piątek, 23 listopada 2018

Śmiertelna pułapka Mary

Pochwyceni przez poglądy

To zostało powiedziane przez Zrealizowanego, powiedziane przez Arahata, i tak usłyszałam: Mnisi, są dwa rodzaje poglądów i kiedy bogowie i ludzie się ich trzymają pewni grzęzną a pewni idą za daleko, to tylko ci z wglądem widzą. A jak niektórzy grzęzną? Bogowie i ludzie kochają istnienie, rozmiłowują się w istnieniu, cieszą się istnieniem, kiedy jest im wykładana Dhamma o wstrzymaniu istnienia, ich serca nie pokładają w niej zaufania, nie stają się stabilne i zdecydowane. I tak niektórzy grzęzną. A jak pewni idą za daleko? Niektórzy są zawstydzeni, upokorzeni i zdegustowani tym samym istnieniem i patrzą w przód ku nie-istnieniu w ten sposób: „Panowie, po rozpadzie ciała te „ja” jest ucięte, anihilowane i po śmierci nie istnieje, to najspokojniejsze, to najwyższy cel, to jest rzeczywistość”, i tak niektórzy idą za daleko. A jak widzą ci z wglądem? Tu mnich widzi cokolwiek doszło do istnienia jako doszłe do istnienia. Widząc w ten sposób wszedł on na drogę do beznamiętności w stosunku do tego, drogę do zaniku i wstrzymania pożądania tego. Tak widzi ten z wglądem”. To jest znaczenie tego co powiedział Zrealizowany. To w odniesieniu do tego zostało powiedziane:

Po zobaczeniu tego co doszło do istnienia
Jako doszłe do istnienia,
Wychodząc poza to co doszłe do istnienia,
Są wyzwoleni zgodnie z prawdą
Przez wyczerpanie pragnienia istnienia.

Kiedy mnich w pełni zrozumiał
To co doszłe do istnienia jako takie,
Wolny od pragnienia bycia tym lub tamtym,
Przez wyczerpanie tego co doszło do istnienia
Nie dochodzi więcej do odnowy istnienia.

To także jest znaczeniem tego co powiedział Zrealizowany, i tak usłyszałam.

Itv 49

***
Choć poglądy omawiane powyżej wydają się być diametralnie odmienne, bo cóż może łączyć ateistę który w śmierci widzi ostateczny koniec swego istnienia, z bogobojnym katolikiem, wierzącym w swoją nieśmiertelność, z niecierpliwością oczekującego wiecznego szczęścia w bliżej nieokreślonym raju, to jednak jest to tylko pozór. W rzeczywistości, zarówno ucchedavada ateisty jak i sasattavada naszego bogobojnego katolika są tylko odmianą tego samego poglądu, mianowicie attavady. Attavada i przekonanie o byciu osobą istniejącą w czasie i przestrzeni -sakkayaditthi- są nierozłączne, gdzie jest attavada, tam jest sakkayaditthi, gdzie jest sakkayaditthi, tam jest attavada. Jako osoba -sakkaya- cóż można począć, gdy mierzymy się z tym co wydaje się być jedną z większych tajemnic istnienia, mianowicie śmiercią? Ucchedavada, i sassatavada to dwie najbardziej narzucające się pozycje, które można zająć wobec własnej śmierci.

Ateista stoi na przegranej pozycji, co do katolika to wszystko zależy na ile poważnie traktuje naukę swego mistrza o samozaparciu, na ile energicznie będzie wcielał w życie przekaz zawarty w Kazaniu na Górze.

Nauka Jezusa jest jednym wielkim atakiem na ego, które praktycznie nie ma szans na przetrwanie, wystawione na linię działania sugerowaną przez tego Mistrza.

Bo cóż widzą ci z wglądem? Otóż widzą oni współzależne powstawanie, z attavadupadana jako warunek, bhava, istnienie. Widzą, że osoba, za którą się brali gdy byli jeszcze bez wglądu, istnieje tylko z uwagi na określony warunek, ignorancję, a bardziej szczegółowo, upadana czy utrzymywanie.

By zilustrować konsekwencje porzucenia sakkayaditthi, weźmy przykład ciała. Wraz z porzuceniem wiary w to, że jestem ciałem, następuje całkowita reorientacja w interpretacji bezpośredniego doświadczenia. Rzeczy otaczające ciało, które tworzyły świat, stają się tylko pewnym przejawem w świadomości. W sumie nic nowego, cały nasz świat, w którym jak to jesteśmy przekonani żyjemy, znika gdy zasypiamy. I nie trzeba żadnej kosmicznej katastrofy, by nasz świat uległ zagładzie, wystarczy cegła spadająca na głowę. Niewiele się to różni od świata sennego marzenia, tyle że materialne ciało stabilizuje doświadczenie, i wraz z "przebudzeniem", powracamy do tego samego snu, którym jest nasze dzienne życie.

W tym sensie jesteśmy nieśmiertelni, gdyż bez porzucenia ignorancji, nasz sen będzie się kontynuował i śmierć ciała będzie tylko zakończeniem danego poszczególnego snu. Tym właśnie jest ego, poczuciem trwałości. Ateista widzi siebie jako pewien monolit, przemieszczający się od narodzin do śmierci, sasattavadin wierzy w kontynuację tegoż monolitu po śmierci ciała. W Nauce Buddy, ego jest aspektem ignorancji, a zatem można doprowadzić do śmierci ego i zachować ciało przy życiu.

Przypomnijmy, bycie osobą -sakkaya- co jest stanem istnienia -bhava- jest zależne od ignorancji, manifestującej się na dwóch poziomach, refleksyjnym, na którym to poziomie formułowane są poglądy, i pre-refleksyjnym, manifestującym się jako postawa "jestem". I teraz zasadniczo jakiekolwiek samookreslenie siebie: "jestem tym lub tamtym" wpada pod sakkayaditthi. I skoro już zaistniałem w czasie i przestrzeni, będąc tym lub tamtym, mam problem, śmierć będzie moim końcem? Będę trwał po śmierci? I tu Mara podsówa mi dwie odmiany attavady, bym sobie wybrał, mniej więcej tak jak ci co rządzą w USA dają ludziom możliwość wyboru między republikanami a demokratami.

Jedak wraz z wglądem w Cztery Szlachetne Prawdy, pojawia się widza że istnieć w czasie i przestrzeni to być na przegranej pozycji. I nie tylko taka wiedza, bo tyle to i wie ateista Ligotti. Wiedza ariya to wiedza o tym, że zaistnielismy w czasie i przestrzeni przez to, że identyfikujemy się z nietrwałymi rzeczami czasu i przestrzeni. To oczywiście oznacza również wiedzę, że totalna dezidentyfikacja i widzenie rzeczy tak: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja" daje wyzwolenie.

***
Kiedyś, w przeszłości, mnisi, bogowie i demony stanęły do bitwy. Wtedy Vepacitti, władca demonów odezwał się do demonów tak: „Dobrzy panowie, jeżeli w tej nadchodzącej bitwie demony wygrają i bogowie zostaną pokonani, zwiążcie Sakkę, króla bogów za jego ręce i nogi i kark i przyprowadzacie do mnie do miasta demonów”. I Sakka, król bogów odezwał się do bogów tak:

„Dobrzy panowie, jeżeli w tej nadchodzącej bitwie bogowie wygrają i demony zostaną pokonane, zwiążcie Vepacitti, władcę demonów za jego ręce i nogi i kark i przyprowadzacie do mnie do miasta bogów”. W tej bitwie bogowie wygrali i demony zostały pokonane. Wtedy bogowie Tavatimsa związali Vepacitti za jego ręce i nogi i przyprowadzili go do Sakki w Sudhamma, holu zgromadzeń bogów. I Vepacitti władca demonów był związany za swe ręce nogi i kark.

Wtedy pojawiła się Vepacitti (taka myśl) „Bogowie są szlachetni, demony nie są szlachetne, pójdę do miasta bogów". I wtedy zobaczył się wolnym od więzów wokół swych rąk, nóg i karku i cieszył się i zadowalał pięcioma strunami boskich zmysłowych przyjemności. Ale kiedy pojawiła się u niego (taka myśl) „Demony są szlachetne, bogowie są nieszlachetni” wtedy zobaczył się związanym za swe ręce, nogi i kark i był pozbawiony pięciu strun zmysłowych przyjemności.

Tak subtelna, mnisi, była niewola Vepacitti, ale jeszcze subtelniejsza jest niewola nałożona przez Marę. Wyobrażając, człowiek jest więziony przez Marę, przez niewyobrażanie człowiek jest uwolniony od Mary Złego. Mnisi, „jestem” jest wyobrażeniem; „jestem tym” jest wyobrażeniem, „będę” jest wyobrażeniem, „nie będę” jest wyobrażeniem, „będę materialny” jest wyobrażeniem, „będę niematerialny” jest wyobrażeniem, „będę postrzegający” jest wyobrażeniem, „będę niepostrzegającym” jest wyobrażeniem. Wyobrażanie jest chorobą, wyobrażanie jest rakiem, wyobrażanie jest drzazgą. Zatem mnisi powinniście trenować się tak: „Będziemy trwać z umysłem wolnym od wyobrażeń". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.