktów na dworze carskim mogli mu w końcu lat 20. pozazdrościć nie tylko polscy, ale również rosyjscy urzędnicy i pisarze. Bułharyn nie miał bezpośredniego wpływu na politykę imperium, tak jak Adam Czartoryski, minister spraw zagranicznych w latach 1804–1806, czy Ksawery Drucki-Lubecki, ale wydaje się, że dzięki wiernemu kilkutysięcznemu kręgowi czytelników mógł skuteczniej niż liczni politycy i mężowie stanu kształtować obraz Polaka w Rosji. Oczywiście należy już w tym miejscu postawić pytanie: Czy można Bułharyna nazywać Polakiem, skoro on sam o sobie niejednokrotnie mówił, że jest Rosjaninem? 

Na to pytanie będę szukał odpowiedzi, jednak już teraz warto zauważyć, że tożsamość Polaków z ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego to jeszcze nie do końca zbadane zagadnienie. Należy jednak zaznaczyć, że w pierwszej połowie XIX w. do problemu tożsamości narodowej podchodzono zupełnie inaczej. Nic więc w tym dziwnego, że pisarz czuł się jednocześnie Rosjaninem, Polakiem i Litwinem (mieszkańcem historycznej Litwy). Po klęsce Napoleona Bułharyn wiedział, że Polska nie jest w stanie przeciwstawić się Rosji i jedyne, co może zrobić, to wywalczyć w jej granicach jak największą autonomię. Uznał, że swój dług względem ojczyzny spłacił, przelewając za nią krew w armii Napoleona. Podobnie jak on myślała znaczna część weteranów wojen napoleońskich. Wychodzili z założenia, że jeśli potężna, kilkusettysięczna „machina” genialnego stratega uległa Rosji i nie wydarła z jej szponów Polski, to tym bardziej sami Polacy nie są w stanie zbrojnie odzyskać niepodległości. Koleje życia wielu weteranów wojen napoleońskich, którzy odmówili przyłączenia się do powstania listopadowego, dobitnie potwierdzają ten przykład. Bułharyn nie wyparł się polskości, pamiętać natomiast należy, że w XIX w., gdy nowoczesne narody dopiero się kształtowały, lojalność wobec państwa i monarchy po częstokroć była nadrzędna wobec lojalności narodowej. Tę ostatnią rozumiano bardzo różnie.

Na przykładzie Bułharyna chcę przeanalizować w książce całą gamę postaw rozpiętych między zdradą a lojalnością. Trafnie historyk Magdalena Micińska zauważyła w studium postrzegania zdrady w XIX w., iż „Skala negatywnych opinii na temat polityki ugodowej rozciągała się od uznania jej za błąd i głupotę polityczną, poprzez dostrzeganie w niej pretekstu dla zdobycia czysto prywatnych korzyści, aż po całkowite jej potępienie jako zaprzaństwa i zdrady interesów narodowych”4. W dyskusji nad zdradą narodową należy pamiętać, że na przestrzeni wieków, szczególnie w XIX i XX stuleciu, setki, a nawet tysiące Polaków zostało zmuszonych lub dobrowolnie wyjechało do Rosji/Związku Sowieckiego. Teoretycznie ich postępowanie w XIX w. można tłumaczyć tym, że w owym czasie nie było niepodległej Polski, a oni sami szukali swojej ojczyzny na całym świecie, od Ameryki po Syberię i Australię. Dlaczego jednak wielu z nich nie zdecydowało się po 1918 r. na powrót do Polski? Należałoby się zastanowić, czy twierdzenie o niezwykłej sile asymilacyjnej polskości w XIX w. nie jest po prostu mitem. 

Cyprian Kamil Norwid miał rację, pisząc: „U nas (…) energia wyprzedza zawsze inteligencję – i co pokolenie jest rzeź”. Przez setki lat z różnych względów umacnialiśmy mit Polaków rewolucjonistów, wynosiliśmy na piedestał powstańców, gardząc jednocześnie lojalistami i ugodowcami. Z pewnością powstania ukształtowały nasz naród, odciskając silne piętno na naszej mentalności i świadomości historycznej. Musimy jednak pamiętać, że nasza historia nie składa się tylko z insurekcji, rewolucji i walki z zaborcami. Nie wszyscy Polacy byli zwolennikami powstań. Wielu uważało, że nie należy kierować się wyłącznie emocjami, a wręcz przeciwnie, na chłodno rozważać możliwe korzyści oraz potencjalne straty płynące z podjęcia otwartej walki z zaborcą. Jeszcze inni sprzeciwiali się powstaniom, gdyż godziły one nie tylko w interesy zaborców, ale też w ich własne. Mam tu na myśli Polaków, którzy wrośli w cywilizację rosyjską, niemiecką lub habsburską, którzy poślubili „wroga”, piastowali urzędy i zajmowali wysokie stanowiska w urzędniczym aparacie zaborcy. Czy potępienie powstań wynikające z rachunku zysku i strat możemy nazwać zdradą czy przejawem patriotyzmu? Należy też zadać sobie pytanie, czy niechęć do walki zbrojnej wynikała z kalkulacji potencjalnych zysków i strat czy też z tchórzostwa? 

Pierwsza postawa jest zdecydowanie bardziej heroiczna i zgodna z naszymi oczekiwaniami wobec historii bohaterskiego narodu, jednak z punktu widzenia milionów naszych przodków była daleka od zdroworozsądkowego podejścia do życia i troski o przyszłe pokolenia. Większość Polaków była daleka od heroizmu i w pewien sposób pogodzona z sytuacją życia pod zaborami. Brzmi to mało patriotycznie, jednak lojaliści i ugodowcy wcale nie musieli mniej kochać swojej ojczyzny, a już z pewnością błędem jest nazywanie ich zdrajcami. Tych z pewnością też nie brakowało w naszej zagmatwanej historii, jednak mam wątpliwości, czy zbyt pochopnie nie osądzamy wielu wybitnych, często tragicznie rozdartych wewnętrznie postaci. 

Z jeszcze bardzie skomplikowaną sytuacją mamy do czynienia w przypadku dzieci, wnuków i prawnuków powstańców, którzy wrośli w rosyjską, później sowiecką cywilizację. Czy tliła się w nich jakakolwiek polskość? Wielu z nich osiągnęło w Rosji wspaniałą karierę w polityce (gubernator Aleksander Despot-Zenowicz), literaturze (Aleksander Grin, Zygmunt Krzyżanowski), handlu (Alfons Koziełł-Poklewski, Alfons Szaniawski), w Polsce natomiast są w zasadzie w ogóle nie znani. Czy powinniśmy tak łatwo o nich zapominać? A jak rozumieć postawę polskich zesłańców, którzy po odbyciu kary postanawiali pozostać na Syberii lub nawet powracali na Syberię czy do rdzennej Rosji po kilku latach spędzonych na ziemiach polskich? Tysiące Polaków pracujących na kolei rosyjskiej, budujących Baku i uczących się w Petersbugu nie wyzbywało się swojej narodowości tylko dlatego, że los rzucił ich w głąb imperium. 

Nieunikniony proces rusyfikacji dotknął tysięcy Polaków. Niektórzy zmieniali barwy narodowe szybko i bezboleśnie, u innych był to długotrwały proces, trwający czasem nawet kilka pokoleń. Polacy „przetapiali się” nie tylko w Rosjan, ale również w Ukraińców, Białorusinów, Litwinów… O ile w pierwszej połowie XIX w. nikt nie zmuszał ich do stanowczych deklaracji, o tyle po 1918 r., a czasem i wcześniej, musieli zadeklarować swą narodowość. W 1917 r. upadło największe kontynentalne imperium, a na jego zgliszczach zaczęły powstawać nowe państwa. Bezpowrotnie minął piękny wiek XIX i niemal każdy Europejczyk musiał podjąć decyzję o swojej narodowości. Bardzo często były to trudne i bolesne wybory. Podziały i pęknięcia następowały często wzdłuż rodzin. Chyba najlepszym przykładem są tu bracia Szeptyccy: Andrzej, który został metropolitą grekokatolickim i czuł się Ukraińcem, oraz Stanisław, dowódca armii Wojska Polskiego w wojnie polsko-bolszewickiej i minister spraw wojskowych w II Rzeczypospolitej. Co ciekawe, bracia, aby uniknąć rodzinnego sporu dotyczącego narodowości, korespondowali ze sobą po francusku. 

Losy Polaków w XIX w. są bardzo skomplikowane. Zdanie to może jest truizmem, ale warto o nim pamiętać, aby zbyt pochopnie nie oskarżać kogoś o renegactwo lub posądzać o brak patriotyzmu i odwagi. Patrząc z perspektywy XXI w., nie mamy prawa potępiać ludzi, którzy wybierali bierną postawę lub nawet zdecydowali się na współpracę z zaborcami. Bułharyn poszedł o krok dalej, gdyż nie tylko obrał ugodową pozycję, ale zdecydował się na życie w Rosji (a nie w Królestwie Polskim) i potępił powstanie listopadowe. Z pewnością wybrał inną drogę niż powstańcy. Według niego jedyną rozsądną.

Życie i działalność Bułharyna to świetny przewodnik po Rosji i polsko-rosyjskich stosunkach pierwszej połowy XIX w. Wystarczy wymienić kilka osób, o które się otarł. Car Mikołaj I – żandarm Europy i król Polski – czytał, a nawet chwalił Bułharyna, innym zaś razem osobiście rozkazał wtrącić go do aresztu. Aleksander I przechowywał jego artykuły w swoim gabinecie, a Napoleon uważał go za wzór polskiego oficera. Bułharyn świetnie znał rosyjską generalicję, pod częścią z niej służył, kilka osób to jego kompani z armii, którzy po 1811 r. zrobili w niej błyskawiczną karierę. Wielki Książę Konstanty to w końcu dowódca jego pułku. 

Jeszcze łatwiej prześledzić wraz z Bułharynem rozwój rosyjskiej kultury. Karamzin − proszę bardzo, bohater tej książki spotykał się z nim po przyjeździe do Petersburga, napisał o nim obszerny tekst wspomnieniowy, wysławiał jego język i krytykował podejście do historii. Żukowski – to u niego pracował w ministerstwie oświaty. Bestużew, Rylejew, Gribojedow – trudno o bliższych przyjaciół. Co z Puszkinem? Panujących pomiędzy nimi relacji nie nazwałbym przyjaźnią, ale daleko idącą poufałością, która w wyniku wielu okoliczności przerodziła się w walkę i nienawiść. Gogol? On również wpadł „w sidła” Bułharyna i zawdzięczał mu pracę. Lermontow nie „skalał się” przyjaźnią, publicznie go wyśmiał, mimo iż zawdzięczał Tadeuszowi rozgłos. Otarł się o niego każdy z wielkich rosyjskich pisarzy pierwszej połowy XIX w. Dla części literatów były to na tyle zażyłe kontakty, iż zasługują na oddzielną książkę (Puszkin, Gogol, Gribojedow), w przypadku innych są to krótkie wzmianki lub wypowiedzi, które też warto odnotować (Dostojewski). Jeśli przyjrzymy się jego związkom z malarstwem i malarzami (Karl Briułłow, Wasilij Timm, Aleksander Orłowski) oraz muzyką, a koncerty opisywał szczególnie chętnie, to otrzymamy pełen obraz świata rosyjskiej kultury.Nie mniej zawdzięcza mu nasza rodzima kultura. Może w przypadku Polski jego kontakty nie były tak intensywne, ale przecież to dzięki Bułharynowi Mickiewicz wyrwał się z Rosji, a Lelewel został uznany przez Rosjan za wybitnego historyka. Przez wiele lat „polskość” była paliwem napędowym Bułharyna. Czy ktoś lepiej reprezentował i reklamował w Rosji polską kulturę? Czy jeszcze kiedykolwiek Polak zdobył tak dużą popularność jako pisarz w innym państwie, szczególnie z tak bogatymi tradycjami literackimi? Do głowy przychodzi mi tylko Józef Korzeniowski, znany światu jako Joseph Conrad, którego Lorda Jima i Jądro ciemności znają czytelnicy na całym świecie. Czy jednak Conrad za życia osiągnął w Wielkiej Brytanii taką popularność, jaką udało się zdobyć Bułharynowi za życia w Rosji? Nie. Dlaczego więc zapomnieliśmy o Bułharynie? Dlaczego nie chcemy poznawać wraz z nim rosyjskiej kultury? W życiu Bułharyna, jak w kropli wody, odbijają się trudne polsko-rosyjskie relacje pierwszej połowy XIX w. Na jego losy wpłynęły wszystkie ważniejsze wydarzenia z tego okresu: trzeci rozbiór Polski, który zmusił go do wyjazdu do Petersburga, wojny napoleońskie, w których uczestniczył po obu stronach frontu, utworzenie Królestwa Polskiego, które pozwoliło mu rozpocząć działalność literacką w Warszawie, Wilnie i Petersburgu, i wreszcie powstanie listopadowe, które zmusiło go do trudnego wyboru i sprawiło, iż został wymazany z historii Polski. W książce opowiem, jak udało mu się osiągnąć niespotykaną w tamtych czasach karierę i dlaczego tak szybko strącono go z parnasu rosyjskiej literatury. Zastanowię się, czy o Bułharynie można mówić w kategoriach dumy i zdrady narodowej. Burzliwe losy tego pisarza przedstawię na tle polsko-rosyjskich stosunków w XIX w., skupiając się na kontaktach kulturalnych, w których przez długi czas był jednym z głównych aktorów. O tym właśnie będzie ta książka.

Piotr Gluszkowski

Barwy polskości czyli życie burzliwe Tadeusza Bulharyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.