piątek, 16 grudnia 2016

Przenicowany świat ...

...To, co opowiedział, było potworne. To było potworne samo przez się, potworne również i dlatego, że nie po­zostawiało cienia wątpliwości. Dopóki mówił - niezbyt głośno, spokojnie, czystym, literackim językiem, [...] Maksym ze wszystkich sił starał się znaleźć jakąś lukę w tym nowym obrazie świata. Daremnie. Obraz był spójny, prymitywny, beznadziejnie logiczny i tłu­maczył wszystkie znane Maksymowi fakty. To było naj­większe i najstraszliwsze odkrycie spośród wszystkich odkryć, dokonanych przez Maksyma na jego zaludnio­nej wyspie.

Promieniowanie wież nie było przeznaczone dla wy­rodków. Oddziaływało na układ nerwowy każdej isto­ty ludzkiej z tej planety. Fizjologiczny mechanizm te­go oddziaływania nie był znany, lecz jego istota spro­wadzała się do tego, że mózg poddany napromieniowa­niu tracił zdolność krytycznej analizy rzeczywistości! Człowiek myślący zamieniał się w człowieka wierzącego i zaślepionego, wierzącego fanatycznie, wbrew bijącym w oczy faktom. Człowiekowi znajdującemu się polu promieniowania można było, za pomocą najprymitywniejszych środków, wmówić każdą rzecz i poddany takiej sugestii uważał wtłaczane mu do głowy brednie za święte i jedyne prawdy, gotów był dla nich żyć, cierpieć i umierać.

Pole działało zawsze. Niezauważalne, wszechobecne i wszechprzenikające. Wypromieniowywała go nieustan­nie gigantyczna sieć wież pokrywająca cały kraj. Ni­czym tytaniczny odkurzacz wysysało z milionów umy­słów wszelkie wątpliwości na temat tego, co krzycza­ły gazety, broszurki, radio i telewizja, co powtarzali nauczyciele w szkołach i oficerowie w koszarach, co głoszono z kościelnych ambon. Nieznani Ojcowie kie­rowali wolę i energię milionowych mas tam, dokąd tylko zechcieli. Mogli zmusić i zmuszali tłumy do ubó­stwiania siebie; mogli wzbudzać i wzbudzali nieubłaga­ną nienawiść do wrogów zewnętrznych i wewnętrznych; mogli, gdyby im przyszła na to ochota, pognać miliony pod karabiny maszynowe i armaty, a te miliony umie­rałyby z najwyższym zachwytem; mogli zmusić miliony do wzajemnego wyrzynania się w imię czegokolwiek; mogli dla kaprysu wywołać epidemię samobójstw... Mo­gli wszystko.

Dwa razy na dobę, o dziesiątej rano i dziesiątej wie­czorem gigantyczny odkurzacz włączano na pełną moc i przez pół godziny ludzie nie byli już ludźmi. Wszy­stkie wewnętrzne napięcia, narosłe w podświadomości z powodu sprzeczności hipnotycznych urojeń z rzeczy­wistością, wyzwalały się w paroksyzmie rozpasanego entuzjazmu, w ekstatycznej euforii samo-poniżenia i adoracji. Takie nawały promieniste całkowicie tłumiły odruchy, zabijały instynkty i zastępowały je potwornym kompleksem wdzięczności i uwielbienia dla Nieznanych Ojców. W takim stanie napromieniowywany całkowicie tracił zdolność rozumowania i działał jak robot, któremu wydano rozkaz.

Niebezpieczni dla Ojców mogli być jedynie tacy ludzie, którzy ze względu na swą fizjologiczną odrębność byli niepodatni na sugestię. Nazywano ich wyrodkami. Pole ciągłe nie działało na nich w ogóle, zaś nawały pro­mieniste wywoływały jedynie nieznośne boleści. Wyrod­ków było stosunkowo niewielu, ale byli to jedyni czuwa­jący ludzie w tym królestwie Somnambulików. Tylko oni zachowali zdolność trzeźwej oceny świata rzeczywistego, oddziaływania nań, zmieniania i kierowania światem. Największy koszmar krył się w tym, że właśnie oni do­starczali społeczeństwu elity władzy. Wszyscy Nieznani Ojcowie byli wyrodkami, ale większość wyrodków nie była Nieznanymi Ojcami. Ci bowiem, którzy nie zdołali lub nie zechcieli wejść do elity, albo też nie wiedzieli, że taka elita istnieje, a więc wyrodki -żądni władzy, wy­rodki - rewolucjoniści i wyrodki - mieszczanie zostali uznani za wrogów ludzkości i odpowiednio traktowani.

Maksym poczuł taką rozpacz, jakby nagle odkrył, że jego zaludniona wyspa jest w rzeczywistości zamieszka­na nie przez ludzi, lecz przez marionetki. Nie było na co liczyć. Plan zdobycia jakiegoś większego obszaru był zwykłym awanturnictwem. Ogromna maszyna do ogłu­piania była zbyt prosta, aby mogła ewoluować i zbyt wielka na to, żeby dała się zniszczyć niewielkim i siła­mi. W kraju nie było żadnego czynnika, który mógłby wyswobodzić ogromny naród nie mający pojęcia o tym, że nie jest wolny; naród, który - jak się wyraził Dzik - wypadł z biegu historii. Maszyna była niezni­szczalna od wewnątrz i częściowo unicestwiona natych­miast się odbudowywała. Na zakłócenia zewnętrzne rea­gowała błyskawicznym atakiem, nie troszcząc się przy tym o los swych poszczególnych elementów. Jedyna na­dzieja kryła się w fakcie, że maszyna miała Centrum, pulpit sterowniczy, mózg. To Centrum teoretycznie moż­na było zniszczyć, doprowadzić maszynę do stanu nie­trwałej równowagi i spróbować przestawić ten świat na inne tory, zawrócić na drogę historii. Ale lokalizacja Centrum była największą, najpilniej strzeżoną tajemni­cą. Nie było też nikogo, kto mógłby je zniszczyć. To by­ło coś zupełnie innego niż atak na wieżę. To była poważ­na operacja wymagająca ogromnych środków i przede wszystkim armii ludzi niepodatnych na promieniowanie. Niepodatnych, to znaczy odpornych z natury lub zaopa­trzonych w skuteczne, proste i łatwo dostępne urządze­nia ochronne. Niczego podobnego nie było i nic nie wskazywało na to, że kiedyś będzie. Kilkaset tysięcy wyrodków nie stanowiło jednolitej masy. Ludzie ci byli rozproszeni, skłóceni i prześladowani, wielu zaś w ogó­le należało do kategorii tak zwanych "wyrodków legal­nych". Gdyby nawet udało się ich zjednoczyć i uzbroić, to Nieznani Ojcowie natychmiast wytrzebiliby tę ma­lutką armię, kierując przeciwko niej ruchome emitery włączone na pełną moc...

Zef dawno już zamilkł, a Maksym nadal siedział z opuszczoną głową i dłubał patykiem w czarnej, suchej ziemi. Potem Zef odchrząknął i powiedział:

- Tak, kolego. Tak to wygląda naprawdę.

Zdawało się, że zaczął już żałować, iż opowiedział, jak to wygląda naprawdę.

Na co więc liczycie?! - wyrwało się Maksymowi.

A. B Strugaccy Przenicowany świat
tlumaczenie: Tadeusz Gosk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.