U początków spekulatywnego ekstatyzmu wielkiego nurtu reńskiego i reńsko-flamandzkiego odnajdujemy Hildegardę z Bingen (1098–1179), wielką, nieco gotycką damę, o której pamięć niemal się zatarła, a którą tymczasem należy uznać za źródło dla Ruusbroeca, Eckharta i Hadewijch. Jak mówi Chuzeville w swej Antologii mistyki niemieckiej, „Hildegarda jako jedna z pierwszych objaśniała Pismo święte, zwłaszcza Psałterz i Ewangelie, w duchu interpretacji mistycznej”. Nie była solidnie wykształcona, posługiwała się chropowatą często łaciną, pod względem syntaktycznym niekiedy bardzo bliską wysokoniemieckiemu, zawsze jednak cudownie obrazową i rytmiczną. Jej wielkie dzieła, Listy i Scivias3, były po części dyktowane sekretarzowi przez autorkę pogrążoną w ekstazie. Znaczenie sekretarza i dyktowania przyjdzie nam docenić również w wypadku Katarzyny ze Sieny, Anieli i paru innych. Prophetessa teutonica nie traktuje jednak ekstazy – ekstazy „z otwartymi oczyma” – jak transu czy uniesienia: jak zaniku świadomości. Dostarcza przekazu, w jakiś sposób gardząc mistyczną tajemnicą, czy też mistyką traktowaną jak tajemnica. Swoje przesłanie przekazuje za pośrednictwem sekretarza, który jest równocześnie świadkiem. Będąc kobietą, przekazuje je swym towarzyszkom i ludzkości z pomocą mężczyzny. Dyktując, Hildegarda, jak jej przyszłe rywalki, ufa, że przekracza i chce „przekroczyć kondycję Ewy”. Walcząca mistyczka i niemal feministka, Hildegarda, wizjonerka i poetka, pragnie widzieć i ukazywać w takiej samej mierze, a nawet bardziej, co pobudzać do wiary. Nie występuje u niej ów narcyzm rozedrganej dyktującej, właściwy niektórym późniejszym ekstatyczkom.
Wyróżnia się zwykle trzy rodzaje wizji: cielesne, wyobraźniowe i intelektualne. Rozróżnienie to odnosi się również do wysłowień (to znaczy słów i głosów usłyszanych w ekstazie). Wizje i wysłowienia Hildegardy występują we wszystkich tych odmianach. Chociaż potrójne, przesłanie wydaje się odległe i nie dość jasne. Ponieważ stale związane jest z nieuchronnością Sądu, Hildegarda boi się je zdradzić, sięgając w Scivias po ton profetyczny i alegoryczny, dość jednoznacznie wywodzący się z Apokalipsy. Jak święty Bernard (z którym zresztą korespondowała i którego dzieła czytała), Hildegarda jest mistyczką zjednoczenia (Brautmystik), zawsze jednak odróżnia ona „cień żywego światła” od samego światła. Patos dystansu i cienia. Spotkanie, ale spotkanie in absentia. Jako jednostka, znosząca samotność i porzucenie, porównywalne do o s a m o t n i e n i a w sufizmie, Hildegarda postanawia w pojedynkę przemierzyć otchłań, gdzie od nikogo nie można oczekiwać pomocy: nie ma tam orędowników ani patronów, są tylko obrazy i jeden głos – ledwo słyszalny, daleki. Głos ten, substancjalna mowa, nie jest głosem ludzkim.
Różniąc się pod tym względem od niemal całego późniejszego ekstatyzmu (ekstatyzmu zwodniczych oblubienic oblubienic i pogrążonych w szaleństwie narzeczonych, Hildegarda, jak suficcy samotnicy, nie ma do czynienia ze sferą ludzkiego. O ile późniejsi ekstatycy wchodzą do klasztoru jak do kojącej rodziny, o tyle Hildegarda pozostaje w relacji z czystym zewnętrzem – jest ona w tym sensie ekstatyczką par excellence. Jako świadek Apokalipsy jest najmniej ludzka wśród chrześcijańskich mistyków, a tym samym, być może, najsilniejsza. Gdy mówi o Sądzie, którym wciąż żyje i z pomocą którego wciąż odżywa, odnosi się nie do wierzącej ludzkości, ale do czystej odmienności… Winna, niewinna? Ów sąd, indywidualny i zbiorowy, nie pozostawia żadnej nadziei: nie ma tu pośrednika ani Oblubieńca, jedynie jego „cnoty” interweniują w jej imieniu. Mistyczka samotna. Mistyczka niemal bez Boga. Jest u Hildegardy jakby jakiś Kafka – Kafka bez nerwicy i bez rodziny. Głęboki celibat Hildegardy. Jej rzucenie: Geworfenheit. Całkowicie obce barokowym zaślubinom i nagościom. Średniowieczny posąg różniący się zdecydowanie od marmurów Berniniego. Surowość Hildegardy. Jej smutek nie jest spektakularny – to smutek troski. Z towarzyszącą jej niezmiennie lekkością ubóstwa.
Hildegarda tworzyła również muzykę (komponowała nabożne pieśni), przede wszystkim jednak, jako wizjonerka, wyrażała się poprzez obraz i w obrazie, w ten sposób komunikując to, co zobaczyła. Całkowicie pozbawiona ojca, syna i oblubieńca… Kiedy w Scivias opisuje walkę Boga z Diabłem, przypomina Jana z Patmos i Dantego, albo żyjącego niemal w tej samej dobie Hieronima Boscha: „Ujrzałam wielką, okrągłą i zaciemnioną maszynę przypominającą jajo, o wąskim szczycie, wypukłym środku i ściągniętą na końcu; cała otoczona była ogniem; nad nią wisiała ciemna skóra. W tym ogniu widać było kulę, której blask był tak silny, że maszyna cała była nim wypełniona; trzy iskry nad kulą uniemożliwiały jej opadnięcie. Kula unosiła się w powietrzu, a liczne płomienie się do niej zbliżały […]. Ze środka ognia otaczającego maszynę wydobywało się wirujące tchnienie, a z kożucha zalegającego poniżej kipiało inne tchnienie, łącząc się z tamtymi wirami; oba te tchnienia rozpraszały się to tu, to tam w tej maszynie”.
Precyzja i nieprzejrzystość wizji. Żaden uczony komentarz nie może jej wyczerpać. Wydaje się, że niepodobna objaśnić do końca jej obrazów. Na nic nie zda się również odwołanie do moich, wspomaganych przez dystans, wyobrażeń na ich temat, i na temat samej tajemniczej Hildegardy. Nieprzejrzystość litery i obrazów. W wizji zatytułowanej Strapienie tłumacza przyszłości Hildegarda jest, jak zawsze, świetliście mroczna: „Zobaczyłam następnie potężny i łagodny blask, lśniący nieprzebraną ilością oczu, rozchodzący się w cztery strony, jakby na cztery krańce świata. Anonsując tajemnicę najwyższego Stwórcy, został mi objawiony z największą powściągliwością. A w tym świetle dostrzegłam jeszcze inny blask, podobny do jutrzenki, który tchnął też jakby jasnością purpury”.
Precyzując jakby z wielkim trudem to, co czuje i widzi – świetlne blaski, koliste i sferyczne machiny – Hildegarda kilkakrotnie „z największą ostrożnością” opisuje niebiańską hierarchię: Aniołowie, Archaniołowie, Trony, Panowanie… W odróżnieniu od spekulatywnego opisu intelligibiliów, jaki odnajdujemy w mistycznych teologiach wywodzonych od Pseudo-Dionizego, jej opisy, jak bizantyjskie freski czy jak pewne wysokoniemieckie ołtarze, mienią się raczej kolorami niż sensami – jakkolwiek stale odnoszą się do litery Pisma i do groźby Sądu. Iluminacje – jakby widziane z nazbyt bliska, pismo i prawo mieszają się. Zaczynowe i całkiem zbłąkane słowo, świetliste na tyle, by ośmielić i pobudzić niezrozumiałość: słowo, do którego upoważnia niedola i które usprawiedliwia równocześnie „stan kobiecy”: „Ty, która jesteś tylko pyłem, stan kobiecy sprawia, że nie jest stosowne, byś brała lekcje u ziemskich mistrzów i czytała teksty za pomocą metody, jaką posługują się uczeni; dotknięta wszakże promieniem mego światła, które oświeca cię od wewnątrz, by rozpłomienić cię jak żarliwym słońcem, wydajesz okrzyki, opowiadasz, spisujesz sekrety, które widzisz i słyszysz w tej tajemnej wizji”.
Dary, jakie Hildegarda posiada – dar wizjonerski i profetyczny (przepowiedziała na przykład wielką schizmę i reformację), dar literacki i dar opisu – faktycznie zostały przez nią otrzymane, ponieważ jest ona tylko „pyłem” i ponieważ „stan kobiecy” czyni ją niegodną przyjęcia i przekazywania nauk mędrców. Felix culpa, która sprawia, że słaba kobieta, „dotknięta promieniem światła”, staje się „jak rozpalone słońce” – paralelnym doktorem i mistrzem bezpośredniości.
Ta mroczna świetlistość i to dumne poniżenie, jakie demonstrują niemal wszyscy ekstatycy, pozwalają słowu mistyczno-kobiecemu wyrazić się jednocześnie jako słowo wtórne i nie do odparcia. Tworzy się mowa, w której, czy to w osamotnieniu, czy w radości, rozpętuje się kobieca wyobraźnia. W granicach, jakie dopuszcza Pan (Noli me tangere), ale poza granicami, jakie zakreślają dla niej ludzie.
Pan nie tylko zresztą dopuszcza słowo; często poleca Hildegardzie mówić, rozwijać wielkie zatrważające wizje, w które wsłuchują się całe Niemcy. Tak więc to z „obowiązku posłuszeństwa”, a nie z „próżnej troski o osobistą chwałę” Prophetessa teutonica, podobnie jak Mechtylda, Gertruda i Elżbieta, rozgłasza alegorycznie i metaforycznie „to, co nieprzeniknione”: „I rzekł do mnie jeszcze: Obwieść teraz to, co wiesz; chcę, byś mówiła, choć jesteś tylko prochem”.
Głosy, czy raczej głos, jaki ona słyszy, jego wysłowienia, pozostają jednak zdecydowanie nieosobiste. Daleko stąd do przyzwoleń, jakie charakteryzować będą sto lat później poufałość sióstr Ebner w stosunkach z Chrystusem4; daleko również do namiętnych rozmów Chrystusa i Anieli; daleko do odwzajemnionej miłości skonceptualizowanej przez Teresę i zbanalizowanej „mariofaniami” dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych ekstatyków. W ekstazie i wizjach Hildegardy bardziej niż do boskiej ludzkości zbliżamy się do „prawdziwego poznania Sędziego”. W ekstazie objawia się to, co potworne, niepojętość sędziego i sądu. Nie chodzi tu w każdym razie, jak później u Katarzyny, o Dialog, nawet jeśli w rzadkich momentach Głos przemawia czule do Hildegardy: „Jak piękne są twoje oczy w tym cudownym opisie, w którym z boskiej woli wstaje jutrzenka…”
Quasi stella matutina… Zaranna, Hildegarda jest być może pierwszą wielką mistyczką, pod pewnymi względami największą… A przynajmniej jest starszą siostrą Elżbiety, Gertrudy, Mechtyldy, Hadewijch.
Jean-Noel Vuamet
Ekstazy kobiece
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.