poniedziałek, 28 listopada 2016

Budda, Jezus i wydarzenie obserwacji

Jest wiele sposobów na wyjaśnianie istnienia świata. Jedni obarczają za to winą Boga, inni Wielki Wybuch, inni nie wymieniając imienia Boga na daremno, mówią o inteligentnym projekcie. Autorzy tych teorii wydają się zakładać istnienie tak zwanej "zewnętrznej wobec nas  rzeczywistości" czy też "świata" w którym "my" "żyjemy".

Ale zapytajmy, zewnętrznej? Wobec czego? Z pewnością ciało wyposażone w organy zmysłowe, przez które świadomość dotyka czy jak kto woli obserwuje rzeczy, jest tymi rzeczami otoczone zatem stanowią one wobec niego  zewnętrzną rzeczywistość, czy też świat pośrodku którego znajduje się ciało.

Ale przeanalizujmy doświadczenie, takim jakie ono ma miejsce. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że mówiąc o doświadczeniu, mówimy o wydarzeniu obserwacji. Na świadomość wizualną składają  się: organ percepcyjny (oko) + widzialne formy. Nieboszczyk może mieć otwarte oczy, ale gdy świadomość jest nieobecna, nie ma mowy o zaistnieniu obserwacji. To wydaje się łatwe do zrozumienia.

I teraz, podczas gdy jesteśmy uprawnieni do mówienia o obserwatorze, mówienie o jego "istnieniu w świecie" wydaje się wynikiem niechlujnej obserwacji wydarzenia obserwacji. Ciało samo w sobie, także jest obiektem obserwacji, i zewnętrzny świat wydaje się być iluzją wynikłą z bezkrytycznego umiejscowienia obserwatora w ciele. Zamiast robić to co wydaje się prawdziwą funkcją obserwatora, to jest obserwować, na proste wydarzenie obserwacji zostaje narzucone dodatkowe wydarzenie, somo-identyfikacji: "to moje tym jestem, to moje ja". Wraz z tym pojawia się "zewnętrzny świat" i wynikłe z tego próby wyjaśnienia jego zaistnienia, które siłą rzeczy muszą być błędne, gdyż jakkolwiek by zwykły człowiek - czy będzie ateistycznym naukowcem czy bogobojnym katolikiem - nie wyjaśniał sobie istnienia świata, nigdy nie przyjdzie mu do głowy zakwestionowanie samego założenia (upadana) istnienia "zewnetrznego świata" i jego korelatywnego "ja" zależnego od błędnej samo-identyfikacji.

Oczywiście, jest pewna różnica pomiędzy bogobojnym katolikiem a naukowcem. Ten pierwszy może wpaść na pomysł, że być może dobrze byłoby wziąć słowa Kazania na górze dosłownie, zatem ma szansę porzucenia iluzji zewnętrznego świata, gdyż "ja" po prostu nie jest w stanie przetrwać proponowanej przez Jezusa lini działania.
A co z naukowcem? No cóż, ten wydaje się na straconej pozycji. Pozostaje mu co prawda, ewentualnie Nauka Buddy, ale ta wymaga od niego porzucenia naukowego obiektywizmu i zaadoptowane totalnego obiektywizmu czterech podstaw uważnosci, gdzie wszystkie obiekty świadomości są widziane tak: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.