Niegdyś dom mój ochoczy i świat za
dąbrową
Porzuciłem, by dachu nie mieć ponad
głową,
I siebie porzuciłem gdzieś na skraju
lasu
Bez pomocy, bez żalu, bez śpiewu, bez
czasu
I biegłem tam, gdzie burza, mrok i
zawierucha,
By serce niepokoić i narazić ducha —
Tak się chciałem utrudzić i krwią
własną zbroczyć,
Żeby istnieć wbrew sobie i ból swój
przekroczyć.
I minęło lat wiele — i po latach
wielu —
Marnotrawiąc dróg tysiąc —
dotarłem do celu
I pieśniami nade mną rozbrzmiały
niebiosy,
Powiększyły się kwiaty, zolbrzymiały
rosy —
I zgaduję, że z płaczem, po własnym
pogrzebie,
W opuszczoną bezdomność powracam do
siebie.
Bolesław Leśmian
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.