–Tak, to, co widać, można udać. Kto udaje, że jest prawym gmachowcem, ten, znaczy, tak: był nasz – potem go zwerbowali, zagenturowali, podkupili go tamci, a później nasi go cap! – i z powrotem pozyskać go zdołali. Ale wobec tamtych – ażeby nie zdradzić się – on nadal musi udawać, że tutaj udaje gmachowca. No, a potem to tamci znowu górą i jednak go skaptują, jeszcze raz – wtedy wobec nas udaje, że wobec tamtych udaje, że wobec nas udaje, uważasz?! I to właśnie jest tryplet!!! (…). Zważ, że przy podstawianiu, przekupieniu, zagenturowaniu – sprawą naczelną jest tajność absolutna, ażeby wtyczki umieszczonej nie zdradzić, nie wsypać, tak więc o każdym poszczególnym agencie stamtąd, który pracuje tu, wie – tam – jeden tylko pracownik; to samo na odwrót; więc wobec podwładnych i przełożonych, konkretnego nie wiedząc o nich nic, musi się każdy wykazywać na swoim etacie, polecenia spełniać i wydawać, i wykazy robić, i wrogie knowania tropić, szczuć, ścigać oraz wypalać; a tak działają oni wspólnie dla dobra Gmachu… a choć przy tym wykradają, kopiują, odpisują i fotografują, co mogą, to całkiem nic nie szkodzi, bo to, wysłane tam, w Antygmachu do rąk naszych przecież ludzi trafia…
–I na odwrót? – wyszeptałem, porażony tą gigantyczną wizją.
–I na odwrót, niestety, tak jest. Bystry z ciebie kompan!
–No, jakżeż, a te… strzelaniny, bitwy? Te… zdemaskowania? — pytałem, wpatrzony w czarne, świetliste źrenice długiej, krzywej twarzy, posępne teraz, choć lewy kąt ust drgał czymś tajonym. Nie zważałem na to.
–A, wsypy bywają. Demaskacje? Cóż, trzeba się wykazywać, są normatywy, plany, mówiłem ci o trypletach, nie pamiętasz? Wszak działalność Gmachu dalej się toczy, także i werbunek agentów, także agenturowanie, zaprzestać go niepodobna, więc wpadunek zdarza się, gdy udający udawanie jest o jedno posunięcie ponadzwerbowany – na przykład dublet demaskuje trypleta albo kwadrupleta – trudności, niestety, rosną, bo już się poszóstni trafiają, pono nawet siódmacy, z co gorliwszych…
(Stanisław Lem, Pamiętnik znaleziony w wannie, Kraków 1983, s.195n.)
*
Wchodzi Gertruda-lngrid-Corinna, także i ona w mundurze, kładzie przed oficerem teczkę z dokumentami do podpisania. Ty tymczasem zostajesz poddany rutynowej procedurze, przechodzisz od biurka do biurka, jeden z funkcjonariuszy bierze w depozyt twoje dokumenty, drugi twoje pieniądze, trzeci ubranie, za które dostajesz więzienny kombinezon.
– Co to znowu za pułapka? – udaje ci się zapytać Ingrid-Gertrudę-Alfonsinę, która zbliża się w chwili, kiedy dyżurni odwracają się do ciebie plecami.
–Wśród rewolucjonistów znajdują się agenci kontrrewolucjonistów, to oni wciągnęli nas w zasadzkę policji. Ale na szczęście w policji jest wielu agentów rewolucjonistów, a ci udawali, że rozpoznają we mnie funkcjonariuszkę tego komanda. Jeśli zaś chodzi o ciebie, wyślą cię do fałszywego więzienia, to znaczy do prawdziwego państwowego więzienia, nad którym jednakże nadzór sprawujemy my, a nie oni.
Na myśl nieodparcie przychodzi ci Marana. Któż inny mógłby wymyślić podobną machinację?
–Zdaje mi się, że rozpoznaję styl waszego szefa – mówisz do Alfonsiny.
–To nieważne, kto jest szefem. Mógłby to być fałszywy szef, który udaje, że pracuje dla rewolucji, jego celem zaś byłoby popieranie kontrrewolucji, albo też taki, który udaje, że pracuje dla kontrrewolucji w przekonaniu, iż w ten sposób otworzy drogę rewolucji.
–A ty z kim współpracujesz?
–Mój przypadek jest inny. Ja jestem prawdziwą agentką rewolucji, która przeniknęła do obozu fałszywych rewolucjonistów. Aby mnie nie odkryto, muszę udawać kontrrewolucjonistkę, która przeniknęła w szeregi prawdziwych rewolucjonistów. 1 naprawdę nią jestem: wykonuję polecenia policji, ale nie tej prawdziwej, bo podlegam agentom rewolucji, którzy przeniknęli w szeregi agentów kontrrewolucji.
–Jeśli dobrze zrozumiałem, tu wszyscy są agentami zarówno policji, jak i rewolucji. Ale w jaki sposób udaje się wam nawzajem rozpoznawać?
–W przypadku każdej nowej osoby trzeba sprawdzić, kim są agenci, którzy pozwolili jej przeniknąć w szeregi agentów. A jeszcze przedtem trzeba się dowiedzieć, kto wprowadził tych agentów.
–I walczycie tak do ostatniej kropli krwi wiedząc, że żadne z was nie jest tym, za kogo się podaje?
–A co to ma do rzeczy? Każdy musi odgrywać swoją rolę aż do końca.
(Italo Calvino, Jeśli zimową nocą podróżny, przeł. Anna Wasilewska, Warszawa 1989, s.214n.)
Więcej w miarę wesołego podejścia do tematu
*
W rzeczywistości sprawy wyglądają bardziej ponurego. IRA by sprawdzić nowego człowieka zlecała mu zabójstwo agenta rządowego, zakładając że ta metoda coś gwarantuje. I to był błąd, agent rządowy w takich wypadkach zostawał przeznaczony do odstrzału, o ile agencja skalkulowała że taki gambit się opłaci:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.