wtorek, 27 lutego 2024

Makary Wielki. Wołanie z pustyni


  Dzisiaj często rozróżnia się chrześcijaństwo postępowe i konserwatywne. Rzecz jasna, ocena każdej z odmian, zależnie od punktu widzenia, może być albo pozytywna, albo ne­gatywna. Jednak rozróżnianie rewolucyjnej i zachowawczej postawy pochodzi ze świata polityki; i w sferze tego, co duchowe, jest to co najmniej nieuzasadnione. Zresztą ten sche­matyczny podział nie dotyka w ogóle głębi problemu. Rozstrzygające jest bowiem pyta­nie: czy chrześcijaństwu uda się, nie wikłając się w bałamutne propozycje, znaleźć jakieś ży­wotne rozwiązanie? To pytanie bowiem zobo­wiązuje, by odrzucić konwencjonalne i bez­myślne chrześcijaństwo z przyzwyczajenia, ponieważ jako takie jest skłonne do schorzeń i narażone na niebezpieczeństwo spłycenia oraz zagubienia tego, co naprawdę religijne. Trzeba walczyć o chrześcijaństwo pełne życia, o siłę, która może zapobiec zjawiskom dege­neracji. Palącą sprawą staje  się wytrwałość i znalezienie   punktu   oparcia,   a   mówiąc wprost: ożywienie świadomości, że człowiek jest zależny od Boga. Ustawiczne zadanie chrześcijanina polega przecież na zbliżaniu się do Tajemnicy, słuchaniu tego, co mówi Wiecz­ność, i na nieodwracaniu się od owej Tajemni­cy ze względu na ducha czasu.

  W IV wieku chrześcijaństwu zagrażało wielkie niebezpieczeństwo. Stało się tak, choć osiągnęło ono jeden ze swych największych triumfów. Niemniej człowiek zwycięstwa zno­si gorzej niż porażki. Oto nagle chrześcijanie przestali być „owieczkami pośród wilków". Cesarz Konstantyn prześladowany do tej pory Kościół z racji politycznych obsypał przywile­jami, stwarzając w ten sposób zupełnie nową sytuację. Zmiana kursu polityki cesarskiej niosła z sobą oczywiście również pewne ko­rzyści. Chrześcijanie zdobywali coraz większe wpływy, idee chrześcijańskie docierały do szkół oraz kształtowały wiele ustaw. Toteż przez wieki czyn Konstantyna uważano za dar niebios. Kościół wschodni ogłosił tego spla­mionego krwią cesarza nawet świętym, i była to - powiedzmy otwarcie - jedna z najbardziej niepojętych kanonizacji. Dostrzegając owe przywileje, nie wolno przeoczyć strasznego fermentu, jaki wówczas powstał. Kościół co­raz bardziej włączał się w sprawy państwa, zdobywał władzę i ulegał jej zdradliwemu urokowi. Bramy Kościoła zostały otwarte na oścież i zewsząd napływały doń wielkie rze­sze, ba, o chrzest prosili także ci, którym zale­żało tylko na karierze, a nie na wierze. War­tość Ewangelii z dnia na dzień malała. Wy­przedające się chrześcijaństwo wywołało po­niekąd duchową inflację, której nie można by­ło opanować. Mimo pozornego sukcesu rozpoczęła się agonia, której nie można przypa­trywać się inaczej jak tylko z przerażeniem. I na tę sytuację chrześcijaństwo nie było przy­gotowane.

  Wszystko to sprawiło, że prawdziwi chrze­ścijanie wkroczyli na drogę życia pustelnicze­go. Ruch zainicjowany przez Antoniego z Egiptu był - jak się z czasem okazało - sku­tecznym antidotum przeciwko rosnącemu wciąż spłyceniu życia wewnątrz Kościoła. Mi­mo to anachoretyzm był zjawiskiem, które od swoich początków po dzień dzisiejszy budzi kontrowersje i prowadzi do różnorodnych nieporozumień, gdyż w jego ocenie zabrakło prawdziwej przesłanki. Patrząc racjonalnie, należałoby powiedzieć, że anachoretyzm jest czymś niepojętym. Człowiek kierujący się tyl­ko rozumem, oczarowany pieniądzem i sukce­sem, przywykły do życia w społeczności uwa­ża ojców pustyni za ludzi zgoła nienormal­nych, dotkniętych poważnymi kompleksami. Dość powiedzieć, że psychologia głębi uważa anachoretyzm po prostu za zjawisko patologiczne. W najlepszym przypadku traktuje się ten ruch jako osobliwy fenomen, rozwijający się na marginesie Kościoła. Kto jednak w chrześcijaństwie nie odkrył i nie przeżył ni­czego szczególnego, ten powinien wstrzymać się od wszelkiego sądu na temat anachoretyzmu. Więcej nawet: przyznanie się do braku kompetencji w tej sprawie byłoby postawą jak najbardziej właściwą.

  Naśladowanie ojców pustyni jest w obec­nych czasach raczej wykluczone. Tym bardziej więc anachoretyzm powinien być rozpatrywa­ny z punktu widzenia, dzięki któremu prze­kroczone zostaje to, co tylko racjonalne. Dla­tego tylko ten, kto osobiście doświadczył Bo­ga, wyczuwa w tym zagadkowym fenomenie rezygnację z wszelkiego bezpieczeństwa i ukrytą miłość do tego, co nieodwołalne. Przy tym fenomen ten można próbować ująć sym­bolicznie, jak choćby czyni to Eliot. „Pustynia - powiada ten myśliciel - nie znajduje się gdzieś daleko, w gorącej strefie klimatycznej, pustynia znajduje się tuż za rogiem, stykamy się z nią w metrze w godzinach szczytu; pu­stynia znajduje się w sercu naszego brata."

  Zamiast więc nazywać anachoretyzm uciecz­ką od świata będącą protestem przeciwko ówczesnemu duchowi czasu - aspekt zresztą dość wyeksploatowany - trzeba ów fenomen - po chwili zastanowienia - określić raczej jako ruch pokutniczy. Ojcowie pustyni jako pokut­nicy przepełnieni duchem heroizmu byli uo­sobieniem postaw niezwykłych. Ratowali wszak to, co żywotne, duchowe, absolutne, a zatem to, co wydawało się, że zostanie za­tracone w masowym Kościele konstantyńskim. Był to bunt ducha przeciwko niwelują­cym wszystko niczym walec tendencjom tam­tego okresu. Jeżeli więc na anachoretyzm spojrzy się jako na ruch pokutniczy, który chciał zmyć winę bezmyślnych, nominalnych chrześcijan w miastach, to ukazuje się on już w zupełnie innym świetle.

  Wiele rzeczy, do tej pory niepojętych, traci swój absurdalny pozór i staje się sensownymi. Owi starochrześcijańscy pokutnicy podjęli się trudnego zadania i gdyby chodziło im jedynie o przygodę, szybko by jej poniechali. Oni jed­nak szli wytrwale naprzód, śpiewając wieczną pieśń, chociaż uciążliwości obranego życia wydawały się prawie niemożliwe do udźwi­gnięcia. W dzień towarzyszyła im nieznośna spiekota, w nocy przejmujące zimno. Byli wy­dani na pastwę niemej i bezlitosnej natury. Sucha, wypalona żarem słońca pustynia przedstawia krajobraz pełen grozy, a wszelkie reguły ludzkiego współżycia stają się na niej bezprzedmiotowe. Mając świadomość ciele­snej nędzy i opuszczenia, ojcowie pustyni z pewnością powątpiewali w możliwość wy­trwania. Musiał jednak cechować owych mę­żów szczególny hart ducha, bo nie trwożyli się nawet w obliczu demonów. Przy tym wedle ich wyobrażeń owe demony nie były ani bez­kształtnymi tworami materialnymi, ani ulotnymi stworami duchowymi. To wszystko jedy­nie potwierdza, że ówczesny anachoretyzm był zjawiskiem wybitnie charyzmatycznym. Chrześcijanie, którzy wiedli życie na pustyni, otrzymywali przedziwną pomoc z góry, do­świadczali rzeczy, które zwykłym śmiertelni­kom wydawały się niemożliwe, gdy tymcza­sem oni traktowali je jako niedającą się z ni­czym porównać szczęśliwość.

  Codzienność ojców pustyni to surowa asceza: skąpe pożywienie, liche lokum, strzępy odzienia i... ciężkie łańcuchy, które często wlekli za sobą. Współczesny człowiek już nie wie, czym jest asceza. Widzi w niej tylko rady­kalne, prawie że chorobliwie wrogie nastawie­nie do ciała. Co więcej, pojmowanie jej jako postawy wrogiej wobec życia stało się prawie powszechne. Nie zważa się przy tym na men­talność ascetów leżącą u podstaw takiego sposobu życia. Najpierw należałoby bodaj zapytać, jakie motywy doprowadzają do decyzji o podjęciu tak uciążliwej drogi pokutniczej.

  Otóż postawa ascetyczna rodzi się z określo­nych powodów, które należy wyjaśnić, zanim wyrazi się jakikolwiek sąd na jej temat. W anachoretyzmie nie chodziło o ascezę szturmem zdobywającą niebo, lecz o drogę do wyższego dobra, o pragnienie zjednoczenia się z Bogiem. Dlatego celem tej pokuty nie mogło być - i nie było - bezowocne samozniszczenie.

  Uznano wówczas, i słusznie, że bez asce­tycznego przezwyciężenia niższej natury przez wyższą nie do pomyślenia jest życie mi­styczne. Krótko mówiąc, droga ascezy, co dzi­siejszemu zniewieściałemu chrześcijaństwu wydaje się czymś potwornym, polega w isto­cie na wieloletnim praktykowaniu życia reli­gijnego, dzięki któremu można osiągnąć życie boskie. Naturalnie, asceza bezowocna przy­czynia się w znacznej mierze do skostnienia tego życia. Ale istnieje również asceza, która wciąż poszukuje nowych form dyscypliny ascetycznej, nowych sposobów urzeczywist­niania tego, co boskie, w świecie nieznającym Boga. Niemniej jedno jest niezmienne: chrze­ścijaństwo nigdy nie może zrezygnować z po­kuty jako formy walki przeciwko ciemno­ściom, a równocześnie musi pilnie zważać, aby ta pokuta nie stała się trucizną. W życiu ojców pustyni, jak mówi Pawieł Fłorenski, „ten, który przychodzi, staje się widoczny tak, jak przez lornetkę. Całe ich - ojców pustyni - bogactwo odcieni jest nowe, szczególne, apokaliptyczne. Tylko ślepi tego nie dostrze­gają. Lekkomyślnością albo szaleństwem byłoby nie naśladować ich i przejść obok, nie zwracając na nich uwagi".

  W trosce, aby mówiąc o anachoretyzmie nie zagubić się pośród pojęć abstrakcyjnych, warto zgłębić postać Makarego Wielkiego. Co ciekawe, od niego pochodzi sformułowanie, że ojcowie pustyni są „pijanymi radością mę­żami odurzonymi w duchu napojem boskich tajemnic". To właśnie określenie - «odurzeni Bogiem» - wydaje się właściwą nazwą dla po­kutników wielkiego stylu. W katedrze Przemienienia w Nowogrodzie znajduje się pocho­dzący z XIV wieku obraz przedstawiający Ma­karego. Rzecz jasna, problem dotyczący podo­bieństwa - z powodu odległości czasowej - w ogóle nie wchodzi w rachubę, bo też arty­ście chodziło o pokazanie jego wnętrza, a nie zewnętrznych rysów. Namalowana przez Gre­ka Teofana ikona przedstawia spalonego słoń­cem mężczyznę o siwych włosach, będącego już   nieomal   poza   sferą  ziemskiego   życia.

  W pierwszym momencie jest się zaskoczonym i jednocześnie urzeczonym niezwykłym obli­czem pełnym duchowej surowości. Chyba ni­gdy nie widziało się podobnej twarzy. Żadna ikona nie podaje zresztą - o ile można tak po­wiedzieć - biograficznych informacji. Dotyczy to również wizerunku Makarego, który wal­czył z Bogiem i ludźmi i zwyciężył samego sie­bie. Dość powiedzieć, że ta niezwykła postać wywiera nieopisane wrażenie. Zdaje się, jako­by ów mąż o niezwykłym obliczu przyszedł z innego świata i do innego podążał. W żad­nym razie nie można go zaliczyć do społeczeństwa mieszczańskiego. Ikona wyobrażają­ca Makarego odsyła do prapoczątków. Sugeru­je niepojętość i niewymowność tej zdemate­rializowanej postaci i szydzi z wszelkich prób racjonalnego jej zrozumienia. To, co nie dosta­je rozumowemu pojmowaniu, staje się w oka­mgnieniu jasne. Wyczuwa się przy tym, że Makary chce przekazać coś, o czym się zupeł­nie zapomniało.

  Uczucie wstydu ogarnia tego, kto staje przed Makarym. Ów mnich otrzymał już za życia przydomek «Wielki», rzadko bardzo przyznawany. Teraźniejszość zna tego Wiel­kiego Makarego, słynnego z bogactwa ducha, zaledwie z imienia. Sam Makary nie rościłby sobie zresztą żadnych pretensji do czci i na pewno zgodziłby się na słowa Matthiasa Claudiusa: „My nie jesteśmy wielcy, nasze szczę­ście polega na tym, że możemy wierzyć w coś większego i lepszego". Miał świadomość, co to wielkość fałszywa, choć zwykle człowiek nie wie, że wielkie jest w istocie to, czym on nie jest. Na dowód tego można przytoczyć po­uczające wydarzenie. Oto przybył kiedyś do niego jakiś podróżny: „Czy jesteś Makarym, tym Wielkim?", zapytał pustelnika. „Wielki Makary? Nie znam", miał odpowiedzieć mnich. Pytający, który nie pojął tego zaprzeczenia, przeszukiwał dalej pustynię, nie znajdując te­go, kogo szukał. Zresztą pośród apoftegmatów, czyli sentencji ojców pustyni, znajdujemy i taki, który jeszcze lepiej ilustruje stosunek Makarego do przesadnie okazywanego mu szacunku. Ponoć pustelnik nie udzielał odpo­wiedzi na żadne pytanie, w którym krył się choćby zamiar okazania mu czci, ale jeśli któryś z braci zwrócił się do niego drwiąco, na przykład: „Abba, kiedy byłeś poganiaczem wielbłądów, a kradłeś sól, a później ją sprze­dawałeś, czy strażnicy nie obili cię rózgami?", to tak zagadnięty odpowiadał chętnie.

  Makary nie chciał uchodzić za Wielkiego, uważał to określenie za nie do pogodzenia z pokorą i życiem w poniżeniu, które świado­mie wybrał. Nie jest też ono do pogodzenia z Ewangelią. Uczniowie kiedyś w drodze sprzeczali się o to, kto z nich jest największy. Zapytani przez Jezusa o powód sporu zamil­kli, po czym otrzymali następującą odpo­wiedź: „Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie [...] sługą wszystkich!" (Mk 9, 35). W tym konsekwentnym odrzucaniu określe­nia „wielki" daje znać o sobie prawdziwa, we­wnętrzna wielkość. Nie można jej mierzyć miarą świata, niemniej ona sama pokazuje, jak radykalnie inaczej wyglądają te sprawy w rozumieniu pokutników.

   Nieliczne są dokumenty o życiu Makarego. Nie doczekał się żadnego biografa tej rangi co Atanazy, dlatego obraz jego zatarł się z biegiem lat. Skąpe wieści o nim przekazali Palladiusz, pustelnik z Antiochii, Rufin Syryjczyk i Sozomenos. Ich wiedza pochodzi od naocznych świadków. Lecz trzeba zaznaczyć, iż Palladiusz nasłuchał się o Makarym wielu dziwnych, nie­mniej mało wiarygodnych historii. Podobnie Rufin, który nadto zauważył, że o tym mnichu opowiadano zwykle rzeczy, których nie da się opisać. Owi mężowie podróżujący po pustyni - nie należy mylić ich z dzisiejszymi turystami - nie pisali dzieł historycznych w nowoczesnym tego słowa znaczeniu, nie byli również reporte­rami, którzy swymi sensacyjnymi wiadomo­ściami chcą poruszyć ludzi. Swe kroniki spisy­wali dla zbawienia swych dusz i służyły one wyłącznie celom religijnym. Sam Makary pozo­stawił po sobie kilka sentencji oraz pięćdziesiąt homilii, które są przede wszystkim świadec­twem podejmowanych przezeń wysiłków kształtowania samego siebie.

  Makary żył naprawdę, nie jest postacią fik­cyjną i nie trzeba powątpiewać w jego istnie­nie. Zresztą byłoby czymś gorszym niż tylko godnym pożałowania, gdyby za prawdę uwa­żać tylko to, co da się udowodnić. Wprawdzie nie można odtworzyć szczegółowego obrazu życia Makarego, ponieważ posiadamy tylko strzępy informacji na jego temat, jednak jedno jedyne charakterystyczne zdarzenie może oka­zać się często bogatsze w treść niż długie, nic niemówiące opisy. Ojców pustyni wyróżniała określona postawa. Makary opisał ją następu­jącymi słowami: „Kto ma łaskę, ma też inny umysł, inne zmysły, inną mądrość niż mą­drość tego świata".

  Makary pochodził z Egiptu, z kraju, w któ­rym Józef i Maryja szukali schronienia przed prześladowaniami króla Heroda. Prawdopodobnie należał do egipskiej grupy etnicznej posługującej się językiem koptyjskim. Nawet gdyby egipscy wieśniacy nie znajdowali się na wysokim poziomie kulturalnym, to jednak ich kraj mógł przecież powoływać się na starą tra­dycję. To przecież Egipt wzniósł wspaniałe bu­dowle i stworzył godną uwagi literaturę mądrościową. W czasach Makarego nie był to już oczywiście kraj niezależny. Przemożny wpływ wywierała nań kultura hellenistyczna, nadto i chrześcijanie nie pielęgnowali pamięci o starotestamentowej historii Egiptu - miejscu nie­woli narodu wybranego. Przyszły mnich po­chodził z prostego ludu. Podaje się, że w mło­dości pasał bydło. Był więc pasterzem jak wie­le innych postaci biblijnych, od Mojżesza po­przez Dawida aż do pasterzy z Betlejem. Życie tych ludzi, co strzegą pasących się stad, jest szczególne. Pasterz długie godziny spędza sa­motnie, ma wiele czasu na rozmyślania, a co najważniejsze: samotność sprzyja skupieniu.

  W młodości, jak wielu jego rówieśników, Makary psocił. Pewnego razu wraz z kolegami ukradł kilka fig i z pewnością zjadł je z przy­jemnością. Także i św. Augustyn opowiada w swych Wyznaniach o kradzieży gruszek na rynku w Tagaście. Czy jednak z tego powodu trzeba by złamać kij na winowajcy? Czy też należałoby raczej powiedzieć, że każde dziec­ko robi wiele podobnych rzeczy? Czy zatem należy Makarego oskarżać, czy może uspra­wiedliwiać? Ani to, ani tamto. Makary pokut­nik nie spadł przecież z nieba. Należy w nim widzieć również człowieka popełniającego błędy, jego młodość wyglądała tak, jak mło­dość innych. Każda próba upiększenia jego postaci byłaby już stylizacją, która budziłaby jedynie podejrzenie o zbytni retusz.

  Rodzice - według pewnej tradycji jego ojciec był księdzem - ożenili młodego Makarego. Oczywiście mówi się, że rodzice zmusili go do tego małżeństwa, chociaż odpowiada to raczej schematowi historii o świętych niż rzeczywi­stości. A więc ten wielki pustelnik nie żył przez cały czas w celibacie. Obrał zwykłą dro­gę, która przeznaczona jest człowiekowi. Ma­kary, co oczywiste, żył z ową kobietą.

Tradycja, że ze swą żoną żył w małżeństwie Józefowym, jest późniejszym mniszym komentarzem. Lecz prawdą jest, że jego małżeństwo nie trwało długo, bo żona zmarła dość wcześnie.

  Ciekawy epizod z życia Makarego znajduje­my  w  jednym   z   apoftegmatów.   Opowiada o sobie   sam  mnich:   „Kiedy  byłem  młody i mieszkałem w celi w Egipcie, złapano mnie i wyświęcono, żebym był duchownym w tej wiosce. A nie chcąc przyjąć takiego urzędu, uciekłem i zamieszkałem gdzie indziej". Do­wodzi to pewnie, iż Makary zdobył pewne wy­kształcenie, inaczej nie chciano by go uczynić duchownym.

  Śmierć młodej żony Makary odczytał jako wskazanie drogi, nie zaś jako przypadkowe zrządzenie losu. Zdecydował się wówczas opuścić społeczeństwo. Nie bez wpływu na tę decyzję pozostawał fakt, iż życie chrześcijań­skie w Egipcie budziło niepokój na skutek co­raz większego zeświecczenia Kościoła. Maka­ry przeniósł się do małej groty położonej nie­daleko wsi. Swą drogą do samotności szedł małymi kroczkami. Nie było mu dane spie­szyć do wieczności w siedmiomilowych bu­tach. Zresztą niczego nie robił w pośpiechu, próbował ostrożnie, czy ma dostatecznie dużo sił, by przeprowadzić to, co przedsięwziął, sprawdzał, czy potrafi znieść samotność, czy też będzie musiał się poddać i narazić na kpi­ny. Dlatego wpierw zamieszkał niedaleko wsi, niedaleko od ludzi. Problem samotności, ja­kiej doświadczamy obecnie, jest wyrazem trudności w nawiązywaniu kontaktów, zna­kiem wiarołomności naszych czasów. Tymcza­sem dawniej samotność była warunkiem sil­niejszego zjednoczenia z Bogiem.

  Wróćmy do Makarego. Na początek jego pustelniczej drogi padł głęboki cień. Pewna dziewczyna ze wsi, gdy zauważyła, że spodzie­wa się dziecka, i kiedy stało się to oczywiste dla wszystkich, nie namyślając się długo, po­wiedziała, że uwiódł ją nasz Makary, obiecu­jąc, że się z nią ożeni. Oto oszczerstwo, które­go później doświadczył na sobie równie do­broduszny mistyk Henryk Suzo.

Ponieważ tłum zawsze zło uważa za prawdziwsze niż dobro, przeto złość ludzka obróciła się prze­ciw pustelnikowi, któremu zarzucono obłudę i hipokryzję. Mówiono o nim, że potajemnie zadaje się z kobietami, a na zewnątrz chciałby uchodzić za pokutnika. Według jego własnej relacji zawieszono mu na szyi okopcone garn­ki i ucha od naczyń. „Prowadzili mnie przez wszystkie ulice wioski - opowiadał Makary - bijąc mnie i wołając: «Ten mnich pohańbił na­szą dziewicę, trzymajcie go, trzymajcie!». I pobili mnie prawie do śmierci." Makary nie bro­nił się, milczał, położył palec na ustach, co by­ło wymownym gestem tajemnicy. Pustelnik więc nie tylko nie zaprzeczył fałszywym oskarżeniom, lecz zachował się nadto tak, jak­by to, co mówiła lekkomyślna dziewczyna, by­ło prawdą. Co więcej, całymi dniami pracował i oddawał cały zarobek dziewczynie.

  Nadszedł dzień porodu. Rozpoczęły się bó­le porodowe, lecz dziewczyna nie mogła uro­dzić. Wiła się w bólach, ale nie mogła wydać dziecka na świat. W swoim trudnym położe­niu zrozumiała, że jej bezskuteczne bóle są karą za kłamstwo, którym oczerniła Makare­go. Bieda ta zmusiła ją do odwołania hańbią­cego oskarżenia i wyjawienia prawdziwego imienia ojca. Odtąd poród przebiegał szybko i już po chwili młoda matka mogła trzymać swe dziecko w ramionach. Zmieniło się na­tychmiast nastawienie wsi do Makarego - po­garda zmieniła się w bezgraniczny podziw. Je­go zachowanie uznano za niezwykłe i zaczęto okazywać mu wielką cześć, którą jednakże przyjmował równie obojętnie jak uprzednio obelgi.

  Dotychczasowe przeżycia były jedynie wstępem do pełni pustelniczego życia, wkrót­ce bowiem udał się na pustynię. I tak rozpo­czął się niezwykły proces wyzwalania się z sa­mego siebie. Od góry Nitra, która oddalona jest od Aleksandrii o wiele godzin marszu, rozciąga się pustynia Skete, leżąca na pograni­czu Egiptu i Libii. Tu Makary postanowił pro­wadzić życie pustelnika. Na początek wykopał sobie jamę. Jadł tylko tyle, by utrzymać się przy życiu. Jego twarz stała się blada, ciało wycieńczone i słabe. Kiedyś podczas rozmowy przyznał się, że od dwudziestu lat nie jadł, nie pił więcej i nie spał dłużej, niż to było ko­nieczne do przetrwania. W udziale przypadło mu pełne doświadczenie pustyni. Tym bar­dziej że nie mógł ujarzmić owego dzikiego pustkowia. Wobec niego był bezbronny.

  Od dawien dawna pustynia, z nierozłącznie towarzyszącą jej grozą, była uważana za sie­dlisko demonów, ale jednocześnie uważano ją za miejsce spotkania z Bogiem. Większego kontrastu nie można sobie wyobrazić. Zale­wany promieniami słońca krajobraz, czasem uchodzący za idealną atrakcję krajoznawczą wartą zwiedzenia, można tylko pokonać, wal­cząc. I raczej jest symbolem tego, co nieskoń­czone, nieprzystępne, co do białości rozpala ludzką tęsknotę wyzwolenia. Ojcowie pustyni nie byli romantykami. Byli to wycieńczeni, dą­żący do przezwyciężenia samych siebie męż­czyźni, którzy odważyli się na ostateczność. Spalili za sobą wszystkie mosty łączące ze światem kultury, a swe oczy zwrócili ku śmierci. Warto dodać, że takie zorientowanie na śmierć znane już było w dawnej religii egipskiej. Niemniej dla pustelników śmierć nie była celem. Nie była nim także pustynia. Obie stały się swoistym szyfrem ich wyłącznej łączności z Bogiem. To jedynie pozwala zrozu­mieć ich umiłowanie pustyni. Kto nie bierze pod uwagę tej intencji, temu ich pobyt na od­ludziu wydaje się ekstrawagancją pozbawioną głębszego znaczenia. Ale głębsze przyjrzenie się chrześcijańskiej ikonografii ukazującej oj­ców pustyni umożliwia współczesnemu czło­wiekowi poniekąd wniknąć w nieznany mu świat. Oto zdumiony i przerażony staje przed niezwykłą innością tych, którzy szturmem zdobywali niebo. Do nich zaliczał się również Makary, który doszedł do przekonania, że po­kuty nigdy nie jest za dużo, a zmiana sposobu myślenia wciąż pozostaje sprawą naglącą. Wprawdzie Makary nie poszedł na pustynię, aby odpokutować za swą przeszłość, nie była bowiem szczególnie splamiona, jednak można też pokutować za innych - pokuta zastępcza. Podjął przeto próbę rozwiązania problemów swoich czasów poprzez określony chrześcijań­ski sposób życia. Bogiem a prawdą, pokutnicy odbywali i odbywają pokutę za innych. I to od zawsze.

  Na początku swego pobytu na pustyni Ma­kary odwiedził św. Antoniego. Jego wizyta nie stała się tak sławna, jak wizyta, którą złożył abba Antoni Pawłowi z Teb, opisana przez św. Hieronima, a na płótnie utrwalona przez Grünewalda. Wizyta Makarego była skrom­niejsza, mniej nasycona cudownością, bardziej podobna do nawiedzenia Elżbiety przez Maryję. Później Makary odwiedzał jeszcze oj­ca życia mniszego, dowodząc, jak wielką, nie­mal religijną wagę przywiązywał do tego rodzaju odwiedzin, znaczenia których dziś nie rozumiemy. Z obecnymi wizytami dyploma­tycznymi i im podobnymi tamte wizyty miały niewiele wspólnego. Owe odwiedziny stawały się duchowym spotkaniem, podczas którego otwierały się przed sobą dwie dusze. Nieroz­sądne byłoby powątpiewać w duchową głębię Antoniego, wszak jego biografia pióra św. Atanazego obfituje w szczegóły! Pierwszy chrze­ścijański pustelnik uosabiał taki sposób życia, który przez wieki był wzorem. Do takiego ży­cia abba Antoni wprowadzał również Makarego - jeden eremita przekazywał drugiemu mnisze zwyczaje. Tym sposobem została zapo­czątkowana tradycja o ogromnym znaczeniu. Jest bowiem rzeczą prawie niemożliwą prowa­dzić życie pustelnika na własną rękę. Post, sa­motność, bezustanna modlitwa - wszystkiego tego trzeba się nauczyć i do wszystkiego trze­ba się wprawić, jeśli ma to doprowadzić do upragnionego celu.

  Makary wiódł na pustyni życie pokutnika. Zwykł mówić: „Płaczmy, moi bracia, rońmy strumienie łez w tym życiu, abyśmy nie zosta­li wtrąceni w ową przepaść". Słowa te są wy­razem niekłamanego pokutniczego usposo­bienia, i rzeczywiście innego sposobu myślenia. Pustelnik pragnął w samotności odpoku­tować za występki i grzechy świata.

  Makary, pustelnik, prowadził życie pełne wszelakich wyrzeczeń i trudów. Sam później wyznaje: „Spędziłem dwadzieścia lat na tej pustyni po to, by cierpieć głód i pragnienie i nie dosypiać; każdego dnia spożywałem tyl­ko odrobinę chleba, wydzielałem sobie wodę i niejako ukradkiem, oparty o ścianę, pozwa­lałem sobie na chwilę snu, ponieważ inaczej nie mógłbym przetrwać"11. Ponadto dręczyły go demony. Zjawiały się tuż przed nim, towa­rzyszyły mu wtedy, kiedy przygotowywał się do modlitwy. Więź człowieka z Bogiem za­wsze była przedmiotem szczególnego ataku złych duchów. Demoniczne stwory, przybiera­jące nierzadko postać rycerzy, unosiły się nad jego grotą, osaczały go jak psy, pluły mu w twarz i atakowały. Wiem, że współczesny człowiek odnosi się do takich opowieści scep­tycznie i jest skłonny uważać je za zwykły wy­twór fantazji, ale czy prawdziwe problemy nie zaczynają się tam, gdzie kończy się scepty­cyzm? Czy nie on jest właśnie chorobą XIX stulecia, chorobą, której objawem okazuje się brak umiejętności dostrzegania głębi? Wstrząsające obrazy Boscha czy Brueghla mogłyby sceptyków nauczyć czegoś innego, mianowi­cie tego, że świat demonów jest przerażającą rzeczywistością, z którą boryka się człowiek od zawsze. Nawet w obecnych czasach demo­ny wloką człowieka przez otchłanie piekła. Prawda, nie lubimy nazywać tego po imieniu, ponieważ nie zastanawiamy się nad tym, co demoniczne, i nie chcemy tego zauważać. Po­śród apoftegmatów znajduje się taki, w któ­rym czytamy, iż diabeł spotkał kiedyś Makarego i chciał go uderzyć, ale nie mógł. Wtedy szatan powiedział: „Wielką krzywdę mi wyrzą­dzasz, Makary, że nie mogę cię pokonać! Prze­cież wszystko, co ty robisz, ja także robię. Ty pościsz, a ja nigdy nie jadam; ty czuwasz, a ja w ogóle nie zasypiam. Jest tylko jedna rzecz, którą mnie przewyższasz". Zapytał abba Ma­kary: „Jaka?". A diabeł odrzekł: „Twoja poko­ra: to przez nią ja nie mogę cię pokonać".

  Makary był związany z wyższym światem, i to przede wszystkim. Mówi o tym cudowna opowieść: „Oto pewnego dnia, kiedy Makary przebywał jeszcze w swej grocie, popatrzył na prawo i zobaczył, że obok niego stoi cherubin z  sześcioma  skrzydłami  i  wieloma oczami. Wtedy Makary zaczął mu się przyglądać, mó­wiąc: «Co to jest? Co to jest?». Nagle olśniony blaskiem i jasnością chwały anielskiej, upadł na twarz, i był jak martwy". Zostało to opo­wiedziane po prostu wspaniale, w sposób nieprześcigniony - przed blaskiem cherubina człowiek może tylko paść jak martwy na zie­mię. Toteż nawet racjonalistycznie nastawio­ny Lacarriere czuje się zmuszony wyrazić po­dziw dla tego zwięzłego, ujmującego stylu, dla zadziwiająco szczerego tonu. „Następnej nocy cała okolica nagle została oświetlona tak jasno jak w południe letniego dnia, a ojciec Makary wiedział, że był to cherubin, który znów do niego przyszedł".

  Tego rodzaju przeżycia należą również do pokuty. Pokuta bowiem nie polega tylko na poprzestawaniu na skromnym posiłku, lecz może doprowadzić także do szczególnych przeżyć. Odwiedziny aniołów należą do naj­bardziej wewnętrznych przeżyć pokutników. Człowiek współczesny wobec tego rodzaju zjawisk jest jednak jeszcze bardziej nieprzy­chylnie nastawiony niż wobec demonów. W jego mniemaniu anioły nie istnieją, traktu­je je w najlepszym przypadku jako folklorystyczny relikt. Ta szczególna ślepota niedo­strzegania aniołów jest jednak zubożeniem naszego życia i pogrążaniem go w mrokach. Bernanos to dostrzega i w Pamiętniku wiejskie­go proboszcza każe swemu bohaterowi powiedzieć z wyrzutem: „My się za mało modlimy do aniołów".

  Makary był mężem modlitwy. Przy czym nie należy sobie wyobrażać, że bezustannie po­wtarzał te same słowa. Nie lubił długich mo­dlitw. Jego zdaniem nie potrzeba wielu słów, by się modlić. Wyraźnie o tym mówił już Je­zus w «Kazaniu na Górze». Makary zapytany, jak należy się modlić, odparł: „Nie potrzeba gadaniny, ale wyciągnijcie ręce i mówcie: «Panie, według Twej woli i wiedzy!». A w poku­sie: «Panie, wspomóż mnie!». A Bóg sam wie najlepiej, co dla nas jest dobre, i zmiłuje się nad nami". Czy można coś słuszniejszego powiedzieć o rozmowie z Bogiem? W tym la­pidarnym stwierdzeniu Makarego zawarte jest wszystko: wewnętrzne, tajemne pragnienie, uderzenie fal i pragnienie serca.

  Chociaż nasz mnich odszedł daleko od sie­dzib ludzkich, to w sposób przemożny przy­ciągał do siebie ludzi. Szukali go młodzieńcy, chcąc się od niego uczyć pustelniczego życia, tak jak on kiedyś uczył się go od abba Anto­niego. Mistrz zamieniał ze swymi uczniami tylko najpotrzebniejsze słowa. Przyjętych na próbę egzaminował za pomocą niezwykłej metody. Wysyłał ich na cmentarz, każąc im znieważać zmarłych w grobach. Jeśli uczeń był posłuszny, wykonywał polecenie, po czym wracał. A ten pytał, co zmarli odpowiedzieli na zniewagi. „Nic" - odpowiadał uczeń. Wów­czas Makary kazał mu iść tam ponownie i chwalić zmarłych aż do przesady. Jeśli i to polecenie wykonał, pustelnik pytał go o reak­cję zmarłych. Ten odpowiadał: „Znów nic nie mówili". Wówczas Makary powiadał: „Wi­dzisz, tak ich lżyłeś, a oni na to nie odpowie­dzieli ani słowa, a potem tak ich wychwalałeś, a oni i na to nic: otóż tak samo i ty, jeśli chcesz być zbawiony, stań się umarły! I nie przejmuj się ani krzywdami, ani ludzkimi pochwałami, jak ci umarli: w ten sposób będziesz mógł się zbawić".

  Wskazania te w pierwszym momencie mo­gą wydawać się dziwne, lecz w tym symbolicz­nym nakazie kryje się żądanie zarówno tego, by przezwyciężyć wszelką próżność, której wyrazem jest chęć znaczenia więcej niźli inni, jak i tego, by okazać duchową niezłomność. Pustelnik, zdaje się mówić abba Makary, musi opanować wewnętrzne niepokoje. On pano­wał całkowicie nad sobą i swych uczniów rów­nież prowadził do owego wewnętrznego spo­koju, zwanego «hezychią» [Hezychia ( z gr.) - 'wyciszenie, harmonia'; milcze­nie ducha, spokój ducha, jego spoczynek, (red.)]. Prowadził ich do pojednania z samymi sobą, ponieważ przed je­go oczyma stał obraz człowieka doskonałego. Tradycja przekazuje wiele tego rodzaju po­uczeń, z którymi zwracał się do uczniów. Oto przyszedł kiedyś z kościoła i powiedział: „Bra­cia, uciekajcie!". Wówczas zapytał go jakiś stary mnich: „Dokąd jeszcze mielibyśmy ucie­kać z tej pustyni?". A on położył palec na ustach i powiedział: „Od tego uciekajcie". I poszedł do swojej celi, zamknął za sobą drzwi i usiadł na ziemi. Słowa te świadczą, że Makary rozumiał samotność bardziej we­wnętrznie niż zewnętrznie. A nie pojmuje się jej sensu dostatecznie wtedy, gdy idzie się na pustynię i nadal się tu rozmawia. Trzeba mil­czeć, wtedy jest się na pustyni, nawet pozostając w świecie. W milczeniu jest siła, mil­czenie jest językiem świata, który nastanie. Makary, co istotne, nie przeceniał mniszego życia. Według niego ludzie żyjący w świecie, którzy sumiennie wypełniają swoje obowiązki stanu z miłości do Boga, znaczą więcej w oczach Boga niż wielu mnichów. „Zapraw­dę powiadam, iż nie ma znaczenia, czy jest się dziewicą, czy mężatką, mnichem czy człowie­kiem świeckim, Bóg bowiem wszystkim daje Ducha Świętego według usposobienia każde­go." Nie znaczy to, że Makary na życie pu­stelnicze patrzył w fałszywym świetle, prze­ciwnie, niemniej surowym okiem obserwował pełne rutyny postępowanie wielu mnichów, co wielce go martwiło. Jednego razu abba Pojmen prosił go ze łzami w oczach: „Powiedz mi słowo, jak mógłbym się zbawić?". Wówczas abba odpowiedział mu tak: „To, czego szu­kasz, znikło obecnie pośród mnichów". Sło­wa te wypowiedział Makary Wielki już w IV wieku, a nie dopiero w wieku XX, w którym objawy  rozprzężenia  wśród  zakonników  są wyraźniejsze niż wśród kleru diecezjalnego i w którym wielu mnichów wstydzi się swego mniszego życia.

 Powiedzmy i to, że do Makarego przycho­dziło wielu ludzi i prosiło go o radę. Znamien­ną historię opowiada Palladiusz. Pewien mężczyzna przyprowadził do Makarego swego konia w momencie, kiedy uczniowie stali do­koła jego celi. Ci zaś zbesztali przybysza, mó­wiąc: „Po co przyprowadziłeś tutaj tę klacz?". Mężczyzna odparł: „Żeby okazano jej miłosier­dzie". „Co jej jest?" - zapytali. „Była moją żo­ną i została przemieniona w klacz, a dziś jest już trzeci dzień, od kiedy nic nie je!" - odrzekł ów mąż. Wtedy poprowadzono ją do Świętego, który znajdował się w swej celi i modlił się. Znał bowiem już całą sprawę, i teraz modlił się w tej intencji. Gdy skończył, zwrócił się do nich takimi słowami: „Wy jesteście końmi, bo oczy macie takie jak konie. Ona jest przecież kobietą i nie jest wcale przemieniona. Taka wydaje się tylko tym, którzy dają się omamić". Pobłogosławił wodę i modląc się, polał nią jej głowę i w ten sposób sprawił, że nagle wszy­scy ujrzeli w niej znów kobietę.

  Zdumiewające, że człowiek nie widzi rze­czy takimi, jakimi są w rzeczywistości, lecz widzi je takie, jakie mu się wydają. Makary nie uczynił żadnego cudu, bynajmniej nie przy­wrócił klaczy postaci kobiety, ale otworzył lu­dziom oczy i pozwolił im właściwie widzieć, co tak rzadko im się zdarza.

  Również Rufin opowiada o nim pewne zdarzenie, o którym warto wspomnieć. Zda­rzyło się, że popełniono morderstwo, oskar­żono niewinnego, który postanowił szukać pomocy u Makarego. Uciekinier przysięgał, że nie ma z tym ohydnym czynem nic wspólne­go. Zaraz potem przyszli do Makarego rów­nież ci, którzy zostali wysłani, aby aresztować domniemanego złoczyńcę. Wówczas mnich zdecydował, by wspólnie poszli do grobu za­mordowanego. Tam padł na kolana i zawołał: „Zaklinam cię na wiarę Chrystusa, abyś nam powiedział, czy zabił ciebie ten, który jest o to oskarżony i jest tu obecny?". Na to w odpo­wiedzi zamordowany doniosłym głosem od­parł z grobu, że ten go nie zabił. Wszyscy zdu­mieli się, padli na kolana przed Makarym i prosili go, by jeszcze spytał, kto go więc za­mordował. Na tę ich prośbę Makary rzekł: „O to go nie zapytam. Mnie wystarczy, kiedy niewinny zostanie uwolniony. Nie jest moim obowiązkiem wyjawić winnego".

   Współcześni pewnie nie dowierzają, żeby Makary mógł skłonić zmarłego do mówienia, ponieważ jest to przecież rzecz niemożliwa. Jednak umarli mówią znacznie częściej do ży­jących, niż się przypuszcza. Czynią to co prawda ledwo słyszalnym głosem, tak że lu­dzie rzadko zważają na ich szept. W tym wspomnianym wydarzeniu nie należy przy­wiązywać wagi do elementu cudowności. Istotne jest tylko to, że Makary dopomógł nie­winności upomnieć się o swe prawo. Jedynie to było dla niego ważne. Ścigania winnego nie uznał za swoje zadanie, jest to bowiem spra­wa państwa, sprawa prawa; w żadnym razie -mnicha. Również i w tym przypadku dostrze­gał więc właściwą perspektywę. Zresztą czę­sto mówi się o jego łaskawej łagodności, gdyż nigdy nikogo nie osądzał. Kiedy pewien uczeń prosił go, by mu podał jakąś zasadę życiową, odpowiedział: „Nikomu nie wyrządzaj zła ani nikogo nie sądź: tego przestrzegaj, a będziesz zbawiony". Prosta rada, lecz jakże trudna do zrealizowania. Tymczasem ów pustelnik osła­niał swą miłością wiele grzechów. „On je wi­dzi tak, jakby ich nie widział, słyszy je, jakby nie ich słyszał", mówiono. Pewnego dnia, kiedy wrócił do swej pieczary, zastał złodziei, którzy plądrowali jego celę i ładowali łupy na wielbłąda. Pospieszył więc, by im pomóc, a nawet pobiegł za nimi, aby dać im jeszcze parę sandałów, które zapomnieli wziąć. O kim można by coś podobnego powiedzieć?

  Wielu przychodziło do Makarego, a on dla każdego znajdował odpowiednie słowa. Ze starych podań dowiadujemy się, że wykopał podziemne przejście od pieczary do swej celi. Do niej uciekał wówczas, kiedy jego samot­ność była zagrożona. Jednakże to podziemne przejście jest tak samo mało znaczące jak jego charyzmat uzdrawiania czy dar proroctwa. W jasnym świetle błyszczy przede wszystkim jego działalność duszpasterska, własne do­świadczenia nauczyły go bowiem zrozumienia dla ludzkich słabości. Ponieważ Makary prze­zwyciężył własną przeszłość, umiał również pomóc innym, jak to uczynić. Jego pokuta przyniosła owoce, a przy tym nie było w niej nic z postawy egocentrycznej.

  Żywot eremity pełen wyrzeczeń i uświęca­nia siebie Makary wiódł przez niemal sześć­dziesiąt lat. Zmarł, będąc już starcem, z powo­du choroby.  O okolicznościach jego śmierci posiadamy jedynie skąpe informacje. Jego po­deszły wiek świadczy jednak o tym, że asceza nie niszczy zdrowia. Jego życie przypada na cały IV wiek i dlatego Makary należy do tych świadków, którzy po prostu nie ulegli ducho­wi czasu, lecz przyczynili się do zwycięstwa pierwotnego ducha chrześcijaństwa. Pokuto­wał za grzechy swego wieku. I to było jego niezwykłe osiągnięcie.

  Makary zostawił po sobie pięćdziesiąt Homi­lii duchowych. Przez długi czas uważano je za dokument wiele mówiący o nim samym. Aż do ostatnich lat badacze byli przekonani o autentyczności dzieła. Obecnie podważa się tę opi­nię, ba, pojawiło się sporo zastrzeżeń i w świe­cie naukowym mówi się raczej, iż autorem tych tekstów był Pseudo-Makary. Czyżby więc po­stać Makarego była dana współczesnym histo­rykom tak plastycznie, że z całą naukową pew­nością mogą stwierdzić: to powiedział ten oj­ciec pustyni, a tamtego nie mógł powiedzieć? Problem autorstwa Homilii duchowych przywo­łuje pełne dowcipu powiedzenie Bernarda Shawa, że dzieła Shakespeare'a nie zostały napisa­ne przez niego samego, lecz przez kogoś inne­go, kto nazywał się Shakespeare! Irlandzki pi­sarz tym bon motem wyśmiewa niepoważną ten­dencję nowoczesnej krytyki, która w swym za­ślepieniu dochodzi do zupełnie bezowocnych rezultatów. Dość powiedzieć,  że nieszczęsna dyskusja wokół autentyczności Homilii ducho­wych doprowadziła do tego, że przestano inte­resować się samym Makarym. Do czasu nim rozgorzał ów akademicki spór zajmowano się mnichem i jego dziełem, później zaś o nim zapomniano, tak jak to było z Dionizym Areopagitą. Uważam osobiście, że wyniki prac nauko­wych są tylko wtedy wartościowe, jeśli ożywia­ją jakąś postać, a nie wtedy, kiedy ją trwale usuwają w cień. Nie jest sprawą najważniejszą, czy Homilie Makarego zostały napisane przez niego samego, czy też powstały w kręgu jego uczniów. Ważne jest jedynie to, że obecny jest w nich duch pokutniczego życia pustelników, gdyż ukazują duchowość ojca życia mniszego i jako takie są wiekopomnym testamentem.

  Podniosłość stylu dawnego pasterza nie po­winna dziwić, ponieważ Makary nie pozostał na poziomie mentalnym egipskiego wieśnia­ka. Oprócz wykształcenia, jakie z pewnością odebrał, istnieje jeszcze coś takiego jak du­chowy wzrost, często o wiele bardziej istotny, a ten u naszego eremity wyraźnie widzimy. Miał naturę wizjonera, który życie wypełnił modlitwą. Dopowiedzmy jeszcze i to, że nie tylko z Bogiem rozmawia się na pustyni, zaś gdy chodzi o sprawy duchowe, nawet tam do­świadcza się wzrostu.

  Wywody Makarego, choć utrzymane w pro­stej formie, charakteryzuje obrazowy sposób myślenia,  nagłe  olśnienia i  niezwykłe  sfor­mułowania.   W   swych   Homiliach   wspomina o stopniach duchowego wzrostu: „Mówimy - powiada Makary - że istnieje wiele poziomów, różnic   i   stopni   w  tym   samym   królestwie i w  tym  samym  piekle".  Według  niego  ci wszyscy, którzy sądzą, że „jest jedno króle­stwo i jedno piekło, i że nie ma w nich grada­cji, są w błędzie". W tekstach nie stwierdza się jakiegoś ścisłego podziału, brak również wewnętrznego porządku,  co przemawiałoby za tym, że autorem ich jest kaznodzieja. Najróżnorodniejsze myśli stoją tuż obok siebie i dlatego wyczuwa się, że Homilii tych nie pi­sał literat. Powtórzenia zaś wskazują, że były to kazania naprawdę wygłoszone, a nie tylko rozmyślania ujęte w formę kazań, że były to rzeczywiście mowy, które powstały pod wpły­wem filozofii stoickiej. Ówczesne czasy były przepojone myślą stoicką. Dlaczego nie miał­by jej  przejąć bez jakichkolwiek zastrzeżeń Makary? Doskonale odpowiadały jego zamie­rzeniom i dlatego też legły u podstaw jego chrześcijańskiego przepowiadania.

  Choć fascynowała go myśl stoików, żył jed­nak Pismem Świętym. Zawsze miał przed oczyma Jezusa Chrystusa. Wiedział bowiem, że człowiek potrzebuje pomocy Pana. „Nie możesz być zbawiony bez Jezusa", pisał. Ży­cie chrześcijanina, podkreślał, całkowicie zale­ży od krzyża Chrystusa. Znał prawdę, że ciało jest blisko duszy, „lecz jeszcze bliżej niej jest Pan. On przychodzi - uczył Makary - otwiera zamknięte drzwi serca i obdarowuje nas nie­biańskim bogactwem". Mógł znieść trudy pokutniczego życia na pustyni tylko dzięki po­mocy Chrystusa, utrzymywał więc z Nim ży­wy kontakt. „On jest wszędzie - pisał - pod ziemią, w niebiosach, a także w nas; krótko mówiąc, jest wszędzie."

  Chrystus był dla Makarego lekarzem duszy. Co więcej, stanowił także centrum jego myśli, dlatego w swych tekstach ten mnich zajmuje się przeważnie postępowaniem Chrystusa. To tłumaczy, dlaczego fakt bycia chrześcijaninem traktował z całą powagą. „Chrześcijanie wzię­ci są ze świata", notował, i muszą odznaczać się „właściwą proporcją łagodności i surowo­ści, mądrości i umiejętności rozróżniania". Bycie chrześcijaninem było dla Makarego kosztowaniem Mądrości, jej jedzeniem i pi­ciem. „Wierzący - czytamy w jednej z homilii - musi prosić Boga o zmianę myśli na drodze przeobrażenia serca. To powinno sprawić, że gorycz stanie się słodyczą."

  Chrześcijańskie na wskroś życie, jakie pro­wadził Makary, pozwoliło mu mocno zaakcen­tować godność ludzką. Pustelnik mówił z na­ciskiem o wielkiej godności, którą chrześcija­nin przewyższa wszystkie stworzenia! Wprost pytał swych czytelników: „Czy nie zastana­wiając się nad tym, poznasz swe szlachec­two?". Niejednokrotnie przy tym upominał słuchaczy, aby przypatrzyć się wnikliwie swej godności. Powiedział nawet: „Człowiek zosta­nie ubóstwiony". Godność ludzka bierze się zaś stąd, że człowiek jest bratem Chrystusa, a ludzkość oblubienicą niebieskiego Oblubień­ca. Oczywiście, z tą godnością związana jest pokora, która jest dla Makarego swoistym znamieniem chrześcijaństwa. „Pokorny - za­uważa nasz mnich - nigdy nie upadnie. Z ja­kiej wysokości mógłby zresztą spaść, skoro stoi niżej niż wszyscy inni." Ta tajemnica chrześcijaństwa jest obca światu, ale Makary w nią wniknął. To dlatego tak pragnął być po­kornym i samego siebie uważać za nic.

   Bezustannie mówił przy tym o duszy chrze­ścijanina. Jest ona „wspaniałym, dostojnym i cudownym stworzeniem, pięknym podo­bieństwem i obrazem Boga". Nieśmiertelna dusza zajmowała go dniem i nocą. Według niego jest ona inteligentnym, obdarzonym bo­gactwem wszelkich zdolności, dostojnym, cu­downym stworzeniem Boga. Mimo że posiada w sobie światło Boga, najczęściej ludzkie ser­ce jest dla niej grobem. Niemniej daleki był od pesymizmu: „Bóg - mawiał - kruszy ogrom­nie ciężkie kamienie, które przygniatają du­szę, otwiera grobowce, budzi tych, którzy rze­czywiście umarli, a uwięzione dusze wyzwala z mrocznych lochów". Gdy słucha się opo­wiadania o Adamie, nie powinno się pozwolić, by myśl zajmowała się czymś innym, lecz je­dynie trzeba nam uznać, że nasze własne wnę­trze jest tak samo zranione. Oto ludzka dusza stoi pośrodku dwóch istot, jest małym naczy­niem, a przecież mieszkają w niej smoki i peł­ne jadu zwierzęta, mnóstwo w niej krętych i wyboistych dróg, nawet przepaści, lecz rów­nież Bóg mieszka w niej i aniołowie. Mimo to dusza wciąż zagrożona jest przez zło. Zła zaś nie opanuje ten, kogo stać tylko na pewne ak­ty wyrzeczenia, ponieważ zło kryje się w samym duchu. „Wyrzeczenie się zła - uczył więc Makary - nie jest jeszcze doskonałością. Mu­sisz raczej wedrzeć się do swego splamionego ducha i zabić węża, który we wnętrzu twego ducha i w głębinach twych myśli, w tak zwa­nych komorach i komnatach, czyha, aby zadać ci śmierć. Zgubą bowiem jest twoje serce." To jedno zadanie! Pierwsze, drugie polegało - według Makarego - na wejrzeniu we własną duszę i odkryciu tam Boga, aniołów i króle­stwa niebieskiego.

  Te doświadczenia skłoniły Makarego do te­go, aby mówić o walce wewnętrznej. To głów­ny jego temat. Ciągle więc podkreśla, że trze­ba walczyć i prowadzić wojnę również z my­ślami. Od czytelników swych Homilii nie­ustannie domaga się podjęcia tych zadań i wy­ruszenia w bój przeciwko ukrytym myślom. „Bitwa, którą toczy człowiek, musi rozegrać się w myślach", powiada. Nie ma pokuty bez walki, a pokuta to nic innego jak walka we­wnętrzna. Cel osiąga się dopiero po wielu la­tach zmagań, prowadzonych z wielką cierpli­wością. Osiągnąć zbawienie nie jest sprawą łatwą, a już w ogóle nie samą przez się zrozu­miałą. Makary należał do tych chrześcijan, którzy byli świadomi konieczności tej duchowej walki i ją podjęli. I bynajmniej nie chodzi­ło mu o to, by walczyć po to tylko, by walczyć, lecz przez tę walkę „w jednym duchu zjedno­czyć się z Panem".

  Pisał: „Tego stopnia dusza nie może osią­gnąć od razu i bez przygotowania. Dopiero poprzez wiele prób i pokus dusza wreszcie wzrasta i postępuje w tym wzroście aż osią­gnie cel doskonałości - opanowanie siebie". Co więcej, w wewnętrznej walce chrześcijanin musi być nieustępliwy, jest tego świadom Ma­kary, który niestrudzenie przypomina: „Duszę czeka straszliwa walka".

  Walka duchowa zajmuje w Homiliach Maka­rego miejsce centralne, dlatego wysoko ceni ascezę. Nie można sobie bez niej wyobrazić życia pustelnika. Należą zaś do niej wyrzecze­nia. Życie ascetyczne - to życie w prawdzie, zaś ascetyczny czyn rozumu - to wiara. Po­siąść swoją duszę może tylko ten chrześcija­nin, który uwolni się od rzeczy tego świata. Ktoś taki „musi wyrzec się wszystkiego, usu­nąć wszystkie materialne, ziemskie przeszko­dy, wyzwolić się od cielesnej miłości, od przy­wiązania do rodziców i krewnych". Nie kro­cząc po tej krętej i wąskiej drodze, nie można dojść, zauważa nasz mnich, do miasta świę­tych.
  Makary zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że asceza nie jest sprawą czysto zewnętrzną, lecz że do jej istoty należy wewnętrzne umar­twienie. Dlatego też jego asceza nie była prze­sadna, zachowywał w niej umiar, ale był zda­nia, że oczyszczanie siebie - to uświęcanie. „Czasami nawet święci Pańscy zasiadają w te­atrze i przypatrują się ułudzie świata. Jednak­że ich wewnętrzny człowiek - pisał - rozmawia z Bogiem wtedy, gdy wydaje się, że ich ze­wnętrzny człowiek obserwuje zdarzenia dzie­jące się w świecie." Oderwanie się od spraw ziemskich służy zatem wyłącznie temu, aby wejść w sferę tego, co boskie.

  Do ascezy Makary zaliczał również cierpie­nia z powodu prześladowań, prawda bowiem musi być prześladowana. Celem ascezy jest opanowanie wszelkich namiętności. I to oznaczało dla Makarego osiągnięcie doskona­łości. Opanowanie namiętności - to prawdzi­wy spokój duszy. „Dlatego chrześcijanie mu­szą nieustannie czuwać. Nie wolno im też ni­kogo osądzać, ani ulicznicy, ani rozpustników, lecz raczej wszystkim powinni przyglą­dać się spojrzeniem niewinnym i czystym. Nikogo nie wolno im poniżać, nikogo osądzać, do nikogo nie wolno im czuć wstrętu. To wszystko powinno zaś stać się niejako ich drugą naturą."

 Ten ascetyczny mnich ostrzega chrześcija­nina również przed wszelką żądzą sławy, któ­ra niechybnie zastawi na niego sidła i zakłóci wewnętrzną harmonię. „Jeśli kochasz sławę - zauważa Makary - chcesz, by cię chwalono, szukasz pokrzepienia, to zboczyłeś z właści­wej drogi. Wszak musisz zostać ukrzyżowany razem z Ukrzyżowanym."

  W rzeczy samej, jak uważają niektórzy uczeni, Makary reprezentuje pobożność mi­styczną. Asceza u Makarego nie była bowiem celem samym w sobie, ale służyła celowi wyż­szemu. Jego pokuta nie była też bezowocną udręką. Dążył do ponownego zjednoczenia się z Bogiem. I na to położył główny nacisk. Du­sza musi powrócić do swego Stwórcy nie do­piero w wieczności, lecz już tu na ziemi, teraz. Tylko w ten sposób człowiek staje się panem swego życia. Makary był więc mistykiem i po św. Janie, i św. Pawle należy do najstarszych mistyków chrześcijaństwa. Dla niego mistyka to uwieńczenie pokuty. Tym bardziej że jest zainteresowany mistyką praktyczną, a nie spekulatywną. To dlatego zmiana sposobu myśle­nia, której dokonał Makary, polega na mi­stycznym wzniesieniu myśli do Boga, dzięki czemu dane mu było oglądać niestworzoną Światłość.

  Nauki Makarego odbijały się głośnym echem. I to nie tylko w Egipcie, gdzie współ­cześni z podziwu nadali mu przydomek Wiel­ki i gdzie wielu ostrzegał, by nie dali się po­rwać przez płytkie i zwodnicze nurty ówcze­snego świata, lecz pokutowali za grzechy swo­je i innych. Oddziaływanie jego sięga do po­czątków czasów nowożytnych, a nawet poza nie, bo zauważalne jest w Kościele ewangelic­kim, gdzie doprowadziło do powstania „pro­testanckiej Tebaidy". Johann Arndt, twórca „prawdziwego chrześcijaństwa" uczył się na pamięć całych homilii Makarego. Gottfried Arnold czuł się zaś wobec tego oświeconego eremity do tego stopnia zobowiązany, że po­wierzył mu się i wyznaczył honorowe miejsce pod „chmurą świadków". Przy tym nie po­przestawał na zapewnieniach o miłości do Makarego, lecz przetłumaczył jego Homilie na język niemiecki. Według Arnolda czytelnik tych tekstów „zostanie oderwany od niepo­trzebnej paplaniny tego świata i skierowany ku niebu, i jeśli tylko rzeczywiście troszczy się o swe szczęście, nie znajdzie tak łatwo po Pi­śmie Świętym innej wspanialszej wskazówki danej w mocy Ducha Świętego". Makary ro­zumiał, że prostaczkom należy przybliżyć ro­zumienie najgłębszych tajemnic. Dlatego Ar­nold żałował, że ten tak drogocenny klejnot, jakim są Homilie Makarego, jest tak mało zna­ny. Nie byłoby na miejscu mówić na ten temat zbyt wiele, zakończymy więc zdaniem, które Arnold umieścił w epilogu tłumaczenia Homi­lii Makarego: „Drogi Czytelniku, po zapozna­niu się z tymi świadectwami zastanów się chwilę i wniknij w swe serce. Zachowaj mil­czenie i patrz, co budzi się w twej duszy".

Walter Nigg, Księga pokutników 1[Maria Magdalena, Makary Wielki, Małgorzata z Kortony, Savonarola, tytuł oryginału: Buch der Büßer, przełożyła: Violetta Hoffmann-Zdrojewska, PROMIC- Wydawnictwo księży Marianów MIC, Warszawa 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.