Strażnik trzyma go silnie za ramię, jakby się obawiał, że ucieknie. Ale dokąd mógłby uciec? Stoi za bramą, parę metrów od areny Koloseum. Wokół niego dziesiątki tysięcy ludzi krzyczą, śmieją się, klaszczą – cały ten zgiełk dobiega zniekształcony do ciemnego, zimnego korytarza, gdzie czeka na dopełnienie się losu. Znalazł się w gigantycznej pułapce, z której nie ma ucieczki. Byłoby lepiej, gdyby ktoś ugodził go teraz śmiertelnie mieczem. Ale nikt tego nie zrobi. Umrze w strasznych cierpieniach, żywcem pożarty przez bestie. Aż dotąd czuł, że rezygnacja owładnęła nim całkowicie. Od momentu, w którym sędziowie wydali na niego wyrok, wszystko potoczyło się samo, jak dobrze naoliwione koła. Strażnicy wyprowadzili go z sali sądowej, wsadzili na wóz i zawieźli do więzienia. Mijani po drodze ludzie lżyli go i opluwali, rzucali w niego kamieniami i ekskrementami. Miał mętlik w głowie, gorączkowo szukał w myślach ratunku. Ale było już za późno. Bezwzględna machina sprawiedliwości pchała go ku przepaści i on nie mógł temu przeszkodzić.
Zdaje sobie sprawę, że upokorzenie jest elementem kary. Sam widział wiele razy, jak prowadzono skazańców wśród tłumu ludzi, którzy im złorzeczyli, szydzili z nich i obrzucali kamieniami. Zresztą, on robił to samo. Teraz znalazł się po drugiej stronie i doskonale wie, jaki będzie jego koniec. W ostatnich dniach przygotowywał się na śmierć, ale teraz, kiedy jest od niej o krok, zaczęła go ogarniać panika i bezgraniczna rozpacz. Oddycha z trudem, twarz mu przeraźliwie zbladła, brama zamykająca wejście rzuca na niego cień w kształcie więziennej kraty. Ma na sobie tylko krótką spódniczkę ze zgrzebnego płótna. Strażnik zauważył zmianę w jego zachowaniu i jeszcze mocniej ścisnął go za ramię. Ma długie doświadczenie ze skazańcami i wie, że przyszła najtrudniejsza chwila.
Wyrok brzmiał: damnatio ad bestias. Gdy go usłyszał, doznał szoku. A przecież mógł się tego spodziewać. Przez długie lata uprawiał lichwę, przekupstwo i dopuszczał się różnych innych łajdactw, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Z czasem więc utwierdził się w przekonaniu, że pozostanie bezkarny. Uwierzył, że może przechytrzyć system, który sprowadził go w kajdanach do Rzymu z Afryki Północnej, z terenu dzisiejszej Algierii, gdzie się urodził. Przez wiele lat był niewolnikiem, ale kiedy odzyskał wolność, rozpoczął „karierę”. Za jego sprawą wiele rodzin znalazło się z dnia na dzień na bruku. Pożyczał pieniądze na lichwiarski procent i zawsze skrupulatnie ściągał należności. Ileż to razy dłużnicy błagali go o litość, o przedłużenie terminu spłaty! Ale on był bezwzględny, zawsze odmawiał i odczuwał przy tym prawdziwą przyjemność. Może był to dla niego rodzaj rekompensaty za lata cierpień i upokorzeń. Stał się cyniczny i brutalny, kto nie płacił, najpierw dostawał cięgi, a potem pozbywał się (za sprawą skorumpowanych urzędników) swoich dóbr, które dzielili między siebie lichwiarz i jego wspólnicy. Córki i żony dłużników często spłacały raty własnym ciałem. Fortuna mu sprzyjała – miał pieniądze, urządzał uczty, na które zapraszał ważne persony. Myślał, że zajdzie wysoko. Aż pewnego ranka wszystko się skończyło.
Wygadał się jeden ze wspólników, urzędnik państwowy, i to wystarczyło. Przyszli po niego nad ranem. Przy świetle pochodni zaprowadzili go do więzienia, tam został przesłuchany. Ofiary zaczęły mówić. Nie wszystkie, niektórym wstyd na to nie pozwolił, ale i tak na podstawie zebranych zeznań powstał bogaty akt oskarżenia z opisem nikczemności, jakich wyzwoleniec dopuścił się w stosunku do obywateli rzymskich. Wyrok nie mógł być inny. I teraz stoi tutaj z drżącymi kolanami, na chwilę przed spotkaniem ze śmiercią.
Strażnik odstąpił o krok, jego miejsce zajęło dwóch mężczyzn ubranych w coś w rodzaju kombinezonu z grubej skóry. Głowy mają zabezpieczone skórzanymi kapturami z hełmem w środku. Z wyglądu przypominają islandzkich rybaków. To posługacze pracujący na arenie przy egzekucjach, niewolnicy, których zadaniem jest podsunąć skazańca zwierzęciu. Ich okrycia, z plamami zaschniętej krwi, to stroje ochronne. Od środka są wywatowane niczym rękawice treserów psów obronnych.
Nagle brama otwiera się i gwałtownie pchnięty przez posługacza skazaniec wpada na arenę. W pierwszej chwili nic nie widzi, oślepia go ostre słońce. Nie może zakryć oczu, bo ręce ma związane za plecami. Krzyki widzów też docierają do niego słabe, jakby z daleka. Tyle razy widział tę scenę, ale nigdy nie pomyślał, że któregoś dnia on sam znajdzie się pośrodku areny.
Dwaj kaci popychają go, zmuszając do biegu. Zanim jeszcze otworzyła się brama, porozumieli się wzrokiem, wybierając taki właśnie początek widowiska. Trochę po to, by przyciągnąć uwagę widzów, a trochę – by ich rozbawić. W ciągu długich lat wygodnego, dostatniego życia wyzwoleniec obrósł tłuszczem, toteż widok tego niezgrabnego grubasa z wybałuszonymi ze strachu oczami, któremu trzęsie się brzuch przy każdym kroku, wywołał burzę śmiechu i gwizdów na trybunach. Wśród publiczności są jego ofiary, niektóre krzyczą, dając upust złości za lata upokorzeń, inne siedzą w milczeniu.
Poganiacze i skazaniec zwolnili, zbliżają się do ogromnego lwa z ciemną grzywą. Przypadek chciał, że zwierzę przybyło z tych samych stron co jego ofiara. Lew nie po raz pierwszy ma okazję posilić się na arenie, ale zdaje się ociągać. Jeden z posługaczy kłuje go długą żerdzią, na co lew wzdryga się gwałtownie i ryczy ostrzegawczo. Ukłuty ponownie, rusza zdecydowanie na swoją ofiarę. Przy każdym kroku jego żelazne mięśnie wibrują pod skórą.
Człowiek stojący na arenie widzi nadchodzącą śmierć. Lwy mają ogromne łby, lecz jeszcze bardziej przerażające jest twarde i bezlitosne spojrzenie ich żółtych oczu.
Skazaniec krzyknął straszliwie i zatrzymał się w miejscu, cały zesztywniały. Ale posługacze nie mogą pozwolić na bezruch. Jeden łapie mężczyznę za kędzierzawe włosy i podtyka jego głowę lwu, jakby na przynętę. Drugi popycha go do przodu, napierając na jego plecy, jakby to były zamknięte drzwi, a on miał za zadanie nie dopuścić, żeby ktoś je otworzył z drugiej strony. Głowę chronioną grubym kapturem trzyma przy tym spuszczoną, jest przygotowany na uderzenie.
Kroki lwa są teraz szybsze, ale wciąż tak samo bezgłośne. Skazaniec znowu krzyczy, w ostatniej chwili zamyka oczy i odwraca głowę. Widownia zamiera w momencie, gdy lew odrywa się od ziemi i wykonuje długi skok.
Potem wszystko dokonało się błyskawicznie. Posługacze oderwali się od więźnia i uciekli. Błysnęły białe zęby lwa, skazaniec poczuł na twarzy gorący oddech zwierzęcia i zaraz potem upadł na ziemię pod jego ciężarem. Na trybunach wybuchła euforia, widowisko zrobiło się makabryczne. Lew wbił zęby głęboko w okolice szczęki człowieka, krusząc kość policzkową i część kości czołowej. Jednym szarpnięciem wyrwał mu pół twarzy, policzek razem z nosem i okiem. Pozostała zakrwawiona maska. Widzowie siedzący najbliżej wzdrygnęli się ze wstrętu, tym bardziej że człowiek bez twarzy żył jeszcze, krzyczał i wierzgał nogami. Lew przytrzymywał go łapą, wbiwszy pazury w klatkę piersiową i patrzył na wiwatujące tłumy, stojąc z zakrwawioną paszczą i rozstawionymi nogami, jakby czekał na sygnał do dalszego działania. Ponowne dźgnięcie żerdzią posługacza dało mu impuls do zakończenia dzieła, jakby chciał wziąć na leżącym człowieku odwet za doznany ból. Złapał go zębami za szyję i zaczął szarpać. Skazaniec przestał się ruszać, ma złamany kark, głowa jest nienaturalnie wykręcona. Ostatni skurcz nóg oznacza koniec jego egzystencji. Lew zaczyna rozpruwać brzuch ofiary.
Ciekawostka
Śmierć jako widowisko
Widowisko, w jakim przed chwilą uczestniczyliśmy, było popularne w całym Imperium. Nasuwa się pytanie, czy Rzymianie byli potworami, jak to się czasem słyszy. Przy szukaniu odpowiedzi należy pamiętać o dwóch rzeczach. Przede wszystkim o tym, w jakich czasach żyli. Takie panowały wtedy obyczaje. Etruskowie składali ofiary z ludzi. Celtowie, tak ostatnio modni, mieli zwyczaj odcinać głowy zabitych wrogów (także innych Galów) i przybijać je w domu do ściany jako trofeum. Głowy szczególnie odważnych przeciwników balsamowali olejem cedrowym i przechowywali przez kilka pokoleń. Ludzkie głowy i czaszki wieszali nad bramami do osiedli i przechowywali w sanktuariach (na przykład w Entremont). W Marsylii, w muzeum Borély można oglądać kamienny portyk celtyckiego sanktuarium w Roquepertuse na południu Francji, ozdobiony ludzkimi czaszkami umocowanymi w specjalnych niszach.
Mniej więcej w tej samej epoce w Chinach kariera żołnierza zależała od tego, ile głów odciął zabitym przez siebie wrogom (by sprawę uprościć, jako dowód przedstawiał pary obciętych uszu). W Ameryce Środkowej Aztekowie podczas krwawych rytuałów ofiarowywali bogom jeńców wojennych. I tak dalej, i tak dalej.
Krótko mówiąc, Rzymianie byli dziećmi swoich czasów, żyli w świecie bardzo różnym od naszego. Koloseum stanowiło miejsce publicznych egzekucji, takie samo jak te, które jeszcze do niedawna funkcjonowały w naszej kulturze. We Francji mieli gilotynę, w Anglii szubienicę. Egzekucji dokonywano publicznie, miała być między innymi przestrogą dla widzów. W Rzymie w czasach Państwa Kościelnego istniało kilka miejsc publicznych egzekucji, w każdym dokonywano ich w inny sposób. Na Campo dei Fiori heretyków palono na stosie, na Zatybrzu przestępcom odcinano dłonie, na moście prowadzącym do Zamku Anioła wieszano ich na szubienicy lub ścinano im głowy. Na Piazza del Popolo egzekucje stanowiły często element zabawy karnawałowej i miały szczególnie okrutny charakter: skazanego zatłukiwano na śmierć młotkiem. Od 1826 roku działała gilotyna, którą uważano za bardziej humanitarną. I to wszystko działo się w czasach o wiele nam bliższych niż te, o których opowiadamy w tej książce.
Jedno trzeba przyznać: Rzymianie wymyślili coś, na co nikt przed nimi nie wpadł – zrobili z męczarni widowisko. Jego współczesnym odpowiednikiem są programy telewizyjne, w których wykorzystuje się filmowe nagrania prawdziwych wypadków drogowych czy pościgów zakończonych śmiercią. Cierpienie lub śmierć są w nich widowiskiem, a krew podnosi oglądalność.
A czy filmy fabularne ze scenami przemocy, strzelaniny i śmierci, które można zobaczyć w telewizji o każdej porze dnia i nocy, nie są porównywalne z widowiskami w Koloseum?
Widowiska na starożytnych arenach odbywały się według różnych scenariuszy. Niektóre z nich były prawdziwie makabryczne. Śmierć, której opis przeczytaliśmy przed chwilą, należała do tych najzwyklejszych. Skazaniec mógł na przykład zostać przywiązany do słupa osadzonego na platformie małego, dwukołowego wózka i „podany” na nim zwierzęciu. Bryzgi krwi realistycznie ukazane na mozaikach przedstawiających te sceny świadczą o tym, że egzekucja przekształcała się w prawdziwą jatkę.
Widzowie oczekiwali zawsze jakichś niespodzianek i organizatorzy robili wszystko, by ich zadowolić. Inscenizowali na przykład żywe obrazy o tematyce historycznej lub mitologicznej, ze specjalnie na tę okazję ustawionymi dekoracjami i ze skazańcami w roli głównej. Swetoniusz opisał scenę, w której wcielony w Ikara skazaniec próbował latać, ale wzniósłszy się nieco, spadł zaraz i roztrzaskał się na arenie, obryzgując krwią samego Nerona.
Zachowały się przekazy o nieszczęśnikach zmuszanych do powtórzenia gestu Mucjusza Scewoli, który włożył rękę do ognia, albo do autokastracji wzorem bożka Attisa bądź o innych, których przywiązywano do obracającego się płonącego koła, każąc im cierpieć jak mityczny Iksjon.
Marcjalis opowiada, że dla uświetnienia uroczystości otwarcia Koloseum wybrano mit o Orfeuszu, który rozpaczając po śmierci Eurydyki, potrafił swoim śpiewem ułagodzić dzikie bestie. Zamiast niego, pośród skał, drzew i zwierząt, wynurzających się spod ziemi (to jeden z wielu efektów specjalnych, jakimi zaskakiwano publiczność), znalazł się na arenie skazaniec, któremu jednak nie udało się obłaskawić dzikich bestii i, jak napisał Marcjalis, ku radości widzów „niewdzięczny niedźwiedź rozerwał śpiewaka na kawałki”.
Inną widowiskową egzekucję zainspirował mit o Prometeuszu, który wykradł dla ludzi ogień i za karę został z woli bogów przykuty do skały, a przylatujący codziennie orzeł wyżerał mu wątrobę. Tak też skazańca rozszarpał niedźwiedź sprowadzony z Kaledonii, czyli z dzisiejszej Szkocji.
Niemniej okrutny los spotkał kobietę, którą, jako mityczną Pazyfae, umieszczono wewnątrz drewnianej krowy, by mogła zostać zgwałcona przez prawdziwego byka, ilustrując w ten sposób mit o narodzinach Minotaura. Wiemy, że takie widowiska urządzano wielokrotnie, szczególnie w czasach Tytusa.
Niektóre spektakle z udziałem dzikich zwierząt były pokazem cyrkowej zręczności ludzi, którym przyszło się z nimi zmierzyć. Zamiast zwykłych skazańców występowali w nich akrobaci, którzy, aby uniknąć śmierci, przeskakiwali niedźwiedzie o tyczce, kryli się za obrotowymi drzwiami (podobnymi do używanych dziś w hotelach), przechodzili po chwiejących się rusztowaniach nad rozwścieczonymi bestiami.
Wśród wielu form wykonywania kary śmierci znajdowała się też szczególnie perwersyjna damnatio ad gladium. Był to rodzaj pojedynku na śmierć i życie pary skazańców uzbrojonych w miecz (gladius). Zwycięzca musiał z kolei stawać do walki z następnym skazańcem. I tak dalej, aż wszyscy walczący ponieśli śmierć.
Osobną kategorię widowiskowych egzekucji tworzyły te, w których narzędziem męki był ogień. Urządzano na przykład tańce w płomieniach. Skazańców zmuszano do wkładania ubrań nasączonych łatwopalnymi substancjami, po czym podpalano je i ludzie skazani na okrutną mękę „tańczyli” najpierw z bólu, potem skręcali się w ogniu, a wreszcie umierali spaleni żywcem.
W płomieniach znalazło śmierć wielu chrześcijan za czasów Nerona. Przywiązywano ich za szyje do słupów, żeby uniemożliwić ucieczkę, układano przy nich stos z żywicznego drewna i papirusu podlanego woskiem, który następnie podpalano.
Należy w tym miejscu przypomnieć, że wbrew powszechnym przekonaniom miejscem kaźni chrześcijan za czasów Nerona nie było Koloseum, które powstało dopiero później. Urządzane przez tego cesarza widowiskowe egzekucje pierwszych chrześcijan odbywały się w jego prywatnym cyrku znajdującym się w rejonie dzisiejszego Watykanu. Poddawano ich rozmaitym torturom: okryci skórami dzikich zwierząt ginęli rozszarpywani przez psy, byli przybijani do krzyży, paleni żywcem. Według tradycji w pobliżu cyrku Nerona został ukrzyżowany również apostoł Piotr, tam też znajduje się jego grób i dlatego właśnie tam wzniesiono bazylikę pod jego wezwaniem.
Prześladowania chrześcijan miały miejsce także w późniejszych epokach, natomiast nie zachowała się żadna wzmianka o egzekucjach na arenie Koloseum. Odbywały się one głównie w amfiteatrach rozsianych po całym Imperium.
Alberto Angela
Jeden dzień w starożytnym Rzymie
Życie powszednie, sekrety, ciekawostki
Przekład
Alina Pawłowska-Zampino
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.