Świadomość jest fundamentalną egzystencjalną determinacją, tylko w jej obecności mogą pojawić się pytania jak i poszukiwanie odpowiedzi. Bardziej precyzyjnie świadomość jest niezbędnym komponentem każdego doświadczenia.
Z kolei bez percepcji i uczucia nie da się nic o świadomości powiedzieć, to one determinują świadomość jako współzależnie powstałą. Ta wizja doświadczenia eliminuje iluzję człowieka jako bytu racjonalnego. Przeważnie za naszymi poglądami stoi uczucie, intelekt w większości przypadków dostarcza tylko racjonalizacji naszych wyborów dokonywanych pod wpływem uczucia.
Nie inaczej jest w przypadku pytania Hamleta, czy odpowiemy się po stronie istnienia, czy też będziemy pokładali nadzieję w nie-istnieniu, to w większości wypadków będzie zależało od tego czy czerpiemy satysfakcję z naszej egzystencji, czy też jawi się ona nam jako "interes, który nie pokrywa swych kosztów".
Jednakże po jakiejkolwiek stronie się tu odpowiemy, będziemy poruszali się w obrębie wyznaczonym przez ignorancję, z jej dwoma najbardziej charakterystycznymi błędnymi poglądami: sassatavadą i ucchedavadą. Oba te poglądy biorą za pewnik, że "ja istnieję", różnią się jedynie ideą, co się stanie ze mną po śmierci. To co sobie powiedzieliśmy o wpływie uczucia na utrzymywane poglądy łatwo wyjaśnia nam dlaczego taki pesymista jak Ligotti, który bez problemu podpisuje się pod ideą, że życie jest cierpieniem, specjalnie nie jest zainteresowany praktykowaniem Dhammy. Idea ponownych narodzin jest dla niego tak nieprzyjemna, że po prostu odmawia uznania jej możliwości. Nie powinien nas też dziwić fakt, że większości buddystów brakuje jakiejkolwiek większej determinacji do praktyki. Otóż po prostu nie uważają oni życia za specjalnie bolesne i tak naprawdę perspektywa ponownych narodzin zbytnio ich nie martwi. Ktoś, próbujący otworzyć im oczy na ciemną stronę ludzkiej egzystencji, cytując "trucizny" Ciorana czy innych pesymistów na buddyjskim forum - musi liczyć się z podejrzeniem o depresję.
Obdarzony właściwym poglądem z kolei, widzi swe istnienie jako współzależnie powstałe i wie z własnego doświadczenia, że egzystujacy w czasie i przestrzeni jest na przegranej pozycji. Oczywiście widzi także, że bycie w czasie i przestrzeni nie jest koniecznością, i że dezidentyfikacja z rzeczami rozciągniętymi w przestrzeni i czasie zapewnia wolność od dialektyki istnienie / nie-istnienie.
Choć oczywiście nasza sympatia jest po stronie ateisty Ligottiego, który przynajmniej w odróżnieniu od większości buddystów nie jest postacią komiczną, to niestety samo bycie pesymistą nie zapewnia jeszcze zwykłemu człowiekowi wgladu w cierpienie, takim jak je rozumiał Budda. Wizja Buddy jest znacznie bardziej radykalna, mając na uwadze element nie-determinowany, wszelkie doświadczenie jako temporalne liczy się za cierpienie. W szlachetnej wizji rzeczy takich jakimi one są, zwykły człowiek nie doświadcza cierpienia a raczej cierpi na doświadczanie.
Pozostaje jeszcze niejasność: czy wstrzymanie istnienia nie jest li tylko bardziej subtelną odmianą nie-istnienia? Nie, skoro nie ma nikogo, kto by afirmował czy negował istnienie, wstrzymanie jest drogą środkową. Inna odpowiedź może być taka, że świadomość jest milczącą obecnością umożliwiającą pojawianie się rzeczy. Sama w sobie jest totalną negacją. "Jest" tym co nie jest w przestrzeni i czasie, to czas i przestrzeń zależą od niej. Samo milczenie też jest negatyne. Gdy zamilkną słowa, myśli, emocje, nie ma już nikogo, kto mógłby być rozpoznany jako odseparowany byt. Ale milczenie pozostaje. Zatem znowu mamy do czynienia z drogą środkową unikajacą skrajności istnienia i nie-istnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.