Piotr de Bończa Bukowski: Michaela Endego zna dziś prawie każde dziecko. Tłumaczyłeś tego autora Momo, Kubę Guzika i maszynistę Łukasza, Wunschpunscha, Kubę Guzika i Dziką Trzynastkę, a także, last but not least, Niekończącą się historię, przełożoną po nie byle kim, bo po Sławomirze Błaucie, jednym z najwybitniejszych tłumaczy języka niemieckiego. Wydaje się, że Polacy docenili wreszcie wagę i znaczenie pisarstwa Endego, o czym świadczy choćby mająca się odbyć w krakowskim Instytucie Goethego konferencja: „«Niekończący się» Michael Ende. Sylwetka, sygnatura i strategie fantastyczne” pod patronatem Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie i Uniwersytetu Wrocławskiego7. Z drugiej strony w autorytatywnym dziele zbiorowym Zrozumieć obcość, z którego często korzystam, nazwisko tego autora pojawia się raz, i to w negatywnym kontekście. Oto Rafał Pokrywka krytykuje produkcję uniwersalnych bestsellerów, wyzutych z kultury niemieckiej, napisanych na modłę anglosaską. Wymienia Daniela Glattauera, mówiąc, że wystarczy napisać sterylny tekst, którego akcja może dziać się gdziekolwiek, żeby zdobyć sobie czytelników. Jedynym powiązaniem z kulturą źródłową jest nazwisko pisarza i takim strategiom zawdzięczać ma sukces chociażby Michael Ende. Odwołania do wzorów młodzieżowej fantasy można by było nazwać „neutralnymi”, gdyby nie były „z gruntu anglosaskie”, grzmi Rafał Pokrywka. To jest straszny zarzut wobec autora. Czy to nie jest takie typowe ujęcie z dystansu, mogące świadczyć o nieuważnej lekturze? Co oryginalnego jest w Michaelu Endem? Jesteś tłumaczem, czytelnikiem najbardziej uważnym. Jak mocne jest zakorzenienie Endego w języku i literaturze niemieckiej? Na ile Ende jest pisarzem, który w tych swoich narracjach pokazuje coś z kultury niemieckiej, co sprawia, że to nie jest jakaś uniwersalna bajka, którą równie dobrze mogłaby napisać J. K. Rowling?
Ryszard Wojnakowsk.: Ende przede wszystkim nie jest autorem jednej książki – Niekończącej się historii. Niestety przylgnęła do niego etykietka autora fantasy z powodu filmu, który zrobił rzeczywiście światową karierę, ale jako The NeverEnding Story, bo powstał w angielskiej wersji językowej. Nota bene Ende nie pochwalał wielu rozwiązań autorów filmu i w ogóle niechętnie zgodził się na adaptację. Choć film nakręcili Niemcy, reżyserował sam Wolfgang Petersen, w świadomości odbiorców kultury w świecie nie uwolnił się od tej anglojęzycznej etykietki czy pieczątki. Myślę, że wielu widzów i czytelników Endego nie zdaje sobie sprawy, że to był autor niemiecki. Kiedy napisał tę książkę, w 1979 roku, stał się sztandarową postacią fantasy. Ale napisał też przecież całe mnóstwo innych rzeczy. Uważam go za geniusza w swoim gatunku. Nie powiem, że mam duży przegląd tego typu tekstów, bo literatura dla dzieci to jest jakiś tam margines mojej twórczości, mniej niż dziesięć książek, ale Endego mogłem przetłumaczyć prawie wszystko. Podziwiam go niezmiennie, nawet jak po raz któryś czytam korektę tej samej książki. Ostatnio była to akurat Niekończąca się historia. Przy tłumaczeniu, potem przy korekcie redakcyjnej, za każdym razem, kiedy sięgam do tej książki, odkrywam coś nowego i dziwię się, jak dobrą literaturę można pisać dla dzieci, a jednocześnie w zasadzie dla wszystkich. To też jest wyświechtany frazes, mówi się, że Ende pisał dla czytelników w wieku od 6 do 99 lat, ale to jest zgodne z rzeczywistością. W tej literaturze ma się czym zachwycać też dorosły, nawet krytyk literacki. Nie wiem, w jakim wieku jest pan Pokrywka, który tak surowo osądził Endego, epigońskość można zarzucić każdemu, ale nie Endemu. Na nim się wzorowały całe pokolenia autorów literatury dla dzieci. Do dziś są naśladowcy Endego, a on sam powinien pozostać w kanonie. Jego książki przełożono na prawie wszystkie języki świata. Na nim powinno się uczyć, jak się pisze dla czytelnika, jak się docenia przede wszystkim młodego odbiorcę, nawet tego najmłodszego.
A czy brak osadzenia w kulturze niemieckiej może być zarzutem? W przypadku Endego jest on na pewno niesprawiedliwy, radzę zajrzeć do obejmującego prawie 20 mniejszych utworów tomu Szkoła Czarów i inne opowieści, żeby odkryć wyraźne ślady. Poza tym nie sądzę, żeby zatopienie opowieści w realiach niemieckich wyszło jego książkom na dobre. I czy w ogóle jest potrzebne? Co to za kryterium? Gdyby Ende pisał baśnie w stylu braci Grimmów – a wielu autorów, nie tylko niemieckich, obficie czerpie z tego źródła – mielibyśmy pełne prawo krytykować go za brak oryginalności. Wreszcie cała onomastyka jego historii opiera się na języku niemieckim. Tu widać kunszt najwyższej próby. Kiedyś pisałem króciutko, na stronie WWW Instytutu Goethego, o wyczynach Endego w obu tomach Kuby Guzika. Choćby taki misterny i genialny pomysł – i trafiający do przekonania i pojętności bardzo młodego czytelnika! Dzięki napisanym niewprawną piracką ręką kulfonom tak wykoślawić adres przesyłki, żeby skierować ją do niewłaściwej osoby i przy okazji zawiązać supeł intrygi! Kummerland i Lummerland… Albo ograniczyć alfabet do dwunastu liter i układać z nich zrozumiałe listy… Albo kazać wodzie wypłukać niektóre litery w napisanym tekście… To ostatnie to oczywiście kaszka z mlekiem dla tłumacza, który uporał się z pozostałymi problemami. Ale za to jaka satysfakcja. Taki pot nie jest chyba nawet słony…
P. de B. B.: Rafał Pokrywka powtarza gest, który Endego szalenie irytował, między innymi dlatego wyprowadził się on na długi czas do ukochanych Włoch. Niemcy deprecjonowali bowiem jego literaturę. On miał pretensje, że literatura fantastyczna nie jest traktowana nad Renem jako literatura poważna, lecz jako literatura dla dzieci. Dla Włochów nie było to według niego żadnym problemem. To na marginesie. Dopytam natomiast, jak tłumaczyło Ci się drugi raz Niekończącą się historię po wspomnianym Sławomirze Błaucie? Przeczytałem pierwszy rozdział w jego tłumaczeniu – każde zdanie tutaj „siedzi”, niezwykła pewność stylu. Miałeś jakiś pomysł, co zmienić w tym tłumaczeniu, z jakiej innej perspektywy spojrzeć na ten tekst?
R. W.: Znałem osobiście i szanowałem Sławomira Błauta. Długo się wahałem i zasięgałem opinii w środowisku kolegów i koleżanek tłumaczy, czy w ogóle podejmować się tego zadania. To był bardzo niewdzięczny temat. Po raz pierwszy miałem podobny problem przy Remarque’u, ale tam obyło się bez skrupułów. Tutaj, tłumaczyć na nowo po kimś takim jak Błaut… Namawiano mnie i przeważył pewnie ten argument, bym skorzystał z możliwości napisania książki po swojemu. Co ważne, mogłem ją przekładać już z dużym doświadczeniem jako tłumacz Endego. Błaut spolszczył tylko Niekończącą się historię. To powieść z gatunku fantasy, który nie był nigdy moim ulubionym gatunkiem. Tym trudniejsze było wyzwanie. Sądzę, że lepiej osadziłem tę książkę w całej twórczości Endego, znałem już wszystko, prawie wszystko przełożyłem. Tłumacz jest pewnie najlepszym znawcą autora, bo raczej nikt tak nie docieka sensu i nie widzi szwów i fajerwerków, tego, co autor mógł wymyślić nie tylko w warstwie leksykalnej, ale i fabularnej, konstrukcyjnej, jakie tam są cuda, że tak to nazwę. Pewne rzeczy wydają się na pierwszy rzut oka nonsensowne, a dwie strony albo trzy rozdziały dalej okazuje się, że to ma jakiś wyższy ukryty cel, wyjaśnia się jakaś nieprawdopodobna historia. Ja Endego tłumaczyłem niemal na klęczkach, nie powiem, że lepiej czy dokładniej niż Sławomir Błaut, ale na pewno mamy inne temperamenty jako tłumacze. Ja dostrzegam duży atut liryczny w twórczości Endego, i nie dotyczy to tylko rymowanych gier słownych. Wszystko jest poukładane, przemyślane, osadzone w kontekście historyczno-kulturowym, w etymologii. Polecam przy okazji Wunschpunscha, ostatnią i znowu wyjątkową książkę Endego. Nie mogę skłonić żadnego wydawcy do jej wznowienia, a ukazała się po polsku i przeszła bez echa jakieś 15 lat temu. Co ten autor potrafi zrobić ze słowem, nie zakłócając przy tym komunikatywności. A do tego potrafi bawić i dzieci, i dorosłych!
P. de B. B.: Podtytuł jest absolutnie karkołomny.
R. W.: Może nie wchodźmy w te rozważania, szkoda dziesięciu minut… bo tyle by nam zajęło samo wyjaśnienie tytułu, a właściwie podtytułu: Szatanarchistorygenialkoholimpijski eliksir. Zainteresowani niech sięgną do książki, to szczyt i popis zdolności słowotwórczych: warto zanalizować to jedno miejsce, żeby znaleźć uzasadnienie dla swojego podziwu. Ende naprawdę „wymiata”, jak to się teraz mówi…
Nie akcentujmy też wątku porównywania tłumaczeń, chociaż powinno się to robić w przypadku nowych przekładów, zwłaszcza arcydzieł. Nie wszystko trzeba tłumaczyć ponownie, ale arcydzieła, jeśli to możliwe, powinny być w każdej epoce przekładane na nowo. To niekoniecznie dotyczy oczywiście Michaela Endego. Błaut nie przetłumaczył żadnej rymowanki, robił to dla niego ktoś inny, bo trochę widać, że tak powiem, obcą rękę. U siebie widzę spójność. Sądzę, że jeśli ktoś czytał więcej moich tłumaczeń, zauważy tę samą rękę tłumacza czy to w poezji, czy w prozie. Wyłapałem pewne, bardzo nieliczne błędy, mimo że książka była bardzo solidnie przełożona i zredagowana i doczekała się wielu wydań jeszcze przed tym moim przekładem. Nie chcę tutaj zgłębiać tematu zachowania polskiego wydawcy, gdy z powodów formalnych nie mógł skorzystać z istniejącego przekładu. Byłem zarówno beneficjentem, jak i poszkodowanym w zaistniałej sytuacji.
P. de B. B.: Ende bywa wsadzany do szuflady nie do końca do niego pasującej. Kluczowy jest przy tym jego język. Jeśli chodzi o Sławomira Błauta, on ma jeszcze takie przedwojenne nawyki językowe. To utrudnia w odbiorze Niekończącą się historia współczesnym młodszym i starszym dzieciom. A w Twoim przekładzie to jest zrozumiałe, nie sięgasz do idiomów używanych przez naszych dziadków, ale do tych, które są używane i pojawiają się na ulicy, w SMS-ach.
R. W.: Taka jest moja ogólna filozofia przekładu. Musi on być o kilka procent bardziej czytelny niż oryginał. Autorzy piszą dla siebie, tłumacze dla czytelników. Polski tłumacz przekłada dla polskich czytelników, ja im muszę ułatwić drogę, oczywiście nie łopatologicznie, ale to jest abecadło. Ten cel zawsze mi przyświecał.
Między literaturami. Rozmowy z tłumaczami z języka niemieckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.