Nanavimala Thera był niemieckim
mnichem, który początki swego mnisiego życia miał jeszcze za
czasów Nanaviry Thery i Nanamoli Thery. Jak opowiadał, tego czasu
był zainteresowany podręcznikiem medytacji Visuddhimaggą ale jej
tłumacz na angielski, czcigodny Nanamoli dał mu stanowczą radę:
„Nie czytaj tego, czytaj Sutty”. Po spędzeniu pierwszych
dziesięciu lat na wyspie Polgasduwa, czcigodny Nanavimala wybrał
dla siebie dość specyficzną formę ascezy. Nigdzie nie zatrzymywał
się dłużej niż na trzy dni, z wyjątkiem oczywiście sezonu
deszczowego, gdzie mnisi są zobowiązani do pozostania na jednym
miejscu. Na ten czas, czcigodny Nanavimala miał swoją ulubioną
jaskinię, która zapewniała nad wyraz sprzyjające warunki do
medytacji. Na temat Nanavimali Thery krąży po Sri Lance masa
opowieści, ale niestety nie można być pewnym ich wiarygodności.
Jednak te dwie historie pochodzą od samego Nanavimali Thery, są
więc w pełni wiarygodne. Raz był on tak pogrążony w medytacji,
że dopiero gdy otworzył oczy, dostrzegł że na jego kolanach
rozłożył się wąż i zadowolony z siebie sobie leżakuje.
Czcigodny Nanavimala podniósł nieco szatę i wąż zsunął się na
ziemię i odpełznął. Inna historia jest z niedźwiedziem, który w
nocy wtargnął do jaskini. Prawdopodobnie niedźwiedź widział to
inaczej i uważał, że to Nanavimala wtargnął do jego jaskini, i
był z tego powodu bardzo niezadowolony. Takie spotkania z
niedźwiedziem rzadko kończą się śmiercią ale oprócz poranienia
zdarza się odgryzienie nosa czy uszu. Ponieważ i tak nie było
gdzie uciekać, czcigodny Nanavimala zaczął śpiewać Kalyanamittę
Suttę co uspokoiło rozsierdzonego niedźwiedzia, który wycofał
się. Inna historia jest dość znana, ale czcigodny Mettavihari,
który przez dłuższy czas był asystentem Nanavimali Thery nigdy
nie słyszał jej od niego samego ani też nie prosił o jej
potwierdzenie. Za czasów konfliktu zbrojnego, pewien szaleniec
zaskoczył czcigodnego Nanavimalę w lesie i wymierzając w niego
broń powiedział: „Teraz cię zabiję”. Nanavimala zareagował
spokojnie: „No dobrze, skoro muszę umrzeć, niech tak będzie, ale
przedtem mam do ciebie jedną prośbę”. „Co takiego - gadaj
szybko”.
„Pozwól mi, że cię przed tym
pobłogosławię”. Nie wiedzieć czemu ta odpowiedź tak przeraziła
szaleńca, że odrzucając broń, uciekł.
Budda w jednej rozprawie omawia zalety
i wady przebywania w jednym miejscu jak i częstego podróżowania.
Otóż częsta zmiana miejsc nie sprzyja koncentracji. Nie sprzyja,
ale też nie można powiedzieć, że czyni osiągnięcie koncentracji
niemożliwym. Dzięki swej praktyce, czcigodny Nanavimala osiągnął
wielki stopień oderwania. Często pojawiały się u niego - w
terminologii chrześcijańskiej – stany ekstatyczne, olbrzymia
radość i szczęśliwość. Terminem palijskim na ten stan umysłu
jest słowo piti. Co warto
podkreślić stany te nie ograniczały się tylko do czasu medytacji
a utrzymywały się po parę dni. Z rozlicznych ciekawych doświadczeń
medytacyjnych Nanavimali, przytoczę tu dość dziwną historię
która wydarzyła mu się w pewnej jaskini. Wieczorem położył się
i praktykował medytację oddechu, umysł był bardzo jasny i
trzeźwy, zatem w żaden sposób nie da się tego wyjaśnić snem.
Czego? Otóż po pięciu minutach leżenia, Nanavimala nagle usłyszał
dzwony z pobliskiej świątyni. Zwykle uderzano w dzwony rano i
Nanavimala był zdziwiony, co takiego się stało, że dzwony biją o
tej porze. Ale okazało się, że rzeczywiście jest już rano.
Nastąpił u niego ośmiogodzinny uskok czasu.
Kiedy
czcigodny Nanavimala przekroczył już dziewięćdziesiątkę i
zupełnie przestał być samodzielny, zdecydował się zrezygnować z
ciała. Przez dłuższy czas nic nie jadł, ale mimo to ciało jakoś
nie chciało umierać. Wtedy czcigodny Nanavimala odmówił także
napojów i po pewnym czasie jego ciało umarło.
Mnisi Nanavira, Nanamoli, Nanavimala |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.