Ależ masz rację: malarstwo pana Jerzego jest genialne. I dobrze, żeś to panu Jerzemu powiedział. On jest geniuszem w takim rozumieniu tego słowa, jakie mieli romantycy. Jego świadomość często spada do Otchłani. Ma ostre poczucie tragizmu egzystencji. Upada pod ciężarem zwątpienia. I dlatego właśnie maluje genialne transcendentny byt ludzi i rzeczy. Niekiedy maluje myśl, myśl bezsłowną, pozawerbalną; tę myśl, która nie może nawiedzić poety; myśl, która pozwala muzykowi słyszeć, a malarzowi widzieć antyświaty. Zawsze utwierdza nas w miłości do bytu. W tak marnym czasie taka wspaniała perła.
Kiedyś leciał nad Polską geniusz i musnął czoło pana Jana. Przy okazji musnął też uszy Witolda Lutosławskiego.
*
Różewicz: Czy Ty, Ryszardzie znasz się na muzyce?! Czy znasz utwory Lutosławskiego i Pendereckiego, są to twórcy wynoszeni na same szczyty (już wyżej jest tylko niebo) – ale ja mimo słabego ucha mam pewne wątpliwości co do tych Panów (zresztą na swój sposób znakomitych) ... Czegoś mi w nich brakuje. Muszę o tym z Tobą porozmawiać.
(...) Ja oddzielam Lutosławskiego od Pendereckiego. Pierwszy pan jest napiętnowany geniuszem. To jest człowiek, który podobnie jak Monteverdi, wrócił do konstytucji muzycznej Greków i w zupełnie nowy sposób zaczął wydobywać muzykę z "rudy słowa". To się czuje nawet w jego muzyce instrumentalnej. To co Chopin zrobił z dźwięków wydobywanych z fortepianu, to właśnie zrobił Lutosławski z dźwiękami, które "wytwarza" ludzki głos i orkiestra. Niebywałe natchnienie i nieprawdopodobna dyscyplina. Emocionalizm wydarty z naszej zaścierwionej egzystencji, zamknięty w nieskazitelnych strukturach. Zna cenę ciszy. Na każdy jego utwór czekam w niewymownym naprężeniu i jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Tylko on mógłby zrobić muzykę z tragedyj Ajschylosa, do takiego stopnia zna muzyczne walory mowy. – Natomiast ten drugi pan od początku wydawał mi się kompozytorem "popularnym" i merkantylnym. Handlował wszystkim: awangardą, ekstrawagancją, uczuciem religijnym, Polską. Teraz kokietuje "prawdziwą głębią", a naprawdę miesza Karłowicza z Mahlerem. Kto inny wyniósł "na szczyty" Pendereckiego, a kto inny – Lutosławskiego. Dobrze jest posłuchać reakcji sali z nagrań koncertowych. Po Pendereckim – histeria i frenezja. Po Lutosławskim –skupione ciepło.
Za Ryszard Przybylski Tadeusz Różewicz
Listy i rozmowy 1965 - 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.