Stary biały pies, o oczach niebiesko-zielonych,
Padł na podłogę przy moim biurku.
Nie podniósł głowy, gdy wyrzekłem jego imię.
Gdy zaczął skowytać i jęczeć, zadzwoniłem do lekarza.
Stary biały pies, o oczach niebiesko-zielonych,
Próbował iść, ale nie dawał rady,
Więc wniosłem go do gabinetu
I ułożyłem na zimnym stalowym stole.
Stary biały pies, o oczach niebiesko-zielonych,
Spoglądał w Nicość i zsikał się,
Gdy weterynarz mówił co jest,
I jak humanitarnie postąpić.
Stary biały pies, o oczach niebiesko-zielonych,
Patrzył, jak kiwam głową przyzwalająco.
Trzymałem go za łapę, gdy lekarz wbijał igłę.
Powiedział, że to potrwa tylko kilka minut.
Stary biały pies, o oczach niebiesko-zielonych,
Zmarł w kałuży moczu, z ręki obcego człowieka,
A ja, mięczak, jego pan, patrzyłem i płakałem.
Po wszystkim zdjąłem obrożę i pokuśtykałem na zewnątrz.
Stary biały pies, o oczach niebiesko-zielonych,
Nadal biega przed domem w moich snach,
Ale gdy zbudzony zrywam się z łóżka
I patrzę w ciemność, nie ma go tam.
David Day
[Przeł. Tomasz Marek Sobieraj]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.