piątek, 15 grudnia 2023

Cioran o psychoanalizie i jej twórcy


Psychoanaliza zostanie kiedyś zdyskredytowana, nie ma co do tego żadnych wątpliwości; niemniej to ona chyba zniszczyła we mnie resztki naiwności. Po niej nigdy już nie będziemy niewinni.
*
Słynny „popęd agresji”, przedstawiany przez Freuda jako wielkie odkrycie, jest jednym z podstawowych elementów grzechu pierworodnego. W samym swym sednie psychoanaliza jest dłużniczką teologii. I tu, i tam ta sama bezlitosna wizja człowieka.
*
Blake: „Lepiej udusić dziecko w kołysce niż nosić w sercu niezaspokojone pragnienie”.
Jest już w tym cała psychoanaliza.
*
Głęboka przyczyna antysemityzmu: Żydzi robią wokół siebie zbyt wielki szum, są nadmiernie obecni, nie pozwalają o sobie zapomnieć - bodaj z kalkulacji, ze zręcznej taktyki. Przypominam sobie, co powiedział o nich doktor Druard, typ Francuza umiarkowanego, w „starym stylu”: zajmują zbyt dużo miejsca.
Ich wybujała duma, cena za talenty. Właśnie wybujałość jest tym, co ich łączy z Niemcami. Nigdy nie umieją zatrzymać się na czas, we wszystkim idą aż do końca, z tą swoją wyjątkową w dziejach pasją dla przesady. (Myślę tu zwłaszcza o Freudzie, który zarówno w swych pismach, jak i uczynkach zachowywał się jak założyciel sekty. Psychoanaliza nie jest metodą, lecz pozorem religii. Zresztą nie bez kozery psychoanalityk zastąpił spowiednika.)
*
Powodzenie mają tylko teorie z pozoru wyjaśniające wszystko (jak psychoanaliza), a w rzeczywistości nic. To samo można powiedzieć o niejednej teorii politycznej: ideologia rozpowszechnia się tylko w tej mierze, w jakiej dotyka wszystkich sfer życia i miesza się w to, co jej nie dotyczy. W ten sposób staje się wytłumaczeniem uniwersalnym, a raczej uniwersalnym gwahem.
*
Czytam w „Weltwoche”:
Psychoanaliza w Niemczech. Pewien pan w starszym wieku nie może poruszać prawym ramieniem. Badania nie wykazują żadnych organicznych upośledzeń, ich wyniki są wręcz wyborne. Psychoanalityk nie dochodzi do żadnej konkluzji, jego pytania ani odpowiedzi pacjenta nie dają żadnego wyniku. Wtedy zbity z tropu psychoanalityk robi niebywały numer: wrzeszczy „Heil Hitler!”. A wówczas prawe ramię owego poczciwca wędruje w górę w przepisowym pozdrowieniu nazistowskim.
*
Psychoanaliza się przydaje; dowodzi, że można głosić byle co i że zawsze znajdą się ludzie gotowi to przełknąć. Wytwórnia dywagacji.
Nigdy nie widywano podobnej łatwości hipotez.

*
Społeczeństwo „permisywne” - to znaczy społeczeństwo bez zakazów. Ale społeczeństwo bez zakazów na dłuższą metę rozpada się, gdyż terminy społeczeństwo i zakazy są wzajem powiązane. Dlatego społeczeństwo lepiej sobie radzi z terrorem niż z anarchią. Brak wolności daje się pogodzić z niejaką pomyślnością; totalna wolność jest jałowa i sama siebie niszczy. Na tym polega dramat.

Tak samo jest ze stłumieniem w życiu jednostkowym. Stłumienie to ma swoje niedogodności, jednak niedogodności o wiele większe występują wtedy, gdy go nie ma, gdy nic już nie jest ukryte, pogrzebane, zinterioryzowane. Psychoanaliza, pragnąc wyzwolić ludzi, jedynie ich spętała, przykrępowała - do ich powierzchni, do pozorów. Wyzuła ich z tajemnic, wydziedziczyła z wewnętrznych treści, tkanki, substancji. Stłumienie ma dobre strony. Psychozy zaś, będące skutkiem jego eliminacji, są o wiele poważniejsze od skutków samego stłumienia.
*
Wręcz maniackie we współczesnych biografiach jest omawianie życia seksualnego ludzi! Czytam książkę o Pavesem: w pierwszym rozdziale roztrząsane są niemiłe aspekty przedwczesnego wytrysku, przypadłości, na którą cierpiał Pavese. W ,,Le Monde” artykuł R.M. o impotencji Kafki. Psychoanaliza zanieczyściła wszystko. W każdym razie chyba zniszczyła gatunek zwany „biografią wewnętrzną”.
*
„Istota wielokształtnie przewrotna” - tak Freud cudownie zdefiniował dziecko.
*
Freud - jego psychologia, jego postawa założyciela religii. Jego nietolerancja, machinacje, lęk przed „herezją”; zdrady, dezercje, dramatyczne stosunki z uczniami, potrzeba uczniów itd. Fascynujące i wstrętne.
*
Ilekroć natrafiam na psychoanalityczną egzegezę jakiegoś autora (zresztą czegokolwiek), przestaję czytać. Irytuje mnie ta łatwość formułowania tak arbitralnych hipotez na temat czyichś tajemnic. Zresztą najczęściej nie chodzi o tajemnice, lecz o dość zwyczajne niedostatki, które ta złowroga metoda komplikuje niewyobrażalnie.

Niemniej wszyscy jesteśmy psychoanalitykami w naszych osądach, a głównie w rozmowach. Można odrzucać jakąś doktrynę en bloc, a sekretnie być nią przepojonym; to właśnie zdarza się nam wszystkim. Nie znam nikogo, kto byłby od tego wolny, kto by nie ulegał tej zarazie. W tym sensie prawdą jest teza, że Freud zdominował naszą epokę. Nasze odruchy są freudowskie i marksistowskie. To liczy się bardziej od tego, co myślimy świadomie.
*
Zaburzenie pamięci na Akropolu Freuda. Nie do wiary, w jak wielkiej mierze wszystko, co wymyślił ten człowiek, jest bredzeniem. Bredzeniem zręcznym. Łatwość hipotez posunięta aż do obłędu. Człowiek rzuca się w pierwsze z brzegu objaśnienie; im mniej prawdopodobne, tym bardziej urzeka. Arbitralność i awanturnictwo w przebraniu nauki. Moda na psychoanalizę przypomina modę na mesmeryzm, na fizjognomikę (Lavater), na magnetyzm zwierzęcy itd. Mamy potrzebę wyjaśniania wszystkiego z jednego, nader ograniczonego punktu widzenia, pragniemy wynieść do rangi powszechnej zasady jakieś szczęśliwe odkrycie bądź bzika. Mania filozoficzna jest zgubna dla Prawdy.
*
Uczniowie trzynasto-, czternastoletni czytają Freuda. Ta pseudonaukowa pornografia, w której tak zabłysnął, wywołuje we mnie mdłości. Ale pasjonuje młodych, gnuśników, pseudolekarzy, wszelkiego autoramentu niezrównoważeńców, a także tych, którzy pragną uzyskać klucz do całej masy zjawisk, do których, prawdę mówiąc, żadnego klucza nie ma. A jednak wszyscy jesteśmy psychoanalitykami - dlatego że sposób wyjaśniania proponowany przez tę rzekomą naukę jest kuszący, pozornie skomplikowany i głęboki, a w gruncie rzeczy łatwy i całkiem arbitralny. Stosowanie go stało się już niemal potrzebą. Wytłumaczenia teologiczne były o wiele bardziej interesujące, ale już nie są w modzie. Zlikwidowanie psychoanalizy oznaczać będzie krok w stronę wolności intelektualnej.
Uwolnijcie nas od psychoanalizy, a my sami uwolnimy się od chorób, o jakich ona mówi.
*
Marthe Robert o Freudzie: „heroiczna trywialność jego wykładu”.
O ile Freud jako człowiek i pisarz interesuje mnie, o tyle nie znoszę jego doktryny, której monstrualna przesada budzi we mnie wstręt.

Freud miał wiele bystrości, lecz bardzo mało poczucia humoru. Chcę przez to powiedzieć, że nie stać go było na odpowiedni dystans wobec własnego dzieła. Jest on prorokiem, przywódcą sekty, reformatorem „religijnym”. Ustawicznie mieszał swe posłannictwo z prawdą, z wielką szkodą dla tej ostatniej. Nie sposób wyobrazić sobie umysłu mniej obiektywnego, ma się rozumieć wśród ludzi nauki. Było w nim coś z fanatyka, z człowieka Starego Przymierza.

*


Marthe Robert pisze o Freudzie, że znalazł prawdę, „prawdę uniwersalną, najprostszą i najbardziej brzemienną w konsekwencje, jaka kiedykolwiek kryła się w historii ducha”.
To twierdzenie monstrualnie przesadzone, niemal obłędne, zamyka jej studium poświęcone „Freudowi w Wiedniu„ i zamieszczone w jej książce Sur le papier. Jest to ostatnie zdanie książki. Autorka uważała je więc za bardzo ważne. Nie jest to teza rzucona ot tak, od niechcenia. Pomińmy na razie tę śmieszną bzdurę i przejdźmy do prawdziwego problemu. Freud nienawidził Wiednia z powodu panującego w nim antysemityzmu. Marthe Robert dość dokładnie opisuje to zjawisko. Zapomina jednak o położeniu innych mniejszości. Z punktu widzenia Serba czy Rumuna Żydzi cieszyli się w dwój monarchii sytuacją uprzywilejowaną. Wszystkie te ludy, traktowane jak niewolnicy, zasługiwały na bodaj krótki opis własnej sytuacji. Nie ma tu o nich ani słowa. Nie mam ochoty mówić o tym więcej, bo wprawdzie antysemityzm mnie mierzi, ale jeremiady drugiej strony nie nastrajają lepiej.
*
Im więcej czytamy o Freudzie, tym bardziej się przekonujemy, że mamy do czynienia z założycielem sekty, z nietolerancyjnym prorokiem przebranym za naukowca.
*
Każdego ranka po wstaniu z łóżka mój ojciec opowiadał swoje sny matce; taki miał zwyczaj. Ten rytuał budził we mnie wstręt, nie widziałem dlań uzasadnienia. I pomyśleć, że od czasów Freuda jest to powszechna praktyka, zwłaszcza wśród tych, którzy powinni być jej niechętni - „intelektualistów”!

(Dziś rano Michaux długo opowiadał mi przez telefon o swych snach i o snach w ogóle, czyniąc to z głęboką powagą. A przecież należy do nielicznych niepodzielających skrajnych poglądów psychoanalityków, naiwniaków, którzy parają się subtelnościami i z tego żyją.)
*
Ilekroć czytam teksty Freuda, a zwłaszcza jego listy, uderza mnie jego zdolność do wiary. Sam mieni się niewierzącym, ale ton, jakim mówi o swych odkryciach, o swej metodzie i szkole jest tonem założyciela sekty. W XVIII wieku, w Galicji, byłby chasydzkim rabinem.

Jeśli kogokolwiek kiedykolwiek wyleczył, to nie dzięki swej analizie, lecz dzięki swej szczególnej, silnej osobowości. Im więcej go czytam, tym mocniej w niego wierzę, choć jednocześnie pogłębiają się moje wątpliwości co do słuszności jego przesadnych tez. Umysł subtelny, a zarazem ograniczony, miał wszelkie wady i zalety zbawiciela przebranego za naukowca. Zresztą jego supersztuczką jest przedstawianie jako nauki tego, co było jedynie teorią, zespołem hipotez i zmyśleń.

Freud cytuje przypadek pewnego duńskiego psychoanalityka, który cierpiał na uporczywe migreny i leczył się u innego psychoanalityka -bez rezultatu. Kilka miesięcy spędzonych u Freuda dało wyleczenie. Chętnie w to wierzę. Był on wszak uczniem, więc codzienny kontakt z Mistrzem mógł mieć jedynie zbawienne skutki. Czyż jest lepsza kuracja niż widywanie tego, kogo uważa się za największego geniusza wszystkich czasów i kto interesuje się waszymi trudnościami, konfliktami, nędzami? Żadna choroba nie oparłaby się tak wyjątkowej euforii. Cudotwórca niezwykle zręczny, a jednak więzień własnej gry i własnych złudzeń. Czynić cuda w stylu swojej epoki - to nie każdemu jest dane.
*
Freuda uderza odrzucenie metafizyki, wszelkiej metafizyki. W liście do pewnego Niemca, autora doktoratu o snach, mówi, że jest nieufny wobec skłonności Niemców do metafizyki, będącej - jak twierdzi - tylko przeżytkiem dawnych wierzeń, jakimś survival i nuisance (sam cytuje te angielskie słowa).

Natychmiast przychodzi nam na myśl Koło Wiedeńskie, Schlick i inni, logicy pozytywistyczni, zaciekli wrogowie wszelkiej spekulacji metafizycznej. Faktem jest, że Austria wydaje się mało do niej skłonna; czy dała bodaj jednego metafizyka? Freud, podobnie jak główni członkowie Koła Wiedeńskiego, był Żydem. Austria odebrała tym Żydom, przybyłym w większości z Galicji, wymiar religijny, uczyniła ich mniej głębokimi, ale za to bardziej przenikliwymi.
*
Przeczytałem właśnie list Freuda do Thomasa Manna o Napoleonie. Rzadko zdarzało mi się czytać coś równie arbitralnego, ewidentnie fałszywego, fantazyjnego. Jest to całkiem po prostu zdumiewające. Wyjaśniać Napoleona poprzez jego zawiść wobec brata Józefa, zawiść, która później przekształciła się w czułość, która z kolei przeniosła się na Józefinę; potem w jej odepchnięciu zobaczyć pośrednią przyczynę upadku Napoleona... wszystko to jest obłąkańczo wręcz dowolne.

Prawie byłbym zapomniał fragmentu o jego przywiązaniu do matki, bardzo wcześnie owdowiałej ... Jest w tym wszystko. Jesteśmy w konfuzji.

Psychoanaliza to przedsięwzięcie wariackie - dlatego właśnie odniosła sukces, ale dlatego również czeka ją upadek. Najbardziej interesujący w tej awanturze jest sam Freud, osobowość, bohater, nie uczony.

Z uporem konstruując hipotezy i opierając na nich terapię, w końcu uzyskuje się jakieś rezultaty, tzn. iluzje wyleczeń - bo w istocie do tego sprowadza się psychoanaliza.
*
W całym freudyzmie interesujący jest bodaj tylko Freud.

Cioran Zeszyty


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.