niedziela, 25 lutego 2024

Badania nad wścieklizną: historia naukowego oszustwa

(...)

"Chciwość, władza i kontrola
 

Wszelkie barwne przepisy nakazujące obowiązkowe szczepienie na wściekliznę psów, są wynikiem działania niektórych grup interesów. Przede wszystkim chodzi o lekarzy weterynarii oraz miejscową biurokrację. Jakie są tego przyczyny? Chciwość, władza i kontrola.

Lekarze weterynarii otrzymują duży odsetek z zysku ze sprzedaży szczepionek podawanych w swoich gabinetach. Średnio szczepionki kosztują od 30 (szczepienie na wściekliznę) do 100 złotych (szczepionka wieloskładnikowa) za dawkę. Dlatego też dopóki lobby lekarzy weterynarii będzie wspierać barwny przepis nakazujący coroczne szczepienie przeciwko wściekliźnie, dopóty pieniądze będą zasilać ich kieszenie. Z czegoś przecież muszą żyć. Ponieważ nie ma możliwości porównania regionów, gdzie nie szczepi się np. psów z regionami z wysoką wyszczepialnością, nie jesteśmy w stanie zweryfikować skuteczności takich szczepień.

Towarzystwa weterynaryjne, współpracując z innymi grupami i politykami w terenie, są wynagradzani wysokim prestiżem i pozycją zawodową w społeczności. Przecież chronimy cię przed zachorowaniem na wściekliznę – powiedzą – bez względu na to, czy tak choroba istnieje, czy nie. Z kolei politycy i urzędnicy samorządu terytorialnego korzystają z uprawnień wynikających z większej kontroli nad naszym życiem, wzbogacając przy okazji skarb publiczny opłatami i karami pieniężnymi, sprawiając przy tym wrażenie, że samorząd robi coś z populacją zwierząt, chorobami i zagrożeniami dla społeczeństwa. Stąd od czasu do czasu pojawiające się tabliczki o zagrożeniu wścieklizną. Ciemny lud trzeba trzymać w ryzach. Przy tej okazji odstraszy się też potencjalnych kłusowników i zachowa więcej zwierzyny na odstrzał dla uprzywilejowanych grup, które stać na tę rozrywkę.

O panującej w krajach trzeciego świata wściekliźnie, gdzie nie szczepi się zwierząt, a umieralność na tę chorobę jest rzekomo bardzo wysoka, co jakiś czas informują nas agencje informacyjne. Czy któryś z dziennikarzy pofatygował się choć raz, żeby sprawdzić te dramatyczne doniesienia?

Właśnie podsycany przez media i ludowe przekazy paraliżujący strach przed „bestią z lasu” – nasz lęk pierwotny – powoduje, że nikt nie pyta, o co w tym wszystkim chodzi.


Działania niepożądane po szczepieniu przeciwko wściekliźnie
 

Jak wynika z danych WHO, istnieją trzy główne typy szczepionek przeciwko wściekliźnie przeznaczonych dla ludzi:

1) Szczepionki zawierające tkanki mózgowe zwierzęce

– Szczepionka z wirusem wścieklizny inaktywowanym fenolem lub BPL(beta-propiolaktonem), na podłożu z materiału pobranego od owcy lub kozy albo z mózgu. Szczepionka zawiera tkanki nerwowe i jest stosowana w Azji i Afryce;

– Szczepionka z wirusem wścieklizny inaktywowanym BPL na podłożu z mózgu oseska myszy, ze zmniejszoną zawartością mieliny. Używana jest w Południowej Ameryce.

2) Ptasie szczepionki, wykorzystujące jako podłoże embrion kaczki są inaktywowane przez beta-propiolakton i oczyszczane poprzez ultrawirowanie. Szczepionka taka jest stosowana w Europie.

3) Szczepionki z hodowli komórkowych

– Szczepionka produkowana w hodowlach ludzkich komórek diploidalnych (HDCV) hodowana jest na ludzkim fibroblastie, inaktywowana beta propiolaktonem i stosowana głównie w Europie i USA;
– Szczepionka produkowana z pierwotnych komórek nerki chomika (primary hamster kidney cells – PHKC) jest hodowana na komórkach nerki chomika, inaktywowana formaliną; produkuje się ją i używa w Rosji, niektórych krajach WNP i Chinach.
– Oczyszczona hodowla komórek zarodkowych piskląt (PCEC) jest inaktywowana przez beta-propiolakton, oczyszczona przez ultrawirowanie i jest sprzedawana od wielu lat w Europie i w Stanach Zjednoczonych;
– Oczyszczona szczepionka przeciwko wściekliźnie Vero (PVRV), hodowana na komórkach Vero, inaktywowana beta-propiolaktonem i oczyszczana przez ultrawirowanie; licencjonowana we Francji
– Szczepionka przeciwko wirusowi wścieklizny (RVA), w której używa się szczep Kissling wirusa wścieklizny, zaadaptowany do diploidalnej komórki fibroblastów płucnych płodu rezusa, inaktywowany b-propiolaktonem i zawierający fosforan glinu

Jak podają źródła medyczne szczepionki zawierające tkanki mózgowe zwierzęce, tj. pierwszego typu (używane w Afryce, Azji i Ameryce Południowej) wywołują ciężkie zdarzenia niepożądane. Dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w eksperymentach Pasteura.

Pacjent może cierpieć na poważną i często śmiertelną chorobę po szczepionce na bazie tkanki nerwowej. Wypadki te dzieli się na dwa typy: wścieklizna wywołana szczepionką oraz wypadki neuroparalityczne (w obu chodzi o to samo), które stanowią największe zagrożenie ze strony szczepień przeciwko wściekliźnie. Wszystkie typy szczepionek zawierających dorosłe ssacze tkanki nerwowe wykazują podobne zdolności do wywoływania reakcji neuroparalitycznych. Reakcje neuroparalityczne zwykle rozwijają się między 13 a 15 dniem leczenia i mogą przyjmować jedną z trzech następujących form:

Typ Landry. W tym typie wypadku pacjent szybko staje się gorączkowy i cierpi na plecy. Migotliwy porażenie nóg zaczyna się i w ciągu jednego dnia ramiona stają się sparaliżowane. Później paraliż rozprzestrzenia się na twarz, język i inne mięśnie. Wskaźnik śmiertelności wynosi około 30%; w pozostałych 70% odzysk zwykle występuje szybko.

Typ Dorsolumbar – zapalenie rdzenia kręgowego. Pacjent może być gorączkowy i czuć się słaby, z porażeniem kończyn dolnych, zmniejszoną wrażliwością i zaburzeniami zwieracza. Umieralność nie przekracza 5%.

Zapalenie nerwu – czasowy paraliż nerwu twarzy, oczu, językowo–gardłowego, okoruchowego lub nerwu błędnego."


Strach przed bestią


Wścieklizna jest dziś uznawana za niebezpieczną wirusową chorobę zakaźną niektórych ssaków, mogącą przenieść się na człowieka. Cechuje ją znaczne podniecenie i agresja („wściekłość”). Wściekliznę nazywa się też wodowstrętem lub hydrofobią (z łac.), co jest odbiciem jednego z objawów choroby, mianowicie mimowolnych skurczów mięśni na widok lub sam dźwięk wody.

Popularny w czasach Louisa Pasteura – odkrywcy szczepionki na tę chorobę – horror związany z wścieklizną nie miał żadnych podstaw w statystykach, ani znaczenia dla demografii, ponieważ hydrofobia była bardzo rzadka u ludzi. Tuż przed wynalezieniem tej „cudownej szczepionki” śmiertelność we Francji oficjalnie nie przekraczała 50 osób rocznie. Pomimo tak sporadycznego występowania, wścieklizna od dawna zajmowała szczególne miejsce w ludowych przekazach. Aż do czasów AIDS była ucieleśnieniem tajemniczej i przerażającej choroby, a jej typowym nosicielem miał być najlepszy przyjaciel człowieka. Hydrofobia od czasów średniowiecznych powiązana była z ludowym wyobrażeniem bestii, choroby związanej z demonami (teoria miazmatu).

W dawnych czasach, jak odnotowano w zapiskach dostępnych w starych bibliotekach, pocałunek króla miał leczyć wściekliznę. Później odkryto, że kawałek królewskiego ubrania może być równie skuteczny. Wierzono też, że „kamień szaleństwa”, stosowany w miejscu ugryzienia, „wyciągał szaleństwo”. Natomiast fragment „sierści psa, który nas ugryzł” powinien zostać przeżuty, połknięty lub zawiązany na ranie.

Badania nad wścieklizną

W 1881 r. chemik Louis Pasteur ogłosił, że odkrył metodę przenoszenia wścieklizny pomiędzy zwierzętami. Mianowicie w sterylnych warunkach pobrał zawartość czaszki zwierzęcia uznanego za chore na wściekliznę, a następnie wstrzykiwał ją przez dziurę wydrążoną w czaszce zdrowego psa bezpośrednio na powierzchnię mózgu. Przyznam, że to dość osobliwa metoda udowadniania zarażenia daną chorobą. W dodatku uciekająca się do okrutnej wiwisekcji, nie uwzględniającej traumy zwierzęcia, na którym przeprowadza się tortury. Takie zabijanie uznawane jest do dziś przez wirusologów jako bezpośredni dowód na istnienie danego wirusa, zdolności replikacji oraz jego izolacji. Gdyby Pasteur pobrał tkankę od każdego innego (zdrowego) zwierzęcia, efekt byłby zapewne ten sam.

Nigdy jednak nie wydzielił w swoich badaniach nad „wirusem” odpowiednich grup kontrolnych, aby się o tym przekonać.

Inną techniką „zarażania” chorobą było dożylne wstrzyknięcie tego samego materiału. Jednak w przeciwieństwie do wyżej przedstawionej wewnątrzczaszkowej iniekcji, tutaj wirus wywoływał wściekliznę w formie „paraliżu”, a nie „szaleństwa”. Jak się to ma do 3 postulatu Kocha (drobnoustrój wyodrębniony od chorej osoby, po wprowadzeniu do ludzi lub zwierząt musi wywołać tę samą!! chorobę) nie mam pojęcia. Idźmy dalej. (...)

Mit wielkiego bohatera, czyli jak góra urodziła mysz

Mit wielkiego bohatera narodowego, a dziś całej ludzkości, Pasteur zawdzięczał w swoich czasach głównie francuskiemu nacjonalizmowi. Jego koledzy z Akademii Nauk mówili wręcz, że jego szczepionka na wściekliznę „przydaje najwybitniejszy połysk naszemu krajowi” oraz że data jej publicznego zaprezentowania 26 października 1885 r. będzie „na zawsze chwalebna dla francuskiej nauki.”

Badania Pasteura nad wścieklizną pozostawiły ponadczasowe etyczne dylematy. Idąc za amerykańskim Centers for Disease Control and Prevention (CDC), od 1977 r. zanotowano tylko trzy przypadki wyleczenia z symptomów wścieklizny. Z drugiej strony jest ona niezwykle rzadka u ludzi, zwłaszcza w uprzemysłowionych krajach. Co więcej, wścieklizna nie jest chorobą zakaźną w klasycznym rozumieniu tego słowa, czyli nie przenosi się z człowieka na człowieka. Z powyższych powodów nie znajduje się usprawiedliwienia dla ryzyka powikłań poszczepiennych czy gwałcenia integralności cielesnej poprzez przymusową immunizację, w przeciwieństwie do innych obowiązkowych szczepień. Tutaj stosuje się je tylko wtedy, gdy dojdzie do pogryzienia człowieka przez zwierzę z potwierdzoną wścieklizną. Tak więc uznaje się za Pasteurem, że potencjalne (nieudowodnione) korzyści ze szczepienia odniesie jedynie osoba, wobec której je zastosowano, a nie jak w przypadku innych chorób – cała społeczność. Jednak koncepcja ta stoi całkowicie w sprzeczności z promowaną do dziś przez świat nauki teorią zakaźną chorób, wywodzącą się z dawnej teorii miazmatycznej.

Jeśli szczepionka Pasteura nie była zwyczajnym środkiem zapobiegawczym, za który uważa się szczepionki na inne choroby, trudno też uznać ją za zwyczajną metodę terapii. Nie wiemy bowiem czy niesie ona jakiekolwiek potencjalne korzyści dla osoby zaszczepionej. Skoro bowiem dla osoby z objawami wścieklizny szczepienie nie odnosi żadnego skutku, a z drugiej strony nigdy nie potrafimy przewidzieć czy zdrowa osoba, pogryziona przez zwierzę w ogóle zachoruje, a do tego dochodzi kwestia niepewności diagnostycznej, sytuacja zaczyna się mocno komplikować. Szczepionka miała według Pasteura zawdzięczać swoje cudowne właściwości dziwnie długiemu okresowi inkubacji wścieklizny, w którym to po ugryzieniu dany osobnik miał czas na uodpornienie.

Teoria Pasteura jest swoistym paradoksem i nie da się jej ani potwierdzić, ani obalić bez przeprowadzenia skrupulatnych eksperymentów z zachowaniem kontroli. Z całą pewnością jednak można na niej zarobić, czego przykładem jest osobista kariera tego słynnego naukowca.

Czytaj cały bardzo ciekawy artykuł

Badania nad wścieklizną: historia naukowego oszustwa →


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.