czwartek, 22 grudnia 2022

Herling należy do tych pisarzy, dla których zło to nie problem, lecz skandal


Jedyny prawdziwy skandal. Wytwór człowieka, niechybnie, lecz również przyrody — trzęsącej się ziemi, wybuchających wulkanów, napastujących chorób — zło doświadcza wszystkie istoty żywe zdolne cierpieć. Jest czymś więcej niż częściowym upośledzeniem istnienia — zniszczeniem, rozbiciem, okaleczeniem go jako całości. Stałą obecnością w czasie, przystrojoną w rozmaite maski i przebrania, ale której natężenie nie słabnie. Siłą, która powoduje trwałe skutki. Dla Herlinga zło nie jest ani brakiem, ani reliktem. Jest czymś rzeczywistym.

Zgoda, powie ktoś, ale ta rzeczywistość ma z pewnością jakiś sens. Wystarczy nie ujmować zła samego w sobie, wystarczy odnieść je do najwyższego dobra, a okaże się ono tylko jego narzędziem. Tak postępują teologowie. Ideologowie zaś relatywizują zło, sprowadzając je do roli środka w służbie przyszłego szczęścia.

Herling przeciwstawia się i jednym, i drugim. Próby usprawiedliwienia zła, nadania mu sensu, znalezienia dlań racji są z jego strony przedmiotem polemiki zarazem artystycznej i filozoficznej. Czytelna na kartach Dziennika, uderza ona zwłaszcza w tych intelektualistów, którzy podporządkowali ideologii postępu swe sumienia i osąd krytyczny, i zaprzeczali istnieniu zła w Związku Sowieckim — owszem, usiłowali, od Gorkiego po Sartre'a, przedstawić je jako zbawienne dla przyszłej ludzkości, stając się przeto wspólnikami zbrodni.

Polemika ta jest też obecna w tle wielu opowiadań. Przykładem Ugolone z Todi, bezlitosne wspomnienie pośmiertne o filozofie, dziecięciu wieku, który bezwiednie, jak się zdaje, poświęcił całe swe dzieło usprawiedliwianiu zła, opierając się kolejno na faszystowskim heglizmie Gentilego, na marksizmie w wydaniu stalinowskim i rewizjonistycznym, na buddyzmie, i na katolicyzmie, początkowo racjonalnym, później mistycznym — i którego zabija tajemnicza choroba. Podobnie w Gruzach, opowieści o Tora Alta, wiosce, którą trzęsienie ziemi unicestwiło nie tylko jako byt materialny, lecz również jako wspólnotę ludzką, i o ucieczce w śmierć jednego z ocalonych, niezdolnego pogodzić się ze stratą prawie wszystkich bliskich i żyć z obecnym już zawsze wspomnieniem końca świata. Odmienne w tonacji — ironicznej w pierwszym, tragicznej w drugim — opowiadania te łączy obraz zła jako bezzasadnego i urągającego wszelkim usprawiedliwieniom. Zła jako faktu, który trzeba przyjąć jako fakt właśnie, w całym jego okrucieństwie, z całym jego ładunkiem cierpienia.

Ale zło nie zaślepia Herlinga. Opowieść o Tora Alta kończy się opisem żłóbka skleconego na Boże Narodzenie z gruzów, tekturowego pudełka i lalki na- guska. Żłóbka przyrównanego przez Herlinga do promienia słońca, który przez zakryte okno wpada do celi więziennej. Podziemne siły, ciemne i niszczycielskie, i światło słoneczne, które przywraca życie, upadek i podniesienie — jak zawsze u Herlinga, jesteśmy na pograniczu. Choć uznaje on realność zła i odczuwa je jako skandal, nie przekreśla bynajmniej solidarności ludzkiej, litości, współczucia, miłości, nadziei i wiary w obecność dobra w świecie. Przeciwnie, utwierdza je.

Gdyż ze swego pobytu w „innym świecie" wyniósł przekonanie, które głosi wedle niego Księga Hioba: jedynym sposobem uratowania godności ludzkiej w nieludzkich warunkach jest wierzyć, choćby z otchłani zła, w istnienie dobra.

Toteż Herling uwydatnia potworne skutki nihilizmu z jego relatywizacją dobra utożsamionego wyłącznie z tym, co przybliża zwycięstwo Sprawy. Nieczajew i terroryści, leninizm i inne apologie celu, który uświęca środki, są wielokrotnie atakowani w Dzienniku. Jak również ci, którzy utrzymują, jakoby stali poza dobrem i złem, i świadczą przeto, że uważają granicę między nimi za złudną i możliwą do zatarcia. W pierwszym rzędzie Nietzsche, którego szaleństwo wybuchło, wedle Herlinga, gdy uwierzył, że zadał śmiertelny cios chrześcijaństwu i wraz z nim — radykalnemu podziałowi na to, co dozwolone, lub wręcz przykazane, i na to, co objęte zakazem. Gdy w swym ostatnim przesłaniu uroił się sobie jako Antychryst, niszczyciel samych pojęć grzechu i Sądu Ostatecznego. Sądu Ostatecznego, którego najpełniejszą wizję malarską zniszczy w 1998 roku inny mieszkaniec Bazylei, narrator Pożaru w Kaplicy Sykstyńskiej; miast symbolicznego młota, narzędzia przewartościowania wszystkich wartości, użyje on wszelako najnowszego gadżetu: kieszonkowego miotacza płomieni — by następnie popaść w otępienie wzorem swego poprzednika z 1889 roku. Jak gdyby, według Herlinga, nie można było obalić granicy między dobrem a złem, a zarazem zachować w całości tego, co mamy w sobie swoiście ludzkiego. Jak gdyby nie można było naprawdę uznać, że wszystko jest dozwolone, i nie oszaleć.Wrażliwość Herlinga jest manichejska i taka jest też ukryta metafizyka jego dzieła. Manicheizm nie jest jednak kultem zła. Zakłada istnienie dwóch ostro oddzielonych zasad, których zderzenie wypełnia historię świata: dobra i zła, światła i ciemności. Wartości i antywartości, by użyć bardziej nowoczesnego języka, jednakowo rzeczywistych i absolutnych, niezależnych od poglądu, jaki ludzie o nich powezmą, i od warunków, w jakich się znajdą. Tymi dwoma skrzydłami ołtarza są miłość i cierpienie. Obydwa należą do sacrum, ale każde w innym z dwóch przeciwstawnych znaczeń tego słowa, które odsyła zarazem do zgrozy i do szacunku, do zakazu i do przykazania. Zniesienie granicy między nimi to zepchnięcie świata w chaos, a przedtem jeszcze — wtrącenie weń samego siebie. To zwycięstwo cierpienia, które rzekomo pragnęło się usunąć.

Albowiem pozwala je powstrzymać tylko bezwzględny zakaz zadawania go komukolwiek, kto nie przystał na to z pełną świadomością tego, co czyni. Ostatecznie, na swój sposób dyskretny i powściągliwy, bez kaznodziejstwa i wielkich słów, Herling broni tej myśli prostej, acz wcale nie oczywistej: nawet jeśli Boga nie ma, nie wszystko jest dozwolone.

Krzysztof Pomian
Z książki Herling - Grudziński Gustaw - Dziennik pisany nocą 1973-1979

Herling broni tej myśli prostej, acz wcale nie oczywistej: nawet jeśli Boga nie ma, nie wszystko jest dozwolone.

Brzmi dobrze, problem w tym jeżeli zastąpimy ideę Boga, bardziej uniwersalnym terminem Prawo Moralne, i jeżeli zamiast niego mamy "wolną amerykankę" to Herling-Grudziński sam sobie wyznaczył granicę pomiędzy tym co można a tym co niedozwolone. Większość ludzi, z uwagi na chciwość, nienawiść i złudzenie przekracza tak czy tak granicę tego co dozwolone, mimo teoretycznego uznawania iż rzeczywiście jest taka granica. Co dopiero gdy ludzie odrzucają takie prawo, lub jak w przypadku żydów, gdzie ich święta ksiega, Talmud, ciesząca się obecnie wśród nich większym poważaniem niż Stary Testament, jawnie głosi że zachowanie moralne nie tylko nie obowiązuje wobec nie-żydów, ale wręcz przeciwnie, wychwala ich mordowanie i wykorzystywanie? Patrz artykuł Kevina MacDonalda →

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.