Aleksander
Sołżenicyn – ikona walki z radzieckim totalitaryzmem, pisarz i
publicysta, laureat literackiej nagrody Nobla, autor licznych powieści,
dramatów, scenariuszy filmowych i opowiadań.
Napisał mające kilka tysięcy stron dzieło o rewolucji w Rosji,
obszerną historię stosunków rosyjsko-żydowskich, kilka prac na temat
stanu swej ojczyzny po upadku ZSRR. W swoim dorobku ma setki artykułów,
publikowanych listów, wywiadów i publicznych wystąpień.
Świat zapamięta go jednak przede wszystkim jako autora Archipelagu GUŁag. Sołżenicyn zmarł 3 sierpnia 2008 r.
11 grudnia 2008 r. – Sołżenicyn
skończyłby 90 lat. Obawiam się jednak, że w Polsce jubileusz ten
przeszedłby bez echa. W ostatnich latach wyraźnie zapomnieliśmy o
Sołżenicynie. Śmierć rosyjskiego noblisty spotkała się w Polsce z dużym
zaskoczeniem. Brak informacji sprawił, iż nawet dobrze wykształceni i
oczytani Polacy byli przekonani, że autor
Oddziału chorych na raka już od dawna nie żyje!
Prawdą jest, że pisarz w drugiej połowie lat 90. pisał zdecydowanie
mniej niż w Ameryce lub przed wydaleniem go ze Związku Radzieckiego.
Mimo jednak podeszłego wieku i licznych chorób do końca życia udało mu
się zachowywać sprawność umysłu, czego żywym dowodem były jego, co
prawda rzadkie, wypowiedzi.
Warto pamiętać, że Sołżenicyn był ostatnim żyjącym rosyjskim
laureatem literackiej nagrody Nobla i jednocześnie jednym z najbardziej
znanych pisarzy na świecie. Choć od kilku lat stan zdrowia nie pozwalał
mu na aktywną działalność publicystyczno-literacką, a jego utwory nie
były już rozchwytywane tak jak w latach 70., to nadal pozostawał
autorytetem moralnym i „sumieniem Rosji”.
Dla wielu Rosjan Sołżenicyn jest wciąż „unikalną wartością narodową”,
gdyż tylko jego można porównać do XIX-wiecznych wybitnych rosyjskich
klasyków. Inni współcześni znani rosyjscy pisarze, mimo że aktywnie
uczestniczą w życiu społeczno-literackim, posiadają niepodważalny talent
zjednujący wciąż to nowe rzesze czytelników, a ich książki są hitami
wydawniczymi, pozostają jedynie pisarzami. Wybitnymi, podziwianymi, ale
tylko pisarzami. Sołżenicyn był dla Rosjan kimś więcej. O ile wszelkie
porównania Władimira Sorokina, Wiktora Jerofiejewa czy Borisa Akunina do
Puszkina, Dostojewskiego i Lwa Tołstoja mogą wzbudzać jedynie
pobłażliwy uśmiech, o tyle Sołżenicyn jest już od wielu lat określany
mianem wieszcza i pisarza-proroka.
Od początku XIX w. literatura odgrywa w życiu Rosjan niezmiernie
ważną rolę. Rosyjscy pisarze byli traktowani niemalże jako święci, a ich
utwory jak relikwie, nie tylko ze względu na niepowtarzalny talent, ale
również za odwagę wyrażania społecznych problemów.
Anna Achmatowa po przeczytaniu
Jednego dnia Iwana Denisowicza powiedziała:
– Przeczytanie i nauczenie się na pamięć tej książki jest obowiązkiem każdego obywatela [1].
Jeszcze większe wrażenie zrobiła na niej
Zagroda Matriony:
– Dziwna sprawa… Zadziwiające jak udało się to wydać… To przeraża
bardziej niż Iwan Denisowicz… Tam można było zrzucić wszystko na kult
jednostki, a tutaj… Przecież to nie Matriona, a cała rosyjska wieś
wpadła pod lokomotywę i rozpadła się w drobny mak [2].
Zarówno w carskiej Rosji, jak i w ZSRR filozofia, socjologia i inne
nauki społeczne były skutecznie tłamszone przez reżim. Wybitnym
literatom udawało się jednak ukazać prawdziwy obraz rosyjskiego
społeczeństwa, przebijając się przez pancerz cenzury. Wierzono, że
nieliczni pisarze pokroju Puszkina i Tołstoja nie tylko potrafią opisać
problemy przeciętnego Rosjanina, ale także, zrozumieć i zobaczyć
zdecydowanie więcej od reszty społeczeństwa. Niektóre ich utwory były
traktowane nie tylko jako rady i wskazówki udzielane narodowi, ale
również jako jedyna dostępna forma wyrażania sprzeciwu wobec władzy.
Sołżenicyn jako jedyny współczesny pisarz wpisuje się w tę tradycję.
Od 1994 r., kiedy powrócił do Rosji po 20 latach przymusowej emigracji,
starał się pełnić misję moralnego autorytetu, wypowiadając się na temat
najważniejszych spraw bezpośrednio dotyczących Rosjan.
Antyrosja Sołżenicyna
Sołżenicyn zaczął zdobywać swą popularność od 1962 r., kiedy to w Nowym mirze został opublikowany
Jeden dzień Iwana Denisowicza.
Nie był to pierwszy utwór ukazujący koszmar radzieckich łagrów, jednak
wcześniejsze relacje z obozu opisywane przez Warłama Szałamowa,
Weissberga-Cybulskiego czy Polaka – Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, były
dostępne jedynie bardzo wąskiemu gronu czytelników.
Choć odwilż wraz z częściową krytyką stalinizmu i walką z kultem jednostki trwała od 1956 r., to
Jeden dzień…
był prawdziwym szokiem nie tylko dla mieszkańców ZSRR, ale również
całego zachodniego społeczeństwa. Utwór ten był pierwszym krokiem
pisarza na krętej drodze walki z komunizmem, którą zdecydował się
podążać. Sołżenicyn poczuł, że ma do spełnienia misję ukazania prawdy o
rewolucji 1917 r., powstaniu ZSRR i okrucieństwie radzieckiego
komunizmu. Uważał, że pisząc
Krąg pierwszy, Oddział chorych na raka czy
Bodło cielę dąb
(w Polsce tłum. jedynie fragmenty pt. Łbem o mur) nie tylko ujawnia
prawdziwą historię swojej ojczyzny, ale przede wszystkim walczy z
radzieckim systemem.
Wydany w połowie lat 70. Archipelag GUŁag był kolejnym wstrząsem, w
którego efekcie wielu zachodnich sympatyków komunizmu przestało popierać
Związek Radziecki. Sołżenicynowi udało się otworzyć oczy wielu
lewicowym intelektualistom i ukazać zbrodnie, które mimo pozornego
zerwania ze stalinizmem i terrorem, wciąż w ZSRR były popełniane.
Nieśmiałe pierwsze informacje o Katyniu, proces Krawczenki, Powstanie
Węgierskie, Praska Wiosna… To początek listy wydarzeń, które zniechęcały
Zachód do komunizmu.
Przez długi czas ZSRR udawało się jednak zwodzić i mamić opinię
publiczną ułudą sprawiedliwego radzieckiego komunizmu. Po ukazaniu się
Archipelagu GUŁag było to już jednak niemożliwe. Dzięki Sołżenicynowi
świat poznał i zrozumiał, co znaczy radziecki totalitaryzm.
Jeszcze większy wpływ miał Sołżenicyn na świadomość radzieckiego
społeczeństwa. Mimo że czytanie jego utworów było surowo zakazane,
nazwisko wykreślone z historii literatury radzieckiej, a wszystkie
książki wycofane z bibliotek, to dzięki prężnej działalności samizdatu i
tamizdatu [3], twórczość Sołżenicyna docierała do ludzi. Nie ulega
wątpliwości, że kult Sołżenicyna był szczególnie wyraźny wśród
inteligencji. Inteligencji, która ze względu na swą wiernopoddańczą
postawę wobec komunizmu była przez pisarza silnie krytykowana m.in. w
artykule
obrazowanszczina.
Warto przypomnieć, że polskie tłumaczenie tytułu, a zarazem
stworzonego przez Sołżenicyna określenia radzieckiej inteligencji to
wykształciuchy (tłum R. Zimand) lub
wykształceńcy (tłum. A. de Lazari) czyli słowo, które w ostatnich czasach za sprawą Ludwika Dorna zrobiło w Polsce błyskawiczną karierę.
Władimir Wojnowicz – pisarz i publicysta bynajmniej nie przychylny Sołżenicynowi – w
Portrecie na tle mitu
opisuje powszechne w Moskwie zjawisko dekorowania mieszkań portretami
nowego pisarza-proroka. Jego zdjęcia wyrażały nie tylko miłość do
literatury pięknej, ale zważywszy, że Sołżenicyn został „wyklęty” przez
Związek Radziecki, były również formą buntu przeciwko komunizmowi.
Stopniowo poglądy głoszone przez pisarza zaczęły trafiać także do
innych warstw społecznych. Najlepiej może o tym świadczyć prowadzona
przez ZSRR antysołżenicynowska propaganda (ros. łże, łgat’ – kłamie,
kłamać), przedstawiająca pisarza jako kłamcę i oszusta, który nigdy nie
trafił do łagrów, a jeśli nawet tam był, to tylko po to, by donosić na
współwięźniów.
Ani wygnanie Sołżenicyna z ojczyzny, ani prowadzona przeciwko niemu
kampania nie mogły powstrzymać siły, z jaką noblista atakował Związek
Radziecki i komunizm. Jego wypowiedzi, artykuły i wywiady przedostawały
się różnymi drogami za żelazną kurtynę, dodając wiary, że walka z
radzieckim imperium może zakończyć się sukcesem. Sołżenicyn był
przekonany, że skoro w 1952 r. dzięki silnej wierze w cud i ogromnej
chęci życia udało mu się pokonać chorobę nowotworową, to będzie również w
stanie pokonać inny nowotwór – raka zabijającego Rosję – komunizm.
Władze radzieckie próbowały zdyskredytować pisarza w oczach świata,
oskarżając go o prowadzenie oszczerczej kampanii przeciwko własnej
ojczyźnie. Autor Archipelagu GUŁag odrzucał jednak te zarzuty,
zdecydowanie przeciwstawiając się utożsamianiu Rosji z ZSRR. Protestował
również przeciwko zamiennemu stosowaniu słów rosyjski i radziecki. Dla
Sołżenicyna ZSRR nie było kontynuacją Rosji, lecz jej zaprzeczeniem –
Antyrosją.
W walce o wolną Rosję starał się nie tylko pokazać Związek Radziecki
jako chore państwo, lecz również dotrzeć do okoliczności, w jakich ono
powstało. Nurtowało go pytanie: W jaki sposób jego wyidealizowana carska
Rosja mogła przekształcić się w swe zaprzeczenie – ZSRR? Odpowiedzi na
nie szukał, pisząc przez ponad 20 lat
Czerwone koło. Wierzył,
że utwór ten będzie dziełem jego życia, które jeszcze bardziej niż
Archipelag GUŁag przyspieszy upadek Związku Radzieckiego. Nie zgadzał
się z powszechną opinią, że rewolucja październikowa była główną
przyczyną dojścia do władzy komunistów. Starał się przekonać świat, że
październik 1917 r. niewiele się różnił od kilku wcześniejszych i
późniejszych miesięcy, a przełomowe wydarzenia rozegrały się w lutym
1917 r.
Czerwone koło miało nie tylko pokazać, że rewolucja
październikowa jest umiejętnie stworzonym przez bolszewików mitem, ale
również udowodnić, że Związek Radziecki, który nieraz odwoływał się do
carskich tradycji, jest Antyrosją, a nie kolejnym stadium jego ukochanej
ojczyzny.
Niestety, utwór
Czerwone koło okazał się katastrofą
literacką (w porównaniu z innymi dziełami Sołżenicyna), a pisarzowi,
mimo wyraźnej chęci, nie udało się doprowadzić go do zamierzonego końca.
Słowiański Chomeini
Nie ulega wątpliwości, że Sołżenicyn zrobił wyłom w murze
komunistycznego imperium, walnie przyczyniając się do jego rozpadu.
Można się jedynie spierać, jak dużą rolę mógł odegrać pisarz i
literatura w upadku światowego mocarstwa. W 1991 r., choć nie zdecydował
się jeszcze na powrót do wolnej i niepodległej Rosji, to dalej czuł, że
jest powołany do misji duchowego przywódcy narodu. Najlepszym tego
dowodem jest esej
Jak odbudować Rosję? Refleksje na miarę moich sił, który za sprawą dwóch gazet został rozchwytany przez Rosjan w ilości 27 milionów egzemplarzy (sic!).
Był to zbiór porad pisarza udzielanych rodakom, aby bez ponoszenia
zbędnych kosztów przełamali kryzys gospodarczy i jak najszybciej
stworzyli prawdziwą, wolną od wszelkiego zła i grzechu, czystą moralnie
Rosję. Nikt nie wątpił, że idee głoszone przez Sołżenicyna w eseju są
szlachetne i godne przedyskutowania, jednakże również nikt nie wiedział,
jak można je wcielić w życie. Żadna partia ani żaden liczący się
polityk nie zdecydował się przyjąć
Jak odbudować… za swoje credo.
W 1994 r., kiedy Sołżenicyn powrócił do Rosji, przekonał się, że jego
wizja Rosji została całkowicie odrzucona przez sfery rządzące,
większość obywateli zaś uznała je za mrzonki snute przez oderwanego od
życia nawiedzonego proroka, którego misja zakończyła się wraz z upadkiem
Związku Radzieckiego.
Sołżenicyn powrócił do Rosji zbyt późno, aby uczestniczyć w
kluczowych wydarzeniach dla młodego rosyjskiego państwa. Z pewnością
autor Archpelagu GUŁag nie chciał rezygnować z literatury na rzecz
polityki, jednak w zaistniałych warunkach początku lat 90. znaczna część
zagubionych Rosjan potrzebowała w równym stopniu bliskości duchowego
przywódcy, co sprawnego rządu i prezydenta.
Wątpię, aby Sołżenicyn mógł odegrać polityczną rolę w sierpniowym
puczu 1991 r. lub wydarzeniach z października 1993 r., jednak miałby
przynajmniej możliwość neutralizowania rosyjskich lęków społecznych
wynikających z burzliwej transformacji. Mógłby też spróbować złagodzić
niektóre polityczne konflikty. Oczekiwała tego od niego, przede
wszystkim, spora grupa wiernych czytelników, która jeszcze w ZSRR
czerpała nadzieję i otuchę z jego utworów.
W 1994 r., kiedy wreszcie przybył do ojczyzny, był jeszcze nazywany
przez niektórych komentatorów słowiańskim Chomeinim, jednak większość
społeczeństwa uważała, że Sołżenicyn powinien zdecydować się już na
zasłużoną emeryturę. Wielu polityków próbowało wykorzystać wizerunek
pisarza-proroka i sumienia narodu do promowania własnych ugrupowań,
jednak żadne z nich nie reprezentowało poglądów noblisty w takim
stopniu, aby zdecydował się je poprzeć.
Sołżenicyn był bardzo niemile rozczarowany kondycją moralną
rosyjskiej polityki, czemu dał wyraz w przemówieniu wygłoszonym w
parlamencie (Dumie) w 1994 r. Kadra polityczna rosyjskiej federacji
zdecydowanie bardziej przypominała mu komunistyczny beton partyjny, niż
mężów stanu pokroju Piotra Stołypina [4]. Jak przystało na duchowego
ojca narodu, pisarz postanowił zmienić ten stan rzeczy. Ani jednak jego
program telewizyjny, ani
Rosja w zapaści, czyli zbiór kolejnych
porad dotyczących uzdrowienia państwa, nie cieszyły się popularnością,
zarówno wśród elit rządzących, jak i ogółu społeczeństwa.
Przyjaciel Jerzy Węgierski
Niewielu jest rosyjskich pisarzy, którzy z sympatią opisywali Polskę i
Polaków. Sołżenicyn z pewnością nie wpisuje się w nurt „antypolskiej
obsesji w literaturze rosyjskiej” i niejednokrotnie daje temu wyraz w
swojej twórczości. Jako przykład może tu posłużyć telegram z wyrazami
poparcia
Do strajkujących robotników polskich z 20 sierpnia 1980 r.
Najlepszym jednak dowodem świadczącym o sympatii, jaką Sołżenicyn
darzył Polaków, są fragmenty Archipelagu GUŁag. W jednym z nich wspomina
o Jerzym Węgierskim – polskim inżynierze, który razem z nim odsiadywał
wyrok w obozie w Ekibastuzie. Węgierski (obecnie emerytowany profesor
Politechniki Śląskiej w Gliwicach) bardzo zaimponował Sołżenicynowi w
1952 r., kiedy doszło do buntu w ich obozie. Zasady i wartości, które
wyznawał Węgierski, nie pozwalały mu na przerwanie głodówki wraz z
resztą łagierników.
I tu zrozumiałem, co to jest polska duma –
na czym polegał sekret polskich powstań, tak pełnych zapamiętania.
Polak, inżynier Jerzy Węgierski był teraz w naszej brygadzie. Odsiadywał
ostatni, dziesiąty rok swojej kary. Nawet gdy był kierownikiem robót,
nikt nie słyszał od niego ostrego słowa. Był zawsze cichy, uprzejmy i
wyrozumiały.
A teraz twarz mu się zmieniła. Z gniewem,
pogardą i męką odwrócił oczy od żebraczego orszaku, wyprostował się i
krzyknął donośnie:
– Brygadzisto! Mnie proszę na kolację nie budzić! Ja nie pójdę!
Wdrapał się na górne nary, odwrócił się do
ściany – i nie wstał. Myśmy w nocy poszli jeść, a ten nie wstał! Nie
dostawał paczek, był zupełnie sam, nigdy nie bywał syty – a nie wstał.
Para unosząca się nad gorącą kaszą nie mogła przysłonić mu obrazu
bezcielesnej Wolności.
Gdybyśmy wszyscy byli tacy dumni i
nieustępliwi – to jaki tyran by się ostał? (A. Sołżenicyn, Archipelag
GUŁag, tłumaczenie Jerzy Pomianowski) [5]
W czasach PRL Sołżenicyn był traktowany przez wielu Polaków jak
bohater i przykład zwycięstwa jednostki nad komunizmem. Także na
początku lat 90. rosyjski noblista cieszył się u nas dużą popularnością:
w prasie można było spotkać liczne wzmianki, ukazywały się kolejne
wydania głównych jego dzieł, a nowo powstałe utwory były tłumaczone
niemalże na bieżąco.
Niestety, już od ponad 10 lat w Polsce bardzo trudno uzyskać nowe
informacje o ostatnim rosyjskim pisarzu-proroku. Od 1997 r., kiedy to
wydano
Rosję w zapaści przetłumaczoną przez Zychowicza, polski
czytelnik może odnieść wrażenie, że Sołżenicyn definitywnie rozstał się z
piórem. W ostatnich kilku latach wydana została jedynie jego powieść
sprzed 30 lat –
Oddział chorych na raka – jako klasyka XX w. w Kolekcji Gazety Wyborczej i korespondencja prowadzona w latach 60. z prof. Węgierskim.
Z braku nowych informacji o pisarzu można wyprowadzić fałszywe
wnioski, że przestał się on interesować losem Rosji i nie stara się już
wskazywać rodakom drogi, którą mają kroczyć. Owszem, Sołżenicyn,
szczególnie w ostatnich latach, z powodów stanu zdrowia bardzo
ograniczył swą działalność społeczno-literacką, jednak wciąż starał się
śledzić na bieżąco zmiany zachodzące we współczesnym świecie. Rzadko
dawał temu wyraz, jednak w rosyjskiej, niemieckiej, a nawet serbskiej i
czeskiej prasie można było przeczytać udzielane przez noblistę wywiady
lub jego krótkie komentarze.
W Polsce nie wydano ostatniego dużego utworu pisarza
200 lat razem (200 лет вместе), opowiadającego o wspólnej burzliwej historii Rosjan i Żydów w latach 1795-1995
[Został wydany później – admin].
Nie jest to ciekawy utwór pod względem literackim. Sołżenicynowi nie
udało się stworzyć pracy historycznej, która byłaby równocześnie
pasjonującą literaturą. Autor uznał, że od walorów literackich
zdecydowanie ważniejszy jest wymiar obywatelski (grażdanstwiennost`), i
to właśnie na nim się skoncentrował.
W Rosji utwór ten wywołał falę burzliwych dyskusji i polemik, zarówno
na temat wspólnej historii obu narodów, jak i antysemityzmu
Sołżenicyna, który zdaniem znacznej części czytelników był przez długie
lata starannie skrywany przez pisarza. W Polsce pojawiło się kilka
wzmianek o burzy, jaką wywołała książka, jednak szersza dyskusja o roli,
jaką Sołżenicyn odgrywa w XXI w. w Rosji, świecie i literaturze nie
została podjęta.
Tym bardziej nikt nie próbował znaleźć odpowiedzi na pytanie: Czy
dalej można uważać go za duchowego ojca rosyjskiego narodu? O istnieniu
Sołżenicyna przypomniała Polakom wydana w 2004 r. książka
Sołżenicyn. Dusza na wygnaniu
Josepha Perce’a, która została jednak napisana przed dziesięciu laty.
Praca ta, choć spotkała się z pozytywnymi recenzjami, również nie
zdołała wzbudzić dyskusji o ostatnim rosyjskim klasyku. Jest to pierwsza
biografia pisarza na naszym rynku, mimo że Sołżenicynem jako obiektem
badań zajmowali się tacy czołowi polscy rosjoznawcy i historycy
literatury rosyjskiej jak: Lucjan Suchanek, Stanisław Poręba, Andrzej de
Lazari.
Oczywiście należy odnotować także liczne artykuły o Sołżenicynie,
które pojawiły się po jego śmierci. Większość z nich była krótkimi
biografiami lub wspomnieniami z elementami hagiografii. Dzięki nim
polski czytelnik mógł jednak sobie przypomnieć podstawowe fakty z życia
Sołżenicyna i tytuły napisanych przez niego utworów. Zainteresowanie
autorem Archipelagu GUŁag nie trwało jednak długo. Atak Gruzinów na Płd.
Osetię odwrócił uwagę mediów od Sołżenicyna, który znów stał się dla
Polaków jedynie marginalnym tematem. Istnieje więc obawa, że żywo
komentowana śmierć noblisty wzbudziła w Polsce jedynie krótkotrwałe
zainteresowanie Sołżenicynem, a w przyszłości znajomość jego utworów
ograniczy się dla większości czytelników jedynie do
Jednego dnia Iwana Denisowicza.
Sołżenicyn i Putin
Aleksander Sołżenicyn w ostatnich latach nie ograniczył swych
zainteresowań tylko do historii stosunków rosyjsko-żydowskich.
Wspomniany już zły stan zdrowia pisarza nie pozwalał mu na częste
wypowiedzi oraz oddziaływanie na rodaków za pomocą pióra, jednak
Rosjanie dobrze wiedzieli, jak oceniał on bieżące wydarzenia. Rosyjski
wizjoner do 2000 r. krytykował praktycznie wszystkich polityków, którzy
mieli dostęp do władzy.
Pierwszym politycznym przywódcą Rosji, którego Sołżenicyn nie poddał krytyce, był Władimir Putin.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, jakim sposobem udało się Putinowi
zdobyć zaufanie 70-80% Rosjan, wśród których znalazł się również i
noblista. Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, należy odwołać się do
historii i sołżenicynowskiego Czerwonego koła, w którym opisał on, jak
powinien wyglądać idealny przywódca Rosji. Tym ideałem był Piotr
Stołypin. Z pewnością jest to kontrowersyjna postać, która jest dziś
wyjątkowo popularna wśród rosyjskich nacjonalistów. Stołypin objął
stanowisko premiera w trakcie rewolucji 1905-1907 r. Powstrzymanie fali
strajków i stłumienie antypaństwowych wystąpień nie należało do łatwych
zadań, jednak Stołypinowi, dzięki konsekwentnie stosowanym represjom w
stosunku do działaczy rewolucyjnych, udało się to w dość krótkim czasie.
Według Andrzeja Walickiego Putin świadomie nawiązuje do twardej
polityki „żelaznego premiera”, pragnąc być, jak to tylko możliwe, jego
kontynuatorem [6]. Nie bez znaczenia dla Rosjan było również spotkanie
Sołżenicyna i Putina, które po raz pierwszy nastąpiło 20 września 2000
r. (wcześniej odbyły się najprawdopodobniej rozmowy telefoniczne).
Sołżenicyn po kilkugodzinnej rozmowie z Putinem wydawał się
zauroczony świeżo wybranym prezydentem Federacji Rosyjskiej. W
udzielonym na gorąco wywiadzie telewizyjnym wypowiadał się o Putinie
tylko w pozytywnych słowach. Nowy przywódca Rosji wydał mu się wyjątkowo
inteligentną osobą, która zdecydowała się objąć stanowisko prezydenta z
obowiązku, a nie dla prywatnych korzyści lub z żądzy władzy, tak jak to
było dotychczas. Po tych słowach nie można się dziwić, że następnego
dnia Rosję obiegły zdjęcia ze spotkania dwóch mężów stanu – duchowego i
politycznego przywódcy narodu – oraz komentarze stwierdzające, że
Sołżenicyn znalazł w Putinie swój ideał polityka – nowego Stołypina.
Spotkanie z Sołżenicynem było świetnym marketingowym posunięciem ze
strony nowo wybranego prezydenta. Putin pokazał wszystkim
niezdecydowanym wyborcom, że skoro Sołżenicyn – symbol walki z
komunizmem i niepodważalny autorytet moralny – uważa, że jest on
właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, to jedynie on może godnie
reprezentować Rosję. W kontekście dobrze znanych Rosjanom zarzutów
stawianych przez opozycję, że Putin jest pozbawionym wszelkich skrupułów
komunistycznym aparatczykiem, a także krytycznych wypowiedzi pisarza o
innych politykach, był to, bez wątpienia, wielki sukces prezydenta.
W 2000 r. popularność i oddziaływanie Sołżenicyna było zdecydowanie
mniejsze, niż na początku lat 90. i dotyczyło praktycznie tylko sfery
literatury, moralności i sumienia. W XXI-wiecznej Rosji nie są to
wartości, na których można zbić polityczny kapitał. Nawet najzagorzalsi
wielbiciele traktowali Sołżenicyna jedynie jak wizjonera czy jurodiwego
(popularne określenie w Rosji, które można przetłumaczyć jako nawiedzony
w Chrystusie), który więcej wie o przeszłości i przyszłości niż o
otaczającej go rzeczywistości. Z drugiej jednak strony Putinowi
aspirującemu do miana przywódcy wszystkich Rosjan było potrzebne
poparcie osoby, co do której intencji naród nie miałby żadnych
wątpliwości. Czy ktoś mógł się lepiej nadać do tej roli niż ostatni
rosyjski pisarz-prorok?
Obrońca Serbów
Jedną z ostatnich wypowiedzi Sołżenicyna, która wywołała żywy
oddźwięk, był otwarty list skierowany do Serbów zamieszkujących Kosowo.
Swymi prawosławnymi braćmi z Bałkanów autor
Jednego Dnia Iwana Denisowicza
interesował się już od dawna, podziwiając ich niezłomność i wytrwałość w
wierze. Rosja już od blisko 200 lat popiera Serbów w ich zmaganiach na
Półwyspie Bałkańskim, Sołżenicyn wpisał się więc tym samym w tradycję
długoletniej rosyjsko-serbskiej przyjaźni. Dał temu wyraz w 1999 r.,
kiedy to ostro skrytykował Amerykę i NATO za zbrojną interwencję w
Kosowie i bombardowanie Serbii. Według pisarza, jeśli Zachód
rzeczywiście chciałby bronić praw uciśnionych, to już dawno powinien
zbrojnie zaprotestować przeciwko przemocy Turcji na Kurdach i Chin na
Tybetańczykach.
Skoro jednak przez 40-50 lat Zachód nic nie zrobił w ich obronie, to
zbrojna interwencja w Kosowie jest zwykłym, wymierzonym w Serbów
kłamstwem, wobec którego Sołżenicyn nie potrafi przejść obojętnie. Jego
bezkompromisowa postawa została kilkakrotnie nagrodzona przez Serbów,
m.in. Orderem świętego Sawy I stopnia i literacką nagrodą Živka i Milića
Topalovića.
Sołżenicyn, w swej ostatniej wypowiedzi dotyczącej Serbów (luty
2008), zaapelował do „braterskiego narodu”, aby nie opuszczał Kosowa.
Pisarz uważał, że bohaterscy Serbowie wycierpieli już zbyt dużo
(bombardowania z 1999 r.), aby teraz ugiąć się pod presją Zachodu i
zrezygnować z ziemi, która już przed wiekami należała do Serbii.
Sołżenicyn swym apelem wyraził pogląd reprezentowany przez zdecydowaną
większość swoich rodaków.
W konflikcie pomiędzy kosowskimi Albańczykami i Serbami prawie
wszyscy intelektualiści stanęli po stronie tych pierwszych, dlatego głos
Sołżenicyna był niezwykle ważny dla Serbów. Poparł ich przecież znany
pisarz, noblista, moralny autorytet, którego zna cały świat. Opinia
publiczna z pewnością nie przejęła się „wołaniem starca” (w Polsce apel
pisarza nie został nawet zauważony), jednak ekspertom pokazała, że
poparcie Serbii przez Rosję to nie tylko pomysł Kremla na odniesienie
doraźnych korzyści, ale silnie ugruntowana wola całego rosyjskiego
narodu.
Zima Patriarchy
Niestety zapomnieliśmy o Sołżenicynie. O jego istnieniu
przypomnieliśmy sobie dopiero, kiedy media podały informację o jego
śmierci. Nie docenialiśmy faktu, że autor
Archipelagu GUŁag
rzadko, ale jednak, komentował najważniejsze wydarzenia w Rosji i na
świecie. Ostatnie wypowiedzi pisarza nie wstrząsały już światem, tak jak
przed trzydziestu laty, jednak wciąż wywoływały silne emocje u wielu
jego czytelników.
Wielu ludzi uważa Sołżenicyna za skrajnego rosyjskiego nacjonalistę,
antysemitę lub po prostu za oderwanego od życia starca. Jego ostatnie
poglądy, choć często krytykowane, są jednak znane większości Rosjan.
Żywe reakcje na jego wypowiedzi, popularność wznowionego i poszerzonego
30-tomowego zbioru utworów (wydanie 2006-2010), a także najnowsza
biografia napisana przez Ludmiłę Saraskinę, w pełni potwierdzają, że
Rosjanie nie zapomnieli o swoim proroku i zbliżającym się 90-leciu jego
urodzin.
Niestety, większość jego ostatnich utworów, wywiadów, listów
otwartych i wypowiedzi nie została nawet przetłumaczona na język polski.
W Polsce nie można było także zobaczyć 10-odcinkowego serialu
zrealizowanego przez Gleba Panfiłowa w 2005 r. na podstawie genialnego
(nie boję się tego słowa)
Kręgu pierwszego. A scenariusz do tego serialu powstał przy współudziale samego pisarza!
Wydaje mi się, że polscy intelektualiści powinni wykazywać większe zainteresowanie tak wybitną postacią, jaką jest Sołżenicyn
[„Polscy”? „Intelektualiści”? Gdzie oni? – admin].
Niewielu ludzi kultury miało tak duży wpływ na obraz dzisiejszego
świata jak „rosyjski wieszcz”. Niewielu w pojedynkę ośmieliło się
podnieść rękę przeciwko radzieckiemu imperium. Niewielu samotną walkę z
totalitaryzmem zakończyło sukcesem. A to właśnie udało się
Sołżenicynowi.
W latach 90. Sołżenicyn nie spełnił nadziei pokładanych w nim przez
wielu jego czytelników. Nie zdecydował się na karierę polityczną, nie
skorzystał z możliwości wcześniejszego powrotu do Rosji, miłośnicy
literatury mogą zaś śmiało powiedzieć, że od momentu wydalenia go z ZSRR
nie napisał żadnego utworu na miarę
Kręgu pierwszego, Oddziału chorych na raka i
Archipelagu GUŁag.
Można mieć także wiele pretensji do jego wypowiedzi na temat granic
Federacji Rosyjskiej, stosunku Rosji do sąsiadów lub polityki
prowadzonej przez Putina. Nie oznacza to jednak, że automatycznie
powinniśmy zapominać o zasługach pisarza w walce z totalitaryzmem i o
jego wkładzie w światowe dziedzictwo literackie.
Obserwując ewolucję poglądów Autora Archipelagu GUŁag, można lepiej
poznać i zrozumieć dzisiejszą Rosję. Sołżenicyn jest „kwintesencją”
rosyjskości. Czytając jego utwory, poznajemy nie tylko historię Rosji i
ZSRR, ale również rosyjską mentalność.
Ostatnie wypowiedzi Sołżenicyna, w których pobrzmiewają nuty
nacjonalizmu, są świetnym dowodem na to, że pisarz wciąż wyraża opinię
większości narodu. Poglądy Sołżenicyna (i sam Sołżenicyn również) są
niczym lustro, w którym odbijają się charakterystyczne cechy Rosjan.
Również te, które należy potępić (zarzuty antysemityzmu,
„wielkorosyjskiego” imperializmu itp.).
[Potępić antysemityzm? A niby dlaczego? – admin]
Brodaty, sędziwy, nieprzejednany pisarz-prorok już samą swą osobą
przypomina Rosjanom o ich korzeniach i różnicach, jakie istnieją
pomiędzy Rosją i zachodnią cywilizacją. Choć znajomość życiorysu,
utworów i poglądów Sołżenicyna z pewnością nie jest kluczem do
wyjaśnienia wszystkich tajemnic naszego wielkiego sąsiada, to z
pewnością pomoże nam lepiej zrozumieć historię, a także procesy
zachodzące w dzisiejszej Rosji.
Piotr Głuszkowski (ur. 1983): absolwent toruńskiego MISH
(historia i filologia rosyjskia). Doktorant Wydziału Nauk Historycznych
UMK w Toruniu. Pracownik Stacji Naukowej PAN w Moskwie. Autor książki
Antyrosja – historyczne wizje Aleksandra Sołżenicyna. Próba polskiego
odczytania.
Przypisy:
[1] Сараскина Л., Александр Солженицын, Москва 2008, s. 504
[2] Ibidem, s. 504
[3] Samizdat – książki wydawane poza cenzurą, w drugim obiegu na terenie
ZSRR. Tamizdat – rosyjskie książki wydawane za granicą, przemycane
przez dyplomatów, sportowców i dziennikarzy z Zachodu do ZSRR.
[4] Piotr Stołypin – rosyjski premier i minister spraw wewnętrznych w
latach 1906-1911. Przez wielu Rosjan, w tym Sołżenicyna, uważany jest za
modelowy przykład męża stanu.
[5] A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁag. 1918-1956. Próba dochodzenia
literackiego, tłum. J. Pomianowski (ps. M. Kaniowski), Warszawa 1990, t.
3, s. 239.
[6] Walicki A., Rosja Putina, a polityka polska, „Tygodnik Przegląd” 2004, nr 9
Niniejszy tekst ukazał się w XV Tece ,,Pressji” – Wydawnictwa Klubu Jagiellońskiego, zapraszamy na stronę KJ: http://www.kj.org.pl
Artykuł pochodzi z 13 czerwca 2009 r.
http://www.kresy.pl/
* * *
Aleksander Sołżenicyn: Słowo do Ukraińców i Białorusinów
„Głos Rosji” przypomina znany artykuł Aleksandra Sołżenicyna.
Sam jestem w zasadzie na połowę Ukraińcem i we wczesnym dzieciństwie
rosłem przy dźwiękach ukraińskiej mowy. A w gorzkiej Białorusi spędziłem
większą cześć lat frontowych i do przenikliwości pokochałem jej ubóstwo
i potulny naród. Do tych i drugich zwracam się nie jak obcy, ale jak
swój.
Tak, nasz naród został podzielony na trzy odgałęzienia jedynie z
powodu groźnego nieszczęścia mongolskich najazdów i polskiej
kolonizacji. To wszystko wymyślone niedawno kłamstwa, że niemal od IX
wieku istniał oddzielny naród ukraiński z oddzielnym nierosyjskim
językiem.
My wszyscy wywodzimy się z drogocennego Kijowa, „skąd i ruska ziemia
wywodzi się”, według kroniki Nestora, skąd i rozprzestrzeniło się
chrześcijaństwo. Ci sami książęta rządzili nami: Jarosław Mądry
podzielił między synów Kijów, Nowogród i wszystkie ziemie od Czernihowa
do Riazania, Muromu i Biełooziera; Włodzimierz Monomach był jednocześnie
kniaziem kijowskim i rostowsko-suzdalskim; i taka sama jedność w
służbie metropolitów. Naród Rusi Kijowskiej zbudował Księstwo
Moskiewskie. Na Litwie i w Polsce Białorusini i Małorusini uważali się
za Rosjan i walczyli z polonizacją i katolicyzacją.
Powrót tych ziem do Rosji funkcjonował w świadomości wszystkich jako zjednoczenie.
Tak, bolesne i wstydliwe jest przypominanie o dekretach za czasów rządów
Aleksandra II (1863-1976) o zakazie używania języka ukraińskiego w
publikacjach, a później i w literaturze. Ale nie potrwało to długo. I
było to z tych skostniałych mrokach średniowiecza zarówno w państwowej,
jak i cerkiewnej polityce, które przygotowywały upadek rosyjskiego
systemu państwowego.
Ale i awanturniczo-socjalistyczna rada z 1917 roku powstała w wyniku
porozumienia polityków, a nie z wyboru narodu. I kiedy, wychodząc z
federacji, ogłosiła odłączenie się Ukrainy od Rosji nie zapytała narodu o
zdanie.
Już miałem okazję udzielić odpowiedzi ukraińskim nacjonalistom na
emigracji, którzy wtłaczają Ameryce, że „komunizm jest mitem, cały świat
chcą zagarnąć nie komuniści, a Rosjanie” (w amerykańskim Senacie już od
30 lat istnieje ustawa, że „Rosjanie” zajęli Chiny i Tybet).
Komunizm to taki mit, który i Rosjanie, i Ukraińcy doświadczali na
sobie w piwnicach Czeka od 1918 roku. Taki mit, który z Powołża wymiótł
nawet ziarno na siew i oddał 29 rosyjskich guberni we władanie suszy i
ludobójczego głodu w latach 1921-33. I razem przeżyliśmy komunistyczną
kolektywizację bata i rozstrzeliwania. Czy nie jednoczą nas te krwawe
cierpienia?
W Austrii jeszcze w 1848 roku mieszkańcy Galicji nazywali swoją Radę
Narodową „Główną Radą Ruską”. Ale w oderwanej Galicji, dzięki
austriackiej truciźnie, został wyhodowany wypaczony nienarodowy język
ukraiński, naszpikowany niemieckimi i polskimi słowami, i pojawiła się
pokusa oduczenia Karpatorusinów języka rosyjskiego, i pokusa całkowitego
ogólnoukraińskiego separatyzmu, który wśród liderów obecnej emigracji
objawia się to prymitywną ignorancją, że św. Włodzimierz „był
Ukraińcem”, to niepoczytalną gorączką: niech żyje komunizm, byle
unicestwić Moskali!
Pewnie, że nie rozdzielimy bólu za śmiertelne męki Ukrainy w czasach
radzieckich. Ale skąd ten zamach: odrąbać Ukrainę (tam, gdzie nigdy nie
było starej Ukrainy, jak Dzikie Pola koczowników – Noworosja lub Krym,
Donbas i ledwo nie do samego Morza Kaspijskiego). I jeśli mówimy o
„samostanowieniu narodu”, to naród powinien samodzielnie decydować o
swoich losach. Bez powszechnego głosowania nie da się tego problemu
rozwiązać.
Dzisiaj oderwanie Ukrainy oznacza rozdzielenie milionów rodzin i
ludzi: jaka koncentracja ludności. Całe obwody z rosyjską przewagą, tak
wiele osób, które nie wiedzą, jaką z dwóch wybrać dla siebie narodowość,
ilu z mieszanym pochodzeniem, ile małżeństw mieszanych, które do tej
pory nikt nie uważał za „mieszane”. A wewnątrz populacji nie ma nawet
cienia nietolerancji między Ukraińcami i Rosjanami.
Bracia! Po co ten brutalny podział! To zamroczenie komunistycznych
czasów. Razem przetrwaliśmy czasy radzieckie, razem znaleźliśmy się w
tej jamie, razem się z niej wydostaniemy.
I w ciągu dwóch wieków jaka ilość wybitnych postaci na skrzyżowaniu
naszych dwóch kultur. Mychajło Drahomanow powiedział: „Niepodzielni, ale
i nie zmieszani”. Z życzliwością i radością powinna rozpościerać się
szeroko droga dla ukraińskiej i białoruskiej kultury nie tylko na
terytorium Ukrainy i Białorusi, ale i Wielkiej Rusi. Bez jakiejkolwiek
przeprowadzanej przemocą rusyfikacji (ale i bez przeprowadzanej przemocą
ukrainizacji, jak to było pod koniec lat 20. XX wieku), bez niczym nie
ograniczonego rozwoju równoległych kultur, zajęć w szkołach prowadzanych
w dwóch językach do wyboru przez rodziców.
Słowo do Ukraińców i Białorusinów (napisane i opublikowane w
latach 90. XX wieku „Jak mamy zorganizować Rosję?). (za: Głos Rosji)
http://angelus.com.pl/