Spośród rozlicznych tematów podejmowanych przez amerykańskich akademików i intelektualistów żaden nie jest równie drażliwy – a może w istocie niebezpieczny – jak kwestie wpływów etnicznych, a wśród nich żadna nie jest drażliwsza i niebezpieczniejsza w omawianiu niż wpływy żydowskie.
Eseje profesora Kevina MacDonalda zamieszczone w niniejszym zbiorze należą do nielicznych, jakie powstały w ostatnim czasie, które poruszają ten temat zarówno uczciwie, jak i dogłębnie; mimo to jednak nie należy oczekiwać, że sposób potraktowania tematu uchroni go przed niebezpieczeństwami, na jakie naraża się poniższym opracowaniem. Kevin MacDonald jest autorem prawdopodobnie najbardziej wnikliwego studium, jakie kiedykolwiek napisano na temat Żydów, ich kultury oraz religii. Jest to trylogia, na którą składają się tomy zatytułowane A People That Dwell Alone (1994), Separation and Its Discontents i The Culture of Critique (oba opublikowane w roku 1998). Wydała ją najpierw naukowa oficyna PEAEGER i ustaliła za nią wysoką cenę, szybko jednak stały się prawie nieosiągalne, ale obecnie dodrukowano je w wersji w miękkich okładkach; są także dostępne na internetowej stronie dr. MacDonalda
MacDonalda, podobnie jak to się przydarza wszystkim, którzy uczciwie i otwarcie poruszają kwestię żydowskich wpływów, rychło oskarżono o „antysemityzm”; podjęto działania, które miały zakończyć jego akademicką karierę, uniemożliwić mu publikowanie i oczernić go jako człowieka i naukowca. Jak dotąd, wysiłki te spełzły na niczym. Nadal piastuje on stanowisko profesora psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Long Beach i ogłasza drukiem prace z dziedziny psychologu ewolucyjnej, w której jest szeroko znanym autorytetem. Do swoich badań wpływów żydowskich MacDonald wprowadza punkt widzenia dyscypliny naukowej, którą reprezentuje. Cechy dystynktywne żydowskiej kultury i osobowości, Jakie drobiazgowo dokumentuje na przestrzeni dziejów, wykorzystując przy tym zarówno żydowskie, jak i nieżydowskie źródła, są w jego teorii produktem ewolucyjnej adaptacji Żydów jako zbiorowości. Teza MacDonalda jest pod tym względem uderzająco zbieżna z poglądem sir Artura Keitha, którego teoria o „grupowej selekcji” w ewolucji człowieka zawiera w sobie także studium nad Żydami, jako grupą, którą czynniki ewolucyjne ukształtowały w taki sposób, że powstała w niej solidarność oraz silne poczucie tożsamości grupowej. Keith widział w nich odzwierciedlenie „kodeksu zgody” w stosunku do członków grupy oraz „kodeksu wrogości” wobec pozostałych. Ów „podwójny kodeks” zaskakująco przypomina to, co w swoich czasach pisał o Żydach rzymski historyk Tacyt. Cytuje go także MacDonald: Między sobą są niezachwianie uczciwi i zawsze gotowi okazać współczucie, resztę ludzkości poczytują jednak za znienawidzonych wrogów. Ani w takim poglądzie, ani w jego udokumentowaniu nie ma, oczywiście, niczego „antyżydowskiego”.
„Antysemityzm”, o ile ma on oddawać rzeczywiste znaczenie tego słowa, może jedynie odnosić się do nienawiści wobec Żydów albo pragnienia wyrządzenia im krzywdy, w tym zaś, co powiedział albo napisał MacDonald, nie ma niczego, co choćby zbliża się do powyższej definicji. Jedyną podstawą dla podtrzymywania opinii, że jego poglądy są „antysemickie”, jest takie rozszerzanie tego pojęcia, aby objęło ono każde przypisywanie Żydom innych cech, niż te uznawane powszechnie za pozytywne, i niedopuszczanie żadnych uogólnień na ich temat. Mimo to, dla wielu ludzi, którzy rzucają te oskarżenia, jest to aż nadto wystarczający powód.
Oczywiście, podobnie jak w przypadku wielu innych, którzy otwarcie omawiali kwestię żydowskich wpływów (bądź próbowali omawiać, a nawet tylko o niej napomknąć) – m.in. Pat Buchanan, Joe Sobran, kongresman Paul Findley, Jamek Moran, a ostatnio gen. Anthony Zinni, senator Ernest Hollings czy Ralph Nader – daremne są wszelkie wysiłki zmierzające do odparcia tego zarzutu. Oskarżenie o „antysemityzm”- w dużej mierze podobnie jak oskarżenia o „rasizm”, „ksenofobię”, „seksizm”, „homofobię” etc. – jest w gruncie rzeczy utwierdzaniem się w poczuciu siły; próbą uniknięcia i unicestwienia dyskusji na istotne tematy i sprowadzenia jej do poziomu argumentacji ad personom, gdzie nie sposób niczemu zaprzeczać ani się bronić. Jak bowiem „udowodnić”, że jakieś pejoratywne w stosunku do ciebie określenie jest nieprawdziwe? Każde zaprzeczenie albo obrona natychmiast spotyka się z oskarżeniem, że „nie jest dostatecznie przekonująca”. Oczywiście! Nigdy taka nie jest i być nie może. Oto dlaczego raz rzucone oskarżenie ma taką moc i jest tak niebezpieczne – ci, którzy się nim posługują, są tego doskonale świadomi.
Odwoływanie się do rozmaitych „izmów” i „fobii” zawsze świadczy o tym, że ci, którzy miotają nimi na oślep, w istocie niewiele mają do powiedzenia. Peter Brimelow zauważył, że „rasistą” jest każdy, kto wygrywa polemikę z liberałem lub z liberalnym lewicowcem, a w pewnych przypadkach także z konserwatystą. W dużej mierze jest to również prawdziwe w odniesieniu do większości osób, które oskarża się, że są „antysemitami”.
Na przestrzeni ostatnich kilku lat, jak chyba nigdy wcześniej w naszym kraju [USA – dop. red.] w XX wieku, kwestię żydowskich wpływów porusza się w najważniejszych mediach. Po raz pierwszy, co szczegółowo opisuje dr MacDonald w trzecim eseju niniejszej książki, pojawiła się ona w kontekście pytania: „Kto wciągnął nas do Iraku?” Jeszcze przed wybuchem działań wojennych w kwietniu 2003 r. stało się oczywiste, że niewielka grupa decydentów, głównie Żydów, mająca bliskie powiązania z żydowskimi publicystami, robiła wszystko co mogła, aby nakłonić administrację Busha i cały naród do wdania się w wojnę z Irakiem, a może także z innymi krajami arabskimi, które uważali za wrogie Izraelowi. W działania te byli, oczywiście, zaangażowani nie-Żydzi, zwłaszcza prezydent Bush, wiceprezydent Cheney i sekretarz obrony Rumsfeld, a także pewna liczba nieżydowskich „jastrzębi” i przedstawiciele konserwatystów, tacy jak Rush Limbaugh. Najważniejszymi jednak aktorami tego spektaklu, którzy prawie od samego początku kadencji Busha parli do wojny, byli Żydzi: zastępca sekretarza obrony Paul Wolfowitz (obwołany przez Jeruzalem Post Człowiekiem Roku za rolę, jaką odegrał w nakłanianiu do wojny z Irakiem), Richard Perle i Douglas Feith, a także spora liczba innych Żydów pracujących w Pentagonie oraz licznych rządowych departamentach i agencjach. Należeli do nich również powszechnie znani żydowscy komentatorzy, np. Norma Podhoretz, Bili Bristol, Charles Krauthammer, Michale Ledeen, Dawid Frum i Josh Muravchik. Co więcej, kolejne artykuły dokumentujące ich wpływy i powiązania oraz prawdopodobne motywacje (więź z Izraelem i jego interesami na Bliskim Wschodzie) zaczęły jeden po drugim, pojawiać się w najważniejszych konserwatywnych i liberalnych mediach. Nierzadko podobne treści pojawiały się w artykułach pióra autorów pochodzenia żydowskiego. W rezultacie wśród wielu Amerykanów stopień uświadomienia sobie roli wpływów żydowskich w kształtowaniu polityki społecznej wzrósł w ciągu ostatnich kilku lat, i jest wyższy niż kiedykolwiek.
Na fali kontrowersji w sprawie wojny irackiej rozgorzał kolejny spór, który ponownie zwrócił uwagę na zakres wpływów żydowskich, tym razem w kulturze masowej, jaki unaocznił się w atakach na film Mela Gibsona Pasja. Zapoczątkował je Abraham Foxman z Ligi Przeciw Zniesławieniom z B’nai B’rith, ale apogeum osiągnęły tuż po premierze. Żydowscy recenzenci, tacy jak Frank Rich z New York Times’a pisali, że film jest jednoznacznie naciągany tak, aby szkalować Żydów; Leon Wieseltier twierdził w The New Republic, że Gibson postanowił wywrzeć na milionach ludzi wrażenie, że Żydzi są winni śmierci Jezusa, a Jamie Bernard rozpoczął swoją recenzję w New York Daily News od stwierdzenia, że „Pasja” Mela Gibbona jest najbardziej zjadliwym filmem antyżydowskim, jaki nakręcono od czasów niemieckich filmów propagandowych z czasów II wojny światowej. Mimo to, choć spotkała się z bardziej wrogim przyjęciem, niż jakikolwiek inny film w historii, Pasja błyskawicznie pobiła rekordy frekwencji i zysków, jakie przyniosła producentowi i reżyserowi. Atak na film skończył się fiaskiem, mimo że jego głownie żydowscy przeciwnicy rozpętali wokół niego oraz Mela Gibsona ogromną kampanię wrogości i jawnych oszczerstw. MacDonald pokrótce tylko wspomina o sporze wokół Mela Gibsona, ale dosłownie wszystko, co go dotyczy, pasuje do jego modelu „żydowskich wpływów” i teorii „kultury krytyki”, jaką stworzyli Żydzi.
Propozycja MacDonalda daje dogłębne wytłumaczenie, dlaczego tak wielu Żydów reaguje aż tak gwałtownie na wszystko, co uważają za zagrożenie; dlaczego mają skłonność, aby widzieć je nawet w zupełnie niewinnych uwagach i działaniach; ukazuje też, w jaki sposób koordynują i mobilizują zasoby finansowe, polityczne i społeczne, aby zniszczyć to, co za zagrożenie uważają. Jego teoria nie tłumaczy natomiast, dlaczego nie-Zydzi to znoszą i godzą się na to.
W obu wspomnianych przypadkach: wojny w Iraku i sporu wokół Gibsona jasne jest, że wpływy żydowskie znaczą bardzo niewiele, kiedy ci, którzy są ich przedmiotem, uświadomią je sobie, a następnie odrzucą. Żydowscy decydenci polityczni mogli wszcząć wojnę z Irakiem, ale ich rola w tej sprawie i uciekanie się do oczywistych przekłamań, a może nawet jawnego fałszowania danych wywiadu o „broni masowego rażenia” i domniemanych powiązaniach Iraku z międzynarodowym terroryzmem, już wkrótce okryje ich hańbą i skutecznie zdyskredytuje tych, którzy je wymyślili. Atak na Gibsona, mimo potężnego zaangażowania mediów i środków finansowych, okazał się całkowitą klęską, bo miliony Amerykanów tłumnie poszły do kin, aby obejrzeć film, a obraz przyniósł setki milionów zysku. W następstwie owych wydarzeń stało się jasne, że „żydowska potęga” może istnieć tylko dlatego, że goje, których ma zniewalać, albo nie dostrzegają jej, albo nie chcą się jej przeciwstawić. Najlżejszy podmuch i odrobina światła, które ją ujawniają, wystarcza, aby rozpadła się w pył – oto dlaczego ci, którzy o tym mówią, tak szybko są uciszani i odsądzani od czci i wiary jako „antysemici”. Nie jest jednak jasne, dlaczego goje w ogóle tolerują żydowską potęgę i wpływy. Dr MacDonald z pewnością powinien zainteresować się tą kwestią i poświęcić jej wszystkie swe siły. Tymczasem, osiągnął już znacznie więcej, niż większość jego bliźnich na przestrzeni całego życia. Niezależnie od tego, czy w pełni zgadzamy się z jego teorią, czy też nie, to, co możemy zaczerpnąć z jego wiedzy oraz przemyśleń, wynagrodzi nam trud ich lektury. Eseje, które zawarł w tej książce stanowią dobrą okazję, aby rozpocząć właśnie od nich.
Samuel Francis, sierpień 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.