Wykazaliśmy,
że chorobliwy stan człowieka upadłego, we wszystkich jego
postaciach, jest zasadniczo skutkiem faktu, że odwrócił się on od
Boga, deprawując w ten sposób wszystkie zdolności, które z natury
były zwrócone ku Niemu, kalecząc swe jestestwo stworzone po to,
aby znaleźć w Nim i przez Niego swą pełnię. Z tego względu
można powiedzieć, że człowiek odzyskuje zdrowie już na początku
swego życia duchowego, jak tylko nawróci się do Boga, skoro tylko
zwróci się ku Niemu, gdy tylko zacznie przeorientowywać ku Niemu
wszystkie moce swojego jestestwa.
Człowiek pozostaje całkowicie chory, na ile pozostaje on
przywiązany do tego świata, a zdrowieje i odzyskuje zdrowie w
takiej mierze, w jakiej się od niego odrywa, aby współzależnie
przywiązać się do Boga.
Na drodze uzdrowienia, po której powołany jest postępować,
decydujący etap stanowi beznamiętność - etap, do którego, co
prawda, niewielu dochodzi, ale który wszyscy powołani są osiągnąć.
Beznamiętność jest duchowym stanem, w którym człowiek może być
uważany za zupełnie wyleczonego, dzięki Bożej łasce, z duchowych
chorób stanowiących namiętności i w którym te ostatnie zostają
zastąpione przez cnoty (namiętności patologicznie się za nie
podstawiły). Cnoty przywracają człowieka do stanu zgodnego z jego
prawdziwą naturą, ponownie nadają wszystkim jego zdolnościom i
siłom stosowny dla nich porządek - wykorzystanie odpowiadające ich
normalnemu celowi. A wobec tego przywracają mu zdrowie.
Właśnie beznamiętności odpowiada już stan często określany
terminem: „świętość". „Kto wybawił swoje członki
zniewoli namiętności i oddał je na służenie sprawiedliwości,
wszedł do uświęcenia Ducha Świętego" - pisze święty
Nicetas Stethatos. Słuszne jest więc porównanie zdrowia do
świętości. Można powiedzieć, że święty jest doskonale zdrowy,
ponieważ dzięki bogoczłowieczej ascezie stał się on zgodny z
normą ludzkiej natury taką, jaką Bóg stworzył i jakiej pragnął,
ponieważ przywrócił on w sobie samym pierwotne piękno Bożego
obrazu i doprowadził ją ponadto do podobieństwa do jej boskiego
wzoru.
Ten, komu została dana łaska spotkania świętego, nie mógł nie
zauważyć, że naprzeciw niego znajdował się ktoś, w kim
człowieczeństwo zostało w pełni spełnione, ktoś, kto był
doskonałym człowiekiem, ponieważ nie był już człowiekiem
upadłym, pozbawionym pewnej części niego samego, okaleczonym w
swej naturze, ale człowiekiem już w jakiejś mierze przebóstwionym,
nosicielem Ducha, który dzięki łasce stał się człowieko-bogiem
na podobieństwo Bogoczłowieka.
Ale jeśli prawdą jest, że, jak zauważa to zwłaszcza święty
Izaak, sama doskonałość może być stopniowana, to można
powiedzieć, że osiąga jeszcze doskonalsze zdrowie ten, kto miał
łaskę - wyjątkową - poznania/widzenia Boga.
Za:
Jean Claude Larchet, Terapia chorób duchowych. Wstęp do tradycji
ascetycznej Kościoła prawosławnego, Wydawnictwo „Bratczyk"
Hajnówka 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.