poniedziałek, 27 października 2014

Ohydny smród zgnilizny umysłowej i moralnej


Troja, miasto otwarte Brandysa - ohydny smród zgnilizny umysłowej i moralnej, do której bolszewicy w pięć lat zdołali doprowadzić pozostałe w Polsce drugie i trzecie szeregi pisarzy. Literatura "kapo" z obozu koncentracyjnego, płatnego szpicla, nie ma na to określeń. W Mieście niepokonanym już czuło się tę duszyczkę, ale dopiero tutaj wygląda ona całym swym plugast-wem. Nie ma to żadnej wartości, dziesiątorzędny romans kryminalny, wszystko tam jest skłamane. Polska przedwojenna, Paryż, nowa Ambasada. Straszny, odrażający dokument.

(...)

Brandys przypisuje Amerykanom to wszystko, co robią Moskale, przedstawia ich jako morderców politycznych, jako jedną wielką Bezpiekę. Poza tym wszyscy oni i ci, którzy mają coś z nimi wspólnego - szpiegują. Ta książka jest cała przeniknięta źle ukrywaną obsesją szpiegostwa. Ale oczywiście - w obecnej Polsce wszystko jest cudowne, nie ma więzień, Bezpieki, niewoli, jest nawet jakby ewangeliczna wyrozumiałość dla "faszystów", którzy gotowi są przejść na chleb Radkiewicza. Gigantyczne, przerażające łajdactwo.
 

Lechoń – Dziennik t. II
s. 64 i 65

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.