Wczoraj wieczorem długa dyskusja z węgierskim poetą (Pildusky) o Simone Weil, którą uważa on za świętą. Mówię mu, że i ja ją podziwiam, lecz że święta to ona nie była, miała w sobie zbyt wiele owej pasji i nietolerancji, których tak nie lubiła w Starym Testamencie, choć przecież z niego wyszła i do niego jest podobna mimo całej swojej dla niego pogardy. To Ezechiel albo Izajasz w spódnicy. Gdyby nie wiara i ograniczenia, jakie ona implikuje bądź narzuca, jej ambicja nie znałaby wędzidła. Uderza u niej wola narzucania innym za wszelką cenę własnego punktu widzenia, przy czym bywa szorstka, a nawet brutalna wobec rozmówcy. Powiedziałem także węgierskiemu poecie, że jej energia, zdecydowanie i zaciekłość przypominają jakiegoś Hitlera... Tu mój poeta wytrzeszczył oczy i wbił we mnie wzrok, jak gdyby doznał właśnie iluminacji. Ku memu zdziwieniu rzekł: „Ma pan rację ...”.
*
Listy Simone Weil do o. Perrina, pisane podczas wojny i opublikowane w Czekaniu na Boga. Rzadko zdarzało mi się czytać coś tak mocnego pod względem absolutnych wymagań wobec siebie. Szacunek dla Prawdy dosięga tu wymiaru tragicznego.
*
Jest u Simone Weil coś z Antygony, co uchroniło ją przed sceptycyzmem i przybliżyło do świętości.
*
Simone Weil - ta niezwykła kobieta, tak niebywale pyszna, a szczerze mająca się za skromną. Taki brak znajomości siebie u kogoś tak wyjątkowego przyprawia o zmieszanie. Co się tyczy siły woli, ambicji i iluzji (tak, tak - iluzji!), mogłaby rywalizować z każdym spośród wielkich deliryków historii współczesnej. (Nasuwa mi się ktoś w rodzaju Sorany Gurian, dodatkowo wyposażonej w geniusz.)
*
Z pokolenia Sartre-Bataille zajmuje mnie chyba tylko Simone Weil.
*
Z około trzydziestu uczniów Simone Weil tylko dwóch dopuszczono do matury (w liceum Saint-Etienne, zdaje się).
Coś mi to przypomina: moich uczniów z Braszowa spotkał podobny los. Dostałem nawet upomnienie z ministerstwa.
Już to z irytacją, już to z zachwytem czytam biografię Simone Weil. Jej bezmierna pycha uderza mnie jeszcze bardziej niż jej inteligencja.
*
„Ilekroć myślę o ukrzyżowaniu Chrystusa, popełniam grzech zawiści” (Simone Weil).
Zdumiewa mnie pycha tej nieznośnej kobiety ocierającej się o świętość.
Jej wola męczeństwa, jej wzniosła bezczelność. Ale czymże jest męczennik? Mieszaniną świętego i prowokatora.
„A więc jedynie Bóg ma moc wynagradzania wysiłków pozostających bez nagrody na tym świecie, wysiłków daremnych . ..„ (Simone Weil). „Miłość do Boga jest czysta wtedy, gdy radość i cierpienie wzbudzają w nas taką samą wdzięczność” (Simone Weil).
Nie znam tej miłości, bo nie mogę powiedzieć, aby moje próby rozszerzały mnie, wprawiały w ową energiczną euforię, jakiej zaznaje prawdziwy wierzący w obliczu wszelkich przeciwności, a nawet uderzeń losu. Zrozumiałem, że nie mam „powołania” duchowego, gdy ujrzałem, jak bardzo wszystko u mnie - zarówno cierpienia, jak i radości - przechodzi w gorycz. W tym sensie Sylogizmy goryczy - książka, która odsłania mnie najbardziej - są moim oskarżeniem.
*
Przeczytałem właśnie esej Simone Weil o Iliadzie. Wizja fałszywa. Jak ona może twierdzić, że świat grecki zaczyna się epopeją, a kończy Ewangelią? Co wiąże Achillesa i kompanię z rybakami z Judei? ...
Mówić o czułości w związku z Iliadą! ... Simone Weil jest śmieszna: znajdować litość w Iliadzie, a okrucieństwo - tylko w Starym Testamencie!
W materii okrucieństwa wart jest Pac pałaca. Bóg zbrojnych zastępów nie jest okrutniejszy - o, bynajmniej! - od Zeusa i jego bandy.
Czyngis-chan kazał sprowadzić największego taoistycznego mędrca swoich czasów, który towarzyszył mu w wyprawie na Samarkandę, Bucharę. Traktował Chińczyka bardzo dobrze. A jeśli idzie o to, ile mógł zrozumieć z mądrości tak subtelnej ... Jednakże okrucieństwo doskonale można pogodzić z pewnym zmysłem metafizycznym.
*
Me głębokie zainteresowanie Żydami i wszystkim żydowskim. Przypadki, co do jednego. Simone Weil, Kafka. Postacie z innego świata. Tylko oni mają w sobie jakąś tajemnicę. Nie-Żydzi są zbyt oczywiści. ...
Te dwie niezwykłe Żydówki: Edyta Stein i Simone Weil.
Lubię ich pragnienie, ich srogość wobec samych siebie.
*
Opublikowano tomik „poezji” Simone Weil. Cóż za błąd! Nie miała w sobie nic z poetki. Imitatorka Valery’ego, nie-poezji. W jej prozie nie ma ani szczypty liryzmu. Jest za to jędrność i wszechwładna ścisłość.
*
Tym, czego brakuje Simone Weil, jest humor. Gdyby jednak go miała, nie zrobiłaby takich postępów w życiu duchowym, humor odcina bowiem od doświadczenia absolutu. Mistyka i humor nie chadzają w parze.
Gorsza od humoru jest ironia. Humor umniejsza wartość wszystkich naszych doświadczeń. Od biedy jeszcze zezwala na jakieś wypady w tajemnicę. Bywali nawet święci nie gardzący środkami nastręczanymi przez humor. Powiedzmy tak: świętość godzi się ze sporadycznymi napadami humoru, a nawet ironii. Tym jednak, czego nie może tolerować bez ryzyka samozniszczenia, jest ironia jako system, stałe nastawienie umysłu jako dar, talent i automatyzm. Albowiem jest ona zupełnym przeciwieństwem ekstazy.
Cioran Zeszyty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.