W dziesięć lat po śmierci Sorela, czyli w roku 1932, dyrektor Biblioteki Narodowej w Paryżu przyszedł do Daniela Haley/ego z „dziwną historią". Spotkał mianowicie na jakimś przyjęciu ambasadora Włoch faszystowskich, który wśród ubolewań nad opłakanym stanem grobu Soreła zaofiarował w imieniu swego rządu wystawienie pomnika „wybitnemu myślicielowi". Wkrótce potem ambasador sowiecki w Paryżu zwrócił się do niego z ramienia swego rządu z podobną propozycją. Halevy, po wysłuchaniu „dziwnej historii", obiecał, że przekaże obie oferty rodzinie Sorela. Na odpowiedź czekał długo.
Otrzymał wreszcie szorstki i oschły list odmowny, podkreślający z naciskiem, że stan grobu Sorela jest prywatną sprawą jego rodziny i nikogo poza nią nie powinien obchodzić. Odetchnął z ulgą.
Nic w tym w zasadzie „dziwnego", Kołakowski kończy swój rozdział o Sorelu w Głównych nurtach marksizmu stwierdzeniem, że „losy jego idei ujawniają zbieżność skrajnych form prawicowego i lewicowego radykalizmu"; więcej — przypomina, że autor Rozważań o przemocy, mając „nader słabe wyobrażenie o Leninowskiej doktrynie, wielbił Lenina jako zwiastuna Wielkiego Zniszczenia i wielbił Mus- soliniego z tego samego stanowiska".
Naturalne zatem, że systemy stworzone przez obu „zwiastunów" zapragnęły nagle uczcić zmarłego, wybitnego „wielbiciela"; nie byłoby nawet niespodzianką, gdyby koincydencja w czasie okazała się „ideologiczną" rywalizacją na cmentarzu, skoro ambasador włoski występował jako przedstawiciel rządu „antykomunistycznego", a ambasador sowiecki jako przedstawiciel rządu „antyfaszystowskiego". A jednak epizod opowiedziany przez Daniela Haley/ego ma swoją wymowę. I może nie dlatego tylko, że stanowi tak jaskrawą ilustrację mistyfikacyjnej wykładni „wielkich konfliktów ideologicznych" naszego stulecia.
Konflikt, prawdziwy konflikt, jest wyłącznie jeden: między uznaniem samoistnej wartości człowieka i jej przekreśleniem (obojętne czy z lewa, czy z prawa na czerwono, na brunatno czy na czarno). Hiszpańska wojna domowa uchodzi za poligon zbrojny konfrontacji „ideologicznej". W roku 1938 wyszły Wielkie cmentarze prawicowego Bernanosa, akt oskarżenia przeciw okrucieństwom frankistów. Simone Weil, lewicowa uczestniczka wojny hiszpańskiej, napisała do niego list o analogicznych okrucieństwach republikanów; co ją najbardziej zmroziło, to beztroski ton, w jakim jej towarzysze, szanowani przez nią ludzie, opowiadali sobie nawzajem z chichotem przy szklance wina o swoich krwawych wyczynach. Wyciągnęła z tego wniosek, że po obu stronach każdy człowiek zaszeregowany jako wróg stawał się automatycznie i raz na zawsze czymś bezwartościowym, godnym jedynie śmierci. Grozą przejmowała ją, w tej walce pod różnymi sztandarami ideowymi, antyludzka wspólnota walczących.
Herling-Grudziński
Dziennik pisany nocą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.