Co kiełkuje na popiołach
Samuela Becketta?
jest tam gdzieś w przestrzeni
jego słabnący oddech
potem nieruchome zdanie
na początku było słowo
na końcu ciało
Co rozkłada się? Co cierpi?
mięso jeszcze pełne miłości
psuje się w czasie
cuchnie
trzeba to zakopać
Pani Peggy
(w „pozbawionych taktu memuarach”)
opowiada że nie wstawał z łóżka
przed południem
mówiła do niego „Oblomov”
jestem umarły odpowiadał
ale Peggy mówi
że przeżyła z nim
szaloną miłość
„More priks than kicks”
za ten tytuł przepędzony
z Irlandii
kiedy o nim myślę
a myślę często
czuję jak z jego ciała
z marynarki ze spodni
wyrasta morska trawa
jak ze starego materaca
co leży na śmietniku
w ślepej uliczce
a przecież poruszył się
wziął swoje łóżko
i przyleciał do Berlina
wyreżyserował
trzy sztuki
własnego pióra
żelazna dyscyplina
policzony każdy ruch
w czasie i przestrzeni
każde skrzypnięcie desek
każdy oddech na scenie
i na widowni
każdy włos na głowie
wywiadów nie udzielał
rozmawiał godzinami o zupie
z gosposią
czasem słyszę jego słabnący oddech
(śmiech nigdy do mnie
nie dochodzi)
jakby ziewało wyleniałe
futerko Sucky Molly
i zamiast słynnych
„birds of Paradise”
Virginii Woolf
pokój wypełniają muchy
Narcyz zerknął
w zwierciadło
zobaczył głowę
drapieżnego ptaka
byli oczywiście jacyś rodzice
niestety! nawet James Joyce
miał matkę ojca żonę dzieci
tak to bywa na tym padole łez
Czytałem kiedyś jego wiersze
„sans voix parmi les voix”
wiersze jak wiersze
któż jest bez wiersza
szkoda że się nigdy nie
spotkamy
bo go uwielbiam
za to że oddycha tak spokojnie
w oczekiwaniu na koniec świata
Tadeusz Różewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.