czwartek, 7 listopada 2024

Walka wyższości z niższością

 ***

Okazuje się, że Gombrowicza trzeba traktować ze śmiertelną powagą. Jak profesora socjologii albo nawet ekonomii. Z uśmieszkiem rozbawienia przyjmowałem zawsze jego tezę o antagonizmie między wyższością i niższością. Śmieszyło mnie to i bawiło jak upór wileńskiego baćki, takiego co się zaparł raz na zawsze i czerwony na twarzy powtarza w kółko tę samą fanaberię, każe całemu otoczeniu podporządkować się swojemu kaprysowi, choć u spodu tych apodyktycznych krzyków, wymysłów i przekleństw drga ledwo dostrzegalnie jakiś szyderczy chichot, wibruje nasza dwuznaczna wileńska autoironia.Walka wyższości z niższością. Jeszcze jeden wesoły wymysł strasznego dziadunia z filozoficznego zaścianka. Jeszcze jeden bon mot pseudolitewskiego samodura. Konflikt wyższości z niższością zamiast walki klas.

I oto raptem widzę, że Gombrowicz miał i ma rację. Tak jest, tak było i tak będzie. Nieustanne starcie wyższości z niższością. Motor postępu, lokomotywa dziejów. Nie wojna dobrego ze złem, nie zapasy anioła z diabłem, nie mocowanie się światła z ciemnością. Po prostu zwykłe siłowanie się wyższości z niższością.

Dawniej się mówiło w Polsce: to prawdziwy pan, pan całą gębą, ma obejście pańskie. I tak powiadając, nikt nie myślał o Marksie, nikt nie pamiętał o kategoriach społecznych czy ekonomicznych. Być panem znaczyło po prostu być wyższym od niższego. Wyższość i niższość to kategorie psychologiczne czy intelektualne. Nie, to kategorie rasowe. a też nie. To rodzaje materiału, budulca, tworzywa, z którego los, przypadek, albo Pan Bóg ulepili człowieka. Wyższość i niższość nie mają znaków dodatnich ani ujemnych. Są po prostu wyższością i niższością tak jak góra i dolina. Co prawda Gombrowicz kochał wyższość, bił przed nią czołem, usiłował z niej uczynić jakąś boginię. Ale my bądźmy powściągliwi. Nie padajmy na klęczki przed wyższością. Lecz i nie zaprzeczajmy wyższości wyższości, czyli wyższości wyższości nad niższością.

Ja na przykład, biedny, należę do naznaczonych piętnem wyższości. To znaczy, moje myśli, moje zamiary, moje uczynki i moja praca są wyższe od podobnych myśli i zamiarów oraz uczynków moich kolegów pozostających w stanie niższości. Tak jak różni się pan od swego lokaja, choć na pozór mogą się niczym nie różnić, choć każdy z nich może myśleć, zamierzać i czynić najzupełniej w porządku, jak należy, prawidłowo i poprawnie. Różnić ich będzie tylko ta nigdzie z pozoru nieuwidoczniona różnica przynależności: wyższość i niższość.

Ja na przykład cierpię z powodu mojej wyższości. Moja wyższość zmusza mnie do prowadzenia się w kategoriach ascezy, powściągliwości, dystansu, honoru, godności własnej, fair play oraz w ryzach wielu innych przykrych ograniczeń. a moi koledzy, przeznaczeni przez los do stanu niższości, mogą sobie na wszystko pozwalać. Mogą trochę skłamać, odrobinę zafałszować, krztynę ukraść. Ich niższość zniża przed nimi góry i zwęża rzeki oraz spłyca przepaście.

Spójrzcie na świat innymi oczami. Przyjrzyjcie się bliźnim, wiedząc już tylko o tej jedynej rzeczywistej walce klasowej, która jest siłą napędową wszystkiego w tym naszym nieszczęsnym układzie słonecznym. Wiedząc o wiecznym ścieraniu się klasy wyższości z klasą niższości. I o wiecznym ocieraniu się wyższości o niższość. Albo odwrotnie.

Rzecz jasna, owa teza Gombrowicza, choć klaruje nam większość zagadek bytu, może tu i ówdzie zostać poczytana za naukę wsteczną, reakcyjną, a nawet zalatującą swojego rodzaju rasizmem. Dlatego zwierzam tę wiedzę wam, drodzy moi powiernicy, w największym zaufaniu. Nie należy nią się popisywać śród nowoczesnych demagogów, ale warto z niej czerpać korzyści naukowe i wszelkie inne, a świat wyda nam się odrobinę prostszy oraz znośniejszy.

Tadeusz KonwickiWschody i zachody księżyca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.