poniedziałek, 22 czerwca 2015

Stanisław Michalkiewicz o Gomezie Davili

“I porzuciwszy gniew, nadzieję, pychę, / Wolni od pragnień i wolni od burz, /
Dziękczynnych westchnień ślemy modły ciche / Ktokolwiek jesteś pośród gwiezdnych głusz, / Za to, że minąć dniom żywota dano / Za to, że nigdy raz zmarli nie wstaną / A rzek gwałtownych nurt zmącony pianą, / Zawinie kiedyś w głąb wieczystą mórz.” Ta strofa Swinburne`a wprowadza nas w atmosferę “Straconego Posterunku” Mikołaja Gómeza Dávili. Autor trwa na posterunku i do tego samego zachęca też nas, chociaż i on wie i my wiemy, że posterunek jest już stracony. Po cóż zatem trwać? Odpowiedź nasuwa samo miejsce naszego trwania: posterunek. Na posterunku trwamy, żeby bronić. Bronić – również w sytuacji beznadziejnej. A cóż zasługuje na taką obronę, w imię czego mamy trwać na posterunku straconym? Mikołaj Gómez Dávila daje do zrozumienia, że w imię prawdy. Bowiem “Prawda nie ma udziału w klęskach jej obrońców”. Skoro zatem tak czy owak musimy zginąć, nie jest bez znaczenia, w jaki sposób to nastąpi; czy zginiemy w tłumie pędzonym na rzeź przez herszta, który akurat nastręczył się na przywódcę, czy też wśród wypróbowanych przyjaciół, którzy zaprzysięgli wierność Niezwyciężonej Pani. Trwanie na straconym posterunku nie jest zatem następstwem nieszczęśliwego przypadku, ale skutkiem świadomego wyboru i przedmiotem dumy.

Mikołaj Gómez Dávila nazywa siebie reakcjonistą i nawet nie próbuje ukrywać, że reakcyjność uważa za atrybut zaszczytny. Pozostaje ona na biegunie przeciwnym do tego, na którym rozparła się Demokracja, z jej chamskim kultem Liczby i Sukcesu Za Wszelką Cenę. Gómez Dávila brzydzi się Chamem, gardzi jego namiętnościami i bezlitośnie szydzi z tych, którzy próbują mu schlebiać w nadziei na pozyskanie łaskawości Chama. Nie jest ani “tolerancyjny”, ani nawet “otwarty”. “Umysły, które przyjmują wszystkie myśli są nie tyle gościnne, co sprostytuowane” – powiada. Wychodząc z założenia, że nie można jednocześnie służyć dwóm panom: Liczbie i Prawdzie, przestrzega przez szerzącym się z szybkością płomienia kultem Świętego Spokoju, niepostrzeżenie zastępującym dziś wiarę w Boga w Trójcy Jedynego i daje wyraz obawie, czy aby sama sól też już nie zwietrzała. Czy reakcyjność nie jest tedy inną nazwą eskapizmu i masochizmu? Nic z tych rzeczy. “Reakcjonistą jest każdy, kto nie jest gotów płacić każdej ceny za swoje zwycięstwo” – wyjaśnia Gómez Dávila. No dobrze, ale co to znaczy; na jaką cenę nie jest gotów reakcjonista? Odpowiedź wydaje się prosta: taką ceną byłaby zdrada Tej, w obronie której trwa na straconym posterunku. Taką ceną byłoby wstąpienie na służbę u Chama. Dlatego w dobie triumfu Chama reakcjoniści nie powinni liczyć na zwycięstwo, ale też nie powinni poddawać się zwątpieniu. Walka, w której biorą udział toczy się wprawdzie w konkretnym czasie, ale też jakby i poza czasem; w obrębie cywilizacji, ale też ponad rozkwitającymi i upadającymi cywilizacjami. Na tę nieustanną wojnę bez nadziei zwycięstwa, ale i bez końca Mikołaj Gómez Dávila pozostawia nam bojowy sztandar, żeby wszyscy widzieli, że na straconym posterunku załoga czuwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.