niedziela, 21 czerwca 2015

Poznaj siebie


   Podobno kiedy przyszły opat Clairvaux przebywał jeszcze w nowicjacie, dość często można go było spotkać chodzącego w zamyśleniu i powtarzającego w kółko jedno zdanie: „Bernardzie, po coś tu przyszedł?". Pytanie, jakie kierował do samego siebie, nie było bynajmniej wywołane kryzysem powołania. Bernard intuicyjnie wiedział, że zrobił dobrze wstępując do Citeaux. Chciał jednak zrozumieć, co było najgłębszą przyczyną determinującą go do podjęcia tej decyzji, co powodowało, że chciał pozostać w miejscu „niebezpiecznym dla zdrowia" i co wzmagało w nim tęsknotę za wciąż jeszcze odległym i trochę „abstrakcyjnym" Bogiem. Powtarzał więc do znudzenia to dziwne pytanie i coraz brutalniej zagłębiał się w siebie.

   Już starożytni mędrcy wiedzieli, że zaglądanie we własną duszę niekoniecznie musi być oznaką narcystycznego zapatrzenia w siebie. Może równie dobrze wypływać z pobudek bardziej wzniosłych, np. religijno--etycznych. Wezwanie „Poznaj samego siebie" Sokrates przeczytał na frontonie świątyni w Delfach, by następnie przystąpić do zadawania sobie i innym kłopotliwych pytań o to, czy naprawdę zdają sobie sprawę z tego, kim w swej istocie są. Czynił to, gdyż wiedział, że tylko prawda o samym sobie pozwoli człowiekowi odkryć, co jest dla niego dobre i postępować tak, by to osiągnąć. Dobrem tym zaś, według ateńskiego filozofa, był świat duchowych cnót, które można było osiągnąć wyrzekając się z kolei doraźnych, materialnych korzyści, o jakie zazwyczaj na tym świcie zabiegamy: bogactw, sławy, władzy. Poznanie siebie było więc równoznaczne z wydobyciem się z iluzji życia cielesnego i duchowym przebudzeniem. Mimo tak wzniosłej wizji ludzkiego życia, jaką niósł sokratyzm, etyczne dobro stawiane ludziom za cel nie mogło ich do końca wyzwolić z okowów ograniczonej natury. Sokratyczne poznanie siebie zaczynało się od wejścia w głąb człowieka i tam, na odkryciu duszy, się kończyło.

   Pierwsi chrześcijańscy teolodzy podzielali przekonanie Sokratesa, że jedyną szansą dla człowieka uwikłanego w sprawy tego świata jest zatrzymanie go i zapytanie, po co to robi. Ich refleksja jednak zmierzała dalej niż refleksja greckich filozofów. Święty Augustyn uważał, że, aby móc poznać ostateczny cel ludzkiego życia, trzeba najpierw dowiedzieć się, co kryje się u jego początków. Każdy, kto chce się autentycznie nawrócić, musi mieć odwagę skonfrontować się ze swoją pamięcią i wydobyć na powierzchnię świadomości wszystkie wydarzenia, które dotąd napawały go lękiem bądź budziły zadowolenie, cofając się w tym procesie jak najdalej. W ten sposób będzie coraz lepiej widział, co jest ukrytą przyczyną jego postępowania i w jakim kierunku zmierza. Jeżeli jednak zatrzyma się w tym autorefleksyjnym procesie i pozostanie skupiony na sobie, będzie wciąż spotykał tego samego, szamoczącego się ze swoim życiem człowieka. Dlatego chrześcijanin dokonuje autorefleksji, by zobaczyć coś więcej niż siebie. Według św. Augustyna, wędrówka człowieka w głąb swej duszy powinna trwać dotąd, aż wykroczy on poza własne „ja". Wtedy dopiero będzie mu dane odkryć prawdziwe źródło jego egzystencji, najgłębszą przyczynę kierującą krokami każdego człowieka. Przebijając dno własnego „ja", chrześcijanin nie natrafia na nicość, lecz na Boga - Tego, który go stworzył, wciąż podtrzymuje w istnieniu, uczestniczy w historii jego życia i najlepiej wie, co może zapewnić jej szczęśliwy koniec. Poznając siebie, chrześcijanin spotyka Boga.

   Człowiek współczesny odczuwa kruchość i małość swojego istnienia, gdy wpatruje się w nieprzeniknione gwiaździste niebo. Mistycy średniowieczni idący śladem św. Augustyna podobną trwogę czuli, gdy przyglądali się swoim duszom. Świat zewnętrzny był dla nich zagadką, lecz to wewnątrz siebie spotykali się z prawdziwą, przyprawiającą ich o zawrót głowy tajemnicą - skończony byt człowieka dokładnie tam, gdzie powinien się kończyć, otwierał się na Nieskończoność. Nie tyle więc nie doceniali oni „śladów" obecności Boga w otaczającym ich stworzeniu, ile czuli się zdumieni, że jest On tak blisko nich. „Nie masz potrzeby, człowieku, przepływać morza, przenikać chmur, przekraczać Alp" - twierdził więc Bernard, kontynuując tradycje chrześcijańskiego sokratyzmu. „Zapewniam cię, nie masz dalekiej drogi do przebycia. Wystarczy ci tylko zwrócić się do samego siebie, by w swoim wnętrzu spotkać Boga".


Za: Rafał Tichy, Ukryte Oblicze. O mistyce i mesjanizmie,  Wydawnictwo Flos Carmeli, Poznań 2013
(Z pominięciem przypisów)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.