czwartek, 23 października 2014

Nigdy i przed nikim nie ukrywać swojej choroby


Z Warszawy wyjechałem nocnym pociągiem. Mimo że na dworzec przyszedłem na godzinę przed odejściem, wagon był już podstawiony i wszystkie siedzące miejsca zajęte. Czerwiec, okres wyjazdów na urlop nad morze. Zająłem siedzące miejsce w korytarzu, niewiele jednak z niego skorzystałem, bo ścisk i obok stoją dwie stare zakonnice oraz jakiś starszy facet; wybałuszył na mnie oczy, dając mi znać w ten sposób, że nie wypada aby młody facet siedział, a zakonnice stały. Ustąpiłem miejsca, ale powiedziałem, że jak mnie nogi zabolą, to zamienimy się. Zakonnice jechały do Gdańska, miały przed sobą dłuższą podróż, doszedłem więc do wniosku, że trzeba dać im posiedzieć. Nie znałem tej trasy, więc zapytałem o Prabuty i prosiłem, żeby mi ktoś obeznany z tą linią powiedział wcześniej, gdzie mam wysiąść.

- Pan do Prabut na urlop? - zapytała jedna z zakonnic.
- Nie. Do sanatorium gruźliczego - odpowiedziałem, Nie zniżałem głosu do szeptu,
stojący w pobliżu mogli mnie słyszeć.
- O, to przykre. Pan dawno choruje?
- Dowiedziałem się o chorobie dopiero przed paru tygodniami.
- To coś poważnego?
- Nie bardzo. Jeśli się gorzej nie rozchoruję, będzie mi ciężko w tym stanie umrzeć.
- Niech pan nie żartuje. Czy pan prątkuje?
- Chyba tak, zaraziłem swojego małego.
- Z bożą pomocą wyleczy się pan, i dziecko...
- Szkopuł w tym, proszę siostry, że ja w bożą pomoc nie wierzę... Gdybym wierzył, nie jechałbym do sanatorium, lecz załatwiłbym sprawę z proboszczem swojej parafii.
- Oj niech pan nie bluźni! - upomniała mnie zakonnica.

Od kilku chwil zaobserwowałem ruch obok siebie. Pomaleńku, nieznacznie zaczęło się robić luźniej. Zrozumiałem. Ludzie odsuwali się z obawy, aby stojąc przy mnie, nie zarazić się... Trudno. Przynajmniej stoję swobodnie a nawet mam możność usiąść na walizce. Wtedy to zjawiła się myśl, że choroba stanie się dla mnie przyczyną niejednej przykrości; że tak jak obcy ludzie w pociągu, odsuną się też i ci, których uważam za przyjaciół... Będą odsuwać się nieznacznie i powoli, jak ci tutaj, a niektórzy może uczynią to nawet szybko. Ale ja jestem twardy zawodnik. Znajomości przesieją się przez sito. Bojący odpadną, a zostaną wierni przyjaciele. Postanowiłem wtedy nigdy i przed nikim nie ukrywać swojej choroby.

Stanisław Grzesiuk
Na marginesie życia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.