Dzisiaj często rozróżnia się chrześcijaństwo postępowe i konserwatywne. Rzecz jasna, ocena każdej z odmian, zależnie od punktu widzenia, może być albo pozytywna, albo negatywna. Jednak rozróżnianie rewolucyjnej i zachowawczej postawy pochodzi ze świata polityki; i w sferze tego, co duchowe, jest to co najmniej nieuzasadnione. Zresztą ten schematyczny podział nie dotyka w ogóle głębi problemu. Rozstrzygające jest bowiem pytanie: czy chrześcijaństwu uda się, nie wikłając się w bałamutne propozycje, znaleźć jakieś żywotne rozwiązanie? To pytanie bowiem zobowiązuje, by odrzucić konwencjonalne i bezmyślne chrześcijaństwo z przyzwyczajenia, ponieważ jako takie jest skłonne do schorzeń i narażone na niebezpieczeństwo spłycenia oraz zagubienia tego, co naprawdę religijne. Trzeba walczyć o chrześcijaństwo pełne życia, o siłę, która może zapobiec zjawiskom degeneracji. Palącą sprawą staje się wytrwałość i znalezienie punktu oparcia, a mówiąc wprost: ożywienie świadomości, że człowiek jest zależny od Boga. Ustawiczne zadanie chrześcijanina polega przecież na zbliżaniu się do Tajemnicy, słuchaniu tego, co mówi Wieczność, i na nieodwracaniu się od owej Tajemnicy ze względu na ducha czasu.
W IV wieku chrześcijaństwu zagrażało wielkie niebezpieczeństwo. Stało się tak, choć osiągnęło ono jeden ze swych największych triumfów. Niemniej człowiek zwycięstwa znosi gorzej niż porażki. Oto nagle chrześcijanie przestali być „owieczkami pośród wilków". Cesarz Konstantyn prześladowany do tej pory Kościół z racji politycznych obsypał przywilejami, stwarzając w ten sposób zupełnie nową sytuację. Zmiana kursu polityki cesarskiej niosła z sobą oczywiście również pewne korzyści. Chrześcijanie zdobywali coraz większe wpływy, idee chrześcijańskie docierały do szkół oraz kształtowały wiele ustaw. Toteż przez wieki czyn Konstantyna uważano za dar niebios. Kościół wschodni ogłosił tego splamionego krwią cesarza nawet świętym, i była to - powiedzmy otwarcie - jedna z najbardziej niepojętych kanonizacji. Dostrzegając owe przywileje, nie wolno przeoczyć strasznego fermentu, jaki wówczas powstał. Kościół coraz bardziej włączał się w sprawy państwa, zdobywał władzę i ulegał jej zdradliwemu urokowi. Bramy Kościoła zostały otwarte na oścież i zewsząd napływały doń wielkie rzesze, ba, o chrzest prosili także ci, którym zależało tylko na karierze, a nie na wierze. Wartość Ewangelii z dnia na dzień malała. Wyprzedające się chrześcijaństwo wywołało poniekąd duchową inflację, której nie można było opanować. Mimo pozornego sukcesu rozpoczęła się agonia, której nie można przypatrywać się inaczej jak tylko z przerażeniem. I na tę sytuację chrześcijaństwo nie było przygotowane.
Wszystko to sprawiło, że prawdziwi chrześcijanie wkroczyli na drogę życia pustelniczego. Ruch zainicjowany przez Antoniego z Egiptu był - jak się z czasem okazało - skutecznym antidotum przeciwko rosnącemu wciąż spłyceniu życia wewnątrz Kościoła. Mimo to anachoretyzm był zjawiskiem, które od swoich początków po dzień dzisiejszy budzi kontrowersje i prowadzi do różnorodnych nieporozumień, gdyż w jego ocenie zabrakło prawdziwej przesłanki. Patrząc racjonalnie, należałoby powiedzieć, że anachoretyzm jest czymś niepojętym. Człowiek kierujący się tylko rozumem, oczarowany pieniądzem i sukcesem, przywykły do życia w społeczności uważa ojców pustyni za ludzi zgoła nienormalnych, dotkniętych poważnymi kompleksami. Dość powiedzieć, że psychologia głębi uważa anachoretyzm po prostu za zjawisko patologiczne. W najlepszym przypadku traktuje się ten ruch jako osobliwy fenomen, rozwijający się na marginesie Kościoła. Kto jednak w chrześcijaństwie nie odkrył i nie przeżył niczego szczególnego, ten powinien wstrzymać się od wszelkiego sądu na temat anachoretyzmu. Więcej nawet: przyznanie się do braku kompetencji w tej sprawie byłoby postawą jak najbardziej właściwą.
Naśladowanie ojców pustyni jest w obecnych czasach raczej wykluczone. Tym bardziej więc anachoretyzm powinien być rozpatrywany z punktu widzenia, dzięki któremu przekroczone zostaje to, co tylko racjonalne. Dlatego tylko ten, kto osobiście doświadczył Boga, wyczuwa w tym zagadkowym fenomenie rezygnację z wszelkiego bezpieczeństwa i ukrytą miłość do tego, co nieodwołalne. Przy tym fenomen ten można próbować ująć symbolicznie, jak choćby czyni to Eliot. „Pustynia - powiada ten myśliciel - nie znajduje się gdzieś daleko, w gorącej strefie klimatycznej, pustynia znajduje się tuż za rogiem, stykamy się z nią w metrze w godzinach szczytu; pustynia znajduje się w sercu naszego brata."
Zamiast więc nazywać anachoretyzm ucieczką od świata będącą protestem przeciwko ówczesnemu duchowi czasu - aspekt zresztą dość wyeksploatowany - trzeba ów fenomen - po chwili zastanowienia - określić raczej jako ruch pokutniczy. Ojcowie pustyni jako pokutnicy przepełnieni duchem heroizmu byli uosobieniem postaw niezwykłych. Ratowali wszak to, co żywotne, duchowe, absolutne, a zatem to, co wydawało się, że zostanie zatracone w masowym Kościele konstantyńskim. Był to bunt ducha przeciwko niwelującym wszystko niczym walec tendencjom tamtego okresu. Jeżeli więc na anachoretyzm spojrzy się jako na ruch pokutniczy, który chciał zmyć winę bezmyślnych, nominalnych chrześcijan w miastach, to ukazuje się on już w zupełnie innym świetle.
Wiele rzeczy, do tej pory niepojętych, traci swój absurdalny pozór i staje się sensownymi. Owi starochrześcijańscy pokutnicy podjęli się trudnego zadania i gdyby chodziło im jedynie o przygodę, szybko by jej poniechali. Oni jednak szli wytrwale naprzód, śpiewając wieczną pieśń, chociaż uciążliwości obranego życia wydawały się prawie niemożliwe do udźwignięcia. W dzień towarzyszyła im nieznośna spiekota, w nocy przejmujące zimno. Byli wydani na pastwę niemej i bezlitosnej natury. Sucha, wypalona żarem słońca pustynia przedstawia krajobraz pełen grozy, a wszelkie reguły ludzkiego współżycia stają się na niej bezprzedmiotowe. Mając świadomość cielesnej nędzy i opuszczenia, ojcowie pustyni z pewnością powątpiewali w możliwość wytrwania. Musiał jednak cechować owych mężów szczególny hart ducha, bo nie trwożyli się nawet w obliczu demonów. Przy tym wedle ich wyobrażeń owe demony nie były ani bezkształtnymi tworami materialnymi, ani ulotnymi stworami duchowymi. To wszystko jedynie potwierdza, że ówczesny anachoretyzm był zjawiskiem wybitnie charyzmatycznym. Chrześcijanie, którzy wiedli życie na pustyni, otrzymywali przedziwną pomoc z góry, doświadczali rzeczy, które zwykłym śmiertelnikom wydawały się niemożliwe, gdy tymczasem oni traktowali je jako niedającą się z niczym porównać szczęśliwość.
Codzienność ojców pustyni to surowa asceza: skąpe pożywienie, liche lokum, strzępy odzienia i... ciężkie łańcuchy, które często wlekli za sobą. Współczesny człowiek już nie wie, czym jest asceza. Widzi w niej tylko radykalne, prawie że chorobliwie wrogie nastawienie do ciała. Co więcej, pojmowanie jej jako postawy wrogiej wobec życia stało się prawie powszechne. Nie zważa się przy tym na mentalność ascetów leżącą u podstaw takiego sposobu życia. Najpierw należałoby bodaj zapytać, jakie motywy doprowadzają do decyzji o podjęciu tak uciążliwej drogi pokutniczej.
Otóż postawa ascetyczna rodzi się z określonych powodów, które należy wyjaśnić, zanim wyrazi się jakikolwiek sąd na jej temat. W anachoretyzmie nie chodziło o ascezę szturmem zdobywającą niebo, lecz o drogę do wyższego dobra, o pragnienie zjednoczenia się z Bogiem. Dlatego celem tej pokuty nie mogło być - i nie było - bezowocne samozniszczenie.
Uznano wówczas, i słusznie, że bez ascetycznego przezwyciężenia niższej natury przez wyższą nie do pomyślenia jest życie mistyczne. Krótko mówiąc, droga ascezy, co dzisiejszemu zniewieściałemu chrześcijaństwu wydaje się czymś potwornym, polega w istocie na wieloletnim praktykowaniu życia religijnego, dzięki któremu można osiągnąć życie boskie. Naturalnie, asceza bezowocna przyczynia się w znacznej mierze do skostnienia tego życia. Ale istnieje również asceza, która wciąż poszukuje nowych form dyscypliny ascetycznej, nowych sposobów urzeczywistniania tego, co boskie, w świecie nieznającym Boga. Niemniej jedno jest niezmienne: chrześcijaństwo nigdy nie może zrezygnować z pokuty jako formy walki przeciwko ciemnościom, a równocześnie musi pilnie zważać, aby ta pokuta nie stała się trucizną. W życiu ojców pustyni, jak mówi Pawieł Fłorenski, „ten, który przychodzi, staje się widoczny tak, jak przez lornetkę. Całe ich - ojców pustyni - bogactwo odcieni jest nowe, szczególne, apokaliptyczne. Tylko ślepi tego nie dostrzegają. Lekkomyślnością albo szaleństwem byłoby nie naśladować ich i przejść obok, nie zwracając na nich uwagi".
W trosce, aby mówiąc o anachoretyzmie nie zagubić się pośród pojęć abstrakcyjnych, warto zgłębić postać Makarego Wielkiego. Co ciekawe, od niego pochodzi sformułowanie, że ojcowie pustyni są „pijanymi radością mężami odurzonymi w duchu napojem boskich tajemnic". To właśnie określenie - «odurzeni Bogiem» - wydaje się właściwą nazwą dla pokutników wielkiego stylu. W katedrze Przemienienia w Nowogrodzie znajduje się pochodzący z XIV wieku obraz przedstawiający Makarego. Rzecz jasna, problem dotyczący podobieństwa - z powodu odległości czasowej - w ogóle nie wchodzi w rachubę, bo też artyście chodziło o pokazanie jego wnętrza, a nie zewnętrznych rysów. Namalowana przez Greka Teofana ikona przedstawia spalonego słońcem mężczyznę o siwych włosach, będącego już nieomal poza sferą ziemskiego życia.
W pierwszym momencie jest się zaskoczonym i jednocześnie urzeczonym niezwykłym obliczem pełnym duchowej surowości. Chyba nigdy nie widziało się podobnej twarzy. Żadna ikona nie podaje zresztą - o ile można tak powiedzieć - biograficznych informacji. Dotyczy to również wizerunku Makarego, który walczył z Bogiem i ludźmi i zwyciężył samego siebie. Dość powiedzieć, że ta niezwykła postać wywiera nieopisane wrażenie. Zdaje się, jakoby ów mąż o niezwykłym obliczu przyszedł z innego świata i do innego podążał. W żadnym razie nie można go zaliczyć do społeczeństwa mieszczańskiego. Ikona wyobrażająca Makarego odsyła do prapoczątków. Sugeruje niepojętość i niewymowność tej zdematerializowanej postaci i szydzi z wszelkich prób racjonalnego jej zrozumienia. To, co nie dostaje rozumowemu pojmowaniu, staje się w okamgnieniu jasne. Wyczuwa się przy tym, że Makary chce przekazać coś, o czym się zupełnie zapomniało.
Uczucie wstydu ogarnia tego, kto staje przed Makarym. Ów mnich otrzymał już za życia przydomek «Wielki», rzadko bardzo przyznawany. Teraźniejszość zna tego Wielkiego Makarego, słynnego z bogactwa ducha, zaledwie z imienia. Sam Makary nie rościłby sobie zresztą żadnych pretensji do czci i na pewno zgodziłby się na słowa Matthiasa Claudiusa: „My nie jesteśmy wielcy, nasze szczęście polega na tym, że możemy wierzyć w coś większego i lepszego". Miał świadomość, co to wielkość fałszywa, choć zwykle człowiek nie wie, że wielkie jest w istocie to, czym on nie jest. Na dowód tego można przytoczyć pouczające wydarzenie. Oto przybył kiedyś do niego jakiś podróżny: „Czy jesteś Makarym, tym Wielkim?", zapytał pustelnika. „Wielki Makary? Nie znam", miał odpowiedzieć mnich. Pytający, który nie pojął tego zaprzeczenia, przeszukiwał dalej pustynię, nie znajdując tego, kogo szukał. Zresztą pośród apoftegmatów, czyli sentencji ojców pustyni, znajdujemy i taki, który jeszcze lepiej ilustruje stosunek Makarego do przesadnie okazywanego mu szacunku. Ponoć pustelnik nie udzielał odpowiedzi na żadne pytanie, w którym krył się choćby zamiar okazania mu czci, ale jeśli któryś z braci zwrócił się do niego drwiąco, na przykład: „Abba, kiedy byłeś poganiaczem wielbłądów, a kradłeś sól, a później ją sprzedawałeś, czy strażnicy nie obili cię rózgami?", to tak zagadnięty odpowiadał chętnie.
Makary nie chciał uchodzić za Wielkiego, uważał to określenie za nie do pogodzenia z pokorą i życiem w poniżeniu, które świadomie wybrał. Nie jest też ono do pogodzenia z Ewangelią. Uczniowie kiedyś w drodze sprzeczali się o to, kto z nich jest największy. Zapytani przez Jezusa o powód sporu zamilkli, po czym otrzymali następującą odpowiedź: „Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie [...] sługą wszystkich!" (Mk 9, 35). W tym konsekwentnym odrzucaniu określenia „wielki" daje znać o sobie prawdziwa, wewnętrzna wielkość. Nie można jej mierzyć miarą świata, niemniej ona sama pokazuje, jak radykalnie inaczej wyglądają te sprawy w rozumieniu pokutników.
Nieliczne są dokumenty o życiu Makarego. Nie doczekał się żadnego biografa tej rangi co Atanazy, dlatego obraz jego zatarł się z biegiem lat. Skąpe wieści o nim przekazali Palladiusz, pustelnik z Antiochii, Rufin Syryjczyk i Sozomenos. Ich wiedza pochodzi od naocznych świadków. Lecz trzeba zaznaczyć, iż Palladiusz nasłuchał się o Makarym wielu dziwnych, niemniej mało wiarygodnych historii. Podobnie Rufin, który nadto zauważył, że o tym mnichu opowiadano zwykle rzeczy, których nie da się opisać. Owi mężowie podróżujący po pustyni - nie należy mylić ich z dzisiejszymi turystami - nie pisali dzieł historycznych w nowoczesnym tego słowa znaczeniu, nie byli również reporterami, którzy swymi sensacyjnymi wiadomościami chcą poruszyć ludzi. Swe kroniki spisywali dla zbawienia swych dusz i służyły one wyłącznie celom religijnym. Sam Makary pozostawił po sobie kilka sentencji oraz pięćdziesiąt homilii, które są przede wszystkim świadectwem podejmowanych przezeń wysiłków kształtowania samego siebie.
Makary żył naprawdę, nie jest postacią fikcyjną i nie trzeba powątpiewać w jego istnienie. Zresztą byłoby czymś gorszym niż tylko godnym pożałowania, gdyby za prawdę uważać tylko to, co da się udowodnić. Wprawdzie nie można odtworzyć szczegółowego obrazu życia Makarego, ponieważ posiadamy tylko strzępy informacji na jego temat, jednak jedno jedyne charakterystyczne zdarzenie może okazać się często bogatsze w treść niż długie, nic niemówiące opisy. Ojców pustyni wyróżniała określona postawa. Makary opisał ją następującymi słowami: „Kto ma łaskę, ma też inny umysł, inne zmysły, inną mądrość niż mądrość tego świata".
Makary pochodził z Egiptu, z kraju, w którym Józef i Maryja szukali schronienia przed prześladowaniami króla Heroda. Prawdopodobnie należał do egipskiej grupy etnicznej posługującej się językiem koptyjskim. Nawet gdyby egipscy wieśniacy nie znajdowali się na wysokim poziomie kulturalnym, to jednak ich kraj mógł przecież powoływać się na starą tradycję. To przecież Egipt wzniósł wspaniałe budowle i stworzył godną uwagi literaturę mądrościową. W czasach Makarego nie był to już oczywiście kraj niezależny. Przemożny wpływ wywierała nań kultura hellenistyczna, nadto i chrześcijanie nie pielęgnowali pamięci o starotestamentowej historii Egiptu - miejscu niewoli narodu wybranego. Przyszły mnich pochodził z prostego ludu. Podaje się, że w młodości pasał bydło. Był więc pasterzem jak wiele innych postaci biblijnych, od Mojżesza poprzez Dawida aż do pasterzy z Betlejem. Życie tych ludzi, co strzegą pasących się stad, jest szczególne. Pasterz długie godziny spędza samotnie, ma wiele czasu na rozmyślania, a co najważniejsze: samotność sprzyja skupieniu.
W młodości, jak wielu jego rówieśników, Makary psocił. Pewnego razu wraz z kolegami ukradł kilka fig i z pewnością zjadł je z przyjemnością. Także i św. Augustyn opowiada w swych Wyznaniach o kradzieży gruszek na rynku w Tagaście. Czy jednak z tego powodu trzeba by złamać kij na winowajcy? Czy też należałoby raczej powiedzieć, że każde dziecko robi wiele podobnych rzeczy? Czy zatem należy Makarego oskarżać, czy może usprawiedliwiać? Ani to, ani tamto. Makary pokutnik nie spadł przecież z nieba. Należy w nim widzieć również człowieka popełniającego błędy, jego młodość wyglądała tak, jak młodość innych. Każda próba upiększenia jego postaci byłaby już stylizacją, która budziłaby jedynie podejrzenie o zbytni retusz.
Rodzice - według pewnej tradycji jego ojciec był księdzem - ożenili młodego Makarego. Oczywiście mówi się, że rodzice zmusili go do tego małżeństwa, chociaż odpowiada to raczej schematowi historii o świętych niż rzeczywistości. A więc ten wielki pustelnik nie żył przez cały czas w celibacie. Obrał zwykłą drogę, która przeznaczona jest człowiekowi. Makary, co oczywiste, żył z ową kobietą.
Tradycja, że ze swą żoną żył w małżeństwie Józefowym, jest późniejszym mniszym komentarzem. Lecz prawdą jest, że jego małżeństwo nie trwało długo, bo żona zmarła dość wcześnie.
Ciekawy epizod z życia Makarego znajdujemy w jednym z apoftegmatów. Opowiada o sobie sam mnich: „Kiedy byłem młody i mieszkałem w celi w Egipcie, złapano mnie i wyświęcono, żebym był duchownym w tej wiosce. A nie chcąc przyjąć takiego urzędu, uciekłem i zamieszkałem gdzie indziej". Dowodzi to pewnie, iż Makary zdobył pewne wykształcenie, inaczej nie chciano by go uczynić duchownym.
Śmierć młodej żony Makary odczytał jako wskazanie drogi, nie zaś jako przypadkowe zrządzenie losu. Zdecydował się wówczas opuścić społeczeństwo. Nie bez wpływu na tę decyzję pozostawał fakt, iż życie chrześcijańskie w Egipcie budziło niepokój na skutek coraz większego zeświecczenia Kościoła. Makary przeniósł się do małej groty położonej niedaleko wsi. Swą drogą do samotności szedł małymi kroczkami. Nie było mu dane spieszyć do wieczności w siedmiomilowych butach. Zresztą niczego nie robił w pośpiechu, próbował ostrożnie, czy ma dostatecznie dużo sił, by przeprowadzić to, co przedsięwziął, sprawdzał, czy potrafi znieść samotność, czy też będzie musiał się poddać i narazić na kpiny. Dlatego wpierw zamieszkał niedaleko wsi, niedaleko od ludzi. Problem samotności, jakiej doświadczamy obecnie, jest wyrazem trudności w nawiązywaniu kontaktów, znakiem wiarołomności naszych czasów. Tymczasem dawniej samotność była warunkiem silniejszego zjednoczenia z Bogiem.
Wróćmy do Makarego. Na początek jego pustelniczej drogi padł głęboki cień. Pewna dziewczyna ze wsi, gdy zauważyła, że spodziewa się dziecka, i kiedy stało się to oczywiste dla wszystkich, nie namyślając się długo, powiedziała, że uwiódł ją nasz Makary, obiecując, że się z nią ożeni. Oto oszczerstwo, którego później doświadczył na sobie równie dobroduszny mistyk Henryk Suzo.
Ponieważ tłum zawsze zło uważa za prawdziwsze niż dobro, przeto złość ludzka obróciła się przeciw pustelnikowi, któremu zarzucono obłudę i hipokryzję. Mówiono o nim, że potajemnie zadaje się z kobietami, a na zewnątrz chciałby uchodzić za pokutnika. Według jego własnej relacji zawieszono mu na szyi okopcone garnki i ucha od naczyń. „Prowadzili mnie przez wszystkie ulice wioski - opowiadał Makary - bijąc mnie i wołając: «Ten mnich pohańbił naszą dziewicę, trzymajcie go, trzymajcie!». I pobili mnie prawie do śmierci." Makary nie bronił się, milczał, położył palec na ustach, co było wymownym gestem tajemnicy. Pustelnik więc nie tylko nie zaprzeczył fałszywym oskarżeniom, lecz zachował się nadto tak, jakby to, co mówiła lekkomyślna dziewczyna, było prawdą. Co więcej, całymi dniami pracował i oddawał cały zarobek dziewczynie.
Nadszedł dzień porodu. Rozpoczęły się bóle porodowe, lecz dziewczyna nie mogła urodzić. Wiła się w bólach, ale nie mogła wydać dziecka na świat. W swoim trudnym położeniu zrozumiała, że jej bezskuteczne bóle są karą za kłamstwo, którym oczerniła Makarego. Bieda ta zmusiła ją do odwołania hańbiącego oskarżenia i wyjawienia prawdziwego imienia ojca. Odtąd poród przebiegał szybko i już po chwili młoda matka mogła trzymać swe dziecko w ramionach. Zmieniło się natychmiast nastawienie wsi do Makarego - pogarda zmieniła się w bezgraniczny podziw. Jego zachowanie uznano za niezwykłe i zaczęto okazywać mu wielką cześć, którą jednakże przyjmował równie obojętnie jak uprzednio obelgi.
Dotychczasowe przeżycia były jedynie wstępem do pełni pustelniczego życia, wkrótce bowiem udał się na pustynię. I tak rozpoczął się niezwykły proces wyzwalania się z samego siebie. Od góry Nitra, która oddalona jest od Aleksandrii o wiele godzin marszu, rozciąga się pustynia Skete, leżąca na pograniczu Egiptu i Libii. Tu Makary postanowił prowadzić życie pustelnika. Na początek wykopał sobie jamę. Jadł tylko tyle, by utrzymać się przy życiu. Jego twarz stała się blada, ciało wycieńczone i słabe. Kiedyś podczas rozmowy przyznał się, że od dwudziestu lat nie jadł, nie pił więcej i nie spał dłużej, niż to było konieczne do przetrwania. W udziale przypadło mu pełne doświadczenie pustyni. Tym bardziej że nie mógł ujarzmić owego dzikiego pustkowia. Wobec niego był bezbronny.
Od dawien dawna pustynia, z nierozłącznie towarzyszącą jej grozą, była uważana za siedlisko demonów, ale jednocześnie uważano ją za miejsce spotkania z Bogiem. Większego kontrastu nie można sobie wyobrazić. Zalewany promieniami słońca krajobraz, czasem uchodzący za idealną atrakcję krajoznawczą wartą zwiedzenia, można tylko pokonać, walcząc. I raczej jest symbolem tego, co nieskończone, nieprzystępne, co do białości rozpala ludzką tęsknotę wyzwolenia. Ojcowie pustyni nie byli romantykami. Byli to wycieńczeni, dążący do przezwyciężenia samych siebie mężczyźni, którzy odważyli się na ostateczność. Spalili za sobą wszystkie mosty łączące ze światem kultury, a swe oczy zwrócili ku śmierci. Warto dodać, że takie zorientowanie na śmierć znane już było w dawnej religii egipskiej. Niemniej dla pustelników śmierć nie była celem. Nie była nim także pustynia. Obie stały się swoistym szyfrem ich wyłącznej łączności z Bogiem. To jedynie pozwala zrozumieć ich umiłowanie pustyni. Kto nie bierze pod uwagę tej intencji, temu ich pobyt na odludziu wydaje się ekstrawagancją pozbawioną głębszego znaczenia. Ale głębsze przyjrzenie się chrześcijańskiej ikonografii ukazującej ojców pustyni umożliwia współczesnemu człowiekowi poniekąd wniknąć w nieznany mu świat. Oto zdumiony i przerażony staje przed niezwykłą innością tych, którzy szturmem zdobywali niebo. Do nich zaliczał się również Makary, który doszedł do przekonania, że pokuty nigdy nie jest za dużo, a zmiana sposobu myślenia wciąż pozostaje sprawą naglącą. Wprawdzie Makary nie poszedł na pustynię, aby odpokutować za swą przeszłość, nie była bowiem szczególnie splamiona, jednak można też pokutować za innych - pokuta zastępcza. Podjął przeto próbę rozwiązania problemów swoich czasów poprzez określony chrześcijański sposób życia. Bogiem a prawdą, pokutnicy odbywali i odbywają pokutę za innych. I to od zawsze.
Na początku swego pobytu na pustyni Makary odwiedził św. Antoniego. Jego wizyta nie stała się tak sławna, jak wizyta, którą złożył abba Antoni Pawłowi z Teb, opisana przez św. Hieronima, a na płótnie utrwalona przez Grünewalda. Wizyta Makarego była skromniejsza, mniej nasycona cudownością, bardziej podobna do nawiedzenia Elżbiety przez Maryję. Później Makary odwiedzał jeszcze ojca życia mniszego, dowodząc, jak wielką, niemal religijną wagę przywiązywał do tego rodzaju odwiedzin, znaczenia których dziś nie rozumiemy. Z obecnymi wizytami dyplomatycznymi i im podobnymi tamte wizyty miały niewiele wspólnego. Owe odwiedziny stawały się duchowym spotkaniem, podczas którego otwierały się przed sobą dwie dusze. Nierozsądne byłoby powątpiewać w duchową głębię Antoniego, wszak jego biografia pióra św. Atanazego obfituje w szczegóły! Pierwszy chrześcijański pustelnik uosabiał taki sposób życia, który przez wieki był wzorem. Do takiego życia abba Antoni wprowadzał również Makarego - jeden eremita przekazywał drugiemu mnisze zwyczaje. Tym sposobem została zapoczątkowana tradycja o ogromnym znaczeniu. Jest bowiem rzeczą prawie niemożliwą prowadzić życie pustelnika na własną rękę. Post, samotność, bezustanna modlitwa - wszystkiego tego trzeba się nauczyć i do wszystkiego trzeba się wprawić, jeśli ma to doprowadzić do upragnionego celu.
Makary wiódł na pustyni życie pokutnika. Zwykł mówić: „Płaczmy, moi bracia, rońmy strumienie łez w tym życiu, abyśmy nie zostali wtrąceni w ową przepaść". Słowa te są wyrazem niekłamanego pokutniczego usposobienia, i rzeczywiście innego sposobu myślenia. Pustelnik pragnął w samotności odpokutować za występki i grzechy świata.
Makary, pustelnik, prowadził życie pełne wszelakich wyrzeczeń i trudów. Sam później wyznaje: „Spędziłem dwadzieścia lat na tej pustyni po to, by cierpieć głód i pragnienie i nie dosypiać; każdego dnia spożywałem tylko odrobinę chleba, wydzielałem sobie wodę i niejako ukradkiem, oparty o ścianę, pozwalałem sobie na chwilę snu, ponieważ inaczej nie mógłbym przetrwać"11. Ponadto dręczyły go demony. Zjawiały się tuż przed nim, towarzyszyły mu wtedy, kiedy przygotowywał się do modlitwy. Więź człowieka z Bogiem zawsze była przedmiotem szczególnego ataku złych duchów. Demoniczne stwory, przybierające nierzadko postać rycerzy, unosiły się nad jego grotą, osaczały go jak psy, pluły mu w twarz i atakowały. Wiem, że współczesny człowiek odnosi się do takich opowieści sceptycznie i jest skłonny uważać je za zwykły wytwór fantazji, ale czy prawdziwe problemy nie zaczynają się tam, gdzie kończy się sceptycyzm? Czy nie on jest właśnie chorobą XIX stulecia, chorobą, której objawem okazuje się brak umiejętności dostrzegania głębi? Wstrząsające obrazy Boscha czy Brueghla mogłyby sceptyków nauczyć czegoś innego, mianowicie tego, że świat demonów jest przerażającą rzeczywistością, z którą boryka się człowiek od zawsze. Nawet w obecnych czasach demony wloką człowieka przez otchłanie piekła. Prawda, nie lubimy nazywać tego po imieniu, ponieważ nie zastanawiamy się nad tym, co demoniczne, i nie chcemy tego zauważać. Pośród apoftegmatów znajduje się taki, w którym czytamy, iż diabeł spotkał kiedyś Makarego i chciał go uderzyć, ale nie mógł. Wtedy szatan powiedział: „Wielką krzywdę mi wyrządzasz, Makary, że nie mogę cię pokonać! Przecież wszystko, co ty robisz, ja także robię. Ty pościsz, a ja nigdy nie jadam; ty czuwasz, a ja w ogóle nie zasypiam. Jest tylko jedna rzecz, którą mnie przewyższasz". Zapytał abba Makary: „Jaka?". A diabeł odrzekł: „Twoja pokora: to przez nią ja nie mogę cię pokonać".
Makary był związany z wyższym światem, i to przede wszystkim. Mówi o tym cudowna opowieść: „Oto pewnego dnia, kiedy Makary przebywał jeszcze w swej grocie, popatrzył na prawo i zobaczył, że obok niego stoi cherubin z sześcioma skrzydłami i wieloma oczami. Wtedy Makary zaczął mu się przyglądać, mówiąc: «Co to jest? Co to jest?». Nagle olśniony blaskiem i jasnością chwały anielskiej, upadł na twarz, i był jak martwy". Zostało to opowiedziane po prostu wspaniale, w sposób nieprześcigniony - przed blaskiem cherubina człowiek może tylko paść jak martwy na ziemię. Toteż nawet racjonalistycznie nastawiony Lacarriere czuje się zmuszony wyrazić podziw dla tego zwięzłego, ujmującego stylu, dla zadziwiająco szczerego tonu. „Następnej nocy cała okolica nagle została oświetlona tak jasno jak w południe letniego dnia, a ojciec Makary wiedział, że był to cherubin, który znów do niego przyszedł".
Tego rodzaju przeżycia należą również do pokuty. Pokuta bowiem nie polega tylko na poprzestawaniu na skromnym posiłku, lecz może doprowadzić także do szczególnych przeżyć. Odwiedziny aniołów należą do najbardziej wewnętrznych przeżyć pokutników. Człowiek współczesny wobec tego rodzaju zjawisk jest jednak jeszcze bardziej nieprzychylnie nastawiony niż wobec demonów. W jego mniemaniu anioły nie istnieją, traktuje je w najlepszym przypadku jako folklorystyczny relikt. Ta szczególna ślepota niedostrzegania aniołów jest jednak zubożeniem naszego życia i pogrążaniem go w mrokach. Bernanos to dostrzega i w Pamiętniku wiejskiego proboszcza każe swemu bohaterowi powiedzieć z wyrzutem: „My się za mało modlimy do aniołów".
Makary był mężem modlitwy. Przy czym nie należy sobie wyobrażać, że bezustannie powtarzał te same słowa. Nie lubił długich modlitw. Jego zdaniem nie potrzeba wielu słów, by się modlić. Wyraźnie o tym mówił już Jezus w «Kazaniu na Górze». Makary zapytany, jak należy się modlić, odparł: „Nie potrzeba gadaniny, ale wyciągnijcie ręce i mówcie: «Panie, według Twej woli i wiedzy!». A w pokusie: «Panie, wspomóż mnie!». A Bóg sam wie najlepiej, co dla nas jest dobre, i zmiłuje się nad nami". Czy można coś słuszniejszego powiedzieć o rozmowie z Bogiem? W tym lapidarnym stwierdzeniu Makarego zawarte jest wszystko: wewnętrzne, tajemne pragnienie, uderzenie fal i pragnienie serca.
Chociaż nasz mnich odszedł daleko od siedzib ludzkich, to w sposób przemożny przyciągał do siebie ludzi. Szukali go młodzieńcy, chcąc się od niego uczyć pustelniczego życia, tak jak on kiedyś uczył się go od abba Antoniego. Mistrz zamieniał ze swymi uczniami tylko najpotrzebniejsze słowa. Przyjętych na próbę egzaminował za pomocą niezwykłej metody. Wysyłał ich na cmentarz, każąc im znieważać zmarłych w grobach. Jeśli uczeń był posłuszny, wykonywał polecenie, po czym wracał. A ten pytał, co zmarli odpowiedzieli na zniewagi. „Nic" - odpowiadał uczeń. Wówczas Makary kazał mu iść tam ponownie i chwalić zmarłych aż do przesady. Jeśli i to polecenie wykonał, pustelnik pytał go o reakcję zmarłych. Ten odpowiadał: „Znów nic nie mówili". Wówczas Makary powiadał: „Widzisz, tak ich lżyłeś, a oni na to nie odpowiedzieli ani słowa, a potem tak ich wychwalałeś, a oni i na to nic: otóż tak samo i ty, jeśli chcesz być zbawiony, stań się umarły! I nie przejmuj się ani krzywdami, ani ludzkimi pochwałami, jak ci umarli: w ten sposób będziesz mógł się zbawić".
Wskazania te w pierwszym momencie mogą wydawać się dziwne, lecz w tym symbolicznym nakazie kryje się żądanie zarówno tego, by przezwyciężyć wszelką próżność, której wyrazem jest chęć znaczenia więcej niźli inni, jak i tego, by okazać duchową niezłomność. Pustelnik, zdaje się mówić abba Makary, musi opanować wewnętrzne niepokoje. On panował całkowicie nad sobą i swych uczniów również prowadził do owego wewnętrznego spokoju, zwanego «hezychią» [Hezychia ( z gr.) - 'wyciszenie, harmonia'; milczenie ducha, spokój ducha, jego spoczynek, (red.)]. Prowadził ich do pojednania z samymi sobą, ponieważ przed jego oczyma stał obraz człowieka doskonałego. Tradycja przekazuje wiele tego rodzaju pouczeń, z którymi zwracał się do uczniów. Oto przyszedł kiedyś z kościoła i powiedział: „Bracia, uciekajcie!". Wówczas zapytał go jakiś stary mnich: „Dokąd jeszcze mielibyśmy uciekać z tej pustyni?". A on położył palec na ustach i powiedział: „Od tego uciekajcie". I poszedł do swojej celi, zamknął za sobą drzwi i usiadł na ziemi. Słowa te świadczą, że Makary rozumiał samotność bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie. A nie pojmuje się jej sensu dostatecznie wtedy, gdy idzie się na pustynię i nadal się tu rozmawia. Trzeba milczeć, wtedy jest się na pustyni, nawet pozostając w świecie. W milczeniu jest siła, milczenie jest językiem świata, który nastanie. Makary, co istotne, nie przeceniał mniszego życia. Według niego ludzie żyjący w świecie, którzy sumiennie wypełniają swoje obowiązki stanu z miłości do Boga, znaczą więcej w oczach Boga niż wielu mnichów. „Zaprawdę powiadam, iż nie ma znaczenia, czy jest się dziewicą, czy mężatką, mnichem czy człowiekiem świeckim, Bóg bowiem wszystkim daje Ducha Świętego według usposobienia każdego." Nie znaczy to, że Makary na życie pustelnicze patrzył w fałszywym świetle, przeciwnie, niemniej surowym okiem obserwował pełne rutyny postępowanie wielu mnichów, co wielce go martwiło. Jednego razu abba Pojmen prosił go ze łzami w oczach: „Powiedz mi słowo, jak mógłbym się zbawić?". Wówczas abba odpowiedział mu tak: „To, czego szukasz, znikło obecnie pośród mnichów". Słowa te wypowiedział Makary Wielki już w IV wieku, a nie dopiero w wieku XX, w którym objawy rozprzężenia wśród zakonników są wyraźniejsze niż wśród kleru diecezjalnego i w którym wielu mnichów wstydzi się swego mniszego życia.
Powiedzmy i to, że do Makarego przychodziło wielu ludzi i prosiło go o radę. Znamienną historię opowiada Palladiusz. Pewien mężczyzna przyprowadził do Makarego swego konia w momencie, kiedy uczniowie stali dokoła jego celi. Ci zaś zbesztali przybysza, mówiąc: „Po co przyprowadziłeś tutaj tę klacz?". Mężczyzna odparł: „Żeby okazano jej miłosierdzie". „Co jej jest?" - zapytali. „Była moją żoną i została przemieniona w klacz, a dziś jest już trzeci dzień, od kiedy nic nie je!" - odrzekł ów mąż. Wtedy poprowadzono ją do Świętego, który znajdował się w swej celi i modlił się. Znał bowiem już całą sprawę, i teraz modlił się w tej intencji. Gdy skończył, zwrócił się do nich takimi słowami: „Wy jesteście końmi, bo oczy macie takie jak konie. Ona jest przecież kobietą i nie jest wcale przemieniona. Taka wydaje się tylko tym, którzy dają się omamić". Pobłogosławił wodę i modląc się, polał nią jej głowę i w ten sposób sprawił, że nagle wszyscy ujrzeli w niej znów kobietę.
Zdumiewające, że człowiek nie widzi rzeczy takimi, jakimi są w rzeczywistości, lecz widzi je takie, jakie mu się wydają. Makary nie uczynił żadnego cudu, bynajmniej nie przywrócił klaczy postaci kobiety, ale otworzył ludziom oczy i pozwolił im właściwie widzieć, co tak rzadko im się zdarza.
Również Rufin opowiada o nim pewne zdarzenie, o którym warto wspomnieć. Zdarzyło się, że popełniono morderstwo, oskarżono niewinnego, który postanowił szukać pomocy u Makarego. Uciekinier przysięgał, że nie ma z tym ohydnym czynem nic wspólnego. Zaraz potem przyszli do Makarego również ci, którzy zostali wysłani, aby aresztować domniemanego złoczyńcę. Wówczas mnich zdecydował, by wspólnie poszli do grobu zamordowanego. Tam padł na kolana i zawołał: „Zaklinam cię na wiarę Chrystusa, abyś nam powiedział, czy zabił ciebie ten, który jest o to oskarżony i jest tu obecny?". Na to w odpowiedzi zamordowany doniosłym głosem odparł z grobu, że ten go nie zabił. Wszyscy zdumieli się, padli na kolana przed Makarym i prosili go, by jeszcze spytał, kto go więc zamordował. Na tę ich prośbę Makary rzekł: „O to go nie zapytam. Mnie wystarczy, kiedy niewinny zostanie uwolniony. Nie jest moim obowiązkiem wyjawić winnego".
Współcześni pewnie nie dowierzają, żeby Makary mógł skłonić zmarłego do mówienia, ponieważ jest to przecież rzecz niemożliwa. Jednak umarli mówią znacznie częściej do żyjących, niż się przypuszcza. Czynią to co prawda ledwo słyszalnym głosem, tak że ludzie rzadko zważają na ich szept. W tym wspomnianym wydarzeniu nie należy przywiązywać wagi do elementu cudowności. Istotne jest tylko to, że Makary dopomógł niewinności upomnieć się o swe prawo. Jedynie to było dla niego ważne. Ścigania winnego nie uznał za swoje zadanie, jest to bowiem sprawa państwa, sprawa prawa; w żadnym razie -mnicha. Również i w tym przypadku dostrzegał więc właściwą perspektywę. Zresztą często mówi się o jego łaskawej łagodności, gdyż nigdy nikogo nie osądzał. Kiedy pewien uczeń prosił go, by mu podał jakąś zasadę życiową, odpowiedział: „Nikomu nie wyrządzaj zła ani nikogo nie sądź: tego przestrzegaj, a będziesz zbawiony". Prosta rada, lecz jakże trudna do zrealizowania. Tymczasem ów pustelnik osłaniał swą miłością wiele grzechów. „On je widzi tak, jakby ich nie widział, słyszy je, jakby nie ich słyszał", mówiono. Pewnego dnia, kiedy wrócił do swej pieczary, zastał złodziei, którzy plądrowali jego celę i ładowali łupy na wielbłąda. Pospieszył więc, by im pomóc, a nawet pobiegł za nimi, aby dać im jeszcze parę sandałów, które zapomnieli wziąć. O kim można by coś podobnego powiedzieć?
Wielu przychodziło do Makarego, a on dla każdego znajdował odpowiednie słowa. Ze starych podań dowiadujemy się, że wykopał podziemne przejście od pieczary do swej celi. Do niej uciekał wówczas, kiedy jego samotność była zagrożona. Jednakże to podziemne przejście jest tak samo mało znaczące jak jego charyzmat uzdrawiania czy dar proroctwa. W jasnym świetle błyszczy przede wszystkim jego działalność duszpasterska, własne doświadczenia nauczyły go bowiem zrozumienia dla ludzkich słabości. Ponieważ Makary przezwyciężył własną przeszłość, umiał również pomóc innym, jak to uczynić. Jego pokuta przyniosła owoce, a przy tym nie było w niej nic z postawy egocentrycznej.
Żywot eremity pełen wyrzeczeń i uświęcania siebie Makary wiódł przez niemal sześćdziesiąt lat. Zmarł, będąc już starcem, z powodu choroby. O okolicznościach jego śmierci posiadamy jedynie skąpe informacje. Jego podeszły wiek świadczy jednak o tym, że asceza nie niszczy zdrowia. Jego życie przypada na cały IV wiek i dlatego Makary należy do tych świadków, którzy po prostu nie ulegli duchowi czasu, lecz przyczynili się do zwycięstwa pierwotnego ducha chrześcijaństwa. Pokutował za grzechy swego wieku. I to było jego niezwykłe osiągnięcie.
Makary zostawił po sobie pięćdziesiąt Homilii duchowych. Przez długi czas uważano je za dokument wiele mówiący o nim samym. Aż do ostatnich lat badacze byli przekonani o autentyczności dzieła. Obecnie podważa się tę opinię, ba, pojawiło się sporo zastrzeżeń i w świecie naukowym mówi się raczej, iż autorem tych tekstów był Pseudo-Makary. Czyżby więc postać Makarego była dana współczesnym historykom tak plastycznie, że z całą naukową pewnością mogą stwierdzić: to powiedział ten ojciec pustyni, a tamtego nie mógł powiedzieć? Problem autorstwa Homilii duchowych przywołuje pełne dowcipu powiedzenie Bernarda Shawa, że dzieła Shakespeare'a nie zostały napisane przez niego samego, lecz przez kogoś innego, kto nazywał się Shakespeare! Irlandzki pisarz tym bon motem wyśmiewa niepoważną tendencję nowoczesnej krytyki, która w swym zaślepieniu dochodzi do zupełnie bezowocnych rezultatów. Dość powiedzieć, że nieszczęsna dyskusja wokół autentyczności Homilii duchowych doprowadziła do tego, że przestano interesować się samym Makarym. Do czasu nim rozgorzał ów akademicki spór zajmowano się mnichem i jego dziełem, później zaś o nim zapomniano, tak jak to było z Dionizym Areopagitą. Uważam osobiście, że wyniki prac naukowych są tylko wtedy wartościowe, jeśli ożywiają jakąś postać, a nie wtedy, kiedy ją trwale usuwają w cień. Nie jest sprawą najważniejszą, czy Homilie Makarego zostały napisane przez niego samego, czy też powstały w kręgu jego uczniów. Ważne jest jedynie to, że obecny jest w nich duch pokutniczego życia pustelników, gdyż ukazują duchowość ojca życia mniszego i jako takie są wiekopomnym testamentem.
Podniosłość stylu dawnego pasterza nie powinna dziwić, ponieważ Makary nie pozostał na poziomie mentalnym egipskiego wieśniaka. Oprócz wykształcenia, jakie z pewnością odebrał, istnieje jeszcze coś takiego jak duchowy wzrost, często o wiele bardziej istotny, a ten u naszego eremity wyraźnie widzimy. Miał naturę wizjonera, który życie wypełnił modlitwą. Dopowiedzmy jeszcze i to, że nie tylko z Bogiem rozmawia się na pustyni, zaś gdy chodzi o sprawy duchowe, nawet tam doświadcza się wzrostu.
Wywody Makarego, choć utrzymane w prostej formie, charakteryzuje obrazowy sposób myślenia, nagłe olśnienia i niezwykłe sformułowania. W swych Homiliach wspomina o stopniach duchowego wzrostu: „Mówimy - powiada Makary - że istnieje wiele poziomów, różnic i stopni w tym samym królestwie i w tym samym piekle". Według niego ci wszyscy, którzy sądzą, że „jest jedno królestwo i jedno piekło, i że nie ma w nich gradacji, są w błędzie". W tekstach nie stwierdza się jakiegoś ścisłego podziału, brak również wewnętrznego porządku, co przemawiałoby za tym, że autorem ich jest kaznodzieja. Najróżnorodniejsze myśli stoją tuż obok siebie i dlatego wyczuwa się, że Homilii tych nie pisał literat. Powtórzenia zaś wskazują, że były to kazania naprawdę wygłoszone, a nie tylko rozmyślania ujęte w formę kazań, że były to rzeczywiście mowy, które powstały pod wpływem filozofii stoickiej. Ówczesne czasy były przepojone myślą stoicką. Dlaczego nie miałby jej przejąć bez jakichkolwiek zastrzeżeń Makary? Doskonale odpowiadały jego zamierzeniom i dlatego też legły u podstaw jego chrześcijańskiego przepowiadania.
Choć fascynowała go myśl stoików, żył jednak Pismem Świętym. Zawsze miał przed oczyma Jezusa Chrystusa. Wiedział bowiem, że człowiek potrzebuje pomocy Pana. „Nie możesz być zbawiony bez Jezusa", pisał. Życie chrześcijanina, podkreślał, całkowicie zależy od krzyża Chrystusa. Znał prawdę, że ciało jest blisko duszy, „lecz jeszcze bliżej niej jest Pan. On przychodzi - uczył Makary - otwiera zamknięte drzwi serca i obdarowuje nas niebiańskim bogactwem". Mógł znieść trudy pokutniczego życia na pustyni tylko dzięki pomocy Chrystusa, utrzymywał więc z Nim żywy kontakt. „On jest wszędzie - pisał - pod ziemią, w niebiosach, a także w nas; krótko mówiąc, jest wszędzie."
Chrystus był dla Makarego lekarzem duszy. Co więcej, stanowił także centrum jego myśli, dlatego w swych tekstach ten mnich zajmuje się przeważnie postępowaniem Chrystusa. To tłumaczy, dlaczego fakt bycia chrześcijaninem traktował z całą powagą. „Chrześcijanie wzięci są ze świata", notował, i muszą odznaczać się „właściwą proporcją łagodności i surowości, mądrości i umiejętności rozróżniania". Bycie chrześcijaninem było dla Makarego kosztowaniem Mądrości, jej jedzeniem i piciem. „Wierzący - czytamy w jednej z homilii - musi prosić Boga o zmianę myśli na drodze przeobrażenia serca. To powinno sprawić, że gorycz stanie się słodyczą."
Chrześcijańskie na wskroś życie, jakie prowadził Makary, pozwoliło mu mocno zaakcentować godność ludzką. Pustelnik mówił z naciskiem o wielkiej godności, którą chrześcijanin przewyższa wszystkie stworzenia! Wprost pytał swych czytelników: „Czy nie zastanawiając się nad tym, poznasz swe szlachectwo?". Niejednokrotnie przy tym upominał słuchaczy, aby przypatrzyć się wnikliwie swej godności. Powiedział nawet: „Człowiek zostanie ubóstwiony". Godność ludzka bierze się zaś stąd, że człowiek jest bratem Chrystusa, a ludzkość oblubienicą niebieskiego Oblubieńca. Oczywiście, z tą godnością związana jest pokora, która jest dla Makarego swoistym znamieniem chrześcijaństwa. „Pokorny - zauważa nasz mnich - nigdy nie upadnie. Z jakiej wysokości mógłby zresztą spaść, skoro stoi niżej niż wszyscy inni." Ta tajemnica chrześcijaństwa jest obca światu, ale Makary w nią wniknął. To dlatego tak pragnął być pokornym i samego siebie uważać za nic.
Bezustannie mówił przy tym o duszy chrześcijanina. Jest ona „wspaniałym, dostojnym i cudownym stworzeniem, pięknym podobieństwem i obrazem Boga". Nieśmiertelna dusza zajmowała go dniem i nocą. Według niego jest ona inteligentnym, obdarzonym bogactwem wszelkich zdolności, dostojnym, cudownym stworzeniem Boga. Mimo że posiada w sobie światło Boga, najczęściej ludzkie serce jest dla niej grobem. Niemniej daleki był od pesymizmu: „Bóg - mawiał - kruszy ogromnie ciężkie kamienie, które przygniatają duszę, otwiera grobowce, budzi tych, którzy rzeczywiście umarli, a uwięzione dusze wyzwala z mrocznych lochów". Gdy słucha się opowiadania o Adamie, nie powinno się pozwolić, by myśl zajmowała się czymś innym, lecz jedynie trzeba nam uznać, że nasze własne wnętrze jest tak samo zranione. Oto ludzka dusza stoi pośrodku dwóch istot, jest małym naczyniem, a przecież mieszkają w niej smoki i pełne jadu zwierzęta, mnóstwo w niej krętych i wyboistych dróg, nawet przepaści, lecz również Bóg mieszka w niej i aniołowie. Mimo to dusza wciąż zagrożona jest przez zło. Zła zaś nie opanuje ten, kogo stać tylko na pewne akty wyrzeczenia, ponieważ zło kryje się w samym duchu. „Wyrzeczenie się zła - uczył więc Makary - nie jest jeszcze doskonałością. Musisz raczej wedrzeć się do swego splamionego ducha i zabić węża, który we wnętrzu twego ducha i w głębinach twych myśli, w tak zwanych komorach i komnatach, czyha, aby zadać ci śmierć. Zgubą bowiem jest twoje serce." To jedno zadanie! Pierwsze, drugie polegało - według Makarego - na wejrzeniu we własną duszę i odkryciu tam Boga, aniołów i królestwa niebieskiego.
Te doświadczenia skłoniły Makarego do tego, aby mówić o walce wewnętrznej. To główny jego temat. Ciągle więc podkreśla, że trzeba walczyć i prowadzić wojnę również z myślami. Od czytelników swych Homilii nieustannie domaga się podjęcia tych zadań i wyruszenia w bój przeciwko ukrytym myślom. „Bitwa, którą toczy człowiek, musi rozegrać się w myślach", powiada. Nie ma pokuty bez walki, a pokuta to nic innego jak walka wewnętrzna. Cel osiąga się dopiero po wielu latach zmagań, prowadzonych z wielką cierpliwością. Osiągnąć zbawienie nie jest sprawą łatwą, a już w ogóle nie samą przez się zrozumiałą. Makary należał do tych chrześcijan, którzy byli świadomi konieczności tej duchowej walki i ją podjęli. I bynajmniej nie chodziło mu o to, by walczyć po to tylko, by walczyć, lecz przez tę walkę „w jednym duchu zjednoczyć się z Panem".
Pisał: „Tego stopnia dusza nie może osiągnąć od razu i bez przygotowania. Dopiero poprzez wiele prób i pokus dusza wreszcie wzrasta i postępuje w tym wzroście aż osiągnie cel doskonałości - opanowanie siebie". Co więcej, w wewnętrznej walce chrześcijanin musi być nieustępliwy, jest tego świadom Makary, który niestrudzenie przypomina: „Duszę czeka straszliwa walka".
Walka duchowa zajmuje w Homiliach Makarego miejsce centralne, dlatego wysoko ceni ascezę. Nie można sobie bez niej wyobrazić życia pustelnika. Należą zaś do niej wyrzeczenia. Życie ascetyczne - to życie w prawdzie, zaś ascetyczny czyn rozumu - to wiara. Posiąść swoją duszę może tylko ten chrześcijanin, który uwolni się od rzeczy tego świata. Ktoś taki „musi wyrzec się wszystkiego, usunąć wszystkie materialne, ziemskie przeszkody, wyzwolić się od cielesnej miłości, od przywiązania do rodziców i krewnych". Nie krocząc po tej krętej i wąskiej drodze, nie można dojść, zauważa nasz mnich, do miasta świętych.
Makary zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że asceza nie jest sprawą czysto zewnętrzną, lecz że do jej istoty należy wewnętrzne umartwienie. Dlatego też jego asceza nie była przesadna, zachowywał w niej umiar, ale był zdania, że oczyszczanie siebie - to uświęcanie. „Czasami nawet święci Pańscy zasiadają w teatrze i przypatrują się ułudzie świata. Jednakże ich wewnętrzny człowiek - pisał - rozmawia z Bogiem wtedy, gdy wydaje się, że ich zewnętrzny człowiek obserwuje zdarzenia dziejące się w świecie." Oderwanie się od spraw ziemskich służy zatem wyłącznie temu, aby wejść w sferę tego, co boskie.
Do ascezy Makary zaliczał również cierpienia z powodu prześladowań, prawda bowiem musi być prześladowana. Celem ascezy jest opanowanie wszelkich namiętności. I to oznaczało dla Makarego osiągnięcie doskonałości. Opanowanie namiętności - to prawdziwy spokój duszy. „Dlatego chrześcijanie muszą nieustannie czuwać. Nie wolno im też nikogo osądzać, ani ulicznicy, ani rozpustników, lecz raczej wszystkim powinni przyglądać się spojrzeniem niewinnym i czystym. Nikogo nie wolno im poniżać, nikogo osądzać, do nikogo nie wolno im czuć wstrętu. To wszystko powinno zaś stać się niejako ich drugą naturą."
Ten ascetyczny mnich ostrzega chrześcijanina również przed wszelką żądzą sławy, która niechybnie zastawi na niego sidła i zakłóci wewnętrzną harmonię. „Jeśli kochasz sławę - zauważa Makary - chcesz, by cię chwalono, szukasz pokrzepienia, to zboczyłeś z właściwej drogi. Wszak musisz zostać ukrzyżowany razem z Ukrzyżowanym."
W rzeczy samej, jak uważają niektórzy uczeni, Makary reprezentuje pobożność mistyczną. Asceza u Makarego nie była bowiem celem samym w sobie, ale służyła celowi wyższemu. Jego pokuta nie była też bezowocną udręką. Dążył do ponownego zjednoczenia się z Bogiem. I na to położył główny nacisk. Dusza musi powrócić do swego Stwórcy nie dopiero w wieczności, lecz już tu na ziemi, teraz. Tylko w ten sposób człowiek staje się panem swego życia. Makary był więc mistykiem i po św. Janie, i św. Pawle należy do najstarszych mistyków chrześcijaństwa. Dla niego mistyka to uwieńczenie pokuty. Tym bardziej że jest zainteresowany mistyką praktyczną, a nie spekulatywną. To dlatego zmiana sposobu myślenia, której dokonał Makary, polega na mistycznym wzniesieniu myśli do Boga, dzięki czemu dane mu było oglądać niestworzoną Światłość.
Nauki Makarego odbijały się głośnym echem. I to nie tylko w Egipcie, gdzie współcześni z podziwu nadali mu przydomek Wielki i gdzie wielu ostrzegał, by nie dali się porwać przez płytkie i zwodnicze nurty ówczesnego świata, lecz pokutowali za grzechy swoje i innych. Oddziaływanie jego sięga do początków czasów nowożytnych, a nawet poza nie, bo zauważalne jest w Kościele ewangelickim, gdzie doprowadziło do powstania „protestanckiej Tebaidy". Johann Arndt, twórca „prawdziwego chrześcijaństwa" uczył się na pamięć całych homilii Makarego. Gottfried Arnold czuł się zaś wobec tego oświeconego eremity do tego stopnia zobowiązany, że powierzył mu się i wyznaczył honorowe miejsce pod „chmurą świadków". Przy tym nie poprzestawał na zapewnieniach o miłości do Makarego, lecz przetłumaczył jego Homilie na język niemiecki. Według Arnolda czytelnik tych tekstów „zostanie oderwany od niepotrzebnej paplaniny tego świata i skierowany ku niebu, i jeśli tylko rzeczywiście troszczy się o swe szczęście, nie znajdzie tak łatwo po Piśmie Świętym innej wspanialszej wskazówki danej w mocy Ducha Świętego". Makary rozumiał, że prostaczkom należy przybliżyć rozumienie najgłębszych tajemnic. Dlatego Arnold żałował, że ten tak drogocenny klejnot, jakim są Homilie Makarego, jest tak mało znany. Nie byłoby na miejscu mówić na ten temat zbyt wiele, zakończymy więc zdaniem, które Arnold umieścił w epilogu tłumaczenia Homilii Makarego: „Drogi Czytelniku, po zapoznaniu się z tymi świadectwami zastanów się chwilę i wniknij w swe serce. Zachowaj milczenie i patrz, co budzi się w twej duszy".
Walter Nigg, Księga pokutników 1[Maria Magdalena, Makary Wielki, Małgorzata z Kortony, Savonarola, tytuł oryginału: Buch der Büßer, przełożyła: Violetta Hoffmann-Zdrojewska, PROMIC- Wydawnictwo księży Marianów MIC, Warszawa 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.