piątek, 22 grudnia 2023

Szczytem życia duchowego jest wyrzeczenie


R. de R. po śmierci swej pierwszej żony postanowił się zabić. Poszedł kupić rewolwer, ale stwierdził, że jest za drogi, i pozostał życiu.
Skąpstwo niekiedy się przydaje.

Pieniądze zarabia się tylko za cenę honoru.

Nie ma nic bardziej upokarzającego niż prosić o pieniądze pod jakimkolwiek pretekstem. Na szczęście mamy w odwodzie mądrość lub cynizm, dzięki którym możemy zatryumfować nad tak śmiesznymi skrupułami.

Francuzi byli wielkim narodem, póki mieli silne przesądy, żyli wstrzemięźliwie i gromadzili bogactwa. Skąpstwo było u nich znakiem wielkości. Gromadzili pieniądze i jednocześnie cnoty.
Francuskie chłopstwo niedługo zniknie. To cios śmiertelny dla Francji, tracącej skutkiem tego swe rezerwy, zapasy. Nigdy się z niego nie podźwignie.
Skąpstwo było dla niej jakąś ochroną.

Goląc się, przypomniałem sobie o rodzinie Barcianu z Raęinari, zwłaszcza o jednym z braci, którego imienia już nie pamiętam; ten wielki hulaka około czterdziestki zadurzył się w młodej gruźliczce, którą w kilka miesięcy po ślubie wysłał do Davos. Żeby opłacić sanatorium, on, który przedtem nigdy nie pracował, przyjął posadę kasjera w szpitalu. Jego żona umiera w Szwajcarii dwa, trzy lata później. Mniej więcej wówczas wykryto, że dokonał on w szpitalu poważnych malwersacji; sprzeniewierzone pieniądze posłał do sanatorium na opłacenie kosztów pobytu żony. Wiedząc, że zostanie aresztowany, odebrał sobie życie. Wszyscy członkowie tej rodziny mieli losy tragiczne. Byli czarujący; odwiedzałem ich zawsze z ojcem i serce biło mi wtedy mocno. Wiedziałem, że wkraczam w dziwny świat.

Przez ponad dwie godziny szukałem swoich deklaracji podatkowych za ostatnie pięć lat, żeby wypełnić formularz nadesłany mi przez wydział zasiłków rodzinnych. Można zwariować. Że też dałem się wciągnąć w cały ten burdel. Jak gdybym był częścią społeczeństwa! Zawsze płaciłem podatek od dochodów mniej lub bardziej fikcyjnych, a w każdym razie zawyżanych przeze mnie - gwoli uzasadnienia profesji pisarza. Jak gdybym był pisarzem!
Wielkie nieba, czym jajestem? Już dawno zrezygnowałem z bycia czymkolwiek!

Przez całe życie chodzić po prośbie, żebrać pod drzwiami każdej chwili, poniżać się, by oddychać. Wyzuty z tchnienia!

Móc żebrać to coś nadzwyczajnego. Mogłem to robić tylko listownie ... Co za żałosny sannjasin!

22 maja W moim urzędzie podatkowym. Pani o spojrzeniu zimnym, niemal złym. Uważa, że zarabiam niewystarczająco albo raczej że nie deklaruję wszystkiego.
-    Jest pan dobrze ubrany. Ma pan nowy garnitur.
-    Ubierają mnie przyjaciele.
-    A co z jedzeniem?
-    Mam przywilej nieżytu żołądka. Jestem na diecie. Nigdy nie chodzę do restauracji.

Sam sobie wydaję się mnichem płacącym podatki.

Sobota. Śniadanie z G.B., lekarzem, starym przyjacielem. Pyta, o czym teraz piszę. Odpowiadam, że ukończyłem właśnie esej o samobójstwie. On na to, z miną zasmuconą: „To mnie u ciebie nie zaskakuje”.
Gdy pomyślę, że w młodości przysięgał tylko na Schopenhauera! (Trzeba dodać, że nawet Schopenhauer potępiał samobójstwo.)
Tenże przyjaciel pyta mnie, ile zarabiam miesięcznie. Nie mogę mu powiedzieć prawdy, popsułoby to atmosferę. Skłamałem więc i powiedziałem, że wyciągam do tysiąca franków, co uznał za kwotę śmiesznie małą. Gdyby jednak znał prawdę!

Dziś po południu - wizyta Hansa Newmanna i pani von Massenbach, która się skarży na uciskające ją obuwie. Proponuję jej parę, którą chciałem posłać do Rumunii. Ona na to: „Ale dla kogo, skoro pańska matka i siostra nie żyją?”. Odpowiadam, że tam jest to moneta wymienna, że za buty tak wybornej jakości jedna osoba może się tam utrzymać przez miesiąc. Ona bierze je mimo to bez skrupułów -ona, która właśnie za osiemnaście milionów starych franków kupiła sobie mieszkanie we Włoszech! I to bez słowa podziękowania.

B. - ten chłopiec, gdy był ubogi, mówił mi o marności życia; jako bogacz umie tylko opowiadać sprośne kawały. Nie zdradza się bezkarnie nędzy. Wszelka forma posiadania jest przyczyną duchowej śmierci.

20 lipca 1960 Od dziesięciu lat marzyłem o mieszkaniu. Marzenie się urzeczywistniło, ale nic mi nie dało. Już żałuję swoich lat hotelowych. Posiadanie przyczynia mi więcej cierpień niż ubóstwo.
Po hotelach mieszkam w gruncie rzeczy od 1937 roku!
Mieć własny kąt - niech Bóg mi wybaczy ten upadek!

Muszę przezwyciężyć ten kryzys, jeden z naj straszniejszych, jakie w życiu przechodziłem. Dolegliwości osaczają mnie i rujnują moją odwagę. Gdybym nie był chory, znów byłbym górą, jestem pewien. Ale jak pokonać chorobę? Równie dobrze można by wypowiedzieć wojnę materii. Moje ciało już do mnie nie należy; zawisło od materii. Otóż to właśnie.
Ubóstwo, choroba, śmierć. To są stany trwałe, a więc prawdziwe. Wszystko inne jest tylko przypadkiem i oszustwem.
Jeśli wyjdę z tej próby, ślubuję, że niczego już nie będę uważał za własne.
Ogołocenie to wielka tajemnica. Ktoś, kto potrafi stanąć poza obrębem własnego życia i spojrzeć na nie tak, jak gdyby było życiem cudzym, w końcu zdoła zwalczyć strach i nawet wzgardzić własną śmiercią.

Skończyłem właśnie Dziennik Bloy (Cochons-sur-Marne, l’Inven-dable). Zawód, irytacja. Zdecydowanie nie odnajduję swego entuzjazmu sprzed trzydziestu lat. Powiedziano o nim, że „zhańbił ubóstwo”. To trafne określenie. No i cóż to za pomysł - czytać powtórnie... pamflecistę! Mechaniczna wściekłość, metodyczna bezczelność, kalumnia, piana, bezustanna epilepsja u kogoś, kto mierzył ku świętości, a był jedynie literatem, uzdolnionym maniakiem, nietuzinkowym krzykaczem. Jako pisarz bywa niezwykły, oczywiście w inwektywie. Jaka szkoda, że nie kontrolował przysłówków! Są najczęściej zbędne albo nieznośne. Koniec końców jednak był to ktoś; później nikt go już nie przewyższył w literackim malkontenctwie.

Nigdy nie umiałem entuzjazmować się sprawami, którym pisany był sukces. Pociągały mnie zawsze te, które jakoś niejasno wydawały mi się skazane na klęskę. Instynktownie byłem zawsze po stronie przegrywających, nawet jeśli bronili złej sprawy. Przedkładanie tragedii nad sprawiedliwość.
Ileż racji ma ów moralista twierdzący, że wyjałowiliśmy się, skoro nie ma już dla nas ludzi niezastąpionych!
Żyłem zawsze jak przechodzień, rozkoszując się nieposiadaniem; żadna rzecz nigdy nie była moja, w ogóle przeraża mnie „moje”. Drżę z grozy, słysząc „moja żona”. Metafizycznie jestem celibatariuszem.
Posiadać, besitzen, to czasownik najwstrętniejszy ze wszystkich. U mnicha pociąga mnie nawet to, co w nim odpychające, a jest takich rzeczy zaiste niemało.
Powinniśmy móc wyrzec się wszystkiego, nawet imienia, rzucić się w anonimat z pasją i wściekłością. Ogołocenie to inne słowo na określenie absolutu.
Entwerden, wymykać się bytowaniu - oto najpiękniejsze i najbardziej znaczące ze wszystkich znanych mi słów niemieckich.
Żywe napełnia mnie lękiem - żywe, tzn. wszystko, co się rusza. Mam bezmierną litość dla wszystkiego, co nie jest materią, bo czuję aż do bólu, do rozpaczy, przekleństwo ciążące na życiu jako takim.

W czasach, gdy byłem zdolny do wybuchów lirycznych, zdawało mi się, że wiem, co to takiego rozpacz; lecz prawdę mówiąc, wiem to dopiero od chwili, w której popadłem w ową posępną i zimną oschłość, w owo okropne ogołocenie ze wszystkich władz, w doskonałe nic całej mojej istoty.
To za sprawą moich nędz, nie zaś cnót, poczyniłem niejakie postępy w oderwaniu się. „Mędrzec” raczej z konieczności niż poprzez zasługi.

Szczytem życia duchowego jest wyrzeczenie.
Posiadać dobra to rzecz poważna; ale tysiąc razy gorsze jest przywiązanie do nich. Przywiązanie jest bowiem źródłem wszelkiego zła, oderwanie zaś - przyczyną wszelkich prawdziwych dóbr.

P.Y., lekarz podmiejski, mówi mi, że w ciągu ostatnich dziesięciu dni niektórzy ludzie postarzeli się o dziesięć lat, tak wstrząsnęła nimi bodaj perspektywa utraty wszystkiego w wojnie domowej. Posiadanie! Niemożliwe, bym poczuł się solidarny z mieszczuchem, jakimkolwiek.
Gdyby każdy dokładnie widział, jak znikome miejsce zajmuje w społeczeństwie - i w kosmosie - wszystko szłoby znakomicie, bez zgrzytów. Ponieważ jednak każdy żyje tak, jakby był centrum wszechrzeczy, wszystko musi skończyć się marnie. Skromność, gdyby była możliwa i dała się pogodzić z życiem, mogłaby być jedynym ratunkiem. Zresztą musieliby ją praktykować wszyscy, co jest nie do pomyślenia. Rzec by można, że każdy żyjący żyje tylko dlatego, iż nie może być skromny.
Poruszyć społeczeństwo to rozbudzić megalomanię, mniej lub bardziej uśpioną w sercu każdego.

Spotkanie z X i Y, namiętnie i wściekle kochającymi pieniądze. To ich bóg. Dopiero widząc takich obłąkańców, rozumiemy, jak wielką rzeczą jest nieposiadanie.
Bezpański pies wart jest więcej od bogacza.

Nie sposób mieć jakiś przymiot bez odpowiadającej mu przywary.
Skąpstwo to może tylko wstrętna forma niepokoju.

(Jak mało Pirron zwracał uwagi na innych: gdy rozmawiał z kimś, a ten go opuszczał, on mówił dalej jakby nigdy nic. Jakże bym chciał mieć siłę obojętności wielkiego sceptyka. Odnajduję w sobie raczej zgorzknienie Chamforta niż pogodę i oderwanie okazywane przez starożytnego mędrca.)

Spośród wszystkich założycieli religii Budda poszedł najdalej; tylko on dostrzegł problem zasadniczy i jedyny - zwyciężenie tego świata, wyjście zeń bez opuszczania go. Ani raj, ani piekło, lecz zwycięstwo nad tym światem i nad wszystkimi światami.
Tyle lat, w ciągu których nie robiliśmy nic innego oprócz motania więzów; gdy już rozumiemy, że niczemu to nie służyło, jest za późno na ich rozplątanie: zasmakowaliśmy w rzeczach i nieskończenie trudniej jest się od nich oderwać niż czepiać się ich nadal.
Aby oderwanie było możliwe, trzeba by się go nauczyć wraz z alfabetem i wiedzieć od samego początku, że pragnąć to przekraczać pragnienie, a żyć - to stawiać się powyżej życia.

Cioran Zeszyty 

Nic tak nie jest podobne do nicości jak paryska sława! I pomyśleć, że tęskniłem do niej! Jednak już jestem z tego wyleczony - na zawsze. I jest to jedyny prawdziwy postęp, którego mogę sobie gratulować po tylu latach błądzenia po omacku, porażek i pragnienia. Pracować z perspektywą bezimienności, dokładać starań, by się usunąć, trzymać się cienia i mroku - oto mój jedyny cel. Powrót do pustelników! Stworzyć sobie samotnię, posiłkując się resztkami ambicji i dumy zbudować sobie klasztor w duszy.

Owi greccy Ojcowie mówiący, że mnich jest wolny od ciekawości. Do czegoś takiego dążyłem przez całe życie z jaskrawym brakiem powodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.