Większość admiratorów Piera delia Francesca osiąga szczytowy punkt swego zachwytu przed dwoma jego obrazami: Zmartwychwstaniem w Borgo San Sepolcro i Biczowaniem Chrystusa w Urbino. Huxley pasował Zmartwychwstanie w głośnym niegdyś eseju na the best, the greatest picture in the world. Zwolennicy prymatu Biczowania, nie wdając się w próżną zabawę „naj" na skalę światową, mają też w zanadrzu sporo dobrych argumentów. Może jednak należałoby zamknąć spór kompromisowym twierdzeniem: każdy z tych obrazów jest wielki; jeszcze większe są łącznie.
Łącznie bowiem rozpraszają pewne złudzenie, szczególnie wyraźne u Huxleya. Na poparcie swego wyboru pisze on, że Piero wydaje mu się malarzem inspirowanym przez „religię Żywotów Plutarcha, która nie jest chrześcijaństwem, lecz uwielbieniem tego, co godne podziwu w człowieku"; gdyż Mistrza „mało obchodził dramat życia i religii". Huxley nie dostrzega dramatyczności w Biczowaniu, a Chrystus w Zmartwychwstaniu jest dlań „raczej plutarchowym bohaterem niż Chrystusem konwencjonalnej religii:
twarz surowa i zamyślona, zimne oczy, cała postać wyrażająca siłę fizyczną i intelektualną". Również w eseju Herberta o malarstwie Piera mowa o „postaci zwycięzcy, który w lewej ręce trzyma krzepko proporzec, a prawą przytrzymuje całun jak senatorską togę; mądra, dzika twarz o przepaścistych oczach".
Byłem i ja przed laty bliski tego widzenia, chociaż wzrok Chrystusa ze Zmartwychwstania nasuwał mi ambiwalentne wrażenie „triumfatora i pokonanego".
Dramatyczność Biczowania, której nie zauważył Huxley, tkwi w dziwnej aurze obojętności i bezosobowości. Nie przepadam za Be- rensonem, drażni mnie i śmieszy jego teoria „walorów dotykowych", ale tutaj trzeba mu przyznać rację: Piero lubił bezosobowość, nieobecność uczuć jawnych, nie interesowały go emocje malowanych postaci, a przecież nie ma Biczowania bardziej przejmującego od obrazu w Urbino. To samo dotyczy Zmartwychwstania. Kiedy się oba obrazy widzi łącznie, podobna — jeśli nie identyczna — aura obojętności i bezosobowości udziela się scenie wstania Chrystusa z grobu, przed którym śpi czterech strażników rzymskich — odpowiednik trzech skamieniałych figur na pierwszym planie obrazu w Urbino, odwróconych plecami do Chrystusa biczowanego obojętnie na drugim. Chrystus nie jest u Piera „plutarchowym bohaterem" ani zwycięzcą i triumfatorem, lecz jednym z wielu w strumieniu egzystencji, tyle że ze świeżym odblaskiem śmierci w twarzy równie niewzruszonej jak ta, z którą przyjmował, przywiązany do kolumny, smagnięcia bata. Piero mówi po prostu w swych dwóch obrazach: jest czas biczowania — czas zmartwychwstania. Nikt naturalniej od niego, z większą powściągliwością i znajomością ludzkiego losu, z mocniejszym sprzężeniem nędzy i dostojeństwa człowieka, nie pokazał w malarstwie dramatu życia i religii.
Herling-Grudziński
Dziennik pisany nocą 1973-1979
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.