piątek, 5 maja 2023

Trochę fenomenologii

 

Umiera wielki człowiek. Przy łóżku stoi żona. Lekarz bada puls umierającego. W głębi pokoju stoją jeszcze dwie osoby: reporter obecny z racji swego zawodu i malarz, który znalazł się tu przypadkowo. Żona, lekarz, reporter i malarz są świadkami tego samego zdarzenia. Niewątpliwie jednak to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie — śmierć człowieka — jest przez każdego z nich inaczej odbierane. Postrzeganie ich jest tak różne, że zaledwie można powiedzieć, iż oglądają oni to samo zjawisko. Różnica między tym, co widzi pogrążona w żalu i rozpaczy żona, a tym, co widzi malarz patrzący zimno i obojętnie na rozgrywającą się scenę, jest tak duża, że właściwie można by powiedzieć, iż oglądają oni dwa różne zdarzenia. Wynika z tego, że ta sama rzeczywistość może rozszczepić się na wiele odmiennych rzeczywistości jeśli patrzeć na nią z różnych punktów widzenia. Zadajemy sobie pytanie: która z tych rzeczywistości jest prawdziwa i autentyczna? Każda odpowiedź będzie twierdzeniem arbitralnym. Nasz wybór będzie zawsze dziełem kaprysu. Wszystkie te rzeczywistości są równorzędne, każda jest autentyczna, jeśli na nią patrzymy z właściwego jej punktu widzenia. Możemy jedynie poklasyfikować owe punkty widzenia i określić, które z nich wydają się w życiu codziennym najbardziej prawidłowe czy najbardziej spontaniczne. W ten sposób dochodzimy do koncepcji rzeczywistości, koncepcji bynajmniej nie absolutnej, ale praktycznej i normatywnej. Najlepszym sposobem określenia tych czterech punktów widzenia jest przeanalizowanie jakiejś jednej cechy ich postawy, na przykład duchowego dystansu między każdą z tych osób a wydarzeniem, w którym uczestniczą. W wypadku żony umierającego dystans ten jest tak nikły, że właściwie wcale nie istnieje. To, co się dzieje, tak dręczy jej duszę i absorbuje umysł, że staje się cząstką jej samej. Innymi słowy żona włączona jest w tę scenę, jest jej częścią. Po to, byśmy mogli oglądać daną rzecz, po to, by się ona mogła zamienić w obserwowany przedmiot, musimy oddzielić ją od nas samych, musi ona przestać być cząstką naszego istnienia. A zatem żona nie jest obecna przy tej scenie, jest jej częścią składową — nie obserwuje jej, ona ją przeżywa. 

Lekarz jest już nieco bardziej oddalony. Dla niego jest to przypadek zawodowy. W wydarzeniu nie uczestniczy z zapamiętałą i ślepą rozpaczą tej biednej kobiety. Niemniej jednak, z racji lekarskiego obowiązku, jest tym przypadkiem głęboko przejęty: jako lekarz ponosi pewną odpowiedzialność za pacjenta, być może jest to również sprawa jego reputacji zawodowej. A więc on również jest z tym. wydarzeniem związany, choć nie tak mocno i intymnie jak żona. Jest z nim związany nie sercem, lecz tą częścią swej osobowości, którą określa zawód. On także „przeżywa" to zdarzenie, jednak jego wzruszenie wywodzi się nie z serca, lecz z zawodowego obowiązku. 

Jeśli teraz postawimy się na miejscu reportera, to stwierdzimy, że od tragicznego wypadku znacznieśmy się oddalili. Dystans jest już tak duży, że straciliśmy z wydarzeniem kontakt emocjonalny. Reporter, podobnie jak lekarz, znajduje się tu z racji obowiązków zawodowych, a nie ze względu na spontaniczne, ludzkie zainteresowanie. Jednak podczas gdy zawód lekarza wymaga od niego udziału w tym zdarzeniu, zawód reportera wręcz przeciwnie: wymaga, by nie brał on udziału w zdarzeniu ograniczając się jedynie do obserwacji z daleka. 

Dla niego całe to zdarzenie jest rodzajem spektaklu, z którego ma zdać sprawcę na łamach swojej gazety. Nie jest tu w nic emocjonalnie zaangażowany — nie przeżywa zdarzenia, jedynie je obserwuje. Obserwuje je jednak z punktu widzenia tego, co będzie miał o nim do powiedzenia swym czytelnikom. Będzie ich chciał zainteresować, wzruszyć, a jeśli to możliwe, to nawet pobudzić do płaczu, tak jakby każdy z nich był bliskim krewnym umierającego. Pamięta jeszcze ze szkoły zdanie Horacego: „Si vis me flere dolendum est primum ipsi tibi”. Reporter, posłuszny zaleceniom Horacego, stara się sprawiać wrażenie, że jest tym wszystkim głęboko przejęty, w nadziei, że będzie to miało zbawienny wpływ na jego twórczość dziennikarską. W rezultacie, pomimo że sytuacji nie „przeżywa", to w każdym razie „udaje", że ją przeżywa. 

I w końcu malarz; stoi zupełnie obojętny mając jedynie na wszystko otwarte oczy. To, co się tu dzieje, jego nie dotyczy — jest, jak to się mówi, o setki, mil stąd. Jego postawa jest czysto percepcyjna, nie jest on w stanie objąć wypadku w całej jego istocie. Ukryty, tragiczny sens zdarzenia umyka jego uwadze, nastawionej wyłącznie na stronę wizualną całej sceny — na kolory, światła i cienie. W osobie malarza znajdujemy maksimum dystansu i minimum uczuciowego zaangażowania.

Nieunikniony prymitywizm tej analizy pozwoli nam jednak mówić w sposób jasny i dokładny o skali uczuciowych dystansów pomiędzy nami a otaczającą nas rzeczywistością. W tej skali stopień bliskości odpowiada stopniowi uczuciowego zaangażowania, stopień oddalenia natomiast oznacza, w jakiej mierze oddaliliśmy się od rzeczywistych zdarzeń, obiektywizując je i traktując jako przedmiot czystej obserwacji. Na jednym końcu tej skali widzimy wszystko — osoby, rzeczy, sytuacje — w aspekcie rzeczywistości „przeżywanej", a na drugim— w aspekcie rzeczywistości „obserwowanej". 

Trzeba tu od razu jasno stwierdzić, że dla estetyki jest to sprawa zasadniczej wagi. Bez niej nie można analizować ani starej, ani nowej sztuki. Wśród wielu rodzajów rzeczywistości istnieje jeden, z którego wywodzą się wszystkie inne i do którego wszystkie się odnoszą: jest to rzeczywistość „przeżywana". Gdyby nikt nigdy nie przeżył w całej pełni bólu i rozpaczy związanej ze śmiercią człowieka, lekarz by się nią nie przejmował, czytelnik nie rozumiałby patosu reportera, a namalowany przez malarza obraz człowieka na łożu śmierci, otoczonego opłakującymi go bliskimi, po prostu nie miałby sensu. To samo można powiedzieć o każdym przedmiocie, czy by to był człowiek, czy rzecz. Najważniejszą właściwością jabłka jest ta, którą poznajemy zabrawszy się do jedzenia. Wszystkie inne możliwe formy, gdy zjawia się ono na przykład w 1600-nym roku w barokowej dekoracji czy gdy pojawia się na obrazie Cezanne'a, czy w wiecznie żywej metaforze o dziewczęcych policzkach podobnych jabłku — zawsze zachowują w mniejszym lub większym stopniu właściwości pierwowzoru. Obraz lub poemat pozbawiony zupełnie śladów „żywych" form byłby niezrozumiały, to znaczy nie istniałby, byłby niczym, tak jak niczym byłaby rozmowa, w której każde słowo odarte byłoby z przyjętego znaczenia. Można zatem powiedzieć, że wśród całej gamy różnych rzeczywistości rzeczywistość „przeżywana" ma szczególnego rodzaju, pierwszeństwo, które zmusza nas do uznania jej za rzeczywistość jako taką.', Zamiast mówić rzeczywistość „przeżywana" można powiedzieć rzeczywistość „ludzka". Malarz obserwujący beznamiętnie scenę śmierci wydaje się „nieludzki". Humanistyczny punkt widzenia zakłada więc „przeżywanie" sytuacji, osób, rzeczy. I vice versa, rzeczywistość — kobieta, okolica, wydarzenie—jest humanistyczna, ludzka, jeśli cechują ją. właściwości, dzięki którym są zwykle „przeżywane".


Jose Ortega y Gasset - Dehumanizacja sztuki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.