czwartek, 18 czerwca 2015

Na drodze uzdrowienia


Wykazaliśmy, że chorobliwy stan człowieka upadłego, we wszystkich jego postaciach, jest zasadniczo skutkiem faktu, że odwrócił się on od Boga, deprawując w ten sposób wszystkie zdolności, które z natury były zwrócone ku Niemu, kalecząc swe jestestwo stworzone po to, aby znaleźć w Nim i przez Niego swą pełnię. Z tego względu można powiedzieć, że człowiek odzyskuje zdrowie już na początku swego życia duchowego, jak tylko nawróci się do Boga, skoro tylko zwróci się ku Niemu, gdy tylko zacznie przeorientowywać ku Niemu wszystkie moce swojego jestestwa.

  Człowiek pozostaje całkowicie chory, na ile pozostaje on przywiązany do tego świata, a zdrowieje i odzyskuje zdrowie w takiej mierze, w jakiej się od niego odrywa, aby współzależnie przywiązać się do Boga.

  Na drodze uzdrowienia, po której powołany jest postępować, decydujący etap stanowi beznamiętność - etap, do którego, co prawda, niewielu dochodzi, ale który wszyscy powołani są osiągnąć. Beznamiętność jest duchowym stanem, w którym człowiek może być uważany za zupełnie wyleczonego, dzięki Bożej łasce, z duchowych chorób stanowiących namiętności i w którym te ostatnie zostają zastąpione przez cnoty (namiętności patologicznie się za nie podstawiły). Cnoty przywracają człowieka do stanu zgodnego z jego prawdziwą naturą, ponownie nadają wszystkim jego zdolnościom i siłom stosowny dla nich porządek - wykorzystanie odpowiadające ich normalnemu celowi. A wobec tego przywracają mu zdrowie.

  Właśnie beznamiętności odpowiada już stan często określany terminem: „świętość". „Kto wybawił swoje członki zniewoli namiętności i oddał je na służenie sprawiedliwości, wszedł do uświęcenia Ducha Świętego" - pisze święty Nicetas Stethatos. Słuszne jest więc porównanie zdrowia do świętości. Można powiedzieć, że święty jest doskonale zdrowy, ponieważ dzięki bogoczłowieczej ascezie stał się on zgodny z normą ludzkiej natury taką, jaką Bóg stworzył i jakiej pragnął, ponieważ przywrócił on w sobie samym pierwotne piękno Bożego obrazu i doprowadził ją ponadto do podobieństwa do jej boskiego wzoru.

  Ten, komu została dana łaska spotkania świętego, nie mógł nie zauważyć, że naprzeciw niego znajdował się ktoś, w kim człowieczeństwo zostało w pełni spełnione, ktoś, kto był doskonałym człowiekiem, ponieważ nie był już człowiekiem upadłym, pozbawionym pewnej części niego samego, okaleczonym w swej naturze, ale człowiekiem już w jakiejś mierze przebóstwionym, nosicielem Ducha, który dzięki łasce stał się człowieko-bogiem na podobieństwo Bogoczłowieka.

  Ale jeśli prawdą jest, że, jak zauważa to zwłaszcza święty Izaak, sama doskonałość może być stopniowana, to można powiedzieć, że osiąga jeszcze doskonalsze zdrowie ten, kto miał łaskę - wyjątkową - poznania/widzenia Boga.

Za: Jean Claude Larchet, Terapia chorób duchowych. Wstęp do tradycji ascetycznej Kościoła prawosławnego, Wydawnictwo „Bratczyk" Hajnówka 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.