poniedziałek, 9 września 2024

Analiza polityki romantycznej

 

Fumologia – cóż to znaczy? Czy to nie frazes, ta smuga dymu, wyraz bez pokrycia, chwyt, jaki właśnie zarzucamy obrońcom polityki uczuć? Przecież nie sama zasada walki zbrojnej jest przez nas potępiana. Zasady tej broniliśmy wielokrotnie – ostatnio, gdy była mowa o partyzantce na Zamojszczyźnie podczas drugiej wojny światowej. Więc czy naprawdę powstanie 1863 roku było gruntowane na romantyzmie, a nie na mocnej kalkulacji? Trzeba nam dać odpowiedź na to pytanie.

Wydaje się rzeczą pewną, że aby działanie wojenne było dobrze przygotowane, winno być poprzedzone m.in. możliwie dokładnym rozeznaniem elementów następujących: siły własne, siły wroga, siły sojusznicze.

Zaczynając od tych ostatnich, powołujemy się na to, co mówiliśmy poprzednio o koniecznej pomocy Prus i Austrii dla Rosji carskiej, o niebezpieczeństwie, jakie każda Polska niepodległa, złożona z ziem zaboru rosyjskiego, a co dopiero Polska rewolucyjna, dla tych mocarstw reprezentowała. Rzecz prosta i Prusy, i Austria łudziły nieraz powstańców obietnicą neutralności czy pomocy, by wymusić na Rosji te czy inne ustępstwa dla siebie. Elementarne jednak zrozumienie podstawowych zasad już nie tylko polityki, ale wręcz żywotnych interesów mocarstw germańskich wskazywało na to, że nawet w razie powodzenia walki z Rosją mieć będziemy przeciw sobie potęgę Prus i Austrii. To już przesądzało, naszym zdaniem, każdą polską inicjatywę w Królestwie, nieopartą na porozumieniu ze wschodnim mocarstwem.

Z kolei ta sama konstelacja sprawiała, że dla Francji wszelki ruch polski, niweczący antagonizmy i klejący „sojusz trzech orłów”, w szczególności Rosji i Prus, był szkodliwy i Francja dążyć musiała do niwelacji sprawy polskiej, tak aby nie przeszkadzała już w konflikcie zaborców. Rozumiał to wszystko Kościuszko, gdy w roku 1800 wydał swe słynne dziełko, które na dziesiątki lat stało się biblią polskich romantyków. Czy Polacy wybić się mogą na niepodległość?17 – Tak, odpowiadał Kościuszko, ale tylko wbrew wszystkim trzem mocarstwom rozbiorczym i tylko w oparciu o rewolucję ludową. I tu dochodzimy do drugiego, węzłowego punktu wszelkiej kalkulacji politycznej. Jakie były siły własne?

Siły dzielić trzeba na moralne i materialne. Dlaczego najpierw moralne? Bo jeżeli siłą materialną broń i zaopatrzenie, to żołnierz musi najpierw chcieć broni tej użyć – i pójść na kule. Inaczej broń na nic. Kościuszko sądził, że walkę zbrojną z zaborcami może wygrać tylko powstanie całego ludu polskiego. Osiemdziesiąt lat po roku 1863, podczas okupacji niemieckiej, lud stanął zwarcie przeciw okupantowi. Ale było to po okresie paru dziesiątków lat intensywnego rozwoju oświaty, kultury, życia politycznego centralnego i samorządowego. Powstanie 1863 roku przyszło po okresie absolutnie niedostatecznego uświadomienia narodowego, ciemnoty (80% analfabetów – na wsi pewnie więcej), odsunięcia od życia politycznego i od dwu lat zaledwie trwającej propagandy. Tak jak w roku 1846 w Galicji, tak w roku 1863 w Królestwie przywódcy powstania z niebywałym romantyzmem i brakiem realizmu oceniali stosunek ludu do powstania. Zresztą nie wszyscy. Niektórzy orientowali się w sytuacji – i ci głosowali przeciw wybuchowi. A więc mamy już dwa rozstrzygające elementy kalkulacyjne zlekceważone przez polityków: i stanowisko innych mocarstw, i siły moralne własne. Dodajmy do tego absolutnie niedostateczne przygotowanie broni i brak dostatecznej kadry oficerskiej i podoficerskiej, a będziemy mieli najważniejsze przyczyny, dla których uznać musimy przeciwników margrabiego w 1863 roku w Królestwie za nierealnych romantyków.

Tu narzucają się dwa zastrzeżenia: czy zbrojne powstania nie mogą być niezbędne, nawet jeżeli siły ich będą nierówne, a po drugie: czy rzeczywiście kalkulacja w polityce jest elementem rozstrzygającym?

1. Na pierwsze odpowiadam, że powstania mogą być potrzebne i korzystne, nawet beznadziejne. Wtedy, kiedy wróg czyni położenie tak dla nas groźnym, że lepsza przegrana i hekatomba, jak cierpliwe znoszenie ciosów. Niezwykle jaskrawym przykładem takiej decyzji była partyzantka na Zamojszczyźnie podczas drugiej wojny światowej. W zasadzie była wygrana. Ale nawet skazana na przegraną była koniecznym aktem politycznym narodu, który stał przed możliwą eksterminacją. Natomiast powstanie 1863 roku przyszło właśnie w chwili znacznego polepszenia możliwości rozwojowych, w niczym nie mogło ich poprawić, bo maksimum tego, na co pozwalała sytuacja międzynarodowa, Wielopolski osiągał. Mogło nam tylko perspektywy rozwoju odebrać – i rzeczywiście odebrało.

2. Drugie zastrzeżenie jest nie mniej ważne. Czyżby kalkulacja była jedynym warunkiem powodzenia w polityce? Nie, rzecz prosta. Polityka jest sztuką, a nie nauką ścisłą, i nic nie potrafi zastąpić wrodzonej intuicji, wrodzonego geniuszu – za dużo jest bowiem przed każdym politykiem danych niewiadomych. Tak, ale konieczność interwencji intuicji nie może nam przekreślić nie mniej ważnej konieczności szukania danych ścisłych tam, gdzie nie ma niewiadomych, tylko są dane dobrze wiadome. I gdy one przesądzają o warunkach walki, jak w 1863 roku przesądzały, odpowiedzialny i realny polityk bez względu na intuicję wydać musi decyzję negatywną.

Czy będziemy zawsze romantykami?

Inna teza to fatalizm irracjonalizmu w narodzie polskim. Teza ta mogłaby być słuszna, gdybyśmy nie mieli bogatych materiałów na dowód intensywnej pracy prowadzonej z wielkim nakładem sił, zdolności i pieniędzy dla podtrzymania i rozwoju uczuciowości jako naczelnego kryterium inteligencji polskiej. Każde powstanie było poprzedzone usilnym ruchem propagandowym – żadne w tej mierze jak powstanie styczniowe 1863 roku. „Zwolennicy powstań przemawiali jak mistrze” – napisał Dmowski – i nie ulega wątpliwości, że tak było. Mieli za sobą geniusz Mickiewicza, który wołał: „rozumni szałem”, i Słowackiego, który natrząsał się w doskonałym wierszu z obrzydliwych Poznańczyków, zastanawiających się, gdy mowa o poparciu powstania, skąd wziąć broń? Myśleć o porządnym uzbrojeniu – wielki poeta uważał za zdradę.

Jeszcze podczas dwudziestolecia 1920–1939 minister oświaty na Zjeździe Pedagogicznym wzywał expressis verbis nauczycielstwo, by rozwijało uczucia kosztem intelektu. Z tego nasienia wyrosła generacja historyków typu Kieniewicza.

„Furia odwetu – mówił jeszcze w 1944 roku pułkownik „Monter” na naradzie wojennej, która zdecydowała o wybuchu powstania – zastąpi nam broń”. A więc lekkomyślność przywódców, nie fatalizm narodowy pchał nas do zguby.

Prawdą jest, że skłonność do ofiar dla dobra narodu jest cechą nadzwyczaj cenną, bez której żaden naród nie może zachować wolności ani prowadzić jakiejkolwiek polityki. Zbyt często wypowiadałem i uzasadniałem tę zasadniczą prawdę, by do niej wracać. Prawdą jest również, że Polacy posiadają cechę tę nadzwyczaj głęboko zakorzenioną, choć historia świadczy o tym, że Rosjanie i Niemcy ponoszą ofiary z życia i mienia nie mniej często. Ponieważ irracjonalny patriotyzm jest uczuciem silniejszym i łatwiejszym do wzbudzenia jak rozumowanie, przeto rola propagandy powstańczej była łatwiejsza od propagandy polityki racjonalnej. Wszystko to prawda. Tym niemniej wydaje się, że w dużej mierze winę ponosi brak odwagi cywilnej naszych historyków i polityków, którzy zdają sobie doskonale sprawę z oczywistych nakazów rozsądku, ale wolą tego nie mówić, aby się nie narazić na epitety, jakich nawet poważny naukowiec, jak Korzon, nie oszczędza Stanisławowi Augustowi.

Podczas wojny jedna z moich siostrzenic18, studentka czy absolwentka historii na uniwersytecie, czytała rękopis Dziejów głupoty… Była zdumiona różnicą tez, jakie tam znalazła, a tym, czego ją uczono, a co Jerzy Łojek nazwał „ustalonym obrazem przeszłości”. Pobiegła do profesora Kolankowskiego zapytać, kto miał rację w ocenie polityki porozbiorowej? „Rację mieli stańczycy – odpowiedział Kolankowski – ale nie radzę pani nigdy tego mówić”. Skoro Quislingiem, agentem, autorem brudnych ugód był Wielopolski – jakież epitety groziły bezbronnej, choć bardzo ładnej studentce!

Wydaje mi się, że podbudowę – pseudonaukową – rzekomego fatalizmu naszego romantyzmu zdemaskowałem rzeczowo gdzie indziej. Że nauka myślenia nic a nic nie zmniejszy patriotyzmu, o tym świadczą i dzieje Rzymu, i Anglii, a z narodów małych – Finlandii. Kult bohaterstwa nie tylko nie jest sprzeczny, ale nawet jest nieodłączny od kultu dyscypliny. Niestety, w tej chwili olbrzymia część prasy polskiej lekceważy i obniża w masach jedno i drugie.

Aleksander Bocheński 

Dzieje głupoty w Polsce


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.