sobota, 3 marca 2012

Tomasz Merton o samotności



 


Czy jest jedna zasada nad wszystkie inne, podstawowa norma samotnego życia? Tak, jest. Jej obserwancja jest praktycznie synonimem dla quies, ponieważ jest esencjonalnym warunkiem dla uzyskania spokoju. Ta kluczowa zasada samotnego życia, jest czasem przedstawiana z taką finałowością, że wydaje się zastępować dalsze porady. Oto klasyczne przedstawienie:
Pewien brat udał się do Abby Mosesa w Scete i spytał go o „słowo”. I stary człowiek rzekł mu: „odejdź i siedź w twojej celi i cela nauczy cię wszystkich rzeczy”.
To powiedzenie ma oczywistą implikację dla praktyki ukierunkowanej duchowo. Tak jak tu przedstawiona, oznacza jasno, że nie ma sensu dla mnicha by opuszczał swoją celę i chodził w poszukiwaniu prawdy, jeżeli nie jest on wpierw przygotowany by zmierzyć się ze swą samotnością w całej jej nagiej rzeczywistości. Chociaż nie możemy tutaj w pełni zagłębić się w tą ideę, to powiedzmy tyle: to w samotności mnich musi dojść do odkrycia prawdziwych wewnętrznych wymiarów swego własnego istnienia, zarazem „rzeczywistych” i „nierzeczywistych”. Przekonanie o statyczności własnego „ja”, o jego absolutnej i niezmiennej rzeczywistości, przechodzi głęboką transformację i zanika w palącym świetle zupełnie nowej i niepodejrzewanej uprzednio świadomości. W tej świadomości widzimy, że nasza rzeczywistość to nie trwale ustanowione „ja” które wymaga tylko udoskonalenia, ale raczej, że jesteśmy „niczym”, „potencjalnością” w której podarunek kreatywnej wolności może się urzeczywistnić przez odpowiedź na wolny podarunek miłości i łaski. Ta odpowiedź oznacza zaakceptowanie naszej samotności i naszej „potencjalności” jako daru. (...) 

Mnich musi się nauczyć tego sam. Oczywiście potrzebuje wsparcia innych, ale inni nie będą w stanie mu pomóc, jeżeli wpierw on sam nie jest zdeterminowany by pomóc sobie. Niewielki będzie pożytek z innych jako mediatorów, pomiędzy nim a Bogiem, jeżeli nie ma on wystarczającej wiary by postawić medytację i samotność na pierwszym miejscu w swym życiu eremity. Innymi słowy, to w samotności celi można się nauczyć mierzenia się z czy stawiania czoła iluzji, jak stawić opór pokusie, jak się modlić. Wszystkie inne rady i wskazania zależą przede wszystkim od gotowości zaakceptowania przez młodego pustelnika tej podstawowej zasady. Możemy powiedzieć, że wszelkie inne rady zakładają gotowość i chęć utrzymania oczyszczającego milczenia i samotności celi, w której jest się odartym z iluzorycznego wizerunku siebie samego i zmuszonym do pogodzenia się z nicością, ograniczeniem, nierzetelnością, ułomnością, lub jak moglibyśmy dziś powiedzieć „pustką” własnego życia. Św Antoni wiedział lepiej niż kto inny o znaczeniu tej samotnej walki z myślami („demonami”), rzekł on, że życie w celi jest czasami jak bycie w ognistym piecu. A jednak to w tym piecu dochodzi się do spotkania twarzą w twarz z Bogiem. To powiedzenie odwołuje się do doświadczenia współczesnego mnicha z Góry Atos, Staretz Silonana, który żył „jakby w piekle” ale nie rozpaczał. Antoni pozostawił nam bardzo ważne powiedzenie z głębokimi implikacjami, na temat życia mistycznego: „Cela mnicha jest jego piecem Babilonu gdzie troje dzieci odnajduje Syna Bożego i jest również słupem obłoku z którego Bóg przemówił do Mojżesza. 

Mnich który mierzy się z tym ogniem i ciemnością, nie będzie w stanie kontynuować życia w celi, chyba że jest człowiekiem wiary i modlitwy. Monastyczne powiedzenie mówi, że jeżeli nie żyjesz godnie w twojej celi, cela cię zwymiotuje. To prawdopodobnie tłumaczy fakt dlaczego Ojcowie Pustyni nie unosili się entuzjazmem nad łudzącą dążnością nawracania innych, która często prezentuje się jako honorowy unik samotności celi i acedii powodowanej przez „południowego demona”. 

Młody mnich, męczony przez ten rodzaj problemu, wyznał Abbie Arseniuszowi: „Moje myśli mnie dręczą, nie mogę pościć, nie mogę pracować, zatem odwiedzę chorych co jest wielkim przykazaniem”. Wtedy Abba Arseniusz jako ten dobrze obeznany w wojnie z diabłami, rzekł mu: „Jedz, pij i śpij i pracuj ale w żadnym razie nie wychodź z celi” gdyż stary człowiek wiedział, że stałe przebywanie w celi wytwarza wszystkie nawyki samotnego życia. Dalsza część historii mówi nam jak młody mnich, pozostając w celi, stopniowo odnalazł się coraz bardziej stałym w pracy i modlitwie aż w końcu wygrał ascetyczną bitwę – wielką bitwę samotności przeciwko wszystkim swym „myślom” (To znaczy odnalazł spokój przez rozpuszczenie podziału powodowanego u niego przez bezużyteczną wewnętrzną aktywność i samo-projekcje w słowa i idee które były przeszkodami pomiędzy nim a jego życiem).


(fragment pochodzi z artykułu „Spiritual Father in the Desert Tradition”)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.