czwartek, 29 lutego 2024

Douglas Reed - koniec Lorda Northcliffea


    Przez trzy lata po Konferencji Pokojowej z 1919 roku trwały prace nad planem organizacji wojsk brytyjskich w Palestynie i uzasadnieniem ich obecności zadaniem honorowej misji, która w gruncie rzeczy miała charakter zamachu. Ten nieskoń­czenie zawikłany problem został sprawnie rozwiązany. Z zachowanych świadectw wyłania się wstrząsający obraz tajnych, niegodziwych mani­pulacji mocarstw. Wraz z praktyką udoskonalały się metody wywierania „nieodpartej presji na politykę międzynarodową".

   Po uznaniu pretensji syjonistów do Palestyny przez Konferencję Poko­jową (i równoczesnym zignorowaniu zasymilowanych Żydów zachodnich, których przedstawicielem był Sylvain Lewi), następny krok uczyniono na konferencji w San Remo w 1920 roku, gdzie zwycięskie mocarstwa zebrały się w celu rozczłonkowania pobitego Imperium Tureckiego. Konferencja ta zaakceptowała przebiegły koncept Weizmanna z 1915 roku - przejęcia Palestyny jako „mandatu" pod administrację brytyjską.

    Prawdziwa natura tego przedsięwzięcia poczęła wychodzić na jaw i wzbudzać coraz głośniejsze protesty. Mimo to, Balfour zapewnił Weizmanna, że „nie należy przywiązywać do nich wagi, gdyż na pewno nie wpłyną one na definitywnie ustaloną politykę".

    Owo zagadkowe stwierdzenie, często później się powtarzające, zakłada, że w tej jedynej kwestii polityka nie powinna, nie może i nie zmieni się nigdy, bez względu na interesy narodowe, honor czy inne imponderabilia. Nie znam innego wypadku, kiedy to zasady polityki państwowej oparte byłyby na niewzruszonym kanonie ignorującym interesy państwowe i opinię publiczną. W San Remo Lloyda George'a niepokoiła możliwość „zamrożenia" inicjatywy pokojowej przed osią­gnięciem skrytego celu i powiedział Weizmannowi: „Niech pan nie traci czasu. Dziś świat jest jak Bałtyk przed zamarznięciem. Teraz jeszcze jest w ruchu. Ale gdy zamarznie, będziecie musieli przebijać lód głową i czekać na drugą odwilż"1. Gdyby Lloyd George rzekł „drugą wojnę", miałby rację i prawdopodobnie ją miał na myśli, mówiąc o „odwilży". W takich okolicznościach konferencja San Remo „zatwierdziła Deklara­cję Balfoura i decyzję powierzenia mandatu Wielkiej Brytanii". Stąd już jeden krok dzielił syjonistów od osiągnięcia celu, sprzedania wynalazku „mandatów" Lidze Narodów, która miała uzurpować sobie prawo ich nadawania, i „ratyfikować" ten szczególny mandat.

    Jak zobaczymy, stało się to w 1922 roku, choć w międzyczasie ze­rwała się burza protestów ze strony wszystkich bezpośrednio zaangażo­wanych w tę sprawę rządów i społeczeństw. Za promowanie tej polityki odpowiedzialne były trzy siły: kierujący nią syjoniści z Rosji, wysoko uplasowani filosemici, których Weizmann „nienawidził", lecz używał, masy sentymentalnych liberałów, zjadliwie przedstawionych w Protoko­łach. Przeciw niej powstała autorytatywna, wyrobiona opinia publicz­na w tak wielkiej masie, że gdyby chodziło tu o jakąś inną sprawę nie angażującą tajnych „administratorów", upadłaby ona szybko. Powszechny protest był tak wielki, że zanim przejdziemy do jego opisu, musimy usys­tematyzować go w punktach: Protestowali: (1) Arabowie w Palestynie, (2) Żydzi palestyńscy, (3) główny przywódca syjonistyczny w Ameryce, oraz antysyjonistycznie nastawieni Żydzi w Ameryce i w Anglii, (4) brytyjscy urzędnicy i żołnierze w Palestynie, (5) brytyjscy i amerykańscy eksperci, (6) większa część prasy, niepodporządkowana jeszcze konspiratorom.

(1) Dzięki znajomości Tory Arabowie od początku wiedzieli, co ich czeka. Gdy na Konferencji Pokojowej Weizmann oświadczył: „Naszym mandatem jest Biblia", Arabowie znali dobrze „Boga Żydów" wraz ze jego obietnicami pogromów i kar: „Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją posiąść, usunie liczne narody przed tobą (...) siedem narodów liczniej­szych i potężniejszych od ciebie. Pan, Bóg twój, oddaje tobie, a ty je wytępisz, obłożysz je klątwą, nie zawrzesz z nimi przymierza i nie okażesz im litości".

   Dla Arabów więc syjonizm i jego poparcie przez Zachód oznaczały czekającą ich masową eksterminację na mocy Prawa ustanowionego dwa i pół tysiąca lat wcześniej (Potwierdziły to wydarzenia roku 1948). W 1945 roku król Ibn Saud powiedział prezydentowi Rooseveltowi: „Potrzebne wam były dwie wojny światowe, aby się przekonać o tym, co my wiedzieliśmy od dwu tysięcy lat". Czyny potwierdziły, że intencje te miały być dosłownym spełnieniem „ustaw i przykazań". Co znamienne, nawet antysyjonistycznie nastawieni Żydzi nie przypuszczali przed fak­tem, że to „spełnienie" może się okazać dosłowne. W 1933 roku Bernard J. Brown słusznie przytoczył wyżej wspomniany ustęp jako źródło obaw Arabów, pisząc: „Ciemni Arabowie oczywiście nie są w stanie zrozumieć, że nowoczesny Żyd nie bierze Biblii tak dosłownie, aby powodować się okrucieństwem względem swoich sąsiadów, lecz podejrzewają Żydów o powoływanie się na ich historyczne prawa do Palestyny na podstawie autorytetu Biblii, którą sami przyjmują za objawioną prawdę". (Brown, mieszkający w Chicago, nie znał Chazarów).

    W 1920 roku Arabowie nie wierzyli w oficjalne zapewnienia De­klaracji Balfoura o zabezpieczeniu ich „praw obywatelskich i religijnych" ani w oficjalne gwarancje zawarte w Czternastu Punktach Wilsona, zapew­niające im „niekwestionowane bezpieczeństwo życia" i „absolutną szansę autonomicznego rozwoju". Jeśli nawet nie wiedzieli, mogli odgadnąć, że panowie Balfour, Lloyd George i Wilson potajemnie przyrzekli już Pale­stynę syjonistom. Znając Torę, nie mogli również uwierzyć oficjalnemu oświadczeniu Winstona Churchilla z 1922 roku (był on wtedy sekretarzem do spraw Kolonii): „Nieoficjalnie twierdzi się, że celem zamierzeń jest utworzenie wyłącznie żydowskiej Palestyny. Używa się w nich sformuło­wań wskazujących, że «Palestyna ma się stać tak żydowską, jak Anglia jest angielską» (bezpośrednia reprymenda pod adresem Weizmanna). Rząd Jego Królewskiej Mości uważa podobne sugestie za niepraktyczne i nie ma takich zamiarów. Nigdy też nie rozważał możliwości wyginięcia czy zniewolenia ludności arabskiej, jej języka i kultury w Palestynie" (jako premier podczas II wojny światowej, a potem jako przywódca opozycji, Churchill udzielił poparcia procesowi, który zdementował powyżej).

(2) Miejscowe społeczeństwo żydowskie w Palestynie (kompletnie zignorowane w tych poczynaniach) było nastawione zdecydowanie antysyjonistycznie. Spośród syjonistów i popierających ich zachodnich polityków jedynie Weizmann miał jakie takie kontakty z tymi tubylczymi Żydami, odwiedziwszy raz czy dwa Palestynę. Jak powiada, większość jego kolegów syjonistów rosyjskich nic o nich nie wiedziała. Dopiero w latach 1919-1922 przywódcy syjonistyczni odkryli, że Żydzi palestyńscy uważają ich za „pogan, bezbożników, ignorantów i wrogów". Weizmann (który jak zwykle twierdził, że działa dla ich dobra: pragnęliśmy jedynie polepszyć i zmodernizować warunki, w jakich żyją) był „wstrząśnięty odkryciem, jak daleko od nich odbiegliśmy". Zbył ich lekceważącym epitetem „sta­rych pierników", którzy w irytujący sposób bombardują organizacje ży­dowskie w Ameryce listami, w „dziewięćdziesięciu procentach" wrogimi syjonizmowi. (Co charakterystyczne, Weizmann znał treść tych listów dzięki brytyjskiemu cenzorowi, który bezprawnie mu je pokazywał). Politycy z Paryża i San Remo ignorowali te protesty tubylczych arabskich i żydowskich mieszkańców Palestyny.

(3)  W 1919 roku Louis Brandeis odwiedził Palestynę, będącą od dwudziestu lat przedmiotem jego obudzonych zainteresowań ju­daizmem. Spotkanie z nieznanym krajem z miejsca go rozczarowało i uznał, że „niesłuszne byłoby popierać imigrację do niego". Usilnie zalecał ograniczenie akcji Światowej Organizacji Syjonistycznej, a na­wet jej zaniechanie - jej przyszła działalność powinna sprowadzać się do budowania „żydowskiej ojczyzny" przez oddzielne stowarzyszenia syjonistyczne w różnych krajach. 


Byłby to więc rodzaj „ośrodka kultu­ralnego" w Palestynie, zawierającego uniwersytet i akademie oraz więcej osiedli rolniczych, zapewniającego ułatwienie imigracji dla umiarkowanej liczby Żydów, pragnących z własnej woli przyjechać do tego kraju.

  Koncept ten, odrzucający utworzenie oddzielnego narodu żydowskie­go w postaci państwa, uznany został za zdradę. Według Weizmanna re­prezentował on odrodzenie się dawnego rozłamu pomiędzy „wschodem" a „zachodem", pomiędzy Ostjuden a emancypowanymi Żydami Zachodu, pomiędzy „Waszyngtonem" a „Pińskiem" (nazwisko Leona Pinskera, autora sformułowania presja międzynarodowa, nie jest przypadkowe).

   Rosyjscy syjoniści obalili Brandeisa równie łatwo, jak w 1903-1904 roku Herzla. Propozycję swą Brandeis przedstawił na Kongresie Amerykańskich Syjonistów w Cleveland w 1922 roku. Oponujący mu Weizmann domagał się utworzenia „funduszu narodowego" (finanso­wanego przez przymusowe składki członków organizacji syjonistycznych na rzecz samozwańczego rządu narodu żydowskiego) i ustanowienia „budżetu narodowego". Pozycja Brandeisa była równie słaba, jak Herz­la w 1903 roku - mocarstwa zachodnie zaangażowane były w sprawę syjonistów rosyjskich. Kongres, „wybrany" przez jedną dziesiątą Żydów amerykańskich, poparł Weizmanna i zignorował Brandeisa.

(4)  Brytyjscy żołnierze i urzędnicy stali przed zadaniem niemoż­liwym do zrealizowania. Stanowili oni zespół najlepiej zorientowanych i doświadczonych administratorów kolonialnych w historii i słuchali ostrzeżeń, jakie podpowiadał im instynkt i doświadczenie. Potrafili sprawiedliwie zarządzać powierzonym im krajem w imieniu jego miesz­kańców. Wiedzieli, że niemożliwe jest sprawiedliwie rządzić krajem ani utrzymać go w spokoju, narzucając mu obcych imigrantów i zmuszając miejscową ludność do ich tolerowania. Jej protesty również zaczęły napły­wać do Londynu, lecz tak samo były ignorowane, jak dziś trzydzieści lat później. Arabowie od początku odgadli gorzką prawdę i już w 1920 roku zaczęli stawiać opór wszelkimi możliwymi środkami, organizując rozruchy i powstania. Nie zaprzestali ich do dzisiaj i nie zaprzestaną, do­póki wyrządzona im krzywda nie zostanie naprawiona lub nie zostaną ostatecznie ujarzmieni przemocą oręża.

(5) Współczesny historyk może się zastanawiać, w jakim celu pre­zydent Wilson i Lloyd George wysyłali komisje do przefrymarczonego przez siebie kraju w sytuacji, gdy „czołowi politycy" (określenie Weizman-na) w Londynie i Nowym Jorku zdecydowani byli na zasadzenie syjoni­zmu w Palestynie bez względu na koszty, protesty, opinię publiczną czy zdrowy rozsądek. Jeśli spodziewali się od ich raportów zachęty (w rodza­ju rady sir Henryego o „miesiącach słoty"), zawiedli się, gdyż członkowie komisji po prostu potwierdzili wcześniejsze opinie Arabów, miejscowych Żydów palestyńskich i administracji brytyjskiej. W 1919 roku Komisja King-Crane ustanowiona przez prezydenta Wilsona, stwierdziła, że „sy­joniści mają na celu praktycznie kompletne wyzucie z posiadłości obec­nych nieżydowskich mieszkańców Palestyny". Zdaniem Komisji miało to nastąpić „drogą różnych form wykupu", lecz przesłuchiwani przez nią oficerowie brytyjscy, mający większe doświadczenie, słusznie twierdzili, że „program syjonistyczny może być osiągnięty jedynie przemocą zbroj­ną". Komisja Haycrafta mianowana przez Lloyda George'a w 1921 roku stwierdziła, że „prawdziwym źródłem problemów rozpoczynających się w Palestynie jest usprawiedliwione przekonanie Arabów, że syjoniści zamierzają ustanowić swą dominację w Palestynie".

6)  Największą przeszkodą dla ambicji syjonistycznych okazały się rzeczowe reportaże prasy o wydarzeniach w Palestynie oraz niechęt­ne syjonizmowi komentarze artykułów wstępnych. Do czasu wybuchu I wojny światowej rząd amerykański i rząd brytyjski nie zaszły jeszcze tak daleko, aby nie liczyć się z rzetelnie informowaną przez prasę opinią publiczną. Skorumpowanie prasy (przewidziane przez Protokoły) poczęło się z wprowadzeniem cenzury podczas wojny. Wzrost znaczenia kierow­niczej władzy zakulisowej ujawnił się w sprawach pułkownika Reping-tona, pana H.A. Gwynne i pana Roberta Wiltona w latach 1917-1918. Doświadczeni korespondenci byli zmuszeni zrezygnować, lub zająć się pisaniem książek, ponieważ ich reportaże były ignorowane, gubione lub zatrzymywane. Redaktor publikujący rzeczowy reportaż bez poddania go cenzurze był karany.

    W latach 1919-1922 cenzura ustępowała, a prasa, całkiem natu­ralnie, powracała do praktyki rzetelnego informowania o faktach i ich komentowania. Permanentne przywrócenie zasad dawnej krytyki polityki państwowej przez prasę położyłoby niewątpliwie kres projektom syjo­nistów, które nie utrzymałyby się przy ujawnieniu ich opinii publicznej. Dlatego też w przełomowym momencie przed „ratyfikacją" mandatu cała przyszłość syjonizmu zależała od stłumienia nieprzyjaznych gazet. W tej właśnie krytycznej chwili zaszedł incydent ilustrujący skuteczny przykład takiej akcji. Z uwagi zarówno na swe przyszłe skutki, jak i swą niezwykłość, wydarzenie to (stanowiące tytuł niniejszego rozdziału) zasługuje na bardziej szczegółowe omówienie.

    W zamierzeniach konspiratorów (używam tego słowa za przykładem Weizmanna i pułkownika House'a) Anglia w owym okresie zajmowała po­czesne miejsce, a jej bardzo wpływowym przedstawicielem był energiczny lord NorthclifFe. Urodzony jako Alfred Harmsworth, postawny mężczyzna z napomadowanym napoleońskim loczkiem, był właścicielem dwóch najbardziej poczytnych dzienników, kilku innych magazynów i czasopism i - co najważniejsze - głównym udziałowcem najbardziej wpływowe­go w owym czasie pisma na świecie, londyńskiego „Timesa". Miał więc codzienny bezpośredni dostęp do milionów czytelników, a z natury był także - mimo żyłki do interesów - znakomitym redaktorem, odważnym, przebojowym i patriotycznym. W sprawach, które lansował lub popierał, miał czasem rację, a czasem jej nie miał, lecz był niezależny i nieprzekup-ny. Przypominał nieco amerykańskiego Randolfa Hearsta i pułkownika Roberta McCormicka - w tym sensie, że używał różnych sposobów dla zwiększenia cyrkulacji swych gazet, lecz nigdy w konfrontacji z interesem narodu, nie tolerował bluźnierstwa, sprośności, oszczerstw i akcji wywro­towych. Nie dawał się zastraszyć i był potęgą w swoim kraju.

   Lord Northcliffe dwukrotnie naraził się konspiratorom z Rosji. Z jego inicjatywy w maju 1920 roku „Times" opublikował wspomnia­ny wyżej artykuł o Protokołach Mędrców Syjonu. Był on zatytułowany Niebezpieczeństwo żydowskie. Niepokojący pamflet. Wezwanie do dochodzenia. W konkluzji stwierdzał: „Bardzo pożądane jest zbadanie tych rzekomych dokumentów i ich historii (...) czyż mamy bez wyjaśnienia zbyć tę sprawę i pozwolić na bezkrytyczny rozgłos tego rodzaju dzieła?"

Potem, w 1922 roku, lord Northcliffe odwiedził Palestynę w to­warzystwie dziennikarza, J.M.N. Jeffrieśa (którego książka Realia Pale­styny4 ciągle jest klasycznym dokumentem tego okresu). Stanowili oni parę całkiem różną od redaktorów „Timesa" i „Manchester Guardian", którzy w Anglii pisali artykuły wstępne o Palestynie w konsultacji z przy­wódcą syjonistycznym Weizmannem. Będąc na miejscu, lord Northcliffe doszedł do tego samego wniosku, co inni, niezależni badacze Pisał-„Uważam, że zagwarantowaliśmy Palestynę jako dom dla Żydów bez należytego zastanowienia, pomijając fakt, że mieszka tam siedemset tysięcy Arabów, właścicieli tego kraju (...). Wydaje się, że Żydzi przeko­nani są o powszechnym poparciu, a nawet entuzjazmie społeczeństwa angielskiego dla sprawy syjonizmu, powiedziałem im, że tak nie jest i że nie powinni nadużywać naszej cierpliwości potajemnym sprowadzaniem broni do walki z siedmiuset tysiącami Arabów (...). Zanosi się na poważne kłopoty w Palestynie (...) tutaj ludzie boją się mówić Żydom prawdę (...). Usłyszeli jej część ode mnie". 

Stwierdzając prawdę, lord Northcliffe zgrzeszył dwukrotnie: raz już wkroczył na wzbroniony teren, domagając się „dochodzenia" w sprawie Protokołów. Co więcej, był w stanie ogłosić prawdę w swej masowo czytanej prasie, przez co dla konspiratorów stał się niebezpiecznym człowiekiem. Napotkał na przeszkodę w postaci Wickhama Steeda, który był redaktorem „Timesa" i według relacji Weizmanna - zwolennikiem syjonizmu.

   W rozgrywce tej lordowi Northcliffe brakowało jednego atutu. Prawdę o Palestynie chciał ogłosić szczególnie w „Timesie", lecz był jedy­nie jego głównym, a nie wyłącznym właścicielem. Stąd serie artykułów o Palestynie pojawiły się w jego własnych gazetach, lecz „Times" odmówił ich publikacji. Sam Wickham Steed, choć wysuwał tak ważkie propo­zycje co do przyszłości Palestyny, wzbraniał się ją odwiedzić i odmówił zamieszczenia opinii przeciwstawnej sprawie syjonizmu.

   Powyższe fakty, jak i te które nastąpią, zrelacjonowane są (z zadzi­wiającą szczerością) w Oficjalnej historii „Timesa" (z 1952 roku), tej pracy Wickham Steed „uchylił" się od propozycji lorda r-towarzyszenia mu w podróży do Palestyny, odnotowuje „brak reakcji" Wickhama Steeda na telegraficzne życzenie 1 thcliffea zamieszczenia „artykułu wstępnego, atakującego Balfoura wobec syjonizmu".

  Czytelnik powinien teraz zwrócić szczególną uwagę  na daty.

  W maju 1920 roku, z inicjatywy lorda Northcliffe, pojawił się w „Timesie" artykuł o Protokołach. Na początku 1922 roku lord odwiedził Palestynę i napisał serię artykułów wspomnianych wyżej. 26 lutego 1922 roku, gdy prośba jego została zignorowana przez Steeda, opuścił Palestynę. Na konferencji redaktorskiej w dniu 2 marca 1922 roku lord Northcliffe rozdrażniony postawą opornego redaktora, skrytykował ostro jego politykę edytorską. Domagał się jego ustąpienia i był zaskoczony, że mimo otwartej nagany Wickham Steed ciągle pozostaje na stanowisku re­daktora. Zamiast zrezygnować, redaktor postanowił „zasięgnąć opinii prawnika, co do trybu dymisji niezgodnej z prawem". W tym celu zwrócił się do specjalnego doradcy prawnego lorda Northcliffa (w dniu 7 marca 1922 roku), który poinformował go, że lord Northcliffe jest „nienormal­ny", „niezdolny do pracy" i, sądząc z jego wyglądu, „długo nie pożyje", po czym doradził redaktorowi „pozostanie na swoim stanowisku"! Redaktor pojechał do Francji, aby w Pau spotkać się z lordem Northcliffeem i tam, uznawszy, że lord Northcliffe jest nienormalny (31 marca 1922 roku), poinformował dyrektora „Timesa" o „szaleństwie" lorda Northcliffe’a.

    Skoro sugestia o szaleństwie wysunięta została przez redaktora, którego lord Northcliffe chciał usunąć, należałoby także wziąć pod uwa­gę opinie innych. 3 maja 1922 roku lord Northcliffe był w Londynie na pożegnalnym obiedzie na cześć odchodzącego redaktora swojej gazety i był w doskonałej formie. 11 maja 1922 roku wygłosił „świetne i rzeczowe" przemówienie na zebraniu Imperialnego Związku Prasy, gdzie „więk­szość uczestników słyszących o jego „nienormalności", przekonała się, że jest w błędzie". Kilka dni później lord Northcliffe wysłał naczelnemu dyrektorowi „Timesa" telegraficzne polecenie zdymisjonowania redakto­ra. Dyrektor naczelny nie dopatrzył się niczego „nienormalnego" w tym poleceniu i nie „wyraził żadnych obaw co do zdrowia Northcliffea". Inny dyrektor, który go wtedy widział, „uznał go za równie zdrowego, jak on sam, w zachowaniu i wyglądzie Northcliffea nie zauważył nic nie­zwykłego" (24 maja 1922 roku).

   8 czerwca 1922 roku, będący w Boulogne lord Northcliffe zapro­sił Wickhama Steeda na spotkanie w Paryżu. Gdy spotkali się tam 11 czerwca 1922 roku, lord Northcliffe oznajmił Steedowi, że sam ma zamiar przejąć redakcję „Timesa". 12 czerwca 1922 roku całe towarzystwo udało się do Evian-les-Bains. W drodze na granicy szwajcarskiej Wickham Steed po kryjomu wprowadził do pociągu lekarza. Po przyjeździe do Szwajcarii wezwany został anonimowy „świetny francuski specjalista chorób nerwowych", który tego samego wieczoru uznał lorda Northcliffe a za „niepoczytalnego". Na mocy tego orzeczenia Wickham Steed wysłał do Londynu depeszę nakazującą „Timesowi" ignorować polecenia lorda Nortcliffea i nie publikować żadnych jego artykułów. Steed 18 czerw­ca wyjechał, aby nigdy już nie spotkać się z lordem Northcliffeem. Gdy 18 czerwca 1922 roku lord Northcliffe powrócił do Londynu, został prak­tycznie odsunięty od kontroli, a nawet odcięty od łączności ze swoimi przedsiębiorstwami (szczególnie z „Timesem" - odłączono mu telefon). Kierownik postawił przed drzwiami jego pokoju wartę policyjną, unie­możliwiając mu wizytę w biurze „Timesa", w razie, gdyby udało mu się tam dotrzeć. Zgodnie z relacją Oficjalnej historii, wszystko to odbyło się na mocy zaświadczenia wydanego w obcym kraju (Szwajcarii) przez anonimowego (francuskiego) lekarza. Lord Northcliffe umarł 14 sierpnia 1922 roku. Przyczyną jego śmierci w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat było, jak ustalono, wrzodowe zapalenie wsierdzia. Po nabożeństwie pochowany został w Westminster Abbey, żegnany przez znaczne grono redaktorów.

    Tak wygląda historia, którą wygrzebałem z oficjalnej publikacji. W tamtych czasach, poza małym kręgiem osób, była ona w ogóle nie­znana, ujrzała światło dzienne dopiero trzydzieści lat później w Oficjalnej historii. Gdyby opublikowano ją w 1922 roku, na pewno wywołałaby mnóstwo pytań. Wątpię, czy istnieje gdziekolwiek podobny precedens usunięcia potężnego, bogatego, zdrowego człowieka w tak tajemniczych okolicznościach.

    W tym miejscu po raz pierwszy występuję jako naoczny świadek opisywanych wydarzeń. W wojnie 1914-1918 byłem jedynie jednym z nieświadomych milionów uczestników, a prawdę o niej odkryłem wiele lat później. W 1922 roku znalazłem się chwilowo w tym zamkniętym krę­gu, choć nie będąc jego członkiem. Patrząc wstecz, widzę siebie zdanego na wyłączne towarzystwo lorda Northcliffea (który miał wkrótce umrzeć), nic nie wiedziałem o syjonizmie, Palestynie, Protokołach i o wielu innych sprawach, w których on zabierał głos. Być może, moje świadectwo warte jest uwagi - nie mnie o tym sądzić.

Za: Douglas Reed, Strategia Syjonu. Nieznana historia Narodu Wybranego, tytuł oryginału: The Controvery of Zion, tom 1, nie podano tłumacza, Wydawnictwo „Wektory”, Bielany Wrocławskie, Wrocław 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.