„Paweł powstał z ziemi i [patrząc – P.A.] otwartymi oczami nic nie widział.” Zdaje mi się, że te słowa mają poczwórny sens. Pierwszy: gdy podniósł się z ziemi, otwartymi oczami ujrzał nic, a to nic było Bogiem; ponieważ, gdy zobaczył Boga, nazwał go „nic”. Drugi sens: gdy powstał, nie widział nic prócz Boga. Trzeci: we wszystkich rzeczach nie widział nic prócz Boga. Czwarty: gdy zobaczył Boga, ujrzał wszystkie rzeczy jako nic.144
W tym, co wydarzyło się pod Damaszkiem, doskonale wychodzi na jaw związek dialektyki, destruującej świat metafizycznego ładu, z egzystencjalnym, „śmiercionośnym” transem. Są tu obecne wszystkie elementy dialektyki nic. „Nic” to jedyna nazwa Boga, dopóki rzeczy zamieszkujące świat potoczności są „czymś”. Z drugiej strony, widzenie Boga, czyli dotarcie do jedynego bycia innej ontologii, zmusza do uznania wszystkich wspomnianych rzeczy jako „nic”.
Doprowadza bowiem do zupełnego wykluczenia tego, by było coś poza tym boskim byciem. Nie oznacza to jednak, że w Bogu (w byciu) rzeczy te zostają zniesione. Zmienia się tu ich sens – nie ma w nich niczego prócz Boga; niczego, co nie byłoby z bycia i w byciu. W stwierdzeniu „widzieć nic” – rozwijającym się w całą dialektykę, wyprowadzającą ze świata swojości – streszcza się również „śmiercionośna” przemiana, którą chce opisać, a raczej sprowokować Eckhart.
Dla niego to, co dzieje się na drodze do odnalezienia Boga, nie ma i nie może mieć „jedynie” intelektualnego sensu. Pojawienie się Pawła – tego, kto widzi nic, czyli znalazł Boga – oznacza kres Szawła – obrońcy „Boga” potoczności. Z Szawłem dzieje się coś, co dla jego przeciętnego, codziennego status quo jest zupełnie niepojęte: „nagle światło spadło z nieba i rzuciło go na ziemię”145. Zostaje on dotknięty czymś, co przychodzi nie z tego świata, spoza codziennego, właściwego Szawłowi bycia sobą – czymś, co ma wszelkie znamiona łaski. Specyficzna to jednak „łaska”. Jest ona samą, nieopanowaną intelektywnością, która stanowi dynamikę właściwej Pawłowej sobości, niedosiężnej i uprzedniej wobec swojości Szawła.
Ponad intelektem, który szuka, jest inna intelektywność, która już nie szuka. Ona trwa w swym czystym, prostym byciu (...) [i – P.A.] jest w sobie samej czystym światłem. (...) To światło ogarnia wszystkie władze duszy w sobie. Dlatego mówi on: „światło nieba oświeciło go”.146 „Łaska” ta jest śmiercionośna dla Szawła, który jako „normalny” człowiek, jako swojość żyjąca w potoczności, światłości tej oglądać nie może. „Światłem nieba nazywamy światło, którym jest Bóg. Nie może go dosięgnąć żaden zmysł człowieka.”147
Działaniem intelektywności zostaje więc wywołany nie tylko dialektyczny dynamizm „widzenia nic”, ale również egzystencjalny wstrząs. Szaweł zostaje dotkliwie „upośledzony” i „okaleczony” w swym potocznym widzeniu świata i obchodzeniu się z nim, a co za tym idzie, w swoim potocznym sposobie bycia. Jego swojość przestaje działać. Znamienne, że ta egzystencjalna, życiowa katastrofa jest nie tylko skutkiem znalezienia Boga, ale jednocześnie warunkiem możliwości tego znalezienia.
Kto nie widzi nic innego i jest ślepy, ten widzi Boga. (...) Gdy dusza odwróci się od wszystkich zaistniałych rzeczy, to będzie wówczas w sposób konieczny tak, że Bóg w niej rozbłyśnie i zajaśnieje. (...) Gdy dusza jest ślepa i nie widzi nic innego, wówczas widzi Boga, koniecznie musi być w ten sposób. (...) Bóg jest tym byciem, które unosi w sobie wszystkie istoty. Jeśli Bóg ma być poznany przez duszę, musi się ona stać ślepa. O tym mówi on: „ujrzał nic”. Wszystkie światła zawierają się w jego świetle, wszystkie istoty w jego byciu.148
Taka ślepota, oznaczająca wkroczenie w „inny początek” jedności z Bogiem (odnalezienie go), to nie tyle dysfunkcja narządu wzroku, co utrata orientacji i trwałe upośledzenie w obszarze „pierwszego początku” swojości. Eckhart opisuje to na wiele sposobów. Jednym z nich jest „zanik” poczucia bólu i odczuwania ciężaru. „Gdyby ktoś położył cetnar na mój kark i dołożył do tego drugi, to nałożyłbym sobie równie chętnie sto, ponieważ nie byłoby to dla mnie ciężkie i nie sprawiałoby mi również bólu.”149
Nie jest to jednak proste nie-odczuwanie cierpienia, raczej zdolność uniesienia każdego cierpienia, jego „przewartościowanie”, gdyż w „innym początku” dźwiga je Bóg, będący jednym ze mną. „Gdyby był człowiek, który chciałby cierpieć dla Boga i tylko dla Boga, a spadłoby na niego w jednej chwili wszelkie cierpienie, które przecierpieli dotąd wszyscy ludzie (...), to nie sprawiłoby mu ono bólu i nie byłoby też ciężkie, gdyż Bóg niósłby ten ciężar.”150
Jest to stan zerwania najbardziej fundamentalnej zasady ludzkiego życia w potoczności – stan nieszukania i nie-przywiązywania wagi do żadnej korzyści dla siebie. Stan oznaczający jednocześnie brak ontoteologicznej wykładni, która ten sposób życia uzasadnia i umożliwia.
Święty Jan mówi: „Bóg jest światłem, które świeci w ciemnościach.” Czym są te „ciemności”? Po pierwsze tym, że człowiek nie przywiązuje się i nie uzależnia od niczego, i jest ślepy, i nie wie nic o stworzeniach. Mówiłem już wielokrotnie: kto chce widzieć Boga, ten musi być ślepy.151
W tym stanie człowiek tak zupełnie skupia się i zamyka we wnętrzu „innego początku” (sobości, która jest jednością z Bogiem), że nie tylko „głuchnie”, ale zupełnie odchodzi od zmysłów i władz,
więcej, traci również rozum, a ściśle, dotychczasową zdolność (sposób) myślenia.
Wszystkie głosy i wszystkie wołania muszą ustać i musi nastać niezmącona cisza i milczenie.152
Kto chce przyjąć naukę Bożą, ten musi skupić się i zamknąć w sobie samym i odwrócić się od trosk i zmartwień, i od zgiełku niskich rzeczy. Powinien wyjść ponad (...) władze duszy nawet wtedy, gdy znajdują się one w myślach, jakkolwiek myśl sprawia cuda, gdy pozostaje w niej samej. Trzeba przekroczyć nawet taką myśl.153
Jest to tak dogłębne wytrącenie z potoczności, że Eckhart nie waha się określić go najradykalniej, wprost ekstremalnie. Spowodowane „łaską”, płynącą z władającego u gruntu duszy „innego początku”, wytrącenie ze sposobu bycia w potocznym świecie to śmierć człowieka. „Jaki winien być człowiek, który chce oglądać Boga? Powinien być martwy.”154 „(...) trzeba umrzeć, jeśli się chce widzieć Boga.”155 Ta śmierć oznacza zupełną deformację. Bycie do nikogo i niczego niepodobnym. W oczach, nawykłych do optyki potocznego świata, to bycie zupełnym niepodobieństwem, czymś nie do pomyślenia, radykalnie niemożliwym, skazanym na nie-istnienie. To niepodobieństwo ma sens ściśle ontologiczny. Jest wykroczeniem z metafizycznej analogii bytu, która polega na tym, że wszystko, co jest, jest-czymś.
Niepodobieństwo niszczące mono-tonię i mono--logię tego porządku, na którego straży stoi władanie „pierwszego początku” swojości.
Święty Paweł mówi: „Bóg mieszka w światłości, do której nie ma przystępu” i jest sam w sobie czystym jednym. Dlatego człowiek musi umrzeć i być zupełnie martwy, i być w sobie samym niczym, i całkiem zniekształcony i do nikogo niepodobny. Tak oto będzie on podobny do Boga we właściwy sposób.156
Fragment książki Piotra Augustyniaka
INNA BOSKOŚĆ Mistrz Eckhart, Zaratustra i przezwyciężenie metafizyki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.