Podobno kiedy przyszły opat Clairvaux przebywał jeszcze w
nowicjacie, dość często można go było spotkać chodzącego w
zamyśleniu i powtarzającego w kółko jedno zdanie: „Bernardzie,
po coś tu przyszedł?". Pytanie, jakie kierował do samego
siebie, nie było bynajmniej wywołane kryzysem powołania. Bernard
intuicyjnie wiedział, że zrobił dobrze wstępując do Citeaux.
Chciał jednak zrozumieć, co było najgłębszą przyczyną
determinującą go do podjęcia tej decyzji, co powodowało, że
chciał pozostać w miejscu „niebezpiecznym dla zdrowia" i co
wzmagało w nim tęsknotę za wciąż jeszcze odległym i trochę
„abstrakcyjnym" Bogiem. Powtarzał więc do znudzenia to
dziwne pytanie i coraz brutalniej zagłębiał się w siebie.
Już starożytni mędrcy wiedzieli, że zaglądanie we własną duszę
niekoniecznie musi być oznaką narcystycznego zapatrzenia w siebie.
Może równie dobrze wypływać z pobudek bardziej wzniosłych, np.
religijno--etycznych. Wezwanie „Poznaj samego siebie" Sokrates
przeczytał na frontonie świątyni w Delfach, by następnie
przystąpić do zadawania sobie i innym kłopotliwych pytań o to,
czy naprawdę zdają sobie sprawę z tego, kim w swej istocie są.
Czynił to, gdyż wiedział, że tylko prawda o samym sobie pozwoli
człowiekowi odkryć, co jest dla niego dobre i postępować tak, by
to osiągnąć. Dobrem tym zaś, według ateńskiego
filozofa, był świat duchowych cnót, które można było osiągnąć
wyrzekając się z kolei doraźnych, materialnych korzyści, o jakie
zazwyczaj na tym świcie zabiegamy: bogactw, sławy, władzy.
Poznanie siebie było więc równoznaczne z wydobyciem się z iluzji
życia cielesnego i duchowym przebudzeniem. Mimo tak wzniosłej wizji
ludzkiego życia, jaką niósł sokratyzm, etyczne dobro stawiane
ludziom za cel nie mogło ich do końca wyzwolić z okowów
ograniczonej natury. Sokratyczne poznanie siebie zaczynało się od
wejścia w głąb człowieka i tam, na odkryciu duszy, się
kończyło.
Pierwsi chrześcijańscy teolodzy podzielali przekonanie Sokratesa,
że jedyną szansą dla człowieka uwikłanego w sprawy tego świata
jest zatrzymanie go i zapytanie, po co to robi. Ich refleksja jednak
zmierzała dalej niż refleksja greckich filozofów. Święty
Augustyn uważał, że, aby móc poznać ostateczny cel ludzkiego
życia, trzeba najpierw dowiedzieć się, co kryje się u jego
początków. Każdy, kto chce się autentycznie nawrócić, musi mieć
odwagę skonfrontować się ze swoją pamięcią i wydobyć na
powierzchnię świadomości wszystkie wydarzenia, które dotąd
napawały go lękiem bądź budziły zadowolenie, cofając się w tym
procesie jak najdalej. W ten sposób będzie coraz lepiej widział,
co jest ukrytą przyczyną jego postępowania i w jakim kierunku
zmierza. Jeżeli jednak zatrzyma się w tym autorefleksyjnym procesie
i pozostanie skupiony na sobie, będzie wciąż spotykał tego
samego, szamoczącego się ze swoim życiem człowieka. Dlatego
chrześcijanin dokonuje autorefleksji, by zobaczyć coś więcej niż
siebie. Według św. Augustyna, wędrówka człowieka w
głąb swej duszy powinna trwać dotąd, aż wykroczy on poza własne
„ja". Wtedy dopiero będzie mu dane odkryć prawdziwe źródło
jego egzystencji, najgłębszą przyczynę kierującą krokami
każdego człowieka. Przebijając dno własnego „ja",
chrześcijanin nie natrafia na nicość, lecz na Boga - Tego, który
go stworzył, wciąż podtrzymuje w istnieniu, uczestniczy w historii
jego życia i najlepiej wie, co może zapewnić jej szczęśliwy
koniec. Poznając siebie, chrześcijanin spotyka Boga.
Człowiek współczesny odczuwa kruchość i małość swojego
istnienia, gdy wpatruje się w nieprzeniknione gwiaździste niebo.
Mistycy średniowieczni idący śladem św. Augustyna podobną trwogę
czuli, gdy przyglądali się swoim duszom. Świat zewnętrzny był
dla nich zagadką, lecz to wewnątrz siebie spotykali się z
prawdziwą, przyprawiającą ich o zawrót głowy tajemnicą -
skończony byt człowieka dokładnie tam, gdzie powinien się
kończyć, otwierał się na Nieskończoność. Nie tyle więc nie
doceniali oni „śladów" obecności Boga w otaczającym ich
stworzeniu, ile czuli się zdumieni, że jest On tak blisko nich.
„Nie masz potrzeby, człowieku, przepływać morza, przenikać
chmur, przekraczać Alp" - twierdził więc Bernard, kontynuując
tradycje chrześcijańskiego sokratyzmu. „Zapewniam cię, nie masz
dalekiej drogi do przebycia. Wystarczy ci tylko zwrócić się do
samego siebie, by w swoim wnętrzu spotkać Boga".
Za:
Rafał Tichy, Ukryte Oblicze. O mistyce i mesjanizmie,
Wydawnictwo Flos Carmeli, Poznań 2013
(Z pominięciem przypisów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.