środa, 21 czerwca 2023

O żydach i bezbożnikach czyli Sprawa Hohmanna


Przeglądając w czytelni czasopism biblioteki uniwersyteckiej stare numery „Znaku”, w numerze z lutego 2011 roku natrafiłem na tekst „Długi cień Hitlera” autorstwa historyka i politologa Arkadiusza Stempina, a w nim na następujące zdanie: „Kiedy chadecki poseł Martin Hohmann w przemówieniu w jednym z heskich prowincjonalnych miasteczek w 2003 roku mówił o Żydach biorących udział w rewolucji bolszewickiej, że należą do narodu oprawców (Tätervolk) został natychmiast zaliczony do antysemitów, a następnie decyzją Angeli Merkel wyrzucony z partii“.

Warto może starą „sprawę Hohmanna“ przypomnieć, ponieważ ukazuje realne mechanizmy życia polityczno-medialnego w Niemczech. 3 października 2003 roku poseł do Bundestagu z ramienia CDU Martin Hohmann wygłosił w swoim okręgu – gmina Neuhof (wschodnia Hesja) przemówienie czy może raczej pogadankę na tematy historyczno-polityczne. Słuchało jej ok. 120 członków lokalnej organizacji partyjnej. Została później opublikowana na stronie internetowej CDU w Neuhof. Pod koniec października rozpoczyna się kampania medialna, czyli, mówiąc dosadniej, medialna nagonka na Hohmanna zainicjowana w programie pierwszym telewizji publicznej przez główne wydanie dziennika telewizyjnego „Tagesschau“ a następnie przez magazyn „Tagesthemen“ na tym samym kanale. „Tageschau” poinformował milionową widownię, że „poseł CDU nazywa Żydów narodem sprawców” – nawiasem mówiąc Stempin określenie Tätervolk przetłumaczył błędnie jako „naród oprawców”, wyostrzając tym samym jego znaczenie. „Oprawca” to dosłownie Schinder; niemieckim odpowiednikiem może być ewentualnie Henker (kat) lub ogólniej Verbrecher, czyli „przestępca” lub „zbrodniarz”. Gdybyśmy tytuł wydanej w 1959 roku książki historyka Hermanna Lutza Verbrechervolk im Herzen Europas?, przełożyli jako Naród oprawców w sercu Europy?, byłoby to dopuszczalne tłumaczenie. Natomiast Täter ( ang. perpetrator) to po polsku nie „oprawca”, lecz „sprawca”, zwykle występujący w parze Täter (sprawca) – Opfer (ofiara).

Do nagonki na reprezentującego katolicko-konserwatywne środowisko w CDU posła – był ostatnim przedstawicielem tego nurtu o tak mocnych, wyrazistych poglądach – włączyły się liczne media prasowe oraz politycy wszystkich partii, łącznie z CDU. Przewodnicząca partii Angela Merkel skarciła posła, jego mowę nazwala „antysemicką”, złożyła wniosek o wykluczenie go z klubu parlamentarnego CDU/CSU, co też się stało, i zapowiedziała jego wykluczenie z partii. Zarząd krajowy CDU w Hesji zastosował się do sugestii przewodniczącej i po przeprowadzeniu partyjnego dochodzenia wyrzucił Hohmanna.

Według Stempina Hohmann „mówił o Żydach biorących udział w rewolucji bolszewickiej, że należą do narodu oprawców [sprawców]”. Nie, wcale tak nie mówił, wystarczy sięgnąć do oryginału, żeby się o tym przekonać. Hohmann rozważał kwestię, czy całkiem liczny udział Żydów w bolszewizmie, ich obecność w Czeka i NKWD upoważnia kogokolwiek do nazywania narodu żydowskiego „narodem sprawców”. I stwierdził wyraźnie, że Żydów, mimo iż ich rodacy brali aktywny udział w zbrodniach bolszewizmu, nie wolno nazywać „narodem sprawców“. Czyli powiedział coś dokładnie odwrotnego niż to, o co oskarżali go dziennikarze i politycy. Inna sprawa, że oskarżenie o „antysemityzm” pojawiło się niejako automatycznie, ponieważ według ideologii panującej już samo tylko, możliwie najdelikatniejsze, napomknięcie, że współtwórca zbrodniczego, bolszewickiego systemu zniewolenia Lew Dawidowicz Trocki urodził się jako  Lejba Bronsztajn,  może zostać poczytane za „antysemityzm”.

Zakładając, że podstawą oskarżenia o „antysemityzm” są dziś pewne przyjęte przez oskarżycieli odpowiednie konwencje semantyczne i regulacje językowe, to oczywiście pogadanka Hohmannaa była „antysemicka”. Jak słusznie zauważył rabin Daniel Lapin, „antyliberalizm” (antylewicowość) przedefiniowano na „antysemityzm”. Cytuję Lapina: „Przyszedł czas, aby oskarżenie o antysemityzm rozpoznać jako to, czym naprawdę jest: bronią polityczną mającą zamknąć usta krytykom liberalizmu [lewicy]”.

Dodajmy jeszcze, że Hohmann podstawowe zło XX wieku upatrywał w „bezbożności” (Gottlosigkeit). Zgodnie z jego diagnozą prawdziwymi sprawcami i „wykonawcami zła” są „bezbożnicy ze swoimi bezbożnymi ideologiami“”. Być może to właśnie tak zdecydowana krytyka „bezbożności” spowodowała, że katolickiego posła napomniał biskup Fuldy; najwidoczniej w przekonaniu biskupa „bezbożność” nie zasługuje na aż tak negatywną ocenę.

Jednakże z drugiej strony, czy poseł nie podważył swojej własnej argumentacji , obciążając pewną kategorię ludzi („bezbożnicy”) zbiorową winą (odpowiedzialnością) za zło? Wszak sam stwierdził dobitnie, że tego typu wnioskowanie jest niedopuszczalne. Czymże jednak bylibyśmy, gdybyśmy nie mieli uprzedzeń na przykład do „bezbożników”? Jakimiś robotami pozbawionymi ludzkich odruchów.

Sprawę Hohmanna następująco podsumował Michael Klonovsky:
Przemówienie, który spowodowało wykluczenie z partii posła CDU Hohmanna, media Republiki Federalnej Niemiec cytowały prawie tak samo tendencyjnie i tak samo wypaczając jego treść jak prasa narodowosocjalistyczna cytowała mowę Tomasza Manna o Ryszardzie Wagnerze, która ostatecznie doprowadziła do pozbawienia go obywatelstwa. Człowiek jakoś się uspokaja, widząc pewne stałe składniki charakteru narodowego.

Tomasz Gabiś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.