Portal LifeSiteNews.com cytuje obszerne fragmenty książki
dr Magdy Dened, autorki wydawnictw proaborcyjnych, która przeprowadzała
swego czasu wywiady z pracownikami placówek aborcyjnych i przyglądała
się ich pracy. Jeden z lekarzy, z którymi rozmawiała, opisał swoje
odczucia związane z ratowaniem wybranych nienarodzonych dzieci i
uśmiercaniem innych:
W Stanach Zjednoczonych nie stosuje się już tej techniki z dwóch powodów. Po pierwsze, stwarzała zagrożenie dla matki. Po drugie, dzieci często rodziły się żywe. Na przykład piosenkarka Gianna Jessen przeżyła taką aborcję i została przekazana do adopcji. Dzisiaj zamiast solanki stosuje się digoksynę, jednak nadal zdarza się, że dzieci rodzą się żywe.
Ponownie oddajmy głos cytowanemu aborcjoniście:
Ten cytat mówi bardzo wiele. W momencie zalegalizowania aborcji kobieta otrzymuje możliwość decydowania o życiu i śmierci dziecka. W jednym przypadku lekarze z oddaniem walczą o życie nienarodzonego dziecka, w innym przypadku czynią wszystko, żeby uśmiercić dziecko. Uderzająca jest ironia sytuacji, w której lekarz raz ratuje życie dziecka, a innym razem zabija jego rówieśnika.
Drugą rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest ekstremalne cierpienie dzieci. Współczesne metody dokonywania aborcji nie są wcale bardziej humanitarne od tych stosowanych w przeszłości. Dzieci są dzisiaj zatruwane digoksyną albo rozczłonkowywane w macicy. Tutaj można zobaczyć ilustracje przedstawiające taką procedurę.
Trzeba wreszcie pamiętać, że lekarze dokonujący aborcji mają pełną świadomość tego, co robią – zabijają dzieci. Potwierdzają to dziesiątki wypowiedzi, które można znaleźć tutaj.
Te budzące niepokój wyznania powinny motywować obrońców życia do dalszej wytrwałej walki przeciwko aborcji.
Tłum. GAW
http://naszdziennik.pl
„Musisz przyjąć postawę cokolwiek
schizofreniczną. Na jednej sali pocieszasz pacjentkę, przekonując ją, że
drobna nieregularność bicia serca dziecka jest czymś normalnym – że
urodzi ślicznego, zdrowego dzidziusia. A potem, na drugiej sali
rozmawiasz z kobietą, której dziecko poddałeś niedawno aborcji
solankowej i zapewniasz ją, że zgodnie z planem rytm serca dziecka staje
się coraz bardziej nieregularny… że nie musi się martwić, że na pewno
nie urodzi żywego dziecka”.
Aborcja solankowa polegała na
wstrzyknięciu żrącego roztworu soli do wód płodowych. Solanka zatruwała
dziecko, często powodując oparzenia na jego skórze i uszkodzenia płuc
wywołane wdychaniem toksycznego płynu. Kobieta następnie rodzi martwe
dziecko.W Stanach Zjednoczonych nie stosuje się już tej techniki z dwóch powodów. Po pierwsze, stwarzała zagrożenie dla matki. Po drugie, dzieci często rodziły się żywe. Na przykład piosenkarka Gianna Jessen przeżyła taką aborcję i została przekazana do adopcji. Dzisiaj zamiast solanki stosuje się digoksynę, jednak nadal zdarza się, że dzieci rodzą się żywe.
Ponownie oddajmy głos cytowanemu aborcjoniście:
„Z początku przeprowadzaliśmy aborcje we
wcześniejszych tygodniach ciąży… Wtedy kopanie i bicie serca nie były
tak wyraźne. Gdybym od razu zaczął pracę z 24-tygodniowymi dziećmi,
doświadczałbym o wiele większego konfliktu sumienia. Ale zaczynaliśmy od
aborcji w 15.-16. tygodniu ciąży, przez co nie poświęcaliśmy dzieciom
zbyt wiele uwagi. Potem stopniowo pojawiały się inne przypadki”.
Inni aborcjoniści przyznawali, że przechodzili przez podobny proces stopniowej utraty wrażliwości.
„W pewnym momencie zauważaliśmy, że w
momencie wstrzykiwania solanki w macicy bardzo dużo się działo. To było
coś więcej niż mieszanie się płynów. To dziecko rozpaczliwie próbowało
uniknąć połykania słonego roztworu i gwałtownie kopało nóżkami w agonii.
Można albo przyjąć tę niewygodną prawdę, albo zbyć ją stwierdzeniem, że
to tylko skurcze macicy. To jednak nie takie proste, bo jako lekarz
dobrze wiesz, co się dzieje. Natomiast czy przekażesz takie informacje
pacjentce, to zupełnie osobny temat. Przede wszystkim musisz chronić ją
przed rozpaczą związaną z niechcianą ciążą, zanim zaczniesz w ogóle
myśleć o dziecku. Musimy jakoś sobie radzić z takimi dylematami. Ktoś
musi to robić. I to niestety nam przypadło w udziale zadanie
przeprowadzania egzekucji”.
Lekarz nie może ujawnić pacjentce faktu, że jej dziecko cierpi. Przed
samą aborcją nie powie jej, że dziecko zginie gwałtowną i bolesną
śmiercią. Jak sam przyznaje, „musi dokonać egzekucji”.Ten cytat mówi bardzo wiele. W momencie zalegalizowania aborcji kobieta otrzymuje możliwość decydowania o życiu i śmierci dziecka. W jednym przypadku lekarze z oddaniem walczą o życie nienarodzonego dziecka, w innym przypadku czynią wszystko, żeby uśmiercić dziecko. Uderzająca jest ironia sytuacji, w której lekarz raz ratuje życie dziecka, a innym razem zabija jego rówieśnika.
Drugą rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest ekstremalne cierpienie dzieci. Współczesne metody dokonywania aborcji nie są wcale bardziej humanitarne od tych stosowanych w przeszłości. Dzieci są dzisiaj zatruwane digoksyną albo rozczłonkowywane w macicy. Tutaj można zobaczyć ilustracje przedstawiające taką procedurę.
Trzeba wreszcie pamiętać, że lekarze dokonujący aborcji mają pełną świadomość tego, co robią – zabijają dzieci. Potwierdzają to dziesiątki wypowiedzi, które można znaleźć tutaj.
Te budzące niepokój wyznania powinny motywować obrońców życia do dalszej wytrwałej walki przeciwko aborcji.
Tłum. GAW
http://naszdziennik.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.