sobota, 16 grudnia 2023

Ta smutna kropla nicości, którą nazywamy człowiekiem


Niepodległościowcy to często ludzie żądni władzy, którzy w państwach zaborczych najmniejszego nawet w niej udziału zdobyć nie mogą: dążą więc do własnego państwa, w którym by udział ten mieli i — o ile się da — wprost panowali. Stąd niechęć Polaków, w państwach zaborczych mających głos i znaczenie, do idei niepodległości.

H o m e r  i  L a  R o c h e f o u c a u l d . Homer wiedział mniej więcej wszystko co wiedział La Rochefoucauld, ale z tego nie robił odkrycia. Véron mu zarzuca „niższość moralną”: pobudki egoistyczne u bohaterów, Andromacha po śmierci Hektora. Ale to jest właśnie rzetelne. Véron chciałby mieć poezję opartą na ignorancji psychologicznej.

11 XI. Dwa wpływy na mnie, a raczej dwie kulturalne potęgi, które pozwoliły mi sobie uświadomić i zaspokoić pewne moje głębsze potrzeby: stoicyzm Epikteta i Flaubert. Jedno i drugie było pomocą w wyzwoleniu się spod ucisków: Epiktet przez wytężenie sił, by o zło z zewnątrz nie dbać i z siebie samego wykrzesać wszystko co człowiekowi niezbędne; Flaubert przez ironiczne wyniesienie się ponad  b r z y d o t ę  nękającej mnie rzeczywistości. Jedno i drugie weszło w skład tej szkicowej „etyki” , którą sobie pod koniec 1907, w Paryżu, zacząłem wypracowywać.
A Goethe? Goethe był ideałem absolutnym, przedstawicie­lem tej formy życia, której bym pragnął, gdybym się mógł rozwijać swobodnie, bez potrzeby walki z cierpieniem.
Migał mi też właściwie tylko z daleka i przez mgłę, zawsze niedościgniony. Dzisiaj, gdy z najgorszym uciskiem jakoś sobie dałem radę, Goethe się zbliżył.

Ponieważ najsilniejszy jest instynkt samozachowawczy, więc i wysiłkiem największym jest pokonanie instynktu samozachowawczego, — i tośmy zwykli nazywać „boha­terstwem” w węższym znaczeniu. Bohaterstwem w znacze­niu szerokim jest jednak  w s z e l k i  wysiłek tryumfujący nad instynktami. Także Flaubert był bohaterem trwając, nikomu nie znany, w swej samotni, szlifując swe zdania i po Świętym Antonim zmuszając się do pisania Pani Bovary wbrew swej naturze.

22 II 1914. Celem pisarza serio, tego „wielkiego”, jest powiedzieć pokoleniu o rzeczach wiecznych, i jego dzieło trwa, jeśli nie wiecznie, co nie jest sprawą ludzką, to wieki. Celem tego mniej serio jest powiadomić wieczność o po­ koleniu — i, naturalnie, o swojej własnej osobie — i dzieło jego mrze z pokoleniem.

24 VI. Tak jak woda rozpuszcza sól tylko do pewnej określonej granicy, potem zaś następuje to co technicznie nazywamy „nasyceniem”, tak samo świadomość wchłania tylko pewne ograniczone quantum poczucia niebezpieczeń­stwa i, wchłonąwszy, jest nasycona: ciągle pod tym jednym wrażeniem człowiek pozostawać nie może. I tak jakoś automatycznie wytwarza się ów spokój żołnierzy w polu i nawet przed akcją.

17 XI. Chłodno i abstrakcyjnie to się nazywa „miłość kultury”; naprawdę jest to ukochanie w człowieku jego zdolności oderwania się od siebie samego, od celów utyli­tarnych, by zainteresować się pięknem — oczywiście także moralnym — które się kontempluje lub tworzy. Ta zdol­ność stwierdzana u ludzi — czy to będzie beztrosko szczęśliwe zatopienie się malarza w tym, co maluje, czy ofiarny czyn żołnierza na froncie — jest zawsze tym, co najbardziej mnie wzrusza; entuzjazm zaś budzi to, że niektórzy potrafią w tym zajść aż tak daleko. A co podtrzymuje i krzepi, to że się może  s ł u ż y ć  tej sprawie; że się jest ogniwem w łańcuchu, łącznikiem, który przyjmuje sygnał i podaje go dalej. C ’ est un cri répété par mille sentinelles', przecież nawet udział swój w wojnie rozumia­łem jako stanięcie na posterunku nie tyle może nawet ojczyzny, ile tak właśnie pojętej „uskrzydlonej” kultury.

8 XII. Cechą, która mnie dziś w charakterach ludzkich najbardziej uderza, jest brak ostrych konturów, prostolinijnej logiki, niesprzeczności wewnętrznej. W ogóle: niepokoi mnie człowiek. Zagadnieniem stała mi się najpierw kobieta, ale tu zaintrygowany rychło doszedłem do przeświad­ czenia, że człowieczeństwo samo w sobie już jest zagadką.

I jak wobec ludzi się zachowywać: czy traktować ich raczej według ich cnót, czy według ich błędów? „Według cnót oczywiście” , powiada głos, którego chętnie się słucha; z dobrocią, a nie z bezwzględnością. Ale oto trudność niemała: pobłażliwość dla błędów jest przyjmowana jako aprobata tych błędów. Ludzie nie przyjmują do wiadomo­ści uznania częściowego; widzą je pełnym, a zastrzeżeń nie dostrzegają.

Nie tylko chlebem człowiek żyje, ale i złudzeniem swej duszy.

Odkrywać nowe światy? a po co? By w nie wnosić stare cierpienia?

Z a j m o w a ć  się  t y m  w y ł ą c z n i e  d o  c z e g o  j e s t e ś ­m y  s t w o r z e n i. „Człowiek dopiero wtedy się uspokaja, gdy raz na zawsze powziął postanowienie, że będzie robił to tylko, co się mieści w jego naturze” (Goethe).
„Twórca w sferze ducha zawsze odczuwa niepokój sumienia, gdy się wda w sprawy obce jego życiowemu zadaniu” (Dessoir, Aesthetik und allgemeine Kunstwissen­ schaft, str. 268).

To że jesteśmy śmiertelni, to z nas — by w zupełnie innej intencji użyć obrazu Krasińskiego — czyni „synów świat­łości”. Im większa śmiertelności świadomość, tym silniejszy pęd ku wyżynie. Śmierć podkopuje bezwzględność dążeń nie tylko egoistycznych, ale w ogóle wszystkich realnych; sprawia, że szukamy zaspokojenia w jakichś mniej prymi­tywnych dziedzinach.

21 II 1917. „Kto zwiększa poznanie, zwiększa i gorycz” (Eklezjasta I, 18). Ale to można sensownie odwrócić: kto zwiększa mą gorycz, ten poważnie zwiększa moje poznanie.

Z okazji optymizmu Rollanda i innych objawów podob­nych (Maeterlinck i postdekadentyzm).
Trzeba umieć się  p r z e c i w s t a w i ć  tej wierze, że z każdej rzeczy da się wycisnąć jakiś ekstrakt dobra, że byle spojrzeć mądrze, to bz n a c z y  wyrozumiale (takie równanie jest znamienne dla tej koncepcji), to rdzeniem rzeczywistości i spraw ludzkich staje się dobro. Mieć odwagę pomyś­leć: „ostatnim słowem może tu równie dobrze być zło”; tę odwagę miał Tacyt. Pomyśleć tak o polityce (to jest łatwe!) ale także i o miłości, o kobiecie, którą się kocha...

Opanowywać swoje odruchy, to właściwie nie czyni czło­wieka ani trochę lepszym czy szlachetniejszym. Bo cóż, że ja swoim reakcjom łeb ukręcę, jeśli ten odruch we mnie powstał, moja wyobraźnia tym właśnie przedmiotem się zajęła, moje pragnienie ku niemu się dało pociągnąć, cała moja istota, jak woda w próżnię, rzuciła się w tym właśnie kierunku! To, czym ja  naprawdę j e s t e m,  jest przez ten proces w całości już określone; późniejsze opanowanie może mieć znaczenie tylko praktyczne. Nie wystarcza opanowanie, potrzebne jest
p r z e o b r a ż e n i e . Wstrząs, który duszę rozbija i robi z niej coś całkiem innego. Inne ją pociągają przedmioty, inne w niej powstają pragnienia.

I nie jest na to potrzebny żaden cud. Przez rodzaj filtracji czy katharsis szereg instynktów naturalnych, początkowo dość mętnych, staje się źródłem wartości: żądza władzy, żądza sławy, miłość zmysłowa. Zachodzi rodzaj amorçage, wzięcia na haczyk przez cel bardzo taki sobie, a potem cel ten znika, i mój ruch za haczykiem, by zachować sens, musi sobie dorobić cel wyższy, już nie taki sobie. Przykład subtelniejszy: egotyzm. Całą treść, która mnie dotąd urze­kała jako moja, dziś, przemieniony, mogę dostrzec jako treść świata: przewrót równie radykalny jak prosty.

10 IV. Nasz sąd o człowieku to walny czynnik kształ­towania tego człowieka. Człowiek nie jest czymś skoń­czonym, — i sam się nie zna. To co ja, swoją interpretacją, z jego wnętrza na jaw wydobywam, to dla niego może się stać miarodajne jako określenie własnej istoty.

(Kwiecień). Goethe: co mi u niego jest nienawistne, to to jego zadowolenie ze wszystkiego, ta sytość duchowa. Ale gdzie dla niego jest przeciwwaga? Kto mu jest równy, a wolny od tej nieprzyjemnej domieszki?

(Wiosna-lato). Nie rozumieć,  n ie  c h c i e ć  zrozumieć, może być czasem nakazem samozachowawczym pierwszej wagi i mocy.

(Lato). „Sofizmat, który mnie zgubił, to sofizmat więk­ szości ludzi, którzy skarżą się, że im brak siły, gdy za późno już, by jej użyć. Cnota z naszej tylko winy jest taka trudna, i gdybyśmy zawsze byli rozsądni, rzadko byśmy się musieli nią wykazywać. Ale łatwe do przezwyciężenia skłonności pociągają nas (inous entraînent) bez oporu; ulegamy lekkim pokusom, których ryzyko lekceważymy. Nieznacznie się wplątujemy w sytuacje niebezpieczne, od których łatwo nam się było uchronić, ale z których się wyplątać nie można bez bohaterskich wysiłków, które napełniają nas lękiem; i tak się w końcu staczamy w prze­paść i mówimy do Boga: Dlaczego mnie stworzyłeś tak słabym? Ale on, chociaż tego nie chcemy, odpowiada naszym sumieniom: Uczyniłem cię za słabym, by się wydźwignąć, bo dość silnym, by się w otchłań nie stoczyć” (Rousseau, Wyznania, ks. II).
Proza nie jest nieskazitelna. Ale analiza świetna. I nau­ka moralna na całe życie.

9 VIII. „Ja nic z tego nie rozumiem, jakie to głupie!” (Zasłyszane dziś, 9 sierpnia 1917, z ust dziesięcioletniej dziewczynki.) Dwudziestopięcioletnie też tak potrafią. W ogóle, kie­dy kobieta nic nie rozumie z tego, co się do niej mówi, ma dwa sposoby reagowania: ten tu jest normalny.
Ale kiedy ją rozmówca interesuje, wtedy mówi: „Jaki pan mądry!”

(Bez daty). O wartości książki stanowi nie tylko to co w niej jest, ale także to co by w danych warunkach łatwo w niej być mogło, a czego nie ma. Cześć autorowi, który panował nad swym materiałem, miał siłę ochronić się przed zalewem.

Nie gardź sobą, że bitwę przegrałeś. Trzeba pewnej siły, by się zapędzić aż tam, gdzie się bitwy przegrywa.

26 I 1918. Stare pytanie, „czy lepiej strach budzić, czy miłość” , z punktu widzenia użyteczności praktycznej ja rozsądziłbym na rzecz strachu. Kto się ciebie boi, ten będzie robił co ty chcesz, „bo inaczej źle będzie” . Kto cię kocha, zawsze znajdzie tysiąc sposobów wytłumaczenia sobie i tobie, że to, czego on chce, jest pożyteczne i dobre także dla ciebie.

29 I. Robiłem sobie kiedyś zapiski z „psychologii ulega­nia pokusom” . Dziś u Hóffdinga (Psychologia indywidual­ na w zarysie, V, 2) znajduję to oto: „Pokusa musi stać się bardzo silna, aby mogła być zwyciężona” . Dokładnie to, co ja tam mówiłem. Bo faktycznie też było tak, że ja częściej ulegałem pokusom lekkim, na których mi nie zależało i których doniosłości nie spostrzegałem: przy nich wola spała; pokusy silne budziły ostrą reakcję.

13 n . C o ś  o  s z t u c e  n a k ł a n i a n i a; n i e z b y t  m o ­r a l n i e. Chcąc wolą drugiego człowieka pokierować zgod­nie z naszym życzeniem, lepiej dać mu szereg racji pozor­nych niż odsłonić swoją prawdziwą. Pomijam już, że racja prawdziwa jest najczęściej egoistyczna, a jeśli nawet nie, to prawie zawsze jest odzwierciedleniem naszej indywidualno­ści, czymś o ważności ograniczonej; ale są jeszcze inne powody. Po pierwsze, kto ujawnił swą rację prawdziwą, ten w paru słowach powiedział wszystko, rzucił swój atut i nie ma już nic do dodania. Tymczasem, by na wolę tamtego oddziałać, trzeba nim po wiele razy zachwiewać, uderzyć z tej strony, i z tej jeszcze, i znowu z tamtej; pierwsze uderzenie, chociażby najsilniejsze, nie podziała; trzeba stopniowo, wielu naciskami, wywołać pożądany stan uczu­ciowy i przez niego wpłynąć na wolę. Powód drugi: moc sugestywna tkwiąca w tym, co nie dopowiedziane, w tajem­ niczości. Poza racją prawdziwą raz ujawnioną nic więcej nie ma; twój partner poznał cię do dna i gotów powiedzieć: co? tylko tyle? Tymczasem jeśli prawdziwą ukryjesz a dasz tysiąc pozornych, partner doskonale wyczuje, że ty coś najgłębszego, ostatecznego, chowasz dla siebie; to mu się w wyobraźni wyolbrzymi, i ty mu odpowiednio w wyobraź­ni urośniesz. A nie mówię już o tym, że krótkie wyłożenie swojej racji prawdziwej może być wzięte za dowód przeko­nania letniego; że jestem swą sprawą co się zowie „przeję­ty”, w to ludzie wierzą, gdy dużo najróżniejszych argumen­tów z siebie wyrzucam i wszystko najróżniejsze do niej odnoszę.

Wiedział o tym dobrze Antoniusz — ten z Szekspira — nie wiedział Brutus. Moraliści tu w ogóle skłonni są błądzić. Na dalszą metę ziarno tak przez nich zasiane może nieraz i wzejdzie; odwaga cywilna w wypowiadaniu nagiej prawdy, surowa rzeczowość w ograniczaniu się do istoty sprawy, to  t a k ż e  są siły; ale skutek doraźny jest żaden. Ja sam miałem tę ambicję: najskrupulatniej podać swą rację istotną, bez dodatków i bez osłonek, w całej jej indywidualnej „względności”; nieraz też, nie bez wysiłku, tak i czyniłem. Ale przeciwnik, sam egoista i w swych racjach więcej niż względny, nigdy nie omieszkał się rzucić na egoizm i względność tej mojej, i zdruzgotać mnie w imię wszystkich świętości: jak można, jak można być takim? takim cynikiem, takim potworem! Nie, nie mówcie uczci­wie swych racji!

21 V. Coraz żywiej odczuwam niebezpieczeństwo Goethe­go jako wzoru wychowawczego. Po pierwsze: to jest nieosią­galne; to był szczęśliwy traf, raz na lat tysiąc, gdzie usposobienie człowieka i warunki zewnętrzne tak się zeszły, że wytworzyły jeden wielki akord bez dysonansów. Po drugie sama treść tego wzoru: „pełnia życia”, „paganizm”, „piękne użycie”; to wszystko może prowadzić na najroz­maitsze manowce. Osłabienie napięcia woli, wysiłku as­cetycznego; pokusa zbytniej tolerancji wobec zmysłowych, hedonistycznych stron życia. Za wzór trzeba brać raczej ludzi, którzy musieli  o s t r z e j  w a l c z y ć, i to w warunkach bardziej podobnych do naszych. Ludzi, którzy mieli w pro­gramie z d z i a ł a ć  c o ś  o k r e ś l o n e g o, rozwiązać jakieś problemy, — i musieli  o g r a n i c z a ć  się, ograniczać...

„Świat składa się przeważnie z gminu, a ci nieliczni, którzy nad gmin wyrastają, dochodzą do głosu tylko wtedy, gdy są gminowi potrzebni, by mógł na nich się wesprzeć” (Machiavelli, Principe XVIII).

W zastosowaniu brutalnym: idealizm Mickiewicza i Słowackiego dlatego znalazł posłuch, że potrzebował go, jako argumentu, nasz gmin szlachecki dochodzący swych praw na zaborcach. Mniejszy gwałt sobie zadam, gdy powiem: tak było z filozofią francuską wieku XVIII, przed Rewolucją.

Twoja bezinteresowna myśl zawsze przepadnie, jeśli się przypadkiem nie stanie bronią w rękach jakiejś strony walczącej.

29 V.  A p o s t o ł o w i e   m i ł o ś c i. Jeżeli ci Paweł po­ wtarza: „kochaj ludzi” , to jakże często znaczy to „kochaj Pawła, Pawłu bądź bratem”. Wielkie będzie jego zdziwie­ nie jeśli ci strzeli do głowy zastosować się do tego wskaza­nia także w stosunku do Piotra, z którym Paweł ma spór o trzy grosze.

6 VI. Co były warte podstawy materializmu Strindberga, widać po jego nawróceniu. Memento: ludzkie przekonania to piaski; wiatr je nawiał i wiatr je rozwieje.

10 VI. Jeśli się ktoś chwali, że nie popełnił czegoś złego, co mógł był popełnić, i z wielką elokwencją argumentuje, że przecież „nie godziło się”, „nie uchodziło”, znaczy to, że swej cnoty żałuje. Nie poszedł za swym interesem, bo się krępował; teraz korci go stracona sposobność. Więc pró­buje się przekonać, że przecież „nie można było inaczej”.

Zakopane, 15 VIII. Nie sztuka jest żyć złudzeniami, ale wyzbyć się ich i żyć, to jest sztuka; a jeszcze większa: zostać bez złudzeń a kochać szlachetność i piękno. Dlatego najwspanialszym dowodem wielkości i wzniosłości ludzkie­ go ducha są dla mnie poeci pesymistyczni. Być takim pesymistą jak Leopardi, a jednak kochać piękno i tworzyć: to   jest jakaś wielkość, jakieś zwycięstwo.

9 X. Liryzm jest pięknością jedyną; w nim ta smutna kropla nicości, którą nazywamy człowiekiem, znów paruje w przestrzeń i ginie.

12 X. Ci, którzy kosztem reszty tak chwalą samą tylko  l o g i c z n o ś ć  niektórych umysłów przodujących w myś­leniu, są jak ludzie, którzy by w samochodzie cenili tylko hamulec.

13 X. Natchnienie i przezwyciężenie: dwie odmiany za­ panowania istoty wyższej w człowieku.

Z książki Kłopot z istnieniem Henryka Elzenberga 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.