— Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz jest śmieciarzem. Prawdopodobnie największym w dziejach. Z wolnego wyboru śmieciom poświęcił całe świadome istnienie. W całej historii antycznego oraz nowożytnego śmieciarstwa nie znajdziemy podobnego przykładu pełnego sprzęgnięcia ludzkiego istnienia z odpadkami miejskiego wysypiska. Ojciec nasz skwapliwie podjął taki los w czasie, kiedy wydawało się, że przetrząśnięte już zostały, więc poznane wszelkie przestrzenie materialnej rzeczywistości, a sztuka zadławiła się nieprzeliczonymi sposobami upuszczania krwi z bezkrwistej duszy człowieka. A przecież niejako zawsze czekało cierpliwie na swego odkrywcę ogromne, niezmierne, rozmaite śmietnisko cywilizacji oraz piękna sztuka rozpoznawania wyrzuconych tam wartości. Szczęśliwe bytowanie na śmietnisku jest bowiem sztuką. Na przykład lepszą od wojennej.
— Siadajcie! — tak krzyknęła z wielką siłą przerażona ogłupiała pani Kopciuszko, wychowawczyni odznaczona krzyżem, polonistka, opiekunka samorządu, żona sił zbrojnych. Siostra moja Małgorzata także stała w ławce bacząc, komu przysunąć, gdyby któryś z gówniarzy chciał w sprawie Fausta posiadać poglądy inne. Nauczycielka nie rozumiała nic z tego, co twierdziłem właśnie stanowczo oraz ze swadą nabytą dzięki czytaniu wygrzebanych na Zielonych Wzgórzach książek oraz pism, także urzędowych.
— Pani życzyła sobie, bym przedstawił, jak inni uczniowie w klasie, więc na zasadzie równouprawnienia, zawód naszego ojca. Z pewnymi szczegółami, które byłyby dla wszystkich kształcące. Pozwoli więc pani, że najpierw skończę wypowiedź na ten zadany przecież temat, a usiądę potem. Wyjaśnienia wymaga bowiem jeszcze pozycja pana Sebastiana Czartoryskiego na wysypisku śmieci.
— Siad… — powiedziała pani i sama usiadła za stolikiem. Moja rosła silna siostra pochwaliła ją szerokim uśmiechem za zdyscyplinowanie. Przez otwarte okno klasy patrzyłem na jesienniejący na szkolnym dziedzińcu klon. Zawsze w szkole siedzimy przy otwartym oknie, wszyscy uważają, że potwornie nas czuć tą suchą piękną wonią Zielonych Wzgórz. W ciszy i spokoju objaśniłem miejsce pana Czartoryskiego na wysypisku.
— Otóż choć pan Czartoryski przebywa na śmietnisku od czasu jednej z tych wielkich wojen, jakie ludzie lubią wszczynać, a potem rozpaczają, nie posiada on prawa do godności Pierwszego Wielkiego Śmieciarza. On jest po prostu dozorcą. Fakt, iż przy okazji pilnuje zakopanych w odpadkach kosztowności rodzinnych, tym bardziej podważa jego ewentualną bezinteresowność. Natomiast ojciec nasz Faust jest śmieciarzem z powołania, człowiekiem kompetentnym, miłośnikiem znalezisk, artystą nie schlebiającym gustom estetów. Do twierdzenia, jakie zasłyszałem niedawno, że Faust jest dekadentem, który przed smutkiem swej duszy schronił się do raju Zielonych Wzgórz, ustosunkować się w pełni nie potrafię. Ostatecznie jestem tylko uczniem klasy szóstej ciemnej szkoły podstawowej.
Usiadłem.
Z książki Anatol Ulman
Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.