Promieniowanie wież nie było przeznaczone dla wyrodków. Oddziaływało na układ nerwowy każdej istoty ludzkiej z tej planety. Fizjologiczny mechanizm tego oddziaływania nie był znany, lecz jego istota sprowadzała się do tego, że mózg poddany napromieniowaniu tracił zdolność krytycznej analizy rzeczywistości! Człowiek myślący zamieniał się w człowieka wierzącego i zaślepionego, wierzącego fanatycznie, wbrew bijącym w oczy faktom. Człowiekowi znajdującemu się polu promieniowania można było, za pomocą najprymitywniejszych środków, wmówić każdą rzecz i poddany takiej sugestii uważał wtłaczane mu do głowy brednie za święte i jedyne prawdy, gotów był dla nich żyć, cierpieć i umierać.
Pole działało zawsze. Niezauważalne, wszechobecne i wszechprzenikające. Wypromieniowywała go nieustannie gigantyczna sieć wież pokrywająca cały kraj. Niczym tytaniczny odkurzacz wysysało z milionów umysłów wszelkie wątpliwości na temat tego, co krzyczały gazety, broszurki, radio i telewizja, co powtarzali nauczyciele w szkołach i oficerowie w koszarach, co głoszono z kościelnych ambon. Nieznani Ojcowie kierowali wolę i energię milionowych mas tam, dokąd tylko zechcieli. Mogli zmusić i zmuszali tłumy do ubóstwiania siebie; mogli wzbudzać i wzbudzali nieubłaganą nienawiść do wrogów zewnętrznych i wewnętrznych; mogli, gdyby im przyszła na to ochota, pognać miliony pod karabiny maszynowe i armaty, a te miliony umierałyby z najwyższym zachwytem; mogli zmusić miliony do wzajemnego wyrzynania się w imię czegokolwiek; mogli dla kaprysu wywołać epidemię samobójstw... Mogli wszystko.
Dwa razy na dobę, o dziesiątej rano i dziesiątej wieczorem gigantyczny odkurzacz włączano na pełną moc i przez pół godziny ludzie nie byli już ludźmi. Wszystkie wewnętrzne napięcia, narosłe w podświadomości z powodu sprzeczności hipnotycznych urojeń z rzeczywistością, wyzwalały się w paroksyzmie rozpasanego entuzjazmu, w ekstatycznej euforii samo-poniżenia i adoracji. Takie nawały promieniste całkowicie tłumiły odruchy, zabijały instynkty i zastępowały je potwornym kompleksem wdzięczności i uwielbienia dla Nieznanych Ojców. W takim stanie napromieniowywany całkowicie tracił zdolność rozumowania i działał jak robot, któremu wydano rozkaz.
Niebezpieczni dla Ojców mogli być jedynie tacy ludzie, którzy ze względu na swą fizjologiczną odrębność byli niepodatni na sugestię. Nazywano ich wyrodkami. Pole ciągłe nie działało na nich w ogóle, zaś nawały promieniste wywoływały jedynie nieznośne boleści. Wyrodków było stosunkowo niewielu, ale byli to jedyni czuwający ludzie w tym królestwie Somnambulików. Tylko oni zachowali zdolność trzeźwej oceny świata rzeczywistego, oddziaływania nań, zmieniania i kierowania światem. Największy koszmar krył się w tym, że właśnie oni dostarczali społeczeństwu elity władzy. Wszyscy Nieznani Ojcowie byli wyrodkami, ale większość wyrodków nie była Nieznanymi Ojcami. Ci bowiem, którzy nie zdołali lub nie zechcieli wejść do elity, albo też nie wiedzieli, że taka elita istnieje, a więc wyrodki -żądni władzy, wyrodki - rewolucjoniści i wyrodki - mieszczanie zostali uznani za wrogów ludzkości i odpowiednio traktowani.
Maksym poczuł taką rozpacz, jakby nagle odkrył, że jego zaludniona wyspa jest w rzeczywistości zamieszkana nie przez ludzi, lecz przez marionetki. Nie było na co liczyć. Plan zdobycia jakiegoś większego obszaru był zwykłym awanturnictwem. Ogromna maszyna do ogłupiania była zbyt prosta, aby mogła ewoluować i zbyt wielka na to, żeby dała się zniszczyć niewielkim i siłami. W kraju nie było żadnego czynnika, który mógłby wyswobodzić ogromny naród nie mający pojęcia o tym, że nie jest wolny; naród, który - jak się wyraził Dzik - wypadł z biegu historii. Maszyna była niezniszczalna od wewnątrz i częściowo unicestwiona natychmiast się odbudowywała. Na zakłócenia zewnętrzne reagowała błyskawicznym atakiem, nie troszcząc się przy tym o los swych poszczególnych elementów. Jedyna nadzieja kryła się w fakcie, że maszyna miała Centrum, pulpit sterowniczy, mózg. To Centrum teoretycznie można było zniszczyć, doprowadzić maszynę do stanu nietrwałej równowagi i spróbować przestawić ten świat na inne tory, zawrócić na drogę historii. Ale lokalizacja Centrum była największą, najpilniej strzeżoną tajemnicą. Nie było też nikogo, kto mógłby je zniszczyć. To było coś zupełnie innego niż atak na wieżę. To była poważna operacja wymagająca ogromnych środków i przede wszystkim armii ludzi niepodatnych na promieniowanie. Niepodatnych, to znaczy odpornych z natury lub zaopatrzonych w skuteczne, proste i łatwo dostępne urządzenia ochronne. Niczego podobnego nie było i nic nie wskazywało na to, że kiedyś będzie. Kilkaset tysięcy wyrodków nie stanowiło jednolitej masy. Ludzie ci byli rozproszeni, skłóceni i prześladowani, wielu zaś w ogóle należało do kategorii tak zwanych "wyrodków legalnych". Gdyby nawet udało się ich zjednoczyć i uzbroić, to Nieznani Ojcowie natychmiast wytrzebiliby tę malutką armię, kierując przeciwko niej ruchome emitery włączone na pełną moc...
Zef dawno już zamilkł, a Maksym nadal siedział z opuszczoną głową i dłubał patykiem w czarnej, suchej ziemi. Potem Zef odchrząknął i powiedział:
- Tak, kolego. Tak to wygląda naprawdę.
Zdawało się, że zaczął już żałować, iż opowiedział, jak to wygląda naprawdę.
Na co więc liczycie?! - wyrwało się Maksymowi.
A. B Strugaccy Przenicowany świat
tlumaczenie: Tadeusz Gosk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.