poniedziałek, 28 listopada 2016

Budda, Jezus i wydarzenie obserwacji

Jest wiele sposobów na wyjaśnianie istnienia świata. Jedni obarczają za to winą Boga, inni Wielki Wybuch, inni nie wymieniając imienia Boga na daremno, mówią o inteligentnym projekcie. Autorzy tych teorii wydają się zakładać istnienie tak zwanej "zewnętrznej wobec nas  rzeczywistości" czy też "świata" w którym "my" "żyjemy".

Ale zapytajmy, zewnętrznej? Wobec czego? Z pewnością ciało wyposażone w organy zmysłowe, przez które świadomość dotyka czy jak kto woli obserwuje rzeczy, jest tymi rzeczami otoczone zatem stanowią one wobec niego  zewnętrzną rzeczywistość, czy też świat pośrodku którego znajduje się ciało.

Ale przeanalizujmy doświadczenie, takim jakie ono ma miejsce. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że mówiąc o doświadczeniu, mówimy o wydarzeniu obserwacji. Na świadomość wizualną składają  się: organ percepcyjny (oko) + widzialne formy. Nieboszczyk może mieć otwarte oczy, ale gdy świadomość jest nieobecna, nie ma mowy o zaistnieniu obserwacji. To wydaje się łatwe do zrozumienia.

I teraz, podczas gdy jesteśmy uprawnieni do mówienia o obserwatorze, mówienie o jego "istnieniu w świecie" wydaje się wynikiem niechlujnej obserwacji wydarzenia obserwacji. Ciało samo w sobie, także jest obiektem obserwacji, i zewnętrzny świat wydaje się być iluzją wynikłą z bezkrytycznego umiejscowienia obserwatora w ciele. Zamiast robić to co wydaje się prawdziwą funkcją obserwatora, to jest obserwować, na proste wydarzenie obserwacji zostaje narzucone dodatkowe wydarzenie, somo-identyfikacji: "to moje tym jestem, to moje ja". Wraz z tym pojawia się "zewnętrzny świat" i wynikłe z tego próby wyjaśnienia jego zaistnienia, które siłą rzeczy muszą być błędne, gdyż jakkolwiek by zwykły człowiek - czy będzie ateistycznym naukowcem czy bogobojnym katolikiem - nie wyjaśniał sobie istnienia świata, nigdy nie przyjdzie mu do głowy zakwestionowanie samego założenia (upadana) istnienia "zewnetrznego świata" i jego korelatywnego "ja" zależnego od błędnej samo-identyfikacji.

Oczywiście, jest pewna różnica pomiędzy bogobojnym katolikiem a naukowcem. Ten pierwszy może wpaść na pomysł, że być może dobrze byłoby wziąć słowa Kazania na górze dosłownie, zatem ma szansę porzucenia iluzji zewnętrznego świata, gdyż "ja" po prostu nie jest w stanie przetrwać proponowanej przez Jezusa lini działania.
A co z naukowcem? No cóż, ten wydaje się na straconej pozycji. Pozostaje mu co prawda, ewentualnie Nauka Buddy, ale ta wymaga od niego porzucenia naukowego obiektywizmu i zaadoptowane totalnego obiektywizmu czterech podstaw uważnosci, gdzie wszystkie obiekty świadomości są widziane tak: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja".

Społeczeństwo ludzkie nie może istnieć bez jakiegoś źródła świętości

Bardzo prawdopodobne - choć nie jest to kwestia do rozstrzygnięcia przez niedorostków - że społeczeństwo ludzkie nie może istnieć bez jakiegoś źródła świętości. Państwa, które otwarcie usiłowały ją wykorzenić, zostały w końcu zmuszone do samodzielnego ustanowienia boskości.

Dlatego musi istnieć jedno nienaruszalnego prawo, które by nadawało ważność innym prawom. Dopóki nie istnieje coś, z czego możemy wywieść pewność moralną, nie możemy polegać na dedukcjach, stanowiących szkielet spójnego zachowania. Przeczytałem ostatnio, że liberał to człowiek, który wątpi w przesłanki, nawet gdy działa on w zgodzie z nimi. Wydaje się to idealną receptą na demoralizację, jeśli nie na chorobę psychiczną. Wydaje się, że jest prawdą, iż ten rodzaj metafizycznego prawa moralnego, który tu zarysowaliśmy, daje się porównać z zasadami a priori, jakich nie można kwestionować, kiedy dokonujemy czynności myślenia.

Grecy utożsamiali boga z umysłem. Okazuje się, że każdy atak na religię lub na charakterystyczne idee wywiedzione z religii okazuje się w gruncie rzeczy atakiem na rozum. Pewność moralną nadaje pierwotne uzasadnienie dla właściwej władzy rozsądzania. Integralność intelektu nadaje jasność działaniu praktycznemu. Istnieje pewna ostateczna identyfikacja dobra i prawdy, tak, że człowiek ignorujący lub tracący wiarę w pierwsze nie potrafi żadnym sposobem ocalić tej drugiej.

Już od wieków oportunizm wdzierał się do tego podstawowego prawa, aż głęboka pewność moralną prawie zanikła. Poszukajmy zatem skutecznego oparcia dla logosu przeciwko współczesnemu barbarzyństwu.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

niedziela, 27 listopada 2016

Osoba i element nie-determinowany

Jestem. Jeżeli nie tylko posiadam tą pewność własnego istnienia, ale również mam mniej lub bardziej precyzyjne poglądy na temat tego, czym lub kim jestem, mój stan został opisany przez Buddę przez dwie pierwsze Szlachetne Prawdy. O cierpieniu i o powstaniu cierpienia. Dla nieobeznanych z Suttami informacja, pięć agregatów objętych utrzymywaniem jest w skrócie cierpieniem, a inna Sutta mówi nam, że osobą (sakkaya) Budda nazywa właśnie te pięć agregatów. Jednak ponieważ jak sama nazwa wskazuje, te prawdy są Szlachetne, nie są one widziane przez zwykłego człowieka.

Bardzo często możemy się spotkać z próbami złagodzenia przekazu Nauki Buddy, mówi się nam, że życie znowu nie jest aż takim cierpieniem, i że bynajmniej nie to miał na myśli Budda, gdy ogłaszał pierwszą Szlachetną Prawdę. Taka reakcja w sumie nie powinna nas dziwić, gdyż z samej definicji tej prawdy wynika, że zwykły człowiek nie widzi, iż życie takim jakim je przeżywa jest cierpieniem. Dzieje się tak dlatego, że dwie pierwsze Szlachetne Prawdy muszą być widziane w kontekście pozostałych dwóch Prawd, a jedną z nich jest wiedza o elemencie nie-determinowanym, atemporalnej niezmiennej rzeczywistości, i to właśnie ta bezpośrednia wiedza daje szlachetnemu uczniowi Buddy tło wobec którego wszelkie inne doświadczenie, z samej swej natury temporalne, jest widziane jako cierpienie. Taki wgląd, jest nazywany percepcją nietrwałości, która powstrzymuje szlachetnego ucznia od identyfikowania się z pięcioma agregatami utrzymywania. Taki uczeń to sekha, jego stan nie jest stanem nibbany, nie możemy jeszcze mówić o wstrzymaniu istnienia (bhava) czy osoby (sakkaya). Jednak w odróżnieniu od zwykłego człowieka, sekha widzi, że osoba, za którą się uprzednio brał, jest współzależnie powstała i widzi drogę do jej wstrzymania. I co ważniejsze, taka jednostka, nie musi być wcale "buddystą", nie musi nawet znać Nauki Buddy (co może mieć miejsce przy ponownych narodzinach). Milczący spokój elementu nie-determinowanego stale obecny w doświadczeniu, pozwala rozpoznać stany nienawiści, chciwości, i złudzenia jako bolesne, zatem sekha nawet bez znajomości Dhammy, będzie naturalnie pracował nad ich usunięciem z własnego doświadczenia. Tyle, że ostatnie zdanie jest bardzo nieprecyzyjne, gdyż właściwie stał się on częścią Dhammy, zatem termin "nieznajomość" odnosi się tu tylko do niewiedzy o słowach Buddy. W odróżnieniu od sekha, arahat jest Dhammą, wszelki ślad po osobie (sakkaya) zniknął, pozostał jedynie element nie-determinowany.

Wszystko, cokolwiek musi zabiegać o łaskę opinii publicznej, prędzej czy później będzie sprostytuowane

Prawo prywatne broniące szlachetnej wyższości jest tym, co umożliwia uniezależnienie od państwa. Thoreau, który znalazł wolność nad jeziorem Walden, mógł przemawiać śmiało przeciwko państwu, bez groźby ekonomicznej ekskomuniki. Walt Whitman, stawszy się pracownikiem administracji państwowej w Waszyngtonie odkrył, że dążenia nieortodoksyjne, nawet w poezji, prowadzą do odcięcia od dochodów. (...)

Nie ma pewniejszej rzeczy niż to, że wszystko, cokolwiek musi zabiegać o łaskę opinii publicznej, prędzej czy później będzie sprostytuowane do celów utylitarnych. Instytucje oświatowe USA są uderzającym potwierdzeniem tej prawdy. Praktycznie bez wyjątku, edukacja konserwatywna, to znaczy edukacja skoncentrowana wokół idei i ideałów, najlepiej sobie radzi w tych instytucjach, które utrzymują się ze środków prywatnych. Pomimo ograniczeń, które usiłowali narzucić ofiarodawcy środków, były one w stanie utrzymać zasadę, że edukacja nie służy jedynie do celów utylitarnych. Instytucje te są stosunkowo wolne, tak że mogą promować czystą naukę ćwiczenia umysłu. Dzięki temu stały się ostatnią ostoją dla "astołecznych" studiów, takich jak łacina i greka. W państwowych instytucjach oświatowych, które są na łasce ciał wybieralnych i na łasce opinii publicznej jako całości, a także pod naciskiem obowiazku wykazywania się praktycznymi wynikami w stosunku do wydatkowanych sum, ruch w kierunku specjalizacji i fachowości jest nie do powstrzymania. Instytucje te nigdy nie były w stanie oświadczyć, że będą robić to, co chcą, ze swoją własnością, ponieważ ich własność nie jest własnością prywatną. Zaryzykujemy nawet twierdzenie, że przeciwieństwem prywatnej własności jest prostytucja.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

sobota, 26 listopada 2016

Juan Ramón Jiménez

Żeglarz

Jeszcze raz morze, morze
ze mną. (Czy to gwiazda rzuca
na huczące mroki
blaski srebra wiecznego?)

Wkraczam w ciemności
wolny (nie chcę gwiazdy)
piersią w bezkres czerni,
czerń wytycza mi drogę.

Mrok pozbawia mnie miejsca,
otacza wodą podskórną,
ciemne wybrzeża są
brzegami obecności.

Większy jestem niż morze,
głową uderzam w nicość,
ja jeden żyję w żałobie
samotności bez granic.

Świat cały, czerń czysta,
w tej wodzie, jaką jest ziemia,
ziemia jedna i woda jedna,
aby ktoś żył. Albo ktoś umierał.


Wiersz

Wyrywam z korzeniem nać,
jeszcze pełną rannej rosy.
Oh, jak tryska ziemia
mokra i pachnąca,
oślepienie, deszcz gwiazd
na moje czoło, na oczy!

Wolny —
skazany wszędzie
na ból samotności.

przekład Jan Winczakiewicz

Pustka


Przegniłe liście, rozpacz lasów, głogi
I zadymionych ognisk w polu swąd,
Puste, bezludne, porzucone drogi,
Nie wiedzieć dokąd wiodące i skąd.

W powietrzu z krzykiem kołujące wrony,
Bolesny zachód. Coraz bliżej mgła.
Pusto, bezludnie. Żal niewyśledzony,
Nagle odczuty, ostry i bez dna.

Kazimierz Wierzyński

czwartek, 24 listopada 2016

Michaux - paryski pustelnik

Michaux, pisarz, malarz, muzyk, naukowiec o unikalnym talencie, często był nazywany "geniuszem". Ale zawsze było w nim coś "odmiennego". Unikał popularności jakby była chorobą. W czasie gdy od artystów wymaga się by byli osobami publicznymi, on zachowywał się dokładnie na odwrót. Nawet, gdy już stał się dobrze znany w świecie paryskiej bohemy, udzielał bardzo mało wywiadów, ograniczał publikowanie swoich fotografii, i zwykle był nieosiągalny, wyjąwszy swych najbliższych przyjaciół. Przez wiele lat mieszkał w skromnych hotelu, zajmując tam tylko jeden pokój. Rzadko odwiedzał kawiarnie, unikał intelektualnych zgromadzeń, i gdy w końcu raczej spóźnienie został wyróżniony jedną z najwyższych francuskich literackich nagród (Grand Prix National des Letters, w roku 1965), odmówił jej przyjęcia. Wielu uważało go po prostu za ekscentryka. Inni podejrzewali głęboko zakorzenioną patologię. W rzeczywistości niewielu naprawdę go znało inaczej niż od strony jego prawie że legendarnej tendencji do ascetyzmu. W skrócie, żył jak pustelnik w samym środku Paryża.

E M. Podvoll
Recovering sanity

środa, 23 listopada 2016

Człowiek kultury do pewnego stopnia żyje poza tym światem

Kultura składa się w rzeczywistości z wielu drobnych rzeczy. Nie są nimi poręczne fotele i miękkie łóżka ani ekstrawaganckie urządzenia kąpielowe. Przedmioty te troszczą się przecież o zmysły, a kultura dotyczy wyobraźni. Człowiek kultury do pewnego stopnia żyje poza tym światem. Kult komfortu jest więc jedynie kolejnym aspektem decyzji, którą człowiek podjął - że postanawia żyć tylko w tym świecie. Jednakże napotyka tu na pewną sprzeczność: sama polityka życia całkowicie w tym świecie, nieposiadania żadnych połączeń z tamtym  światem, którego nie można "udowodnić", zwraca uwagę wyłącznie ku rzeczom przemijającym i w ten sposób osłabia ludzką efektywność. Nie dzieje się nic wielkiego, kiedy się nas gani za niestworzenie wielkiej sztuki lub nieprzestrzeganie obrządku, gorzej gdy się okaże, że skłonność do komfortu czyni nas niezdolnym do przetrwania! Nie jest to żadne odkrycie - los otyłych i ślamazarnych zwierząt, które zostały zwyciężone przez szczupłe i głodne, stanowi alegorię znanego nam doświadczenia. Nie jest również konieczne przypominanie dni rzymskiej degeneracji. Choć ten przykład byłby nader stosowny, spójrzmy raczej na sedno problemu i zapytajmy, czy kult komfortu nie wynika w sposób konieczny z utraty wiary w idee i czy skutkiem tego nie powoduje społecznej demoralizacji?

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

Budda o negatywnym wpływie umiłowania komfortu

Ceronetti: Przepadliśmy z kretesem. „Dobrobyt niesie z sobą upojenie, któremu ludzie niżsi nigdy się nie oprą” - odnotowuje Balzac. Narody składają się w większości z ludzi niższych, niezdolnych oprzeć się temu upojeniu. Zdolność i żądza zniszczenia tych eks-biedaków Zachodu są imponujące!

wtorek, 22 listopada 2016

Mieszczanin a misterium stworzenia

Wydaje  się, że zepsucie człowieka zawsze zaczyna się wtedy, gdy życie miejskie zdobywa dominację nad wiejskim. Kiedy człowiek zostawia wieś, aby zamknąć się wewnątrz obszernych kamiennych gmachów, gdy  porzuca to, co się Thomas Browne nazwał pudor rusticus, gdy uzależnia swe przetrwanie od skomplikowanego systemu wymiany międzyludzkiej, powoli zapomina on o wszechogarniającym misterium stworzenia. To normalny stan ludzi wykorzenionych. Sztuczne otoczenie powoduje utratę widzenia tego wielkiego systemu nie poddanego ludzkiej kontroli. Bez wątpienia, okoliczność ta jest głównym składnikiem mentalności mieszczańskiej. Przypomina o tym nawet sama etymologia słowa "mieszczanin". Jest to mieszkaniec miasta, cieszący się wyrobami stworzonymi przez ludzi, nienawidzący samej myśli o tym, iż istnieją jakieś potężne siły, które nie podlegają jego rozumieniu. To on właśnie pragnie izolacji, strofuje i prześladuje filozofów, proroków i mistyków, tych dzikusów z pustyni, którzy stawiają mu przed oczy dowody ludzkiej słabości.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

poniedziałek, 21 listopada 2016

Pytanie "być albo nie być?" a świadomość

Świadomość jest fundamentalną egzystencjalną determinacją, tylko w jej obecności mogą pojawić się pytania jak i poszukiwanie odpowiedzi. Bardziej precyzyjnie świadomość jest niezbędnym komponentem każdego doświadczenia.

Z kolei bez percepcji i uczucia nie da się nic o świadomości powiedzieć, to one determinują świadomość jako współzależnie powstałą. Ta wizja doświadczenia eliminuje iluzję człowieka jako bytu racjonalnego. Przeważnie za naszymi poglądami stoi uczucie, intelekt w większości przypadków dostarcza tylko racjonalizacji naszych wyborów dokonywanych pod wpływem uczucia.

Nie inaczej jest w przypadku pytania Hamleta, czy odpowiemy się po stronie istnienia, czy też będziemy pokładali nadzieję w nie-istnieniu, to w większości wypadków będzie zależało od tego czy czerpiemy satysfakcję z naszej egzystencji, czy też jawi się ona nam jako "interes, który nie pokrywa swych kosztów".

Jednakże po jakiejkolwiek stronie się tu odpowiemy, będziemy poruszali się w obrębie wyznaczonym przez ignorancję, z jej dwoma najbardziej charakterystycznymi błędnymi poglądami: sassatavadą i ucchedavadą. Oba te poglądy biorą za pewnik, że "ja istnieję", różnią się jedynie ideą, co się stanie ze mną po śmierci. To co sobie powiedzieliśmy o wpływie uczucia na utrzymywane poglądy łatwo wyjaśnia nam dlaczego taki pesymista jak Ligotti, który bez problemu podpisuje się pod ideą, że życie jest cierpieniem, specjalnie nie jest zainteresowany praktykowaniem Dhammy. Idea ponownych narodzin jest dla niego tak nieprzyjemna, że po prostu odmawia uznania jej możliwości. Nie powinien nas też dziwić fakt, że większości buddystów brakuje jakiejkolwiek większej determinacji do praktyki. Otóż po prostu nie uważają oni życia za specjalnie bolesne i tak naprawdę perspektywa ponownych narodzin zbytnio ich nie martwi.  Ktoś, próbujący otworzyć im oczy na ciemną stronę ludzkiej egzystencji, cytując "trucizny" Ciorana czy innych pesymistów na buddyjskim forum - musi liczyć się z podejrzeniem o depresję.

Obdarzony właściwym poglądem z kolei, widzi swe istnienie jako współzależnie powstałe i wie z własnego doświadczenia, że egzystujacy  w czasie i przestrzeni jest na przegranej pozycji. Oczywiście widzi także, że bycie w czasie i przestrzeni nie jest koniecznością, i że dezidentyfikacja z rzeczami rozciągniętymi w przestrzeni i czasie zapewnia wolność od dialektyki istnienie / nie-istnienie.

Choć oczywiście nasza sympatia jest po stronie ateisty Ligottiego, który przynajmniej w odróżnieniu od większości buddystów nie jest postacią komiczną, to niestety samo bycie pesymistą nie zapewnia jeszcze zwykłemu człowiekowi wgladu w cierpienie, takim jak je rozumiał Budda. Wizja Buddy jest znacznie bardziej radykalna, mając na uwadze element nie-determinowany, wszelkie doświadczenie jako temporalne liczy się za cierpienie. W szlachetnej wizji rzeczy takich jakimi one są, zwykły człowiek nie doświadcza cierpienia a raczej cierpi na doświadczanie.

Pozostaje jeszcze niejasność: czy wstrzymanie istnienia nie jest li tylko bardziej subtelną odmianą nie-istnienia? Nie, skoro nie ma nikogo, kto by afirmował czy negował istnienie, wstrzymanie jest drogą środkową. Inna odpowiedź może być taka, że świadomość jest milczącą obecnością umożliwiającą pojawianie się rzeczy. Sama w sobie jest totalną negacją. "Jest" tym co nie jest w przestrzeni i czasie, to czas i przestrzeń zależą od niej. Samo milczenie też jest negatyne. Gdy zamilkną słowa, myśli, emocje, nie ma już nikogo, kto mógłby być rozpoznany jako odseparowany byt. Ale milczenie pozostaje. Zatem znowu mamy do czynienia z drogą środkową unikajacą skrajności istnienia i nie-istnienia.

niedziela, 20 listopada 2016

Herezja o przeznaczeniu człowieka w świecie

Egotyzm w pracy i sztuce jest  zwieńczeniem, po długim rozwoju, herezji o przeznaczeniu człowieka. Jego odraza do dyscypliny i formy łączona jest zwykle z oznakami "postępu". Jest to postęp dla tych, którzy ani nie mają poczucia kierunku, ani nie chcą odpowiedzialności. Herezja ta mówi, że przeznaczeniem człowieka w świecie nie jest doskonalenie siebie, ale zmysłowe użycie. Zaiste, jest coś wyrazistego na temat filozofii i techniki artystycznego impresjonizmu w wersach Walta Whitmana z Pieśni o sobie samym:

Próżnuję i nakłaniam ku temu moją duszę
Kładę się i próżnuję w spokoju obserwując źdźbło
letniej trawy.

Pierwszy raz dokonano wyboru w późnym  średniowieczu, kiedy jeszcze można było dobrze ocenić  złowrogą naturę tego wyboru, ponieważ poznanie odbywało się wtedy w odniesieniu do rzeczy ostatecznych. Z biegiem czasu stawało się to kwestią obojętną.

Kiedy masy ludzkie osiągają punkt, w którym egoizm tak miłościwie panuje, czyż ich polityczny upadek nie jest bliski? Ludzie odrzucili bowiem swoją jedyną rękojmię przeciwko zewnętrznej kontroli, to znaczy - samokontrolę, wyuczoną i praktykowaną.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

Sartre o świadomości

Dziwić może fakt, że zajmowaliśmy się problemem poznania, nie poruszając kwestii ciała i zmysłów, czy też, że nie odnieśliśmy się do niej ani razu. Nie jest naszym zamiarem tworzenie nieporozumień dotyczących ciała ani ignorowanie jego roli. Najistotniejsze jest przede wszystkim, zarówno w ontologii, jak i w innych  dziedzinach, zachowanie nienaruszalnego porządku w dyskursie. W przypadku  ciała, jakakolwiek mogłaby być jego funkcja, ujawnia się ono najpierw jako to, co jest poznawanie. Nie możemy więc odnieść do niego poznania, ani zajmować się nim, zanim nie zdefiniujemy samego poznania, nie możemy też w żaden sposób wywieść z niego poznania w jego fundamentalnej strukturze.

Byt i nicość
s. 283

Te parę zdań to filozoficzny sztylet wbity w serce neuronauki. Wiemy tylko to, co pojawia się w polu świadomości. I skoro, wszelka świadomość jest świadomością obiektów poznawanych przez zmysły, tylko introspekcja, koncentracja umysłu może nam dać bezpośrednią wiedzę o naturze świadomości, która nie jest sama dla siebie obiektem, mniej więcej tak samo, jak oko nie widzi samo siebie.

sobota, 19 listopada 2016

Gerd-Klaus Kaltenbrunner Grzech śmiertelny hałas

Hałas jedną z najstraszliwszych plag naszego życia. Hałas to akustyczne śmieci, szczególnie dotkliwa forma stresu. Niszczy nie tylko nasz słuch, lecz szkodzi krążeniu krwi, oddychaniu i systemowi nerwowemu. Terroryzuje nasze zmysły i naszą duszę, zakłóca trawienie, wprowadza nieład w pulsowanie krwi i bicie serca. Do hałasu nie można się przyzwyczaić, chyba że przez otępienie, skrajną utratę witalności, a w końcu poprzez głuchotę. Wielki lekarz i odkrywca zarazków gruźlicy Robert Koch już w XIX stuleciu stwierdził, że pewnego dnia hałas zwalczać się będzie tak, jak cholerę i dżumę. Tego samego zdania był filozof Theodor Lessing, który w 1908 roku opublikował pracę Przeciw hałasom naszego życia. Co powiedzieliby Koch i Lessing, gdyby żyli dzisiaj? Maszyny budowlane, młoty pneumatyczne, piły mechaniczne, turbiny, samochody, motocykle, samoloty, pociągi, kosiarki do trawników – wszystko to i jeszcze wiele innych rzeczy wytwarza hałas. Wielkie miasta są obozami koncentracyjnymi, w których miliony ludzi poddawanych jest torturom z powodu hałasu, hałasu w pracy i w czasie wolnym. Gdzie w miastach istnieją strefy rzeczywiście wolne od hałasu? Prawie wszyscy lokatorzy nowo budowanych mieszkań skarżą się na ściany, przez które wszystko słychać. Studiowanie praw akustyki i zwalczania hałasu nie należy do obowiązkowych przedmiotów studentów architektury. Kto z tych, którzy planują i budują domy, zważa na to, żeby jedna z dwóch naprzeciw siebie położonych ścian pochłaniała dźwięk?

Hałas szkodzi nie tylko naszemu zdrowiu fizycznemu. Niszczy on również naszą równowagę duchową. Nie tylko przeszkadza nam myśleć i dziwić się, lecz także patrzeć i marzyć. Rujnuje naszą kulturę i sprawia, że obumierają najbardziej elementarne warunki każdej wyższej kultury – religii, sztuki i filozofii. Albowiem każda kultura spoczywa naprzezwyciężonym hałasie, na owym „niesłyszalnym centrum”, w którym, jak mówi Rilke, milkną wszystkie dźwięki i z którego rodzi się śpiew Orfeusza.

Hałas kaleczy nasze zdrowie i naszą wewnętrzną integralność, powoduje, że wysychają nasze twórcze talenty, wyobcowuje nas z natury. Jak okrutnie może działać na człowieka hałas, wiedzieli już dawni Chińczycy, którzy niekiedy dokonywali egzekucji przestępców za pomocą bezustannych, ogłuszających dźwięków. Każdy wie, że nawet jeden głośny huk może nas na jakiś czas ogłuszyć, że długotrwały hałas powoduje nie tylko uszkodzenia słuchu, ale wywołuje również inne schorzenia. A przecież na naszej planecie z każdym rokiem ogromnieje lawina szkodliwych i nieprzyjemnych dźwięków. We wszystkich zakątkach i na wszystkich krańcach ziemi bez przerwy coś wrzeszczy, wydziera się, warczy, zgrzyta, brzęczy, trzeszczy, huczy. Dokądkolwiek przybywają ludzie, tam krzyczy się na cały głos i czyni zgiełk. Dziki, prymitywny, nieopanowany człowiek, taki, jakim jest z natury, okazuje się zawsze bezlitosnym „zakłócaczem” spokoju.

Dlaczego określenie „spokój cmentarza” wywołuje u większości współczesnych ludzi nieprzyjemne skojarzenia? Czy rzeczywiście spokój i cisza cmentarzy są czymś tak odpychającym? Czy ta cisza nie może być przynoszącą ukojenie okazją do skupienia i namysłu? Ale to właśnie przeraża stuprocentowo demokratycznego i wyemancypowanego obywatela. Jego rolą jest być głośnikiem. Rzeczą dlań niezrozumiałą jest fakt, że prawdziwy autorytet nie polega na przekrzykiwaniu innych, lecz na ciszy, która włada bez dyskusji. Na zdolności milczenia i zyskiwania milczącego posłuchu. Wszyscy ludzie, którzy coś znaczą, w wysokim stopniu mają udział w tej ciszy. Wszystko, co wielkie, rośnie w ciszy. Nie ma duchowej iluminacji, nie ma słowa brzemiennego w sens, które nie zawdzięczałyby siebie ciszy starszej niż świat. Język, który waży, otoczony jest wielką ciszą. Język nie składa się tylko ze słów, lecz ze słów oraz milczenia. Tak, jak ukwiecona gałąź wiśni narysowana tuszem na japońskich rysunkach, pozornie izolowana drży na tle białego papieru. Ta odrobina autorytetu, odrobina mądrości; ośmielę się powiedzieć: także ta odrobina chrześcijaństwa, którą dziś jeszcze posiadamy, zasadza się na tej ciszy.

Wypełniona cisza jest czymś więcej niż tylko brakiem hałasu. Jednak nieobecność hałasu jest nieodzownym warunkiem tej ciszy. Jesteśmy dumni z postępów w prawie karnym i ze złagodzenia warunków odbywania kary. Tortury zostały zniesione. Nadużycia władzy przez policję są piętnowane w najostrzejszych słowach. Jednak tylko niewielu buntuje się przeciw biczowi hałasu, którym każdego dnia bezlitośnie smagane są miliony ludzi, przeciw brutalnej torturze, którą dla niezliczonych mieszkańców wielkich miast jest huk, łoskot i warkot. Na tysiąc inicjatyw obywatelskich przeciw elektrowniom atomowym przypada jedna walcząca o stłumienie hałasu! A przecież techniczne możliwości zwalczania hałasu jak najbardziej istnieją i wykorzystywane są w dalece niewystarczającym stopniu. Budowa dźwiękochłonnych ścian i okien, produkcja ciszej jeżdżących samochodów i ciszej latających samolotów – wszystko to jest technicznie możliwe. Ten, kto wysuwa przeciw temu argument, że pełne wykorzystanie możliwości technicznych jest zbyt kosztowne, ten przyznaje, że współczesny człowiek zawiódł, gdy chodzi o sensowne wykorzystanie techniki.

Cisza jest nie tylko problemem technicznym, lecz także – i przede wszystkim – celem etycznym. „Etyka”, „etyczny” pochodzą od greckiego słowa „ethos”. W filozoficznych leksykonach tłumaczy się je jako „moralność”, „moralna postawa”, „moralny charakter”. Te tłumaczenia nie oddają pierwotnego znaczenia tego słowa, które ma kosmiczną aurę. „Ethos” znaczy mianowicie: „pobyt”, „miejsce zamieszkiwania”. To jest obszar, na którym człowiek żyje, przebywa, zamieszkuje. Etyka byłaby więc rozważnym namysłem nad przynależnym człowiekowi miejscem pobytu i wskazówką dla takiego postępowania, które odpowiada zamieszkiwaniu człowieka dojrzałego. Do dobrego życia, do właściwego zamieszkiwania należy cisza. Hałas, pośpiech i zgiełk niwelują, kolektywizują i wywłaszczają człowieka. Cisza natomiast oznacza wolność, dojrzałość, indywidualność.

Nie tylko maszyny i aparaty plują hałasem. W każdym człowieku tkwi szalejąca, wrzaskliwa istota, która łaknie wrzawy. Wystarczy tylko bez sentymentalnego uprzedzenia spojrzeć na hordę szalejących dzieci. Lub na młodocianych chuliganów, którzy pędzą przez noc na swoich warkotliwych motocyklach. Albo na wyjących i gwiżdżących kibiców piłkarskich. Jakże wielu z tych, którzy latem uciekają z miast, aby znaleźć odpoczynek i spokój, jest całkowicie niezdolnych do tego, aby na krótko znieść samotnie prawdziwą ciszę. Poirytowani biciem dzwonów kościelnych (bo przeszkadzają im w spaniu), nie są nawet w stanie wędrować przez las bez tranzystorowego radia. Spędzamy nasze lata jak gadanie, mówi Psalm 90. Spędzamy je w piekielnej maszynie hałasu nabierającej coraz bardziej demonicznych rozmiarów. Tęsknimy za ciszą i wpadamy w panikę, kiedy muśnie nas ona pośród wielkiej, nieskalanej natury, która nie zna hałasu, lecz podniosłą ciszę lub raz gwałtowne, raz łagodne tony. Burza, morska kipiel nie hałasują. Ich dźwięki są tylko kontrapunktem owej wszechobejmującej ciszy, pierwotniejszej niż wszystkie zjawiska we wszechświecie. Kto się ku niej zbliży, zrozumie słowa proroka Izajasza, które tak lubił Goethe: „W spokoju jest wasze ocalenie, w ciszy i ufności jest siła wasza”.


przeł. Tomasz Gabiś

O Kaltenbrunnerze



Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Zeitbühne”, lipiec 1977.

(Pierwodruk: „Magazyn Obywatel”, 2001, nr 4 )

Pusty świat

Na pytanie czcigodnego Anandy, czemu mówi się "pusty  świat" Budda odpowiada, iż to dlatego, że jest pusty od "ja" i tego co należy do "ja". Ale jak o tym niedawno wspominaliśmy zwykły człowiek -puthujjana- żyje w  świecie biorąc relacje "ja i  świat" za pewnik. Zatem mamy do czynienia ze sprzecznoscią.

Sprzeczność ta jest nie do uniknięcia, kiedy właściwy pogląd reprezentowany przez szlachetnych, ariya zderza się z wizją zwykłego człowieka, którego widzenie rzeczy jest zaciemnione przez ignorancję. Nie mniej, choć wszyscy zwykli ludzie są pod wpływem ignorancji, są inteligentne ofiary ignorancji, jak i głupcy. Ci ostatni błędnie interpretując przesłanie Buddy: "wszystkie rzeczy są nie-ja", nie widząc jaka praca jest do wykonania, muszą pozostać ignorantami.

Mądry człowiek znajdujący się pod wpływem ignorancji widzi natomiast, że Budda sugeruje mu, iż jest ofiarą błędnej samo-identyfikacji i jego tragiczna sytuacja osoby żyjącej w świecie nie jest bynajmniej przesądzona i nieunikniona, widzi możliwość wyzwolenia ducha z ograniczeń czasu i przestrzeni. Jeżeli jestem w świecie, to tylko dlatego, że utożsamiam się z ciałem i widzę je tak: "to moje, tym jestem, to moje ja". Do opuszczenia świata prowadzi natomiast postawa odwrotna, widzenie wszystkich rzeczy tak: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja".

Parę cytatów Nisargadatty Maharaja:

Po prostu patrz i pamiętaj, cokolwiek postrzegasz, nie jest tobą ani twoje. Jest to tam, w polu świadomości, ale ty nie jesteś w tym polu wraz z jego zawartością, nie jesteś nawet poznającym to pole.

Wszystko co musisz zrobić to zaprzestać brania się za będącego w obrębie pola  świadomości.

Tak długo jak wyobrażasz sobie, że jesteś czymś dotykalnym i materialnym, rzeczą pomiędzy innymi rzeczami, aktualnie istniejącym w czasie i przestrzeni, o ograniczonym zakresie życia, narażonym na  niebezpieczeństwo, naturalnie będziesz zajęty przetrwaniem i wzrostem. Ale kiedy znasz siebie jako ponad czasem i przestrzenią - w kontakcie z nimi tylko w punkcie tu i teraz, inaczej wszechprzenikającym i wszechogarniającym, niedostępnym, niezniszczalnym, nienarażonym na niebezpieczeństwo - już dłużej nie będziesz się obawiał. Poznaj siebie takim jakim jesteś, nie ma innego remedium na strach.

Możemy tu tylko zauważyć, że Budda stosuje komunikację niebezpośrednią, sugerując jedynie pewną linię działania (dezidentyfikację), natomiast Maharaj serwuje nam zaiste zadziwiające opisy. Ta metoda sprawdza się jedynie gdy niewiedzacy dysponuje silną wiarą w nauczyciela. Czy te słowa są prawdziwe czy nie, każdy musi zweryfikować sam, poprzez podjęcie się procesu dezidentyfikacji.

piątek, 18 listopada 2016

Utrata widzenia pierwotnego źródła

Kiedy się patrzy na współczesnego człowieka i widzi, jak niezliczoną ilość razy prezentuje swą nieodpowiedzialność i nieposłuszeństwo, można zauważyć (jeśli ma się odwagę zobaczyć to, co się widzi, która to odwaga, jak nam przypomniał Charles Peguy, jest wyższym stopniem odwagi) - ogromny egotyzm. Egotyzm ten, będący kolejną formą rozdrobnienia, jest konsekwencją owej fatalnej decyzji o uczynieniu jednostki miarą wartości. Nasuwa się obraz wzięty z neoplatonizmu: można sobie wyobrazić pierwotnego ducha objawiajacego się w wielu istnieniach poszczególnych, które utraciły widzenie swego pierwotnego źródła i zamierzają ustanowić bóstwa według swych własnych praw. Ponieważ w warunkach współczesnej wolności człowiek myśli tylko o swoich  prawach, nie odnosi on swych działań do zewnętrznego porządku  obowiązków.

R M. Weaver
Idee mają znaczenie
Tłumaczenie: Barbara Bubula

Jedna uwaga, termin "egotyzm" wymaga sprecyzowania. W najbardziej pierwotnym sensie, egotyzm jest nierozerwalnie związany z człowiekiem, i można go dopiero utracić w procesie nazywanym przez teologię prawosławną "przebóstwieniem". Ile w nas człowieczeństwa, tyle w nas egotyzmu. Ale na niższym poziomie zrozumienia egotyzm jest kojarzony z dążeniem do własnej korzyści kosztem innych. Tu człowieczeństwo oznacza jasny wgląd w naturę egoizmu, i zajmowanie się przede wszystkim sobą, to jest oczyszczaniem umysłu z negatywnych emocji i skalań. To nakierowanie egotyzmu na tor samozniszczenia. Jednak bez bezpośredniego dodoświadczenia jest to praca wykonywana mniej lub bardziej po omacku, dopiero bezpośredni wgląd i wiedza o elemencie nie-determinowanym daje nam przekonanie, że doskonałość do której wzywał Jezus jest rzeczywiście możliwa i z tego miejsca możemy rozpocząć autentyczny proces przebóstwienia, jesteśmy niezależni od innych i jasno widzimy jaka praca jest do wykonania. W Nauce Buddy to poziom sotapanny, Jezus mówi o narodzinach w Duchu i Prawdzie. Wiara w Boga nie jest najwyższą wartością dla chrześcijanina. Wiedza o bezczasowej niezmiennej rzeczywistosci, eliminuje wiarę. Jak się wie, to już się nie wierzy.

Budda o tym jak łatwo można trafić do piekła


Sariputto, jeżeli ktokolwiek wiedząc i widząc mnie tak, powie: „Mnich Gotama nie posiada rozróżnienia wartego wiedzy i wizji szlachetnych (to jest) wyższej niż ludzki stan. Mnich Gotama naucza Dhammy (zaledwie) ukutej przez ludzką myśl, podążając swą własną linią dociekań tak jak mu się to przedstawia i ktokolwiek jest pouczony w tej Dhammie ku swojej korzyści doprowadza go to (tylko) właściwie do wyczerpania u niego cierpienia, gdy ją praktykuje (ale do niczego więcej)” to (znajdzie się) w piekle, chyba, że porzuci te stwierdzenie i ten (stan) umysłu i odwoła ten pogląd. Tak jak mnich doskonały w cnocie, koncentracji i zrozumieniu będzie się cieszył tutaj i teraz finałową wiedzą, tak też (stanie się) w tym przypadku, powiadam, że znajdzie się w piekle, chyba, że porzuci te stwierdzenie i ten (stan) umysłu i odwoła ten pogląd.

M 12

czwartek, 17 listopada 2016

Wiedza? Owszem, ale o czym?

Jeżeli celem wiedzy jest dominacja, trudno przypuszczać, aby jej posiadacze z obojętnością przyjmowali swą rolę. Wręcz przeciwnie, zaczynają pęcznieć - poszukują triumfów w świecie materialnym (wiedza w tym czasie redukuje się rzecz jasna do umiejętności), to z kolei nadyma ich egotyzm i względy dla siebie. Taka jest krótka opowieść o tym, jak wiedza przestała być środkiem duchowego odkupienia i stała się bazą dla intelektualnej dumy.

W greckim micie, podobnie jak w opowieści chrześcijańskiej, stwierdzone zostało istnienie pewnej zakazanej wiedzy, która nie przynosi światu nic prócz boleści. Naszemu pokoleniu dane było widzieć wystarczający pokaz tego, czym jest owa zakazana wiedza. Jest to wiedza bardziej o rzeczach użytecznych niż o prawdzie i dobru, raczej o technikach niż celach. Jeżeli będziemy się upierać, że nasz problem jest natury filozoficznej, nie możemy oczekiwać powrotu do bezinteresownej rewizji epistemologicznej, która wyniesie studia o esencji ponad naukę o szczegółach i w ten sposób umieści we właściwym, skromnym miejscu umiejętności manipulowania światem. Nie można nic uczynić, dopóki nie zadecydujemy, czy w pierwszym rzędzie zajmuje nas prawda.

Jeśli nie ma prawdy, nie ma żadnej konieczności. Ta obserwacja może posłużyć za wskaźnik pozycji współczesnego egotyka. Stawszy się niezdolnym do mądrości, staje się także niezdolny do pracy - w tym sensie, w jakim praca jest przenoszeniem ideału z potencjalności do aktualności.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

Ja i świat czyli lokalizacja absolutu

"Daj Tomkowi cukierka", mówi mały Tomek. Dlaczego często słyszymy dzieci używające trzeciej osoby w ten sposób? Otóż mamy tu do czynienia z kształtowaniem się osobowości. Postawa "jestem" nie jest jeszcze w pełni utożsamiana z indywidualnym organem percepcyjnym świadomości (prościej: z ciałem) i dane ciało jest jeszcze widziane z pewnym oderwaniem, ciągle jeszcze ma w sobie coś z obiektu, nie stało się jeszcze subiektywnym "ja".

Kiedy to się staje faktem, mamy do czynienia z pełni ukształtowanym i wyrazistym błędnym poglądem ucieleśniajacym (sakkayaditthi), gdzie ciało jest widziane tak: 'to moje, tym jestem, to moje "ja"'. Tym samym możemy mówić o lokalizacji absolutu. Absolut - postawa "jestem" - jest atemporalnym poczuciem obecności i dopiero rzutowana na dany obiekt, subiektywność staje się zlokalizowana w czasie i przestrzeni. Czy jest to przypadkowa zbieżność, czy też nie, tego nie wiem, nie mniej pogląd "ja i swiat" w Pali brzmi: "atta ca loko ca". Lokalizacja własnego "ja" jest ignorancją na poziomie refleksyjnym, i wszystkie 62 błędne poglądy obejmowane przez Boską Sieć - brahmajala - wychodzą z tej błędnej interpretacji świadomego  doświadczenia.

Ponieważ temat to niełatwy powiedzmy to jeszcze raz, imię tego absolutu, o którym tu mówimy, to oczywiście avijja. A co do nieobecności w pełni ukształtowanego błędnego poglądu na osobowość u małego dziecka, co jest charakterystyczne dla puthujjany: oczywiscie małe dziecko nie jest ariya i obecna jest u niego dogłębna tendencja do sakkayaditthi. Tak samo u niemowlaka, nibbana jest wstrzymaniem wyobrażenia "jestem", niemowlak raczej nie myśli: "jestem", ale dogłębna tendencja do tego wyobrażenia jest już u niego obecna.

środa, 16 listopada 2016

Nauka Buddy i grzech pierworodny

Zgodnie z Nauką Buddy świadome istoty są ofiarami grzechu pierworodnego. Człowiek jest istotą upadłą, podległą siłom chciwości, nienawiści i złudzenia. Zatem kiedy mówimy o ignorancji, która jest synonimem grzechu pierworodnego, nie mamy na myśli jakiegoś przeszłego wydarzenia, ale obecną rzeczywistość. Stan upadku nie może być jakimś temporalnym wydarzeniem gdzie nagle ze stanu doskonałości wpadliśmy w mrok niewiedzy. Takie pojmowanie grzechu pierworodnego zawiera w sobie sprzeczność: doskonałość charakteryzuje się między innymi tym, że nie można jej stracić. Czyżby zatem stan zwykłego człowieka był naturalny i normalny, skoro nigdy nie upadł ze stanu doskonałości? Oczywiście nie, ale jego upadek jest obecną niewiedzą o obecnym stanie doskonałości, będącym atemporalną niezmienną rzeczywistością.

 Bez wątpienia, jeżeli mamy dobrą pamięć, możemy się cofnąć w przeszłość jakieś kilkaset miliardów lat, ale do zobaczenia własnej ignorancji, jako obecnej tutaj i teraz struktury, wiedza o przeszłości jest zbędna. Niestety, jakkolwiek trudnym może wydawać się osiągnięcie takich stanów koncentracji, gdzie pojawia się wiedza o naszych przeszłych egzystencjach, rozpoznanie naszej ignorancji jako ignorancji jest jeszcze trudniejsze. Ignorancja chroni się za podwójną gardą, nie jest zwykłą niewiedzą a raczej niewiedzą o niewiedzy, nie zwykłym brakiem poznania a raczej niechęcią czy nawet awersją wobec prawdy. To co oślepia zwykłego człowieka to attavadupadana, wiara w istnienie własnego "ja".

Mówimy o dwóch poziomach ignorancji; postawa "jestem" jest głębokim fundamentalnym przekonaniem o własnym istnieniu, zalegającą poziom emocji, dlatego możemy ją określić jako ignorancję na poziomie pre-refleksyjnym czy pre-logicznym. Ona to sprawia, że inteligentny człowiek poszukuje odpowiedzi na pytanie: "kim jestem?", czy bardziej subtelne: " czym jestem?". Dając jakąkolwiek odpowiedź na te pytania wpada się w sakkayaditthi, pogląd ucieleśniajacy, gdzie postawa "jestem" sama w sobie będąca pustą, znajduje ucieleśnienie w jakiejś konkretnej rzeczy: "jestem tym, to moje ja". Alternatywne tłumaczenie tego błędnego poglądu to "pogląd na osobowość", jest o tyle trafne, że opisuje wiarę zwykłego człowieka w bycie kimś, osobą. Warto pamiętać, że choć te dwa poziomy wzajemnie się wspierają tworząc mur ignorancji praktycznie nie do przebicia, gdyż wszelka refleksja zwykłego  człowieka odbywa się pod wpływem ignorancji (dlatego jednym z warunków na uzyskanie właściwego poglądu jest podpowiedź z zewnątrz), to postawa "jestem" może się zachować bez wspierającej ją ignorancji na poziomie refleksyjnym. Można by rzec, że choć niedokarmiane zwierzę w klatce musi zdechnąć, jednak nie następuje to od razu (w tym wypadku Budda wymienia siedem egzystencji jako górną granicę trwania "jestem". Kto jest ciekawy jednostki będącej niejako bytem pośrednim pomiędzy zwykłym człowiekiem a arahatem, tego odsyłam do nauk Nisargadatty Maharaja, który opisuje to doświadczenie jako bycie świadkiem (witness). Odpowiadający temu termin Pali to sekha. Czego nie powinien sekha, (jednostka w treningu), o tym możemy dowiedzieć się z MN 1.

Nie trzeba chyba dodawać, że większość współczesnej literatury buddyjskiej jest pisana pod wpływem grzechu pierworodnego, choć oczywiście natężenie ignorancji jest różne u różnych jednostek. Moim ulubionym czarnym charakterem jest Ajahn Buddhadasa, którego idee na temat współzależnego powstawania nie sposób nazwać inaczej niż bełkotem, i ktokolwiek traktuje je poważnie powinien wpierw zadać sobie trud zapoznania z Suttami a także pismami Nanaviry Thery. Jedyny plus "nauk" ajahna Buddhadasy to możliwość ustalenia poziomu zrozumienia naszego rozmówcy. Kiedyś sam fakt, że ma się do czynienia z entuzjastą Nanaviry wystarczył, obecnie, gdy jego pisma stały się bardziej znane, już nie. Oczywiście zupełnego głupca rozpoznać łatwo, nie mniej jeżeli ktoś potrafi swobodnie przekazać podstawowe idee czcigodnego Nanaviry, to dopiero fakt, że nie widzi całkowitej sprzeczności między nim a Buddhadasą przekonuje nas o powierzchowności jego zrozumienia.


wtorek, 15 listopada 2016

Psychopaci ogarnięci obsesją fragmentów

Człowiek, który rozumie, ma powód do pewności siebie, posiada spokój mistrza. Jest człowiekiem zrównoważonym, niosącym we wnętrzu swój środek ciężkości; nie poddał się obsesji wiążącej go z cząstką rzeczywistości. Ludzie skłonni są ufać sądom zintegrowanej osobowości i wybiorą je nawet zamiast oficjalnych opinii ekspertów. Słusznie  podejrzewają, że określenie "dokonywać ekspertyzy" kryje w sobie jakieś zachwianie, nienormalność punktu widzenia. (...)

Naukowiec, technik, i uczony, którzy porzucili Jedno na rzecz Wielości, nadymają się pychą nad swoją zdolnością do precyzyjnego opisu jakiejś drobnej cząstki świata. Ludzie ogarnięci obsesją fragmentów nie mogą już nie być stawiani w rzędzie psychopatów. Stąd bierze się twierdzenia Ortegi y Gasseta, że ocalenie naszej cywilizacji wymaga "nieskończenie subtelnych sił".

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

Reinkarnacja

Jestem niezmiennym podczas transformacji. To co się transformuje to różne elementy doświadczenia. W terminach działania (karmy) jest to nieprzerwany ciąg działań, i rezultatów tych działań. Niezmienność jest strukturalna. Jestem. Jestem teraz, a i miliard lat temu rzeczy wyglądały tak samo, wyobrażenie "jestem" było obecne. No to może choć to się zmieniło, w końcu teraz jestem, dajmy na to miłośnikiem ajahna Buddhadasy, czy wyznawcą Kościoła Klimatycznego, bądź ...czymkolwiek, natomiast miliard lat temu byłem raczej kimś innym. Otóż nie, ponieważ jakiejkolwiek samoidentyfikacji dokonałem miliard lat temu, i z czymkolwiek identyfikuję się teraz, choć obiekty się różnią, ta skłonność do samoidentyfikacji jest zawsze obecna. Regres tego stanu nie napotyka początku, i tylko człowiek niedostrzegajacy istoty rzeczy będzie się martwił czy potencjalną przyszłą nieskończoność godzi się opisać w terminach reinkarnacji, zamiast zastanowić się jak zatrzymać tą transformację.

Zgodnie z Nauką Buddy, asmimana: postawa "jestem" jest odpowiedzialna za kontynuację tej transformacji, natomiast pierwszym krokiem do jej wstrzymania jest zaniechanie wspierania asmimana poprzez samoidentyfikacje: "jestem tym". Sutty mówią bardziej precyzyjnie o porzuceniu poglądu: " to moje, tym jestem, to moje ja".

Moim zadaniem jest rozbicie struktury ignorancji, ale przecież jakiekolwiek zadanie sobie wyznaczę, nie mogę twierdzić, że mnie nie ma, że nie ma ja. Jestem, i w tym tkwi problem. Jak długo utrzymywana jest idea "jestem tym, to moje ja" mamy do czynienia z ucieleśnieniem "ja" co jest niczym innym jak sakkayaditthi.

Istnienie - bhava, jest zatem swoistego rodzaju absolutnem. Jakkolwiek daleko nie sięgnę pamięcią wstecz, napotkam tam swoje istnienie. Stan istnienia - bhava - nie jest oczywiście wieczny, gdyż to co wieczne, z samej swojej definicji musi takim pozostać, natomiast moje istnienie, z jego fundamentalną postawą "jestem" jest determinowane i powstałe współzależnie. Kto nie dostrzega współzależnego powstania swej osoby - sakkaya - skazany jest na kontynuowanie bycia osobą (sakkaya). Komiczne aspekty samsary? Kiedy pewna jednostka -puggala- będąca osobą -sakkaya- czy inaczej, będąca pod wpływem sakkayaditthi, bierze się za wykładanie Nauki Buddy. Naucza o tym, że nie ma "ja", o niezwykłej szybkości współzależnego powstawania ... Śmiać się czy płakać? Budda radzi zachować spokój.

Mądrość ponad wszystko

Mądrość jest wiedzą dzięki której rozróżniamy rzeczy dobre dla duszy, od tych, które są niekorzystne. To wiedza królewska, ponieważ tylko ona sama zna ich wartość, ich ważność, ich zastosowanie, ich niebezpieczeństwo, ich cel.

Sprzeczność irytuje nas tylko dlatego, że przeszkadza nam, zakłócając nasz spokój posiadania pewnej opini*, czy jakiejś dominacji. To dlatego bardziej irytuje słabego niż silnego; niezrównoważonego niż zdrowego.

Joseph Joubert

*Zdawanie sobie sprawy z własnej ignorancji jest stanem egzystencjalne bolesnym, gdyż zmniejsza poczucie bezpieczeństwa płynące ze złudnego "mistrzostwa" nad rzeczywistością, a tym właśnie jest  subiektywność. Inteligentny człowiek potrafi wytrwać w tej sytuacji, do czasu, aż ignorancja zostanie zastąpiona przez bezpośrednią wiedzę. Dużo prostsze jest zaadoptowane poglądu, czy opinii. Nie jest to bezpośrednia wiedza, ale w znacznym stopniu niweluje egzystencjalny niepokój związany z brakiem wiedzy. Czym ważniejsza dla człowieka dialektyka na dany temat, tym silniejsza potrzeba posiadania sprecyzowanych poglądów. Nie trzeba chyba dodawać, że wraz z wyrobieniem sobie poglądu, pojawia się potrzeba jego obrony, a zewnętrzny atak na utrzymywany pogląd jest traktowany (na poziomie emocjonalnym) jak bezpośrednie fizyczne zagrożenie. Dlatego wyzwolenie z samsary jest tak rzadkim zjawiskiem, umiejętność myślenia przeciwko zdaniu większości jest już dość trudna, a co dopiero umiejętność myślenia przeciwko własnym inklinacjom.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Rejony światła i ciemności

By osiągnąć rejony światła, musimy przejść przez chmury. Niektórzy z nas nigdy się z nich nie wydostają, inni wiedzą jak przedostać się ponad.

Najgorszą cechą błędu nie jest jego mijanie się z prawdą, ale jego intencjonalność, ślepota, i namiętność.

Niech każda  wada u innych tworzy u nas zaletę. Niech gniew czyni cię łagodnym, skąpstwo niech czyni cię szczodrym, a nadużywanie powściągliwym.

Maksymy są dla inteligencji tym czym prawa dla postępowania: nie iluminują, ale  prowadzą, ukierunkowują, bezwiednie nam służą. Tak jak nić w labiryncie, czy kompas podczas nocy.


Joseph Joubert

niedziela, 13 listopada 2016

Czystość duszy

Czystość umożliwia duszy oddychanie świeżym powietrzem w najbardziej zanieczyszczonym środowisku, poprzez wstrzemięźliwość staje się silną. Jakakolwiek by nie była kondycja cielesna, dusza jest królewską poprzez swe władztwo nad zmysłami; jest piękna z uwagi na swe światło i spokój.

Joseph Joubert

Pamięć o przeszłości

Szczere spojrzenie w przeszłość jest nieprzyjemne dla słabych na umyśle, bo daje ostrą lekcję ograniczeń i konieczności odpłaty. Bolesne lekcje z  przeszłości, które chcielibyśmy  zapomnieć, są z kolei  niezbędne, aby mieć punkt  odniesienia. Santayana przypomniał nam, że ci, którzy nie potrafią pamiętać przeszłości, są skazani na jej powtarzanie. Nie bez przyczyny Platon oznajmił, że filozof musi mieć dobrą pamięć.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

Wydaje  się, że mamy tu pewną sprzeczność: święty żyje w odwiecznym Teraz, przeszłość nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. Jednak, jak zauważył Gomez Davila, prawdy są hierarchiczne, i ta pozorna sprzeczność może być kłopotliwa tylko dla tego, kto miesza ze sobą dwa odmienne poziomy. Wiedza o przeszłości jest konieczna dla obciążonego grzechem pierworodnym, czy w innej terminologii ignorancją, i pomaga mu dokonywać właściwych wyborów. Natomiast całkowicie uwolniony od stanów chciwości, nienawiści i złudzenia podejmuje właściwe działania niejako automatycznie. Poza tym autor wydaje się poruszać bardziej w obrębie etyki społecznej: "co robić by powstało dobrze funkcjonujące społeczeństwo". " Co robić by osiągnąć Królestwo Niebieskie" to etyka jednostki. I znów jako, że przetrwanie jest wartością samą w sobie dla społeczeństwa, a jednostka powinna być gotowa zapłacić śmiercią za poznanie Prawdy, mamy tu hierarchię prawd na różnych poziomach, których nie należy mieszać. Na przykład nadstawienie drugiego policzka jest drogą do poznania nieśmiertelności, i powinno być praktykowane przez jednostkę, która taką nieśmiertelnością jest zainteresowana. W relacjach między narodami, taka linia działania staje się zwykłym samobójstwem.

sobota, 12 listopada 2016

Cecha szlachetnego umysłu

Najużyteczniejsza wiedza to wiedza o tym, że ulegliśmy złudzeniu, i najprzyjemniejsze odkrycie to dostrzeżenie tego, że się myliliśmy. "Zdolny do porzucenia  błędu", to prawdziwa pochwała, i szlachetna cecha.

Joseph Joubert

Wieczne prawdy

Wierzący w prawdę, z drugiej strony obowiązany jest stwierdzić, że rzeczy o najwyższej wartości nie są poddane wpływowi czasu, w przeciwnym razie sama koncepcja prawdy staje się niemożliwa. Deklarujac, że pragniemy odnaleźć utracone ideały i wartości, spoglądamy ku ontologicznemu królestwu, które jest bezczasowe. Tylko najczystszej wody relatywizm upiera się, że upływający czas czyni nieosiągalnym jeden ideał w chwili narzucenia nam następnego. (...)

Powrót proponowany przez idealistów nie jest podróżą wstecz poprzez czas, ale powrotem do centrum, mającym się dokonać w sposób metafizyczny i teologiczny. Szukają oni tego jednego, co trwa, a nie wielości, która się zmienia i przemija. Poszukiwanie to można opisać jedynie jako szukanie prawdy. W ten sposób potwierdzają oni prastary pewnik, że istnieje centrum rzeczy i wskazują, że każdy przejaw współczesnej dezintegracji jest ucieczką od tego centrum ku peryferiom. Proces ten można także ukazać jako ruch od jedności do indywidualizmu. W  miarę, jak człowiek zbliża się do zewnętrznego brzegu, zatraca się w  szczegółach, a im bardziej zajęty jest szczegółami, tym mniej je rozumie. (...)

 Pamiętajmy, że samo pojęcie wiecznych prawd jest obraźliwe dla współczesnego umysłu.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

piątek, 11 listopada 2016

Miłość tragiczna? Wieczności do temporalnego

Narzekamy na znikomość rzeczy tego swiata, jakbyśmy byli przyzwyczajeni do wieczności i spotkała nas tutaj przykra niespodzianka.

Feliks Chwalibóg

Ten aforyzm jest dość głęboki, i trodno określić czy autor zdawał sobie sprawę z wszystkich jego implikacji. Jakkolwiek by nie było, mamy tu trafną obserwację psychologiczną, subiektywność podmiotu, wyrażająca się postawą "jestem" związana jest z poczuciem nieśmiertelności i wieczności. Nie wnikając tu w szczególny, jak Budda rozwiązuje ten tragidramat zetknięcia się wiecznej duszy czy "ja" z nietrwałością rzeczy czasu i  przestrzeni, porzucając metodę opisu fenomenologicznego proponujemy czysto spekulacyjne (w sensie: nie dające się udowodnić) wyjaśnienie dlaczego subiektywność jest związana z poczuciem  wieczności. Otóż "Życie" jest wieczne, nie ma początku ani końca, jest niezniszczalne. Inaczej niż nasza osobowość, która jest wyprowadzona z pozytywnych identyfikacji z nietrwałymi rzeczami czasu i przestrzeni. I o ile "jestem" wspiera się na tych samoidentyfikacjach: "jestem tym, to moje ja" nie jest zatem absolutnem, nie mniej poczucie wieczności dziedziczy właśnie po tym co rzeczywiście jest wieczne i nieśmiertelne.

 Myślę, że choć dla większości czytelników to czystej wody spekulacja, ale teorie Metzingera nie są niczym innym a zupełnie nie wyjaśniają dlaczego właściwie subiektywność podmiotu miałaby być związana z ideą nieśmiertelności. A dla praktyków, nie wnikam tu w jakieś konkretne systemy religijne, teoria ta wskazuje jasną drogę do nieśmiertelności, to jest totalną dezidentyfikację z nietrwałymi rzeczami czasu i przestrzeni. Że trudne? No cóż, identyfikacja z ciałem nie pozostawia alternatywy, jak tylko "śmierć", czy bardziej precyzyjnie wykasowanie pamięci i dalsze poszukiwania trwałego szczęścia w nietrwałych rzeczach czasu i przestrzeni.

Joubert - subtelność umysłu

Drugorzędne jest wyborne, dla drugorzędnego.

Pierwsi poeci i pisarze czynili szalonych mądrymi; współcześni pisarze próbują i czynią mądrych ludzi szalonymi.

Ze swej natury inteligencja powstrzymuje się od  osądzania tego czego nie zna. To próżność skłania ją do wypowiedzi, w innym wypadku zachowałaby milczenie.

Zapomniane i lekceważone studia nie zawsze są najgorsze, czasami są nawet najlepszymi.

Doskonała niewinność jest doskonałą ignorancją.

Wszystkie namiętności szukają tego co je dokarmia: strach lubuje się w idei niebezpieczeństwa.

Pytania ukazują zasięg umysłu, a odpowiedzi jego subtelność.


Joseph Joubert

Edukacja w demokracji

Nikt nie sprzeciwia się twierdzeniu, że edukacja powinna służyć potrzebom ludzi. Wszystko jednak zależy od tego, co uznamy za owe potrzeby. Jeśli pierwszą potrzebą człowieka jest doskonalenie swego duchowego jestestwa i przygotowanie do nieśmiertelności, to edukacja umysłu i namiętności weźmie górę nad wszystkim innym. Wzrost znaczenia materializmu sprawił jednak, że tego rodzaju stwierdzenie stało się  staroświeckie, a nawet nie do pojęcia dla  większości. Ci, którzy utrzymują,  że edukacja powinna przygotować człowieka do życia pełnego sukcesów w tym świecie, odnieśli praktycznie  całkowite zwycięstwo. Jeżeli nawet byłoby możliwe dotarcie do wystarczająco "filozoficznego" pojęcia sukcesu (a nie jest), zawsze pozostaje niezapełniona przestrzeń dla celów idealistycznych. Czyniono wysiłki w tym kierunku próbując zdefiniować w języku filozoficznym to, co konstytuuje wolnego  człowieka. Przeważa jednak opinia, że edukacja musi umożliwiać człowiekowi uzyskanie wystarczającego bogactwa, by żył na poziomie  burżuazji. Ten rodzaj edukacji nie rozwija cnót arystokratycznych, nie skłania do refleksji, nie inspiruje do poważania dobra. (...)

Formuła popularnej edukacji zawiodła  demokrację, ponieważ demokracja stanowczo sprzeciwiała się myśli o  poświęceniu, poświęceniu czasu i dóbr materialnych, bez którego nie ma żadnego ćwiczenia się w dyscyplinie intelektualnej. Psychika zepsutego dziecka, o której powiemy więcej w dalszej części książki, wdarła się do systemu nauczania. W ten oto  sposób, gdy nawet demokratyczne instytucje kształcące służą przede wszystkim fizjologiczno-zwierzęcej egzystencji, ostatnia deska ratunku dla zachowania porządku została zniszczona przez żądzę.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula

czwartek, 10 listopada 2016

Obsceniczność

Nasze czasy dostarczają wielu przykładów spustoszeń czynionych przez bezpośredniość, z których najbardziej wyrazistym jest niezdolność współczesnego człowieka do rozpoznania obsceniczności. Niezdolność ta nie jest związana z upadkiem purytanizmu. Słowo "obsceniczność" zostało tu użyte w swym sensie pierwotnym, jako opis czegoś, co powinno być usunięte ze sceny z powodu swojej nistosowności w publicznym przekazie. To coś - należy podkreślić - może nie mieć nic wspólnego ze sprośnymi czynnościami fizjologicznymi, lecz zawierać obraz dojmujacego cierpienia i poniżenia, które Grecy ze zwykłą sobie przenikliwością wygnali ze swojego teatru. (...)

Stosowność, podobnie jak inne niemodne pojęcia, została odrzucona, ponieważ czegoś zakazywała. Dumne ze swego bezwstydu nowe dziennikarstwo w buńczucznym stylu serwowało rzeczy dotąd przesłonięte skromną małomównością. Było czymś naturalnym, że prawdziwy apostoł kultury, jakim był Matthew Arnold, zauważył w tym dziennikarstwie śmiertelnego wroga. Po powrocie z podróży do Stanów w 1888 roku  napisał: "Gdyby ktoś szukał najlepszego sposobu zatarcia i zabicia w całym narodzie dyscypliny wynikającej z poczucia własnej godności oraz zniszczenia wzniosłych uczuć - nie znajdzie lepszego sposobu niż  wziąć do ręki amerykańskie gazety".

Czy możemy się zatem dziwić, że dwa wieki wcześniej gubernator Wirginii dziękował Bogu, ku zgorszeniu przyszłych pokoleń, że w tej kolonii nie ma żadnej gazety? Czyż nie uznać tego za kolejny przykład zła rozpoznanego najjaśniej w jego pierwszym przejawie? To, co ów gubernator zaobserwował w zarodku, wzrosło tak niezmiernie, że dziś mamy środki przekazu, które wręcz specjalizują się w różnych rodzajach  obsceniczności, uznawanych przez ludzi kulturalnych - w przeciwieństwie do lubieżników - za odrażające i zabronionych niegdyś przez najmądrzejszych z naszych  przodków.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula





środa, 9 listopada 2016

Upadek kultury

Historia odchodzenia człowieka od religijnego i filozoficznego transcendentalizmu opowiadana była wiele razy. Ponieważ jednak zwykle opowiadano ją jako historię postępu, nadzwyczaj trudno zmusić dzisiaj kogokolwiek do ujrzenia całkiem przeciwnych implikacji. Pomimo to, przekonanie ludzi o fakcie dekadencji jest najbardziej palącym obowiązkiem naszych czasów. Dopóki bowiem nie wykażemy, że upadek kultury jest faktem historycznym i że współczesny człowiek roztrwonił swe dobra, nie zwalczymy tych, którzy padli ofiarą histerycznego optymizmu.

Takie jest nasze zadanie, a najpoważniejszą przeszkodę stanowi fakt, że ludzie idący stromą ścieżką w dół stają się coraz bardziej nieczuli - i to tym bardziej, im bardziej są zdegradowani. (...)

Oto dlaczego, kiedy zastanawiamy się nad kataklizmami tego wieku, uderza nas przede wszystkim niezdolność człowieka do przeciwstawienia się im. W przeszłości wielkie klęski rodziły heroiczne postawy, a nawet wielkie cnoty. Po straszliwych wyrokach wydanych na ludzi i narody w ostatnich dziesięcioleciach wyczuwamy w nich nuty banału i farsy. Pomiędzy dramatyzmem tych historii a zachowaniem bohaterów zachodzi dziwna niewspółmierność. Mamy uczucie, że patrzymy na aktorów, którzy nie rozumieją swych ról.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
Tłumaczenie: Barbara Bubula



wtorek, 8 listopada 2016

Są podstawy, by uznać, że współczesny człowiek stał się moralnym idiotą

Są podstawy, by uznać że współczesny człowiek stał się moralnym idiotą. Tak niewielu jest tych, którzy zadają sobie trud oceny swego życia lub trud akceptacji kary, mający swe źródło w uznaniu, że nasz obecny stan może być stanem upadku, iż rodzi się pytanie, czy ludzie dziś rozumieją, co to znaczy wyższość ideału. Można by przyjąć, że abstrakcyjne rozumowanie jest im obce, ale cóż pomyśleć, kiedy stawia im się przed oczy najbardziej konkretne świadectwa, a oni nadal nie są zdolni do wskazania różnicy lub wyciągnięcia wniosku? Od czterech stuleci każdy człowiek jest nie tylko swym własnym kapłanem, ale także swym własnym profesorem etyki, a konsekwencją tego jest anarchia zagrażająca nawet temu minimum uznawanych powszechnie wartości, które są konieczne do istnienia państwa.

R M. Weaver
Idee mają konsekwencje
 Tłumaczenie: Barbara Bubula