Atak alienacji, ale łagodny, jaki
dotyka większość ludzi przeniesionych w cudze miejsce. Poczucie
inności świata, przekonanie, że wszystko to, co się wokół
dzieje, nie bierze mnie samego w rachubę, że jestem zbędny, odtrącony, a nawet
śmieszny z tym groteskowym zamiarem obejrzenia starej wieży kościelnej.
W stanie wyobcowania wzrok reaguje
szybko na przedmioty i zdarzenia najbardziej banalne, które dla oka praktycznego jakby nie istniały.
Dziwię się kolorowi skrzynek pocztowych, tramwajów, różnym kształtom miedzianych klamek, kołatkom
u drzwi, zawsze karkołomnie kręconym schodom, drewnianym okiennicom, których
powierzchnię przecinają dwie linie proste, przekątne — wielkie „X", a cztery pola tego
wielkiego ..X" wypełnia na przemian farba czarna i biała,
biała i czerwona. Wiem, zbyt wiele czasu straciłem
przysłuchując się katarynce malowanej, ogromnej jak wóz
cygański, a także na stopniach poczty, gdy
stałem zagapiony na zielony pojazd wyjeżdżający z ulicy, który
puszczając w ruch wirowy szczotki umieszczone u podwozia wzbijał
tumany kurzu, co być może nie jest
idealnym sposobem czyszczenia
miasta, ale poważnym ostrzeżeniem, Że kurz tutaj nie zazna nigdy spokoju.
Drobne przypadki, małe, uliczne ułomki
rzeczywistości.
Zdarzyło się, że moje wędrówki bez
planu przynosiły niespodziewany pożytek. Binnenhof, czyli
dziedziniec wewnętrzny, od dawna był moim ulubionym zespołem
architektury w centrum Hagi. Otoczony sadzawką, prawie cichy późnym
popołudniem. Jak mówi mój mistrz Fromentin: „Jest to miejsce bardzo wyjątkowe, bardzo
samotne i nie pozbawione melancholii, zwłaszcza gdy przychodzi się tu o tej porze, gdy się jest
cudzoziemcem i gdy lata radosne nie dotrzymują człowiekowi towarzystwa. Wyobraźcie sobie wielki
basen okolony sztywnymi nadbrzeżami i czarnymi pałacami. Po prawej ręce promenada zadrzewiona i
pusta, po lewej wyrasta z wody Binnenhof z ceglaną fasadą, o dachach pokrytych łupkami, z ponurym
wyrazem, fizjonomią z innego wieku, a raczej ze wszystkich wieków, pełen tragicznych wspomnień,
ukrywających w sobie jakiś nastrój właściwy miejscom, na których historia zostawiła ślad...
Odbicia dokładne, lecz bezbarwne, padają na taflę śpiącej wody z
tą nieco martwą nieporuszalnością
wspomnień, jakie życie odległe zostawia w wygasającej pamięci". Romantyczny pan Fromentin snuje dalej
rozważania o rzeczach wzniosłych — historii, pięknie, sławie, ja natomiast całą siłą
ducha przylgnąłem do cegły. Jeszcze nigdy we mnie ten graniasty przedmiot nie budził takiej fascynacji
i gorączki poznania.
Zbigniew Herbert
Martwa natura z wędzidłem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.