czwartek, 23 marca 2023

Heterodon płaskonosy i inne kłamczuchy


W sztuce oszustwa szczególnie wyspecjalizowały się pasożyty - organizmy, dla których oszukać układ odpornościowy żywiciela, znaczy przetrwać:

Wyrafinowane metody zmagań z układem odpornościowym prowadzą do zmylenia go lub unieczynnienia. Wiele robaków (...) po przyłączeniu przeciwciał do powierzchniowych antygenów pasożyta, ale przed dalszymi, komórkowymi etapami reakcji przeciwpasożytniczej, zrzuca antygeny powierzchniowe wraz z przeciwciałami. Te krążą we krwi i odkładają się w różnych miejscach organizmu, wywołując stany zapalne tam, gdzie wcale nie ma pasożyta! (...) Za szczególnie podstępne uznać możemy te pasożyty, które, przebywając w żywicielu, zmieniają swoje antygeny powierzchniowe tak, że z wysiłkiem zmontowana odpowiedź układu odpornościowego okazuje się niewarta nawet przysłowiowego funta kłaków. Postępują tak na przykład nicienie, których kolejne stadia larwalne mają coraz to inne „przebranie". Do perfekcji doszły jednak świdrowce. Otóż te we krwi pierwotniaki systematycznie zmieniają cząsteczki glikoprotein (są to związki białkowo-cukrowe) powierzchnię komórki. Gdy tylko organizm żywiciela zaczyna rozpoznawać dany typ cząsteczki, pierwotniaki te zmieniają powierzchniową glikoproteinę na nową, której żywiciel rozpoznawać jeszcze nie potrafi. Uzyskują czasową przewagę, a co za tym idzie, szybko się mnożą. Świdrowce mogą wyprodukować ponad 120 odmian powierzchniowej glikoproteiny.2

Oto oszustwa, przy których pomysły Odyseusza są niewinnymi igraszkami. Podejrzewam zresztą, że czytelnicy znają tysiące podobnych przykładów, zwierzęta udające kawałki roślin, rośliny udające podłoże. Wystarczy pójść na łąkę, do lasu, doświadczyć podczas grzybobrania trudności w odróżnianiu kapeluszy podgrzybków od brązowych liści, których pełno wokół, aby bardzo szybko dojść do przekonania że jednym z podstawowych celów zachowania się organizmów żywych jest wprowadzanie w błąd innych. A robią to dlatego, żeby nie dać się zjeść, zdobyć pożywienie (wiele zwierząt drapieżnych przypomina otoczenie po to, aby nie spłoszyć ofiary) bądź umożliwić rozmnażanie (np. kwiaty, które upodabniają się do samic owadów, aby swym wyglądem zwabić samce, które przeniosą dalej ich pyłek).

Oczywiście, mirnikra czy homochromia to zachowania zaprogramowane genetycznie lub sterowane instynktem i można ich występowanie oddzielić od naszego kłamstwa, które nasuwa od razu myśl o wykorzystaniu oszustwa. Współczesna biologia dostarcza jednak faktów, które możemy interpretować jako kontrolowane, „świadome" bądź „egoistyczne".3 A jakie to fakty? Chociażby aktywne ukrywanie się, zachowania odwracające uwagę (np. odciąganie od gniazda) czy kontrolowane wprowadzanie w błąd podczas walki i obrony. Oto przykład takiego podstępnego i jak się wydaje w pełni kontrolowanego zachowania:

Jedną z oznak inteligencji jest zdolność do użycia podstępu. Żyjący w Kalifornii wąż heterodon płaskonosy (hognose - przedmiot studiów Harry'ego Greene'a i Gordona Burghardta) jest w tej dziedzinie mistrzem. W sytuacji zagrożenia rozdyma kark jak kobra pozoruje kąsanie (choć sam jest całkiem niejadowity). Jeśli to nie odstrasza napastnika, symuluje gwałtowny atak śmiertelnej choroby, dostaje drgawek, wije się, wypróżnia (zapewne z zamiarem zmniejszenia swej apetyczności), po czym wywala język, przewraca się na grzbiet i udaje trupa. Dr Burghardt — który przyznaje że prowadząc swe obserwacje zawsze próbuje sobie wyobrazić, jak sam czułby się będąc wężem - twierdzi, że całe to przedstawienie trudno wyjaśnić jako mechaniczne odegranie instynktownie opanowanej roli, wąż bowiem cały czas bacznie obserwuje poczynania przeciwnika i dostosowuje do nich swą taktykę.4

Takie zachowania stają się jeszcze bardziej wyrafinowane u wyższych ssaków, w szczególności u naczelnych, a umiejętność ich stosowania decyduje bardzo często o sukcesie rozrodczym i o przeżyciu, chociaż niektórzy etolodzy mają w tym miejscu wątpliwości. Należy do nich Konrad Lorenz. W swojej pracy zatytułowanej Regres człowieczeństwa stawia tezę, iż opisywane formy kłamstwa i oszustwa są dozwolone jedynie w stosunku do osobników innych gatunków. Uważa on, iż okłamywanie osobników tego samego gatunku byłoby ewolucyjnie nieprzystosowawcze.

Szczególnie w przypadku sygnałów miarodajnych dla doboru płciowego musi istnieć pewna rękojmia, że sygnał jest skorelowany z cechą, jaką wysyłający rzeczywiście posiada. Na tym właśnie polega duża uniformizacja i standaryzacja cech dla seksualnego doboru. Podobnie jak w przypadku współzawodnictwa sportowego warunki kwalifikacyjne muszą być bardzo dokładnie ujednolicone, aby ujawnić różnice tak - na przykład - stroje weselne wszystkich samców kaczki krzyżówki i sposoby zachowania wszystkich gęsi gęgawych podczas zalotów są ściśle znormalizowane. Właśnie temu uważny obserwator, a niewątpliwie także współplemieniec, dostrzega drobne różnice występujące między osobnikami. (...) Innymi słowy: leży to w interesie danego gatunku zwierząt, aby zdobycz i wróg-pożeracz - ale nie współplemieńcy - byli fałszywie informowani.5

Wydaje się to dość przekonywujące, szczególnie, że dobór musi uwzględniać nie tylko wybranie odpowiednich cech, ale również zabezpieczyć przed kazirodztwem, które nie sprzyja rozwojowi gatunku. Ale czy już sam fakt grożenia sobie nawzajem z wykorzystaniem wszelkich dostępnych metod powiększania sylwetki ciała, podkreślania swojej wartości bojowej nie jest oszustwem? Sam Lorenz nie jest do końca przekonany o bezwzględnej uczciwości osobników tego samego gatunku. Ogranicza zachowanie uczciwe do genetycznie zaprogramowanej wymiany sygnałów i przytacza przykłady występowania kłamstw w indywidualnym wyuczonym i - jak zaznacza - być może rozumnym zachowaniu zwierząt.

Georg Riipell opowiadał mi o samicy pieśca („lisa polarnego") która za pomocą pewnego wybiegu uwalniała się od obecności swoich młodych, kiedy jej zanadto dokuczały: wydawała krzyk ostrzegawczy, po którym jej dzieci uciekały na łeb na szyję do nory, podczas gdy ona sama nie wykazywała dalszych objawów niepokoju.6

Jednak bardziej dramatyczna jest pewna historia, która przydarzyła się w ogrodzie zoologicznym w Amsterdamie, a przy pomocy której Lorenz stara się zasugerować istnienie genetycznego programu negatywnej oceny kłamstwa. Rzecz zdarzyła się podczas dość lekkomyślnego czyszczenia klatki:

(...) orangutan nagle opuścił się na podłogę klatki i zanim zdołano zamknąć rozsuwane drzwi złapał obiema rękami za brzeg drzwi i futrynę. Podczas gdy strażnik i na szczęście obecny przy tym dyrektor, A. F. J. Portielje, rozpaczliwie, z całej siły starali się zamknąć drzwi, potężne ramiona małpy ciągle poszerzały otwór w drzwiach. Wówczas Portieljemu wpadła do głowy zbawcza myśl, która wobec napiętej sytuacji była wręcz genialna: z okrzykiem przerażenia puścił drzwi, odskoczył, z otwartymi ustami wbił wzrok w miejsce bezpośrednio za plecami małpy, tak, jak gdyby tam ujrzał coś w najwyższym stopniu groźnego. Orangutan dał się oszukać, odwrócił się, drzwi się zatrzasnęły. Ale najważniejsze w całej historii jest to, co potem! Mianowicie orangutana ogarnął szał wściekłości, takiej, jakiej Portielje nigdy jeszcze u żadnego zwierzęcia tego gatunku nie widział. Portjelje powiedział mi, że jest absolutnie przekonany, iż orangutan w pełni zrozumiał wszystkie powiązania i złościł się na to, że uwierzył kłamstwu.

Z książki Psychologia kłamstwa Tomasza Witkowskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.