Stachura dowiedział się, że w Szwajcarii będzie Krishnamurti. Z imponującą sprawnością i skutecznością załatwia ekspresowo wszystko, co potrzeba (a zabiegów, także formalnych, taka wyprawa wymagała co niemiara) i pod koniec lipca rusza przez Wiedeń do Szwajcarii. Nastrój ma dobry, chwilami euforyczny. Ochłodziwszy się na kąpielisku miejskim w Wiedniu, widokówkę z pozdrowieniami dla Pawłowskiej podpisuje: „Edziu-Śledziu”.
Wyprawa zapowiadała się na dłużej, więc zostawił do dyspozycji Pawłowskiej sporą kwotę. Część pieniędzy dla niej zdeponował u Jerzego Tabora. „Poza tym six thausands jest w Manigocie” – w liście zaszyfrowuje podwójnie miejsce ukrycia tych sześciu tysięcy w mieszkaniu na Rębkowskiej, gdzie teraz przeniosła się Pawłowska.
Spotkanie z Krishnamurtim i jego uczniami przynosi Stachurze ogromny zawód. Jedzie więc do Francji, aby z pomocą przyjaciół przetłumaczyć Fabula rasa na francuski, bo to da możliwość dotarcia do znacznie większej liczby czytelników.
Pawłowska: „Kiedy wrócił z Francji jesienią, był jakoś zmieniony. Wyglądał na wymęczonego podróżą i nie mówił już o niczym innym, tylko o rzeczach dotyczących człowieka-nikt i człowieka-ja. Całe dnie i nieraz noce rozmawialiśmy o tym, czym jest czas, co to znaczy chcieć, czym jest wieczność. Ja starałam się podążać za jego myślą i w pewnym sensie mi się to udawało. We mnie jednak nie dokonała się tak głęboka przemiana i chociaż Edek zaczął nazywać mnie kobietą-nikt, czułam, że to określenie w moim przypadku jest trochę na wyrost”.
W grudniu 1977 roku pojechali do Krynicy. Tylko ośrodek ZAiKS-u był ten sam, reszta – zupełnie niepodobna do poprzedniego pobytu. Stachura całymi godzinami pracował nad apendyksem do Fabula rasa, nie czuł potrzeby korzystania z uroków kurortu. Byli razem, ale jakby na dwóch różnych turnusach. Więc Danuta sama chodziła na długie spacery albo przemierzała kilka razy dziennie krynicką promenadę, zaglądała do pijalni wód, przysiadała w kawiarniach. Kiedy wracała do pokoju, rozmowy bardziej przypominały wykład, niezmiennie o potrzebie bycia uważnym, o samoobserwacji.
Dwudziestego ósmego grudnia 1977 roku Stachura dostaje wiadomość: wczoraj w wypadku samochodowym zginął Jan Czopik-Leżachowski. To jeden z najbliższych mu ludzi. Tak sądziła nie tylko Pawłowska. Stachura przyjmuje informację ze spokojem, który bardziej przypomina obojętność. „Przeraziło mnie to, jak bardzo był tym nieporuszony, tłumaczył mi wszystko za pomocą tych zawiłych logicznych sprzeczności, które są tak widoczne w Fabula rasa, ale ja nie byłam przekonana. Zapytałam go, co by zrobił, gdybym ja umarła, a on odpowiedział, że śmierci nie ma, że jest tylko życie”.
Buty Ikara. Biografia Stachury
Marcin Buchowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.